sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 10

- Max McCarey? – usłyszałem, gdy szedłem do Sali treningowej. Za około pół godziny miał rozpocząć się mój pierwszy trening z młodymi. Nie powiem, trochę się stresowałem.
Rozejrzałem się w poszukiwaniu źródła głosu i dostrzegłem młodą, na oko siedemnastoletnią Łowczynię, która wyglądała bardzo niepewnie, a w dłoniach trzymała jakieś papiery. Jej chwyt wyglądał bardzo delikatnie, tak jakby bała się, że może uszkodzić dokumenty.
- Tak? – zapytałem, podchodząc do niej.
- Zostałam poproszona, aby ci to przekazać – powiedziała cicho; ewidentnie była speszona. – To są informacje odnośnie misji.
Podziękowałem, biorąc od niej papiery i odszedłem szybko. Nie pozwoliłem jej nawet nic do mnie powiedzieć, więc jeśli miała mi jeszcze coś przekazać, to ma problem. Nie chciałem być niemiły, po prostu nie miałem teraz chęci na jakieś rozkazy, przekazy i inne głupie rzeczy tego typu.
Wyjąłem z kieszeni komórkę, po czym napisałem szybkiego esemesa do Chrisa o treści:
„Przyjdź do mnie po treningu. Misja.”
Udałem się do Sali treningowej. Nikogo tam jeszcze nie było. Nie żeby ktokolwiek mógł tam być, ponieważ oprócz pani dyrektor tylko ja posiadałem klucz do drzwi. Tak jakby odkąd dostałem moją grupę uczniaków, dostałem również własną salę. Z jednej strony to fajne, ale z drugiej... wcale nie chce mi się prowadzić tych treningów. Ja jestem Łowcą! Moim zadaniem jest zabijać wampiry, a nie uczyć innych, jak to się robi.
Sala miała kwadratowy kształt. Przy każdej ścianie stały niskie ławeczki, a po prawej stronie znajdowały się drzwi, które prowadziły do składziku z bronią. Na przeciwko magazynu było duże okno, a na parapecie pod nim dostrzegłem leżący plik kartek. No super, znów trzeba coś czytać. Przyjrzałem się dokładnie, choć niezbyt chętnie, temu czemuś i odkryłem, że są to papiery z wynikami testów sprawnościowych osób należących do mojej grupy treningowej. Świetnie.
Nie potrzebuję tego, pomyślałem, prychając i odrzuciłem to badziewie z powrotem na parapet. Obok odłożyłem dokumenty o misji.
Usiadłem na ławeczce i czekałem. Punktualnie o czasie rozległo się pukanie. Tradycyjnym „proszę” wyraziłem pozwolenie na wejście do środka. Ósemka dzieciuchów władowała się niepewnie do pomieszczenia, rozglądając się dookoła. Zachowywali się trochę jak Liva na wspólnym treningu. W końcu ustawili się spokojnie, a ich wzrok padł na mnie. Wszyscy wytrzeszczyli oczy, jakiś chłopak głośno wciągnął powietrze, a niska dziewczyna pisnęła głośno: „O mój Boże, Max McCarey!”, za co oberwała od innej w ramię.
Wywróciłem oczami i wstałem.
- Witam was, nazywam się Max McCarey. Mogę wiedzieć, skąd bierze się wasze zdziwienie? Wydaje mi się, że grupy miały zostać poinformowane z kim będą trenowały, czy z wami było inaczej?
Popatrzyli na siebie, niepewni czy mogą się odezwać. Pewnie wydałem im się trochę sztywny, ale na pierwszych zajęciach trzeba wprowadzić dyscyplinę. Nie mogłem pozwolić, by banda nastolatków wlazła mi na głowę.
- Zostaliśmy poinformowani – odezwała się w końcu jakaś dziewczyna. To była ta, która wcześniej uderzyła w ramię swoją niską koleżankę. – Po prostu wciąż nie do końca w to wierzyliśmy. Czemu ktoś taki jak pan miałby trenować naszą grupę?
- Taaak – odparłem, przeciągając głoskę. – Mnie też to trochę zastanawia, ale tak zdecydowała pani dyrektor, więc nie miałem nic do gadania. I będziemy musieli razem trenować przez... ile? Dwa lata? Ktoś z was w ogóle wie, ile to ma trwać?
Pokręcili przecząco głowami, lekko przestraszeni.
- No dobra, nie wiem, jak to wygląda u innych, ale ja nie chcę was na razie jakoś męczyć. To wasz pierwszy trening, ja nic o was nie wiem, a wy nic o mnie. Poza tym, nie przejrzałem jeszcze nawet tych dokumentów o was i waszych zdolnościach, bo dopiero dziś do mnie dotarły i nic nie przygotowałem. Pomyślałem sobie, że wy się przedstawicie, powiecie coś o sobie i jeśli macie jakieś pytania, to je zadacie, a potem wszyscy się rozejdziemy. Co sądzicie?
Nikt nie raczył mi jednak odpowiedzieć. Z chwili na chwilę wyglądali na coraz bardziej przerażonych. No bez przesady, czy byłem aż tak straszny?
- Nie bójcie się mnie, przecież was nie zjem – powiedziałem, ale nie wyglądali na pewniejszych siebie.
Przyjrzałem się im, a oni zapewne poczuli się, jakby byli pod rentgenem. Cóż, mieli tak się poczuć. Czas ich czegoś nauczyć, bo zachowują się jak banda niedorozwojów.
- Jak masz na imię? – zawróciłem się do dziewczyny, która jako jedyna dotychczas się odezwała.
- Lisha – mruknęła.
Uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco, a potem poważnie spojrzałem na resztę.
- Pani dyrektor – zacząłem – powiedziała do mnie tak: dostaniesz do wytrenowania grupę czternastolatków, którzy planują zdawać na Licencję. Wiecie, co oznacza zdanie na Licencję?
Grupa pokiwała niepewnie głowami.
- Zadałem pytanie i chciałbym usłyszeć odpowiedź. Usłyszeć – podkreśliłem. – Zatem ponawiam pytanie, czy wiecie, co oznacza zdanie na Licencję?
- Tak – usłyszałem cichy pomruk. Wygląda na to, że jest jakiś postęp.
- Wszyscy dążycie do tego, aby w przyszłości, już niedalekiej, zostać Łowcami. Za jakiś czas, każdy z was podejdzie do najważniejszego testu w życiu, a potem zostaniecie wysłani na misje. Waszym zadaniem będzie bronić niewinne i nieświadome ludzkie dusze, które bardzo często lękają się ciemności. Wy macie zapewnić im bezpieczeństwo, musicie wykazać się siłą i odwagą. Nie możecie się bać. Wiecie, że jesteście grupą zaawansowaną? Myślę, że każdy z was zaliczyłby bezbłędnie większą część zadań, które należy wykonać na teście na Licencję, a co poniektórzy są już gotowi na walkę z wampirami, bo mają odpowiednie umiejętności. Kto z was myśli, że dałby radę? Podnieście ręce, ale tak szczerze. I nie wstydźcie się, nie ma nic złego ani egoistycznego w świadomości posiadania jakichś zdolności.
Przyglądałem się im, aż w końcu kilka osób podniosło ręce. Dokładniej, cztery osoby, nie było wśród nich Lishy. Poczekałem jeszcze chwilę, ale kiedy nic się nie zmieniło, znów się odezwałem:
- Nie chcę niszczyć waszych marzeń, ale jesteście w błędzie. Nikt z was nie dałby sobie rady. No, może poza tobą – dodałem, wskazując na Lishę – ale ty nie podniosłaś ręki. Gdybyście zauważyli wampira, sparaliżowałby was strach. I nie mówię tego na podstawie jakichś przypadków moich znajomych czy swojego własnego. Ja stwierdzam to, patrząc na was i obserwując wasze zachowanie. Boicie się mnie, a ja jestem Łowcą. Łowcy są rodziną, my sobie pomagamy. Jestem ostatnią osobą, której powinniście się obawiać. Od samego początku naszego spotkania odezwała się tylko Lisha, a pozostali patrzą przerażeni i nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Kiedy zadaję wam pytanie, możecie jawnie i głośno wyrazić swoją opinię. Mamy wolność słowa, nikt nie może was oceniać! Macie prawo do własnych przekonań. Ja takowe posiadam i one bardzo często gryzą się z prawami Łowców, ale mam to gdzieś i otwarcie o tym mówię. Wiecie dlaczego?
Zrobiłem przerwę, przyglądając się im. Znów cisza.
- Bo się nie boję. Rozumiem, że możecie unikać spotkania z wampirami, macie tylko czternaście lat, ale, pamiętajcie, mówcie swobodnie.
Wyglądali na jeszcze bardziej przerażeni niż na samym początku. Zerkali na mnie z lekkim przestrachem i nikt nie kwapił się, aby cokolwiek powiedzieć. No i po co ja się produkowałem z tą cała przemową?
- Czy ktoś z was chciałby coś powiedzieć? – zapytałem. Może teraz będzie im łatwiej.
Rękę podniosła niska dziewczyna stojąca obok Lishy.
- Przedstaw się i masz głos.
- Emm... Nazywam się Misty Parker. Na początku chcę tylko wspomnieć, że nie próbuję nikogo bronić ani nawet usprawiedliwiać swojego zachowania. Zestresowałam się, kiedy pana zobaczyłam. Zrozumiałam teraz, że nie powinnam, ale myślę też, że nie zdaje pan sobie sprawy z tego, jak wiele osób ma pana za swojego idola. Każdy chciałby z panem porozmawiać, zamienić kilka słów...
- Dlaczego zamilkliście w takim razie? Gdybym ja spotkał osobę, którą zawsze chciałem poznać, porozmawiałbym z nią.
- To ten stres...
- Stres, stres – zakpiłem. – A jeśli to by było nasze jedyne spotkanie, żałowalibyście potem utraconej okazji? Jesteście Łowcami, nie możecie pozwalać sobie na takie zachowanie...
- Nie chcę pana poprawiać – wtrąciła delikatnie Lisha – ale w zasadzie nie jesteśmy jeszcze Łowcami.
Prychnąłem.
- Nie wiem, czego oni was dotychczas nauczyli, ale pragnę was uświadomić, że ja zamierzam was traktować jak grupę pełnoprawnych i dojrzałych Łowców. Jeśli wszyscy będziemy dla siebie równi, będzie nam łatwiej współpracować. A poza tym, moim zdaniem zasługujecie na to miano. Czy ktoś z was się ze mną nie zgadza? Nie jesteście wystarczająco dobrzy, by się tak nazywać?
- Jesteśmy – powiedziało kilka osób równocześnie. Zabrzmieli na urażonych, to dobrze. Może w końcu coś do nich dotrze i będą walczyć o swoje.
- Z tego co widzę to przed nami jeszcze długa droga. Musicie się sporo nauczyć, ale to innym razem. Dzisiaj się poznamy. Każdy z was się przedstawi i powie kilka słów o sobie. Lisha, zacznij.
Starałem się uważnie wysłuchać każdej osoby po kolei. Miałem wrażenie, iż trochę próbują mi zaimponować, a żeby nie poczuli, że totalnie ich zlewam, zadawałem im jakieś pytania o szczegóły, zachęcając do mówienia. W końcu wszyscy się rozgadali i chcieli jak najlepiej przedstawić swoją osobę. Tak naprawdę niewiele z tego wynosiłem. Miałem problemy z zapamiętaniem ich imion, a co dopiero jakie jest ich hobby. A było ich tylko ośmioro!
Po około pięćdziesięciu minutach mozolnych rozmów zapamiętałem tylko nieznaczące fakty z życia moich podopiecznych. Na szczęścia imiona zagnieździły się jakoś w mojej głowie, ale o nazwiskach nawet nie myślałem.
Najwięcej faktów wyciągnąłem z przemowy Lishy i Misty, ponieważ obie mówiły jako pierwsze. Obie powiedziały, że się ze sobą przyjaźnią oraz z chłopakiem, który również należał do tej grupy i miał na imię Edward, bodajże. Zapamiętałem tego chłopaka jako bardzo nieśmiałego, gdyż ze wszystkich osób wyjawił najmniej informacji. Nie starał się zwrócić mojej uwagi i był wyraźnie speszony, w przeciwieństwie do Petera, który opowiadał o swoich niezwykłych wyczynach oraz osiągnięciach w walce. Mówił, że zostanie Łowcą jest jego przeznaczeniem i totalnie się temu poświęca. Zamierzałem go sprawdzić, na przykład na najbliższym treningu.
Oprócz tej czwórki były jeszcze dwie dziewczyny oraz dwóch chłopaków. Jedyny przypadek, gdzie zapamiętałem nazwisko to Luis Churchill. Nie wiem skąd to się wzięło, ale jego nazwisko kojarzyło mi się z jakimś popularnym Brytyjczykiem, który miał jakiś związek z pierwszą albo drugą wojną światową. Więcej o tym chłopaku nie umiałbym powiedzieć.
Była również Beulah, której imię bardzo mi się spodobało. Wspomniała coś, że umie surfować i nawet to do niej pasowało, ponieważ była brązowowłosą mulatką, co z kolei kojarzyło mi się z mocną opalenizną od spędzania nadmiaru czasu na słońcu.
Pozostała dwójka – Marie i Jean – mówiła jako ostatnia, toteż jakiekolwiek informacje o nich uciekły, nim zdążyłem się w ogóle zorientować. Było mi trochę głupio, że oni się tutaj tak produkują, by jak najlepiej się przedstawić, a ja nawet tego nie zapamiętałem, ale co miałem zrobić? To za duża wiedza do przyswojenia jak na jeden raz.
- To co teraz? – zapytała Misty, gdy wszyscy już skończyli.
- Cóż, pozostało nam trochę czasu, więc opcje są dwie. Albo kończymy dziś wcześniej, albo możecie mi zadać jeszcze jakieś pytania, jeśli macie.
- Może pan opowie coś o sobie – zasugerowała nieśmiało Marie.
- Ja? Chcecie tego słuchać?
Można było się spodziewać, iż wszyscy pokiwają głową z wyraźnym oczekiwaniem. No jasne, że chcieli, jestem przecież najlepszym Łowcą na świecie.
- Nazywam się Max McCarey – zacząłem – ale to chyba już wiecie. Mam siostrę bliźniaczkę, Eirę. Pewnie ją kojarzycie. Hmm... posiadam bardzo dużo różnych rodzajów broni, te szczególnie dla mnie ważne z reguły otrzymują imiona, żebym mógł się z nimi utożsamiać. Jestem też Botanikiem, Medykiem i Chemikiem.
- Naprawdę? – wykrzyknęło kilka osób.
- No pewnie. Zastanawia mnie, jak to się stało, że tak mało osób o tym wie.
- Powie pan coś jeszcze? – zapytała Misty.
- Hmm... Nie lubię jeść.
- Jest pan anorektykiem?!
Kurde. Mogłem jednak tego nie mówić.
- Nie. To trochę skomplikowana sprawa. Lepiej zachowajcie to dla siebie, nie chcę plotek. No dobra, to na dzisiaj koniec, ponieważ, prawdę mówiąc, już mi się nie chce. Widzimy się niebawem, a teraz wynocha z sali – zakończyłem z uśmiechem. Chyba znów trochę się mnie przestraszyli, bo wyszli jak najszybciej.
Zostałem sam, czekając na Chrisa. Chciałem z nim porozmawiać o tej misji i trochę też o pierwszym treningu. Ciekawiło mnie, jak to u niego wypadło, bo u mnie... cóż, dziwnie. W ogóle się nie przygotowałem. W sumie nie miałem, jak się przygotować, ponieważ wszystkie informacje dotarły do mnie dzisiaj.
Sięgnąłem po dokumenty o grupie i zacząłem przeglądać spokojnie kartki. Wiele z tego, to były wyniki jakichś testów, które zdawali przed podziałem do grup. Większość miała niższe osiągnięcia z części teoretycznej niż praktycznej. Skoro byli zaawansowaną grupą, to dość logiczne.
- Też dostałeś informacje o grupie dopiero dzisiaj? – usłyszałem głos spod drzwi.
Spojrzałem w tamtym kierunku, dzięki czemu dostrzegłem wysoką Łowczynię o długich, bujnych, złotych włosach i dużych, brązowych oczach. Wyglądała bardzo pewnie oraz dumnie, a mi na myśl od razu przyszło słowo „dziwka”. Panie i panowie, oto znienawidzona przeze mnie Layla Blackwater. Co ta suka w ogóle tu robiła?
- Cześć, Max – przywitała się.
- Hej – odparłem. – Coś się stało?
- Właściwie to tak. Nie wiem, czy wiesz, choć powinieneś, ale mamy razem te treningi w sobotę.
- Aaa, no tak – mruknąłem. Czułem, że mój koszmar właśnie się zaczyna.
- Chciałam porozmawiać z tobą na ten temat. Dobrze by było, żeby te zajęcia wychodziły jakoś spójnie z tym, co robimy na prywatnych treningach. Powinniśmy przedyskutować nasz plan tego, co wprowadzimy w grupie i w jakiej to będzie kolejności...
- Chcesz to zrobić teraz? Wiesz, ja nawet nie zapoznałem się z tym – powiedziałem, unosząc wszystkie papiery – i nic jeszcze nie zaplanowałem. Może spotkamy się w jakiś dzień, gdy będziemy więcej wiedzieć i wszystko to obgadamy?
Nie miałbym żadnych problemów z tym, żeby zaimprowizować albo wstępnie zaplanować plan zajęć, a potem dopasować go z tym Layli, ale po prostu nie miałem ochoty spędzać z nią teraz czasu. Zaskoczyła mnie swoją wizytą i wolałem na następny raz móc się przygotować do tego emocjonalnie. Może nawet nie będę miał ochoty popełniać samobójstwa, spędzając z nią czas?
- Masz rację. Co powiesz na piątek, koło dwunastej? Pójdziemy do miasta do jakiejś kawiarni i wszystko na spokojnie ustalimy.
- Dobra.
Nie dobra. Nie miałem ochoty spędzać z nią mojego piąteczka, ale chyba musiałem się poświęcić. A teraz czas na kolejne poświęcenie.
Sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni, wyjąłem komórkę i wystawiłem ją w jej stronę, mówiąc:
- Wpisz mi swój numer.
Layla ujęła w dłonie z długimi pazurami mój telefon i wpatrzyła się w ekran. W tym momencie gwałtownie otworzyły się drzwi, w których stanął Chris. Już miał coś powiedzieć, gdy jego wzrok zatrzymał się na Łowczyni. Mimika jego twarzy automatycznie zmieniła się w szok.
Złotowłosa zerknęła przez ramię. Gdy spostrzegła, że nagłym gościem jest Chris, skrzywiła się nieznacznie. Oddała mi komórkę, a potem odwróciła się do mojego przyjaciela i powiedziała:
- Wypada najpierw zapukać.
Wywróciłem oczami. Ona nie zapukała.
- Nie jestem zdziwiona, że wchodzisz tu jak jakiś niewychowany zwierz. Nie miał, kto cię wychować...
- Co ty tu w ogóle robisz? – warknął Chris.
- Ja mam prawo przebywać na terenie Dievam. W przeciwieństwie do ciebie. Pedałów powinno się tępić, zupełnie jak wampiry.
Chris zaczerwienił się ze złości, a ja uchyliłem usta zszokowany. Nie miałem pojęcia, że Layla jest homofobem. Poza tym, ona to ma tupet. Obrażać przy mnie mojego przyjaciela! Wredna dziwka.
- Myślę, że powinnaś już iść – zwróciłem się do niej.
- No pewnie – uśmiechnęła się miło – ale na twoim miejscu zastanowiłabym się poważnie, czy aby na pewno chcę się zadawać z kimś takim – kiwnęła głową na Chrisa. Spojrzała na niego, znów się skwasiła i powiedziała: – Pewnie wali sobie konia, myśląc o tobie.
- Co?! – wykrzyknął Chris.
- Idź już – powiedziałem twardo. Nie chciałem, żeby zaczęli się tu bić, bo potem to ja miałbym największe problemy.
- Tak, tak, idę – mruknęła Layla, uśmiechając się do mnie słodko. – Do piątku, Max.
Gdy tylko opuściła salę, Chris warknął wściekle i uderzył pięścią w ścianę. Auć.
- Co za... – zaczął mój przyjaciel, ale przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi. Naszym oczom po raz kolejny ukazała się Blackwater. Co ona tu znowu chciała?
- Właśnie, Max, zapomniałabym. Słyszałam, że się zakochałeś. Musisz przedstawić mnie swojej wybrance. To pa – i już jej nie było.
- Suka! Pierdolona suka! Jak ja jej nienawidzę! Zajebałbym ją siekierą albo spalił na stosie, byleby była martwa! – krzyczał Chris.
- Uspokój się – powiedziałem, kładąc mu rękę na ramieniu. Tak naprawdę również byłem bardzo zirytowany i z trudem powstrzymywałem się przed wybuchem. – Nie przejmuj się tą zdzirą. Nie warto.
- Jakim prawem ona w ogóle sugerowała takie rzeczy?!
- Prawem dziwki – odparłem, wzruszając ramionami. – Nie myśl o tym, serio. Mamy ważniejsze sprawy na głowie, jak na przykład misja.
Chris uniósł gwałtownie głowę i popatrzył na mnie.
- Co wiesz?
- Nic, dopiero dziś dostałem papiery. Nawet ich nie przejrzałem.
- Pokaż.
Usiedliśmy koło siebie na ławce, przeglądając dokumenty. W zasadzie więcej przeglądał Chris, ja tylko zaglądałem mu od czasu do czasu przez ramię, kpiąc z jego zainteresowania tymi śmieciami. Na ogół byłem tak leniwy, że po prostu rzucałem te informacje w kąt, w ogóle się nimi nie interesując. Czasem czytała to moja siostra. Niekiedy – Chris. Czasem – Nikki. Ja – prawie nigdy.
Tym razem stwierdziłem, że nie będę aż takim ignorantem i wyłapywałem jakieś pojedyncze dane. Odkryłem, że musimy wykurzyć jakieś gniazdo, do którego należało około trzydziestu wampirów. Nic trudnego. Grupa mieszkała w lesie, osiedlili się w jakiejś opuszczonej leśniczówce i okolicach. Najprawdopodobniej zrobili tam remont, aby chronić się przed słońcem. Hmm, gdybyśmy zaatakowali ich w ciągu dnia...
Potrząsnąłem głową, odganiając od siebie te myśli. Wiedziałem, że w głębi mojej głowy powstaje już plan, jak ich pokonać. Starałem się przestać. Naprawdę wolałbym działać spontanicznie. Albo chociaż zachować sobie przyjemność planowania walki na inny czas.
Gdy Chris skończył przeglądać papiery, zapytałem go, jak minął mu pierwszy trening. Przyznał, że całkiem w porządku, opowiedział trochę o zdolnościach swojej grupy i powiedział, iż w sumie za wiele nie zrobili, bo przez brak wcześniejszych informacji nie miał jak się przygotować. Zupełnie jak ja. Potem spróbowałem delikatnie zapytać go, czy ktoś miał problem z jego orientacją, ale on tylko spojrzał na mnie kpiąco i zignorował moje pytanie.
W końcu stwierdziliśmy, że skoro jesteśmy wolni, to wypadałoby wrócić do domu, więc ruszyliśmy swoje tyłki. Przechadzając się przez Siedzibę, ja opowiedziałem mu co nieco o moim pierwszym treningu. Gdy przyznałem, że mam problemy z zapamiętaniem imion i nazwisk, Chris mnie wyśmiał, ale kiedy zapytałem go, czy on już zapamiętał swoją grupę, tylko wzruszył ramionami. Pieprzony hipokryta.
- Twoja dziewczyna – usłyszałem nagle.
- Co?
- Liva. Idź się z nią umów – rzucił Chris. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, on już zniknął.
Dostrzegłem szesnastolatkę, która szła powoli i samotnie tym samym korytarzem co ja. Westchnąłem cicho, przeklinając w myślach mojego przyjaciela, po czym zawołałem ją. Zielonowłosa zatrzymała się gwałtownie i uniosła wzrok, a gdy spostrzegła, że to ja ją wołam, jej oczy wyraźnie się rozszerzyły.
- Hej – powiedziała niepewnie, podchodząc do mnie.
- Emm, no, hej. Chciałem się zapytać, czy nie zechciałabyś ze mną potrenować w jakiś dzień?
- Potrenować? – powtórzyła, patrząc na mnie tępo.
- No, tak. Przed misją. Właśnie dostałem dziś dane i w ogóle... – mruknąłem. Poczułem, że zaczynam się rumienić. Cholera.
- Ty tak na serio?
- Eee... Tak.
- Och, fajnie. Możemy razem potrenować.
- Kiedy masz czas?
- Nawet jutro...
- Okay, to jutro. Tam, gdzie ostatnio. Dwunasta?
- Dobra.
- To do jutra – powiedziałem na zakończenie i uciekłem. Czemu ja się tak stresuję przy każdym spotkaniu? Ona wyraźnie też się przejmowała. Ech...

*

Gdy tylko przekroczyłem próg domu, od razu doskoczyła do mnie Eira z tym swoim uśmieszkiem w stylu: "ja wszystko wiem". Okazało się, iż wiedziała wszystko. Chris oczywiście obdzwonił wszystkich dookoła i opowiedział, że spotkałem się dziś przypadkowo z Livą na korytarzu. A potem rzekomo zaczęliśmy się ze sobą migdalić, po czym w końcu umówiliśmy się na prawdziwą randkę. Co, jak wiadomo, było tylko wymysłem Chrisa, który chyba cierpiał na brak własnego życia miłosnego. Zapewne nikt mu ostatnio nie dał. Albo on nie dał nikomu. Nieważne.
W każdym razie, Eira przez dobrą godzinę wypytywała mnie o wszystkie szczegóły. Najpierw o moją przyszłą randkę. Tradycyjne pytania. Gdzie ją zabierzesz? Kiedy to będzie? Co będziecie robić? Odprowadzisz ją na koniec do domu? Dasz buziaka na dobranoc? O czym porozmawiacie? Przyniesiesz jej kwiatka? Przefarbujesz dla niej włosy na jakiś szalony kolor?
Lista tych pytań najwyraźniej nie miała końca, więc przerwałem mojej siostrze i warknąłem, że umówiliśmy się tylko na trening. Na tę rewelację Eira się skrzywiła. Wyglądała na bardzo niezadowoloną. Powiedziała nawet, iż na pierwszej randce nie wypada walczyć. Fuknąłem na nią, że to nie randka i w końcu odpuściła sobie ten temat. Przypomniało jej się, niestety, iż Chris wspominał o jakimś migdaleniu, przez co rozpoczęła się seria pytań. Jak było i inne głupoty.
Na sam koniec byłem już tak zdenerwowany tym wszystkim, co się dzieje wokół mnie, że opierdzieliłem swoją siostrę, żeby zajęła się w końcu życiem miłosnym, które jest nawet w gorszej kondycji niż to moje. Bardzo się obraziła na ten komentarz i z miną dumnej paniusi oświadczyła, że tak bardzo się przejmuje, bo nie chce, żebym coś zjebał. Co z kolei zirytowało mnie, więc bezsensownie na nią pokrzyczałem i rzuciłem, żeby mi nie przeszkadzała. Udałem się do swojego pokoju, wypaliłem trzy papierosy, po czym najzwyczajniej w świecie poszedłem spać, by odpocząć od tego domu wariatów.


__________
Miał być w styczniu i jest w styczniu! xD
No, dobra. Przepraszam. Wiem, że długo to trwało, ale cóż... Moja wena bez ostrzeżenia spakowała manatki i wyjechała na wakacje na Hawaje, a co w tym najgorsze, nawet nie wzięła mnie ze sobą! Na szczęście już wróciła i wygląda na to, że jest wypoczęta, bo ostatnio sporo napisałam (: Ale to wcale nie znaczy, że wiem, kiedy pojawi się 11 rozdział xd
Z dobrych wieści – jest to najdłuższy rozdział w opowiadaniu (z tych co powstały dotychczas).
Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie aż tak bardzo źli. Jeszcze raz Was przepraszam ;)
Buziole ;**

6 komentarzy:

  1. Nominowałem Cię do Liebster Award. Więcej informacji: http://yaoi-stories-by-ayo.blogspot.com/2015/02/normal-0-21-false-false-false-pl-ja-x.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Uh, byłam pewna, że komentowałam wcześniejszy rozdział! A ostatnio patrzę w komentarze i nie widzę w nich swojego... Ale lepiej późno niż wcale! Dawno nie dawałaś o sobie znać i już się bałam, że zostawiłaś bloga.
    Komentarz zostawiłam gdzieś pod trzecim rozdziałem, chociaż przeczytałam wszystko w jeden dzień, no cóż. Skleroza nie boli. W każdym razie - mam wrażenie, że z każdym rozdziałem czyta się przyjemniej. Nie to, że wcześniej czytało się źle i niedobrze – wydaje mi się jednak, że im dalej w czasie, tym coraz bardziej wyrabia Ci się styl.
    Czekam z niecierpliwością na wątek homoseksualny. Max i Chris muszą być razem, zdecydowanie. Swoją drogą postać wyżej wymienionego Chrisa budzi we mnie sympatię, choć nie potrafię podać powodu. Albo może jakaś seks przygoda z wampirem? Tyle możliwości, tyle domysłów i otwartych wątków historii, że z niecierpliwością czekałam na rozdział 10, tak samo jak teraz będę czekać na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się, jak to będzie - albo Liva okaże się facetem i Max będzie podróżował z nią do cudownej krainy tęczy, albo Max będzie jednak z Chrisem... i chyba wolałabym tę drugą opcję. Jakoś oni mi tak bardzo do siebie pasują. Nie wiem czemu, po prostu.
    Uh, dzisiaj będzie krótko, bo choruję i wgl nie powinnam męczyć mózgu, ale nie mogłam zostawić tak rozdziału bez słowa. A rozdział mi się oczywiście podobał, choć chciałabym, żeby wreszcie się pojawiły jakieś jałojcowe wątki, no...
    Weny~!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na notkę z informacją :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    dopiero co tutaj trafiłam, przeczytałam zaledwie kawałek rozdziału, ale już wiem, że tutaj zostane na dłużej, jednak teraz postanowiłam dać znać o nowej czytelniczce.... wspaniale piszesz, pomysły są dobre
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    tak cała grupka przestraszona, ta dziewucha mnie wkurza, Chris, Chris mógłby powrócić do tego tematu, który wtedy nie dokończył...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń