wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 11

Następnego dnia rano obudziłem się z czymś w stylu mentalnego kaca. Naprawdę było mi przykro, że tak opieprzyłem Eirę poprzedniego dnia i zamierzałem ją przeprosić. Okay, wciąż uważałem, iż przesadziła tą swoją wścibskością, ale ona zawsze taka była. A poza tym, rozumiem to, że się martwi i przejmuje. Pierwszy raz poważnie się zadurzyłem, więc się przejmuje oraz nie chce, żebym to zepsuł. Ja też nie chcę tego zepsuć.
Powolnie podniosłem się z łóżka i wybrałem do łazienki, żeby spędzić tam zacne trzy kwadranse na pielęgnowaniu własnego ciała.
Nie miałem zamiaru spieszyć się z przepraszaniem mojej siostrzyczki, bo potem jeszcze pomyśli, że zawsze będzie miała nade mną taką władzę. Co jak co, ale to ja jestem facetem w tym domu i to ona powinna się słuchać mnie. No dobra, przesadzam.
Schodząc po schodach, usłyszałem głos mojej siostry dochodzący z kuchni. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się z kim może rozmawiać, ale i tak postanowiłem tam iść, nie przejmując się, czy będę przeszkadzać. Miałem ochotę na herbatkę.
- … takie słodkie. Gdyby się bardziej postarał miałby Livę bez problemu!
Co?
Kto miałby Livę?
Zatrzymałem się tuż przed drzwiami i ukryłem za ścianą. Muszę się dowiedzieć, o co chodzi.
- Może on po prostu potrzebuje... no nie wiem, wsparcia? – Czy to był głos Nikki? To dość prawdopodobne, ponieważ Eira i Nikki często spędzały czas, plotkując między sobą.
- Jak próbuję mu pomóc, to zawsze się irytuje – odparła moja siostra.
- Co jeśli się tego wstydzi? Wydaje mi się, że do Maxa zawsze trzeba podchodzić specjalnie delikatnie. Może i się mylę, ale z tego co zaobserwowałam, to całkiem łatwo go zranić. Zresztą, co ja tam będę mówić. To twój brat.
Mówią o mnie! I Livie! Kuźwa, czy one nie mają innych tematów?
- Taak, mam wrażenie, że on się trochę chowa za tą maską najlepszego i niezwyciężonego Łowcy.
Dość tego!
- Gdzieś mnie nie ma i od razu wszyscy mnie obgadują. To niemiłe – rzuciłem, wchodząc do kuchni. Od razu skierowałem się do czajnika, żeby nastawić wodę na herbatę.
- Podsłuchiwałeś nas? – zirytowała się Eira.
- Nie wiem, czy podsłuchiwaniem można nazwać to, że jak tu szedłem usłyszałem fragment waszej rozmowy. Nawiasem mówiąc, była to rozmowa o mnie! Czy wam wszystkim na mózg padło? Dajcie mi wreszcie spokój! Rozumiem, że jestem bardzo wyjątkowy i wszyscy bardzo chcecie interesować się moim życiem, ale bez przesady!
- Nasza rozmowa zeszła na ciebie tylko... na chwilę – próbowała usprawiedliwiać się Nikki.
- No pewnie – warknąłem, nalewając gorącą wodę do kubka.
- O co ty w zasadzie jesteś zły? Przecież lubisz, jak ludzie się tobą interesują – prychnęła Eira.
- Nie, nie lubię! – krzyknąłem. – A wy gadałyście o mnie i Livie! Wszyscy to robią!
- No, wiesz... Pierwszy raz się w kimś zakochałeś – zauważyła Nikki.
- Nie zakochałem się – podkreśliłem, cedząc słowa. Upiłem łyk gorącej herbaty, parząc sobie język i rzuciłem: – Mam was dość.

***

Zacięcie uderzałem pięściami w worek treningowy już od godziny. Chciałem trochę odpocząć od zewnętrznego świata, wyładowując swoje emocje na biednym, nic nie winnym, przyrządzie do ćwiczeń. Nie da się zaprzeczyć - byłem wkurwiony. Obudziłem się z wesołym humorem oraz z dobrymi intencjami, które wyparowały wraz z Eirą i jej pomysłami, polegającymi na wciąganiu wszystkich w moje problemy sercowe.
Prawdę mówiąc, moim pierwszym pomysłem na uspokojenie się było bieganie. Nawet spędziłem trochę czasu na tym zajęciu, ale potem przypomniałem sobie, że jestem umówiony na trening z Livą. Stwierdziłem więc, iż udam się na salę i przy okazji już się rozgrzeję. Po co marnować czas na innych zajęciach? To mi się na pewno przyda. Nie żeby bieganie było jakieś bezwartościowe, ale cóż... mniej wartościowe na pewno. Uciekanie przed wampirami to nie zadanie dla Łowcy.
- Chciałabym tak umieć – usłyszałem delikatny głos.
Odwróciłem się i ujrzałem niską Łowczynię, przypominającą elfa. Uśmiechnąłem się do niej, po czym wzruszyłem ramionami.
- To nic trudnego. Spróbujesz? – zapytałem, odsuwając się od worka.
- Nie jestem dobra w takich rzeczach – mruknęła.
- To nawet lepiej, jeśli poćwiczysz. Walka wręcz bardzo się przydaje z wampirami.
Skrzywiła się nieznacznie.
- Byłeś kiedyś blisko z wampirem? – zapytała.
- Nie uznaję związków z tymi kreaturami – odparłem z uśmiechem.
- Och, ja... – zarumieniła się. Wyglądała naprawdę słodko z zielonymi włosami i czerwonymi policzkami. – Trochę źle się wypowiedziałam. Stałeś kiedyś tak blisko wampira, że byłbyś w stanie ocenić, jaki ma kolor oczu?
Miałem wrażenie, że w jej pytaniu wciąż coś nie gra, ale zdecydowałem, iż nie będę się czepiał, skoro zrozumiałem, o co jej chodzi.
- No pewnie.
- I jakie to uczucie?
Zmarszczyłem brwi.
- Normalne chyba. Znaczy wiesz, wampiry wyglądają prawie jak ludzie, więc aż tak bardzo się nie odczuwa tego, że ma się kontakt z wampirem. Ale w głowie i tak raczej zostają myśli, że musisz tego kogoś zabić. Nie miałaś nigdy kontaktu z wampirami?
Pokręciła przecząco głową.
- Drużyny, z którymi byłam na misjach raczej nie traktowały mnie poważnie – mruknęła cicho. – Ale to wcale nie znaczy, że jestem taka beznadziejna! – dodała szybko, wyraźnie zestresowana. – Ja mam jakieś umiejętności. Gdybym ich nie miała, nie zdałabym na Licencję.
- Z nami będziesz mogła się wykazać – powiedziałem z uśmiechem.
- Więc... nadal chcesz mnie zabrać?
- Jasne. To że inni byli głupi i nie potrafili cię docenić, to wcale nie oznacza, że ja też taki jestem. No, ale nie możemy się skupiać tylko na rozmowach. Jeśli serio chcemy potrenować, wypadałoby wziąć się do roboty.
- Ach, no... No, tak!
- Wiesz, zawsze możemy spotkać się innym razem i po prostu porozmawiać. Raczej mam dużo czasu wolnego. W każdym razie, ostatnio miałem.
- Naprawdę chciałbyś? – Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Chyba nie ma zbyt dużej wiary w siebie.
- No pewnie. Ale pogadamy o tym później. Trening sam się nie zrealizuje.
Liva uniosła brew, przyglądając mi się z zastanowieniem.
- Trening... sam się nie... zrealizuje? – powtórzyła, nadając mojemu zdaniu intonację pytającą.
- Ech, dziwnie to brzmi – westchnąłem.
- No trochę – potwierdziła. – To co mam zrobić na początek?
- Jesteś rozgrzana?
Pokręciła przecząco głową.
- To pobiegaj. Pięć kółek.
I tak rozpoczął się nasz pierwszy wspólny trening. Tylko we dwoje.
Zachowanie Livy było bardzo słodkie, ponieważ dużo się rumieniła. Wyglądało na to, że trochę się mną stresowała. Przynajmniej ja się już nie stresowałem, bo gdyby tak było, to raczej nie zrealizowalibyśmy za wiele rzeczy.
W każdym razie, zaczęliśmy od spokojniejszych i mniej wymagających zadań. Byłem trochę zmęczony moim wcześniejszym, gwałtownym napadem na worek, a jeśli chciałem trenować potem z Livą bardziej intensywnie, potrzebowałem odsapnąć chwilę.
- Jest coś w czym czujesz się słabo? – zapytałem.
- No, walka wręcz nie jest moją mocną stroną.
Stwierdziłem, że lepiej skupić się na tym, z czym radzi sobie gorzej. Jeśli się podszkoli, nie będzie miała już z niczym problemów. Zadawałem jej kolejne zadania siłowe. Chodziło mi o to, by wykorzystywała głównie moc swoich drobnych rąk. Jak się okazało, potrzebowała na nie jeszcze sporo różnych ćwiczeń, bo chyba zaniedbała trochę tę część ciała. Nie skomentowałem jednak jej problemów z wykonaniem niektórych, czasem bardzo prostych, poleceń, ponieważ nie chciałem jej dołować. Powoli zaczęło do mnie docierać, dlaczego tak jej się podobało moje boksowanie.
Gdy wyglądała na zmęczoną, a jej próby nie przynosiły żadnego efektu, postanowiłem zmienić część ciała. Na dziś wymęczyła swoje ręce wystarczająco.
- Jak stoisz z wykopami? – zapytałem.
- Emm, nie wiem.
- To pokaż.
I pokazała. Na szczęście nie było aż tak źle. Prawdę mówiąc, zepsuła tylko pierwsze cztery, potem radziła sobie bardzo dobrze. Domyślam się, że jej błędy wynikały trochę z tego, iż to mnie prezentowała swoje umiejętności, a jak powszechnie wiadomo, zawstydzam sporo osób. W szczególności tych, którzy wcześniej mnie nie znałli, przykład: Liva i moja grupa treningowa.
Zadawałem właśnie Livie kolejne ćwiczenie, kiedy drzwi od sali treningowej się otworzyły, a do środka spokojnym krokiem wszedł Chris. Wspominałem coś wcześniej o treningu tylko we dwoje? Nie ma mowy. Musi mnie ktoś szpiegować, ponieważ wszyscy wkoło chcą wiedzieć, jak sobie radzę ze swoją pierwszą miłością.
- I jak sobie radzicie, moi niscy pracusiowie? – zapytał, uśmiechając się nazbyt słodko.
Prychnąłem, słysząc komentarz odnośnie naszego wzrostu.
- Oj, Maxiu, Maxiu. Przyszedłem was pooglądać. Mogę, prawda?
- Oczywiście, skarbie – odparłem, naśladując jego przesłodzony ton.
- Zatem nie przeszkadzajcie sobie – powiedział i usiadł pod ścianą, uważnie nas obserwując.
Liva wyglądała na zawstydzoną, zaistniałą sytuacją, ale dzielnie walczyła i starała się nie dać po sobie tego poznać. Walecznie wykonywała kolejne ćwiczenia, jakby nic się nie stało.
Ja natomiast myślałem tylko o tym, w jaki sposób ukarać Chrisa za to, że tak brutalnie nam przerwał. Moim pierwszym pomysłem było strzelić mu po prostu w pysk, ale stwierdziłem, iż nie będzie to wystarczająco kreatywna kara. Tak więc wyłączyłem się trochę ze świata zewnętrznego. I trwałem w takim wyłączeniu do momentu, aż Liva przez przypadek nie przywaliła mi w szczękę. Poleciałem do tyłu, zaliczając jeszcze bolesne zderzenie z podłogą.
- O mój Boże, przepraszam! – wykrzyknęła Łowczyni, pochylając się nade mną. – Ja nie chciałam.
- Wyluzuj, nic się nie stało. Masz naprawdę mocny wykop – stwierdziłem.
- Ale cela słabego – rzucił Chris.
Przyjrzałem mu się uważnie, nie do końca rozumiejąc. Chris załapał, że nie ogarniam, bo westchnął teatralnie i wytłumaczył:
- Celowała w worek, a trafiła w ciebie.
- Och...
- Przepraszam. Nie chciałam.
- Spoko – powiedziałem, podnosząc się z podłogi. – Nic się nie stało, ale chyba zakończymy trening na dziś.
- Przepraszam, przepraszam – zapiszczała zawstydzona.
- Wyluzuj, takie rzeczy się zdarzają – odparłem z uśmiechem. – Spotkamy się w inny dzień, potrenujemy... Jeszcze nie raz mi przyłożysz.
- Emm – mruknęła Liva, po raz kolejny się rumieniąc. Może niepotrzebnie dołożyłem to jeszcze jedno zdanie. – To, ja chyba będę lecieć. Przepraszam.
- Nie przejmuj się. Do niedługo.
Zielonowłosa pożegnała się, po czym opuściła salę treningową. Stałem w miejscu i nie poruszałem się, wpatrując się tępo w drzwi, przez które wyszła na zewnątrz, dopóki Chris nie pstryknął mi przed oczami. Zamrugałem gwałtownie kilka razy i spojrzałem na niego z urazą.
- A jakbym oślepł?! – wykrzyknąłem.
- Od głupoty jeszcze się nie ślepnie – stwierdził Chris.
- Jesteś wredny! – powiedziałem i zacząłem się kierować w stronę wyjścia.
- Bywa. To co, nie przetrzepiesz mi tyłka? Jesteśmy na sali treningowej, masz świetną okazję...
- Może innym razem. A teraz rusz się w końcu, spadamy stąd.

***

Można by pomyśleć, że to dzień jak co dzień. Niby nic się nie zmieniło. Dievam jest tam, gdzie było. Wszystkie ściany „żyją i mają się dobrze”. Ja wraz z Chrisem spacerujemy sobie spokojnie po Siedzibie. Żaden Łowca nie przygląda nam się dziwnie, jakbyśmy coś zmalowali... A jednak! Coś nieprawdopodobnego musiało się zdarzyć. I zdarzyło. Oczywiście, pomijając to, że w końcu umówiłem się z dziewczyną, która bardzo mi się podoba.
Otóż to, sytuacja zaczęła się bardzo spokojnie. Po prostu szliśmy i na końcu korytarza zauważyliśmy Laylę. Złotowłosa najwyraźniej również nas zauważyła, ponieważ uśmiechnęła się przymilnie, pomachała, po czym zaczęła kierować w naszą stronę. Z trudem powstrzymałem Chrisa przed ucieczką. On najwyraźniej nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Cóż, ja też, ale te treningi musiały wszystko spieprzyć.
- Cześć, Max – przywitała się, zupełnie ignorując mojego przyjaciela. Może to nawet lepiej.
- Hej – mruknąłem.
- Wciąż jesteśmy umówieni, tak?
- Aha – potwierdziłem. – Od naszego poprzedniego spotkania niewiele się zmieniło.
- A szkoda.
Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
- Och – westchnęła. – Mógłbyś na przykład kopnąć go w dupę – stwierdziła, wskazując na mojego przyjaciela. Chris tylko prychnął w odpowiedzi i odszedł z wysoko uniesioną głową. Nie zareagował, nawet jak go zawołałem.
- Layla... Mogłabyś sobie odpuścić.
- To zwykły pedał.
- I mój najlepszy przyjaciel. Co byś zrobiła, gdybym ja był gejem?
Łowczyni zacisnęła usta w wąską kreskę i nic nie powiedziała.
- Słuchaj, możesz go sobie skrycie nienawidzić. Możesz nienawidzić mnie i każdego innego na tym świecie, ale jeśli będziesz obrażać przy mnie kogoś, kto jest dla mnie ważny, najzwyczajniej w świecie ci wpierdolę.
Odszedłem, zostawiając ją samą z szokiem wymalowanym na twarzy. Wkurzyła mnie. Ta dziwka zawsze mnie wkurza, ale dziś to sobie wyjątkowo nagrabiła. Przez nią Chris sobie poszedł. I teraz nie mogę go znaleźć!
Na szczęście, udało mi się natknąć na kogoś innego. Po prostu marzyłem o tym, by spotkać panią dyrektor. Mam nadzieję, że wyczuwacie tę ironię.
Chciałem zignorować panią Ravale, więc opuściłem głowę i wpatrywałem sie w swoje buty z nadzieją, że mnie nie rozpozna. Jak mówi przysłowie - nadzieja matką głupich (na przykład takich blondynów, jak ja) i nie minęła nawet jedna minuta, gdy usłyszałem:
- Max McCarey. Właśnie pana szukałam.
- Dzień dobry, pani dyrektor – odparłem potulnie, skinąwszy uprzednio głową.
- Chyba masz coś, co należy do mnie.
- Mam? – zapytałem głupio.
- Tak. O ile dobrze pamiętam, umowa była taka, że mi to zwrócisz.
- Nie wiem, o czym pani mówi.
- T331. Jaśniej na umyśle?
- Och!
No tak, zupełnie o tym zapomniałem. Najpierw Trudis wszystko mi wytłumaczyła, potem dowiedziałem się, że w końcu mamy misję, a oprócz tego treningi z Livą oraz młodocianymi
i jeszcze ta tajemnicza sprawa z Eliasen. Ogrom tylu spraw na raz sprawił, iż z głowy zaczęły umykać mi inne, mniej istotne sprawy. A co jeśli będę miał sklerozę?
- To kiedy dostanę z powrotem swoją własność? – zapytała pani dyrektor.
- Emm... jutro?
- Dobra odpowiedź.
- Przepraszam, ja tylko...
- Zapomniałeś? Lepiej nie zapomnij o swojej randce z Łowczynią Knightely. Nie wypada.
- Co?
Byłem w szoku. Przecież dopiero co umówiłem się z Livą. Jak to możliwe, że Trudis już o tym wie? Czy wszyscy wiedzą? Jak to jest, że wszystkie plotki o mnie rozchodzą się po Dievam z prędkością światła?
- Skąd pani w ogóle o tym wie? – zapytałem.
- Czekam na T331 do jutra, Max. Albo inaczej się policzymy – powiedziała pani Ravale, zupełnie ignorując moje pytanie. Super.

***

Zupełnie jak się spodziewałem - o mojej przyszłej randce wiedzieli wszyscy. Dosłownie. Kiedy tylko napotykałem po drodze jakiegoś Łowcę, ten od razu się pytał, kiedy i gdzie to będzie, czy się stresuję, czy już coś zaplanowałem, czy już się całowaliśmy oraz wiele, wiele innych. Miałem tego po dziurki w nosie i przez cały czas zastanawiałem się, jak to się w ogóle rozeszło. Jedynymi osobami, które o tym wiedziały, byłem ja, Liva oraz Chris. Nie sądzę, aby szesnastolatka komukolwiek o tym powiedziała. Jeśli natomiast chodzi o Chrisa... cóż, on też raczej nie. Podejrzewam, że mógłby co najwyżej o tej sprawie opowiedzieć mojej siostrze albo Nikki, ale nie sądzę, aby rozpowiedział to każdemu dookoła.
A skoro już jesteśmy przy Chrisie – choć obszedłem Dievam chyba ze cztery razy, to nigdzie go nie znalazłem. No dobra, przyznaję się, nie byłem wszędzie, ale odwiedziłem te miejsca, do których zwykł chodzić. Zacząłem podejrzewać, że olał na dziś Organizację i postanowił wrócić do domu. Po około dziesięciominutowym rozważaniu, stwierdziłem, iż mój dom też na mnie czeka.
Jak się okazało, wraz moim ukochanym domkiem czekała również moja siostrzyczka. Wyglądała na lekko zirytowaną i robiła jakieś trucizny w kuchni, więc zdecydowałem, że nie będę jej przeszkadzał. Chciałem cicho przemknąć do siebie do pokoju, co minęło się z celem, gdy przez przypadek zderzyłem się z szafką stojącą w przedpokoju, przez co narobiłem niezłego rabanu. Ma się tę grację.
Chwilę później stała przede mną przerażona Eira, w prawej dłoni trzymając łyżkę, z której ściekało coś czerwonego. Czyżby gotowała trupa, a to ślady krwi?
- Max! Co się stało?
- Tylko małe zderzenie – odparłem z uśmiechem.
- Uważaj na siebie, niezguło.
- Dobra, dobra.
- Wszystko dobrze?
Potwierdziłem skinieniem głowy.
- Chodź, zjemy obiad.
- Nie mam ochoty.
- Ty nigdy nie masz ochoty! Chodź, zrobiłam spaghetti. Właśnie mieszałam sos, kiedy tak nagle narobiłeś hałasu.
- To wyjaśnia tę czerwoną ciecz.
- A co ty sobie myślałeś? Że dostałam okres?
- Co takiego?
W ogóle nie wiem, po co ja zadaję jeszcze takie pytania. Dzisiejszy dzień jest tak szalony, że w sumie powinienem spodziewać się wszystkiego. A jednak, mojej siostrze udało się mnie zaskoczyć.
- Powinnam ci wytłumaczyć, czym jest okres? No, dobra. Inaczej nazywany też miesiączką...
- Skończ! – przerwałem jej. – Naprawdę, nie chcę o tym słuchać.
- Jesteś ignorantem. Co jeśli twoja dziewczyna dostanie okresu? Jak się zachowasz, jak nawet nie będziesz wiedział, co to oznacza?
- Chyba powinienem zainwestować w faceta...
- Oho! Zawsze wiedziałam, że jesteś gejem.
- Nie jestem gejem!
- Chwilę temu...
- To był żart!
- No, dobra, wierzę ci. Szczególnie, że Nikki do mnie dzwoniła jakąś niecałą godzinkę temu z najnowszymi wieściami.
- Jakimi wieściami? – zapytałem, powoli przeczuwając, do czego zmierza.
- Randka z Livą, braciszku! Już wszystko, wszystko wiem. Jeśli potrzebujesz pomocy w zaplanowaniu tego niesamowitego wydarzenia, to wiedz, że możesz na mnie liczyć. Jestem gotowa poświęcić swoje dnie i noce na to, żebyś mógł być szczęśliwy z wybranką swojego serca...
Kurwa mać, to naprawdę rozeszło się do wszystkich.
- Skończ z tym pieprzeniem, Eira.
- Co takiego?
- Po prostu się zamknij i wróć do garów.
- Jakim prawem się tak do mnie odzywasz?!
- Prawem brata!
- Nie ma takiego prawa!
- Po prostu nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, bo przez przypadek możesz go stracić.
- Czy ty mi grozisz?
Wzruszyłem ramionami i odpaliłem sobie papierosa. Chciałem zignorować tę wredną szuję, bo naprawdę miałem już dość emocji na dziś, a nie chciałem jej zrobić krzywdy, ale ona sama postanowiła się napatoczyć.
- Zgaś to świństwo!
Spojrzałem na mojego papierosa.
- O tym mówisz?
- Tak, o tym! Nie będziesz się truć takimi śmieciami.
- Wolę to od ciebie. Zresztą, każdy by wolał.
- Co, proszę?!
- To co słyszałaś! Wkurwiasz mnie! Jesteś...!
- Ty niewdzięczny pojebańcu! Staram się ci pomóc!
- Do dupy sobie wsadź taką pomoc! Poza tym, ja nie potrzebuję pomocy!
- Jak to nie?! Max, ty nie potrafisz kochać ludzi! Jesteś jak bezuczuciowa szmaciana lalka! Można by cię pieprznąć w kąt, a nikt by nie odczuł straty!
Jak bardzo wściekły i bezuczuciowy bym nie był, nie mogłem zaprzeczyć – zabolało. Eira tak dużo kłóciła się z Huke'm, że nabrała wprawy w potyczkach słownych, przez co wiedziała, gdzie uderzyć, żeby komuś dopiec. Nawet jeśli ludzie mieli różne czułe punkty, to ona dostrzegała je bez problemu.
- Wiesz, co? Pierdol się! – Pokazałem jej fuck'a i wybiegłem z domu. Na zewnątrz zastała mnie bardzo miła niespodzianka – lało jak z cebra.
Cóż, pogoda idealnie odzwierciedlała mój nastrój. Chciało mi się płakać. Nie wiedziałem, czy Eira naprawdę myśli tak, jak powiedziała. Podejrzewałem, że to tylko wina wściekłości, ale to bez znaczenia, skoro ja tak myślałem.
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że jednak płaczę. Naprawdę myślałem, że to tylko deszcz, bo raczej rzadko jestem w tak okropnym stanie, żeby się od razu poryczeć. A tu proszę, takie zaskoczenie.
Spróbowałem zaśmiać się z własnej głupoty, ale z mojego gardła wydobył się tylko jakiś nieudolny charkot.
Kręciłem się po okolicy, unikając ludzi, przez około trzy godziny, aż w końcu zastał mnie mrok. Nie chciałem wracać na noc do domu. Przydałaby mi się jakaś inna kwatera, gdzie zostanę przyjęty bez zadawania pytań. I pieniędzy. Kieszenie miałem zupełnie puste, zostawiłem nawet fajki i telefon.
Jest taka jedna osoba, na którą zawsze mogę liczyć. Chris.
Na szczęście do jego domu nie miałem tak daleko. Jednak gdy tam dotarłem, byłem cały mokry. W zasadzie zmokłem już wcześniej.
Dom Chrisa był duży, o wiele większy od mojego i Eiry. Cała posesja została ogrodzona czarnym płotem. Pchnąłem pokaźną furtkę, ale okazała się zamknięta. Zadzwoniłem domofonem i cierpliwie czekałem na odzew. A potem zadzwoniłem drugi. Później trzeci. I czwarty. Aż w końcu usłyszałem wredne warknięcie:
- Kto, do kurwy?
- Max – mruknąłem.
- Max?
- Aha – potwierdziłem.
- Mamy jakąś misję, czy coś?
- Nie, przychodzę w bardziej przyziemnej sprawie.
- Czy to jest ważne?
- Proszę.
Usłyszałem ciche brzęczenie, więc pchnąłem furtkę i tym razem udało mi się pójść dalej. Gdy tylko dotarłem pod drzwi, te uchyliły się gwałtownie, a Chris stojący w przejściu odezwał się:
- Kurwa, co się dzie...?! – urwał i przyjrzał mi się. – Wyglądasz okropnie.
Westchnąłem ciężko. Jakbym nie zdawał sobie z tego sprawy, naprawdę.
- Mogę wejść?

_____
Nowy najdłuższy rozdział, brawa dla mnie XD Wiem, że długo to trwało, nie mam nic na obronę. 
/spojler od autorki/ już niedługo coś gejowskiego aaa *-* /koniec spojleru/
W następnym rozdziale będzie się działo. Nie wiem, kiedy on będzie. Mam nadzieję, że dam radę jeszcze w marcu, ale róznie to bywa...

15 komentarzy:

  1. Za opóźnienia przeprasza Ayo. Tydzień trzymałem rozdział, a i tak pewnie coś mi uciekło...
    Ja wiedziałem, że nadchodzi gejoza!
    Weeeenyyyy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mrr nie umiem się doczekać następnych rozdziałów. Ja chcę Yaoi ! Hah no nic, rozdział jak zwykle boski. Po nim cieszę się, że moje rodzeństwo już dawno wyjechało... Pozdrawiam i weny:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć jestem Akari i dziś trafiłam na twojego bloga i muszę przyznać iż podoba mi się twój styl pisania. A także pomysł na całą fabułę bloga: niesamowity. Bardzo spodobała mi się postać Chrisa, który nie ukrywa tego kim jest, no bo niewielu ludzi otwarcie mówi że jest gejem lub lesbijką.... Nie mogę się doczekać następnego rozdziału oraz chce zaprosić na mojego bloga http://unlock-you-heart.blogspot.com/ mam nadzieje iż ci się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie mów że kończysz w takim momencie dziewczyno! A tak się wciągnęłam! Ehhh. Mam nadzieję że sie sprężysz! XD Życzę Wen!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na 1. rozdział opowiadania Kakuzu x Hidan (Naruto) :3
    daten-shi-yaoi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział, choć przerwałaś w złym momencie T_T. Czuję niedosyt.
    Niestety przyznaję że postać Livy mnie denerwuje, ale nie przejmuj się! Większość damskich postaci w książkach/mangach/fanfikach/opowiadaniach mnie niesamowicie wkurza.
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam cieplusio,
    ~Rin.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na 2. rozdział opowiadania "Nieśmiertelni" :3
    daten-shi-yaoi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Ej, w takim momencie?! Czekam na kolejny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na trzeci rozdział "Nieśmiertelnych"
    http://daten-shi-yaoi.blogspot.com/2015/04/niesmiertelni-rozdzia-iii_7.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej, kiedy kolejny rozdział? Ja chcę więcej! Nie wcale nie popędzam... Hah weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połowa rozdziału już istnieje. Druga niestety idzie mi bardzo powoli, więc szczerze mówiąc nie mam pojęcia, kiedy coś opublikuję ;/

      Usuń
    2. Czekamy z niecierpliwością :)

      Usuń
  11. Witam,
    trening i się umówili, ciekawe jakim cudem chwile po tym wie o wszystkim Trudis jak i inni, ciekawe gdzie zniknął Chris..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne opowiadanie! Trafiłam na twojego bloga przypadkiem i jestem pod wrażeniem ^^ Hym, widzę, że rozdział został dodany dość dawno, ale mam nadzieję, że to nie koniec ^^''

    Przy okazji... Zapraszam na mojego nowego bloga! :3 http://innocence-of-sleep.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapraszam na piąty rozdział opowiadania "Nieśmiertelni" - Kakuzu x Hidan.
    http://daten-shi-yaoi.blogspot.com/2015/06/niesmiertelni-rozdzia-v.html

    OdpowiedzUsuń