wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 12

Chris przepuścił mnie i pozwolił wejść do środka, od razu zamykając za mną drzwi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że przed moim przyjściem musiał być bardzo, bardzo zajęty, ponieważ ubrany był tylko w bokserki. Cóż, moje przypuszczenia potwierdziły się po chwili, gdy spostrzegłem schodzącego po schodach jakiegoś młodego, brązowowłosego chłopaka, ubranego zupełnie tak samo jak Chris. Chyba im w czymś przeszkodziłem. Ups.
Chris podrapał się z zażenowaniem po karku.
Co tak długo? Co się dzieje?
Nic, co by dotyczyło ciebie, Brett. Poza tym, że powinieneś sobie pójść.
Co takiego? – zapytał zaskoczony brązowowłosy.
Głuchy jesteś? Opuść mój dom. Natychmiast.
Emm, Chris nie musisz... – próbowałem się wtrącić.
Przymknij się. To nie twoja sprawa. A ty – zwrócił się do młodego chłopaka – wynocha.
Spławiasz mnie tylko dlatego, że on tu przyszedł?
Cóż... Tak. A teraz zabieraj stąd swoje cztery litery.
On jest ważniejszy ode mnie?
Tak.
Ale on jest blondynem! Mówiłeś, że nie lubisz blondynów.
Chris wywrócił oczami.
To nie ma nic do rzeczy. A teraz idź się ubrać i wypieprzaj. Albo cię wyrzucę tak, jak jesteś ubrany teraz. I w dupie mam, że na zewnątrz leje.
Do Bretta chyba w końcu dotarło, że powinien się jak najszybciej zwijać. Mi z kolei było głupio, że przyszedłem tu w takim momencie i im przerwałem. Spojrzałem na Chrisa, wyglądał na zdenerwowanego. Ale chyba nie był zły na mnie, bo gdy usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami, które pozostawił po sobie Brett, powiedział:
Co za mała szuja.
Przepraszam – mruknąłem.
To nie twoja wina. Nie przejmuj się.
Nie chciałem ci przeszkadzać.
Wyglądasz okropnie. Napijesz się herbatki? – zapytał, patrząc mi intensywnie w oczy.
Wzruszyłem ramionami.
A chcesz się przebrać w coś suchego? Idź pod prysznic, zaraz ci coś przyniosę. – dodał, nie oczekując mojej odpowiedzi.
Wygonił mnie do łazienki, a sam gdzieś zniknął w czeluściach swojego domu. Nim sobie poszedł, poprosił mnie jeszcze, bym się nie zamykał. Nie zrobiłem tego i wszedłem pod prysznic. Ciepła woda bębniła o moje plecy, a ja zacząłem zastanawiać się nad życiem i innymi dziwnymi sprawami. Ludzie mówią, że najwięcej pomysłów powstaje podczas kąpieli, to chyba prawda.
Nie wiem, ile czasu spędziłem pod prysznicem, ale kiedy w końcu opuściłem kabinę, cała łazienka była zaparowana. Miałem problem z dostrzeżeniem własnych rąk. No, dobra, przesadzam. Ale i tak zacząłem się martwić, czy z moim szczęściem, nie przewrócę się i wywinę jakiegoś teatralnego orła. Na szczęście, nic takiego się nie stało i dotarłem bezpiecznie do umywalki, obok której stała mała komoda. Dostrzegłem na niej szare dresy i jakąś czarną koszulkę.
Po założeniu przygotowanych przez Chrisa ubrań, udałem się do kuchni, bo przeczuwałem, że tam go znajdę. Nie pomyliłem się. Stał oparty o blat i tępo patrzył przed siebie. Nie umknęło mojej uwadze, że się ubrał. Wyglądał również na bardzo zamyślonego, chyba nawet mnie nie zauważył.
Chris?
Na pewno mnie nie zauważył. Po czym to poznałem? Podskoczył gwałtownie. I rzucił we mnie nożem. W ostatniej chwili się uchyliłem, inaczej oberwałbym w oko.
Przepraszam – powiedział. – Zamyśliłem się troszeczkę.
Właśnie widzę. – Wyciągnąłem nóż ze ściany i oddałem go Chrisowi.
Napijesz się herbaty? – zapytał. – Zaproponowałbym ci kawę, ale to chyba trochę za późna pora.
Nie kłopocz się.
Usiądź przy stole – powiedział twardo i nastawił wodę. Popatrzył na mnie takim wzrokiem, że jednak wykonałem jego polecenie. – Co się stało?
Nic takiego.
Przyszedłeś w środku nocy.
Tak, wiem, przepraszam. Nie powinienem był cię nachodzić. Po prostu... Pokłóciłem się z Eirą.
Wy często się kłócicie.
No, tak... Tylko...
Przerwał mi dźwięk czajnika oznajmiający, ze woda już się zagotowała. Chris zalał dwa przygotowane wcześniej kubki i postawił przede mną jeden z nich. Drugi wziął w ręce i usiadł naprzeciwko, uważnie mnie obserwując.
Kontynuuj.
Westchnąłem.
Ja... To było poważne.
To znaczy?
Powiedzieliśmy sobie trochę niemiłych rzeczy. Ona... – Spuściłem głowę. – Ona stwierdziła, że jakbym zniknął, to... to nie miałoby znaczenia. Dla nikogo.
Max?
Hm? – mruknąłem, przyglądając się zawartości mojego kubka.
Spójrz na mnie.
Podniosłem wzrok. W jego oczach dostrzegłem tę charakterystyczną troskę. Chris może i był egocentrycznym, wrednym dupkiem, ale wiedziałem, że troszczył się o innych. Potrafiłem to zauważyć w jego oczach. Patrzył tak na Nikki, moją siostrę, Talię i inne osoby, ale na mnie...? Prawie nigdy. To było aż dziwne uczucie wiedzieć, że o mnie myśli, że się martwi. Dziwne, ale miłe równocześnie.
Wiesz, że ona tak nie myśli? – zapytał. – Może i powiedziała coś takiego w złości, ale gdyby coś ci się działo, rzuciłaby wszystko i poleciała pomóc. Jesteś jej bratem bliźniakiem. Więzi, która jest pomiędzy wami, nie da się przerwać.
Wzruszyłem ramionami. Miał rację, ale... Takie słowa bolą.
Poza tym, nie ona jedna zrobiłaby dla ciebie wszystko. Masz nas, twoich przyjaciół, zawsze jesteśmy z tobą, cokolwiek głupiego byś nie wymyślił.
Wiem.
Nie przejmuj się tym, Max. Ty i Eira się pogodzicie. I jeszcze nie raz pokłócicie. Kto wie, może za kilka dni znów przylecisz do mnie w środku nocy?
Uśmiechnąłem się lekko. Humor znacząco mi się poprawił.
Masz rację. Może następnym razem, jak otworzysz mi drzwi, będziesz nago? – zapytałem, przypatrując się mu. Miałem nadzieję, że wprawię go w zakłopotanie, ale chyba się pomyliłem, bo nawet się nie zarumienił. Popatrzył na mnie za to kpiąco i powiedział:
Psują ci się teksty. Chyba powinieneś iść spać, może się zresetujesz?
Prychnąłem.
Chodź, pokażę ci twoje lokum.
Mam nadzieję, że masz satynową pościel.
Niestety nie. Ale nie musisz się martwić, nawet gdybym miał, to bym ci nie dał. Potrafisz zepsuć wszystko.
Ponieważ nie wymyśliłem na to żadnej dobrej riposty, wzruszyłem ramionami. Chris chyba miał rację, potrzebuję snu. Gdy jestem zmęczony, mój mózg nie podsuwa mi żadnych mądrych tekstów.

***

Obudziłem się, wyczuwając okropny ból dupy i pleców. Byłem przekonany, że zasnąłem w miękkim łóżeczku w domu Chrisa, a tu taki szok. Po rozeznaniu się w sytuacji dotarło do mnie, że ja faktycznie spałem w tym łóżku. Oczywiście, dopóki nie zleciałem z niego na podłogę. Ciekawe, czy zrobiłem jakiś hałas, który mógłby ściągnąć tu sąsiadów mojego najlepszego przyjaciela.
Rozejrzałem się po pokoju. Był przestronny i przejrzysty; przez duże okno wpadało światło słoneczne. Przy jednej ścianie stało duże łóżko z niebieską pościelą, a naprzeciwko biurko i duża szafa. Coś mi tu nie pasowało. Czułem się bardzo dziwnie i miałem złe przeczucia. A co najgorsze, nic nie słyszałem. To nie tak, że nagle przez noc ogłuchłem, tu po prostu było zupełnie cicho, jakby drzwi, okna i ściany były dźwiękoszczelne.
Postanowiłem, że poszukam Chrisa i najwyżej go o to zapytam. Choć nie sądzę, aby mogło mieć to jakiś związek z wampirami. Jakby się tu znalazły, od razu bym je wyczuł.
Przyjaciela znalazłem na dole w kuchni. Był w pełni ubrany i wyszykowany do wyjścia. Jak zwykle wyglądał nienagannie. Ciekawe, czy jak śpi, to też jest taki perfekcyjny? Po jego zachowaniu wywnioskowałem, że przygotowywał śniadanie. Robił to z dużą wprawą, więc i kucharzem pewnie jest idealnym. Żadnych wad.
Dlaczego u ciebie w domu jest tak cicho? – zapytałem.
Taka okolica – odpowiedział, nie odwracając się do mnie.
Nie dzwoni ci od tego w uszach?
Nie, przyzwyczaiłem się. Poza tym, mam podręczną gadułę, czyli ciebie.
Miło, że jestem przydatny – powiedziałem, siadając przy stole.
Chris odwrócił się, spojrzał na mnie na chwilę i wrócił do swojej wcześniej czynności, znów stając od mnie tyłem. Po chwili zapytał:
Jak ci się spało?
Całkiem nieźle. No, może poza incydentem, w którym wypadłem z łóżka.
Ciapa zawsze pozostanie ciapą.
Nie odpowiedziałem na tę zaczepkę i zapadła między nami niezręczna cisza. Choć czułem się niepewnie w zaistniałej sytuacji, nie kwapiłem się, żeby ją przerwać. Ale Chris tak.
To co chcesz na śniadanie?
Nic – odparłem. Tradycyjnie, nie miałem ochoty na jedzenie.
Przyjaciel odwrócił się i spojrzał na mnie zmrużonymi oczami.
Masz jedyną i niepowtarzalną okazję, aby przetestować mnie w kuchni. I odmawiasz?
Wolałbym przetestować cię w łóżku – rzuciłem kpiąco.
Chris prychnął.
Może innym razem.
Ach, no tak, jak mogłem zapomnieć? – powiedziałem i westchnąłem teatralnie. – Przecież ty nie lubisz blondynów. – stwierdziłem, przypominając sobie wczorajsze słowa Bretta.
Daj sobie spokój, to nie jest zabawne. – odparł czarnowłosy. W jego głosie wyczułem lekkie zbulwersowanie.
A prawdziwe? – zapytałem.
Co?
Nie lubisz blondynów. To prawda?
Prawda – potwierdził.
A co ze mną?
No, właśnie o ciebie chodzi. Kiedy spotykam jakichś niskich blondynków, którzy mają do tego zielone oczy jak ty, to bardzo przypominają mi ciebie. A to tak, jakbym miał przelecieć własnego brata, ohyda. Dlatego unikam takich typów.
Jestem jedynym zielonookim blondynem w twoim życiu.
Tak – odpowiedział, mimo że to nie było pytanie.
To słodkie.
Nie wątpię. To co chcesz na śniadanie?
Zaskoczyła mnie nagła zmiana tematu, ale i tak odmówiłem.
Nic, dziękuję.
Nic? Max, puknij się w łeb, musisz coś zjeść! Chyba że znowu odwalasz z tymi humorkami i twierdzisz, że nie czujesz głodu. Trafiłem?
Wzruszyłem ramionami.
Max, to głupie. I podchodzi pod anoreksję.
Ale nie jestem anorektykiem. Wampiry by mnie zgniotły, gdybym był.
Zapewne tak. A jeśli nie zaczniesz jeść, to kiedyś na pewno to zrobią. Wydaje mi się, że rozumiem twój problem. Po prostu przeszkadza ci, jak musisz mieć coś w buzi, prawda? Bez znaczenia czy to jest płynne, czy ciało stałe. Liczy się tylko, żebyś nie musiał trzymać tego w buzi.
Zmarszczyłem brwi, rozważając jego teorię. Nie, nie miał racji. To nawet brzmi głupio.
Mylisz się.
Wiedziałem, że będziesz zaprzeczać! To znaczy, że cię rozszyfrowałem. O rany, musisz mieć problemy z całowaniem. – rzucił tym tekstem tak nagle, że mnie zaciekawił.
Co? Czemu?
To oczywiste. Jak ktoś wsunie ci język do ust, od razu źle się czujesz.
Wcale nie! – zbulwersowałem się.
Wcale tak. Pewnie dlatego tak długo zwlekałeś ze związkami i miłościami. Martwisz się tym, że będziesz musiał się dużo całować, a przecież tego nie lubisz. Nie jesteś w dobry, przez te swoje problemy.
I nagle coś do mnie dotarło. On mnie podpuszcza! Mówi to wszystko specjalnie, żeby mnie tylko sprowokować do kłótni. Cóż, skoro taki ma cel, to może powinienem pomóc mu go osiągnąć? Ale z drugiej strony, kłótnie są złe. Jakieś inne propozycje?
Wstałem z krzesła i podszedłem do Chrisa.
Nie masz racji.
Rozumiem, że wstydzisz się przyznać... – zaczął, ale mu przerwałem.
Mogę ci udowodnić.
Jak? – Uniósł brew, przyglądając mi się uważnie. Chyba zaczął wyczuwać podstęp.
Oddaj – powiedziałem.
Co?
Oddaj.
A potem nachyliłem się do niego i go pocałowałem.
Na początku tylko delikatnie zetknąłem nasze usta, a gdy Chris nie zareagował, naparłem mocniej. Nie miałem pojęcia, czego mogę się po nim spodziewać, ale ryzykowałem, żeby mu udowodnić swoją rację.
Gdy musnąłem językiem jego wargi, w końcu się poruszył. Chyba zrozumiał, o co mi chodzi, bo mnie nie odepchnął, wręcz przeciwnie – przyciągnął mnie bliżej siebie. Poczułem, jak przejmuje kontrolę nad pocałunkiem, a już chwilę później bezwstydnie penetrował moje usta językiem. Nie żeby mi to przeszkadzało; chciałem go do tego sprowokować.
Całowaliśmy się chyba przez godzinę. Prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia. Pocałunek był tak przyjemny, że aż straciłem rachubę czasu. Nigdy nie sądziłem, że taki incydent z mężczyzną może na mnie w jakiś sposób podziałać. Nie chciałem przerywać moich pieszczot z Chrisem, a wnioskując po tym, jak mocno mnie trzymał – on chyba też nie. To było takie miłe, poprzytulać się trochę, pocałować, nie przejmować spiskami w Dievam. To uczucie tak bardzo mi się spodobało, że z chwili na chwilę zatracałem się w nim coraz bardziej i bardziej, i bardziej.
A potem zadzwonił telefon.
Nie minęło nawet pięć sekund, a my zdążyliśmy odskoczyć od siebie gwałtownie. Chris już trzymał przy uchu komórkę i zaczynał rozmowę. Przyjemność i rozleniwienie powoli ze mnie ulatywało. A gdy Chris powiedział: "Max, Trudis chce z tobą rozmawiać" i podał mi telefon, wszystkie dobre uczucia sprzed chwili zniknęły. Zupełnie jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.
Halo? – zacząłem niepewnie.
McCarey – warknęła pani dyrektor. – Próbuję się do ciebie dodzwonić już od cholernych dwudziestu minut! Co się dzieje?
Zapodziałem komórkę...
Macie nagłą misję, Max. Musisz zebrać całą drużynę i stawić się w Organizacji na lotnisku, helikopter już na was czeka. Jeśli nie wyrobicie się w czterdzieści dwie minuty, poniesiesz ostre konsekwencje swojego spóźnienia.
Co? – zapytałem głupio. Słowa pani Ravale zupełnie do mnie nie docierały.
To, co słyszysz. Aha, cała drużyna oznacza osiem osób. Życzę powodzenia.
Co? – powtórzyłem jak kompletny idiota.
Max. Nagła misja. Osiem osób. Helikopter. Czterdzieści minut. – Po tych słowach się rozłączyła.
Westchnąłem ciężko i podałem aparat Chrisowi. Przyjaciel spojrzał na mnie czujnie, zmrużył oczy i zapytał:
Co się dzieje?
Mamy nagłą misję.
Co? Ale jak to? Przecież mamy niedługo...
Nie wiem, o co chodzi. Trudis chce, żeby drużyna zebrała się za czterdzieści minut.
Kto będzie ósmy?
Chcę zaproponować to Livie. Masz w holu telefon stacjonarny, prawda?
Chris potwierdził skinieniem głowy.
Powiadomię Livę, Nikki i Huke'a. Ty zadzwoń do reszty.
Mam dzwonić do Eiry? – Wiedziałem, że zada to pytanie.
Nie wymieniłem jej, więc tak – odparłem cicho. – Lepiej się pospiesz, nie mamy dużo czasu.

***

Dodzwonienie się do wszystkich w tak krótkim czasie nie było łatwe. A szczególnym wyzwaniem dla mnie okazało się namówienie Livy do wzięcia udziału w misji. To nie tak, że nie chciała, bo chciała, i to bardzo, po prostu się stresowała. Do naszej zaplanowanej misji miała jeszcze trochę czasu, żeby się przygotować, a do tej nagłej – nie. Powiedziała mi z wielką trudnością, że boi się spróbować, bo nie chce czegoś zepsuć, a jest niedoświadczona i tym podobne. Ale gdzie indziej miałaby zdobyć doświadczenie jak nie na misji? Jej niepewność była urocza, ale stawiała mnie w trochę trudnej sytuacji. Na szczęście, szesnastolatka dała się przekonać i obiecała, że stawi się pod Dievam o czasie.
Kilka minut przed końcem czasu spotkaliśmy się całą drużyną przed Organizacją. Gdy "sprawdziłem obecność", władowaliśmy się do środka. Na polu startowym koło przygotowanego dla nas helikoptera stała Trudis z zegarkiem w ręku. Zapewne odliczała cenne sekundy z nadzieją, że się spóźnimy i będzie mogła nas ukarać, a tymczasem udało nam się ją zaskoczyć.
No, no, no, panie McCarey. Zaskoczył mnie pan. – powiedziała, patrząc na mnie z krzywym uśmieszkiem. – Oto dokumenty o waszej misji. – Podała mi papiery. – Pilot zaraz do was przyjdzie. Życzę udanych łowów – dodała na zakończenie i odeszła.
Spojrzałem na Chrisa; był dziwnie cichy. Co prawda, on zawsze się tak zachowywał, ale jednak coś mi nie pasowało. A może to ja się niepokoiłem? To pewnie wina tego... pocałunku? Nie, to bez sensu. Ja się przecież nie przejmuję takimi sprawami.
Chcesz to przejrzeć może? – zapytałem go, wskazując na papiery.
Cwany jesteś. Zanieś swojej siostrze, Max.
Haha – zakpiłem. – Nie.
Będziesz się na nią fochał jak jakiś przedszkolak?
Tak.
Zauważyłem mężczyznę idącego w naszą stronę. Był ubrany w specjalny kostium, toteż podejrzewałem, że to nasz dzisiejszy pilot. Gdy podszedł bliżej i miałem okazję lepiej mu się przyjrzeć, zdałem sobie sprawę, że go znam. Może nie do końca znam, ale go kojarzę.
Chris – zacząłem, zwracając na siebie uwagę przyjaciela. – Czy to jest Brett? – zapytałem. Byłem niemal w stu procentach pewny, że odpowiedź będzie twierdząca, ale wolałem się upewnić. Gdy widziałem tego faceta dziś w nocy, myślałem, że to zwykły gej, którego Chris wyrwał sobie na mieście. Nigdy bym nie pomyślał, że może być Łowcą.
Chris zmarszczył brwi, przyglądając się pilotowi. Gdy na jego usta wpłynął zadziorny uśmieszek, już wiedziałem.
Tak, ale nic nie mów. Nie jest jawny – ostrzegł mnie przyjaciel.
A ty coś zrobisz?
Nie będę mu psuł dnia. Chyba.
Uśmiechnąłem się pod nosem.

***

Podróż minęła nam całkiem spokojnie. Oczywiście, biorąc pod uwagę fakt, że Łowcy mogą odczytywać definicję wyrazu „spokojny” trochę inaczej niż normalni ludzie.
W trakcie lotu, udało mi się namówić Chrisa, by przeczytał te nudne papiery, a potem wszystko w skrócie opowiedział całej drużynie. Jak się okazało, gdzieś w lesie zaczęło się tworzyć zupełnie nowe gniazdo, składające się z garstki dwudziestu świeżo przemienionych wampirów. Bułka z masłem. Niestety, nie dla wszystkich.
Liva może i się zgodziła, ale nadal stresowała. Na szczęście, udało nam się ją trochę uspokoić. Szczególnie dobrze docierały do niej słowa Nikki, pewnie dlatego, że znały się dłużej.
Ustaliliśmy niewielką strategię, jak napadniemy na gniazdo. Zdecydowaliśmy, że wampirów jest tak mało, że możemy się podzielić na cztery dwuosobowe grupy i zajść ich ze wszystkich kierunków. Mój pomysł na początku spotkał się ze sprzeciwem Talii i Ryana, ale szybko zmienili zdanie. Para jednak od razu zastrzegła, że chce być razem. Livę przydzieliliśmy do Nikki, bo z nią czuła się najpewniej. Potem Chris powiedział, że chce iść ze mną, więc mojej siostrze został Huke. Oboje się skrzywili na myśl, że będą musieli razem współpracować, ale zachowali się profesjonalnie i komentarze pozostawili dla siebie.
Gdy opuszczaliśmy helikopter, zostawiliśmy krótkie polecenia dla pilota, a potem odeszliśmy w las.
Byłem już gotowy skręcić w swoją stronę i po prostu odejść z Chrisem, ignorując pozostałych, ale coś mnie tknęło. Przystanąłem na chwilę i zastanowiłem się. Czy naprawdę jestem taki okropnie bezuczuciowy za jakiego mnie mają? Chyba nie.
Eira! – zawołałem, bo moja siostra odeszła już kawałek. Blondynka odwróciła się i popatrzyła na mnie zaciekawiona. – Uważaj na siebie.
A potem, nie czekając na odpowiedź, poszedłem w swoją stronę.

***

Miałem wrażenie, że cisza, która jest między nami, bardzo nam obu ciąży. To nie tak, że czytam w myślach Chrisa czy coś takiego, ale ja to po prostu czułem. On chciał coś powiedzieć. Z jakiegoś powodu nawet nie próbował podjąć rozmowy. Wiedziałem, że z reguły jest cichy, że odzywa się, bo ja tego wymagam, ale to przecież nie oznaczało, że nie wolno mu mówić nic od siebie.
Co jest? – zapytałem, bo już nie mogłem tego znieść.
Chris spojrzał na mnie i zmrużył oczy.
Eira – odparł tylko.
Co z nią? Zmieniasz dla niej orientację?
Przyjaciel wywrócił oczami, westchnął teatralnie i zaczął tłumaczyć:
"Uważaj na siebie". Tak do niej powiedziałeś. To było takie dramatyczne – zakpił, przeciągając głoski.
Już nie mogę rozmawiać ze swoją siostrą?
Oczywiście, że możesz.
W zasadzie o co ci chodzi? – zapytałem, nie do końca rozumiejąc.
Bawisz mnie.
Jest...
Padnij!
Nagły krzyk Chrisa był dla mnie zaskoczeniem, ale wykonałem polecenie bez zawahania. Zorientowanie się w sytuacji zajęło mi mniej niż sekundę. Za mną skradał się jakiś wampir, którego dostrzegł mój przyjaciel. Udało mu się również go unieszkodliwić.
Podniosłem się z ziemi i rozejrzałem.
Myślisz, że wampiry odkryły nasz podstęp? – zapytałem. – Już wiedzą, że idziemy na nich napaść?
Nie sądzę. To raczej jakieś głupie gniazdo.
Wznowiliśmy naszą podróż, ale teraz byliśmy bardziej skupieni. Nie prowadziliśmy już pogawędek na jakieś błahe tematy. Zamiast tego wyostrzyliśmy wszystkie zmysły, żeby nie umknęły nam nawet najmniejsze szczegóły.
Szliśmy około minutę, gdy znów coś się wydarzyło. Tym razem nie spotkaliśmy wampira, lecz usłyszeliśmy głośny krzyk. Obaj zamarliśmy. Byłem pewien, że znam ten głos.
Talia.
Popatrzyłem na Chrisa, a on w tym samym momencie spojrzał na mnie. Nie potrzeba było żadnych słów, oboje podjęliśmy tę samą decyzję. Puściliśmy się biegiem przez las w kierunku źródła dźwięku.
Nie zwracałem uwagi na nic, co się działo wokół mnie. Ostre gałęzie smyrały mnie po rękach i twarzy, pozostawiając po sobie rany, ale ja nawet nie odczuwałem bólu. Moje myśli zakrzątała teraz tylko Talia. Co się stało? Czy jest ranna? Czy Ryan z nią jest? Zaatakowały ich wampiry? A może to co innego? Nadal są w niebezpieczeństwie? Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogło im się coś stać.
A potem rozległ się kolejny krzyk. Tym razem bliżej nas. Przyspieszyłem jeszcze bardziej, choć czułem, że wykorzystuję moc moich nóg całkowicie i nie dam rady już więcej wykrzesać. Nie zważałem na to. Coś się stało i musiałem biec tam, pomóc. Z chwili na chwilę bałem się coraz bardziej. A wyglądało na to, że Talii nigdzie tu nie ma. Chris biegł obok mnie, dotrzymując mi tempa bez problemu. Chyba nawet mógłby biec szybciej.
Talia! – zawołałem.
Ryan?! – krzyknął donośnie Chris.
Żadnej odpowiedzi.
Ryan, do cholery!
Max? Pomocy!
Usłyszeliśmy jego krzyk i na nowo poczułem zastrzyk adrenaliny, który pozwolił na zwiększenie tempa. Rozglądałem się w poszukiwaniu Łowcy, ale między drzewami niewiele było widać. Aż nagle dostrzegłem jakieś poruszające się, ciemne coś.
Chris! Wampiry! – Pokazałem mu miejsce, gdzie dostrzegłem ruch i obaj skierowaliśmy się w tamtą stronę.
Wyjąłem kołek zza pasa, a gdy byłem bliżej, rzuciłem go prosto w jakiegoś wampira. Nie trafiłem w serce, ale udało mi się go zranić, co dało mi przewagę. Okropna kreatura dostrzegła mnie i rzuciła się w moją stronę, ale jej atak okazał się być nieudany, bo wampir tylko się dla mnie wystawił i bez problemu przebiłem go szpadą. Szary popiół zawirował wokół mojej broni. Odwróciłem się i zobaczyłem Chrisa walczącego z trzema wampirami naraz, a obok leżała Talia. Ryan stal tuż przed nią i odpierał wszystkie wampirze ataki. Wyglądało na to, że uwzięły się na niego. Pewnie chciały się pożywić z Talii, bo była teraz nieprzytomna i nie mogła się bronić.
Podbiegłem do nich i przedziurawiłem jakiegoś wampira, który chciał od tyłu zaatakować Chrisa. Dołączyłem się do walki z Ryanem, bo wokół niego kręciło się najwięcej potworów. Jak to się stało, że wszystkie się tu zgromadziły? W tym gnieździe miało być ze dwadzieścia sztuk i ponad połowa była tutaj.
Oceniłem zaistniałą sytuację i dotarło do mnie, że wampiry mają przewagę. Nawet nie chodziło o to, że jest ich więcej od nas, bo dość łatwo udawało mi się je ukatrupić, ale problem był z tym, że to głównie one atakowały. Nasze działania to sama defensywa, co stawiało nas w złym położeniu.
Chyba nadszedł ten niespodziewany moment, w którym Max McCarey powinien się poddać. Ha. Dobre sobie.
Wstąpiłem w pełny łowiecki tryb, wytężyłem wszystkie zmysły i wyjąłem lewą szpadę. Gwałtownym, ciągłym ruchem pozbawiłem głowy trzy wampiry. Wówczas Chris posiekał kolejnego, co chyba zmotywowało Ryana, który rzucił kołek idealnie w serce jednego z potworów. Nagle spomiędzy drzew wyleciała strzała, trafiając następnego. Po chwili z tego samego miejsca wyłonili się Huke i Eira. Wygrana była po naszej stronie.
Uporawszy się z wszystkimi wampirami, poszliśmy sprawdzić, co z Talią, która chyba nie miała się najlepiej. Razem z siostrą ustaliliśmy, że ona, Huke i Ryan zajmą się jego dziewczyną i zabiorą ją do samolotu, a ja z Chrisem poszukamy Nikki i Livy i rozprawimy się z pozostałymi krwiopijcami.
Znalezienie dziewczyn okazało się trudniejsze niż się spodziewałem. Całkiem nieźle się kamuflowały, bo nigdzie nie trafiliśmy na żaden ich ślad.
A jeśli coś im się stało? – usłyszałem nagle.
Nie pieprz.
Popatrz na to racjonalnie...
Chris, lepiej ty popatrz racjonalnie. To są dobre Łowczynie...
Przejąłbyś się? – przerwał mi. – Gdyby coś się stało Livie, została ranna czy coś, przejąłbyś się?
Wzruszyłem ramionami.
Nie wiem, chyba tak.
Przecież w ogóle jej nie znasz. Nic o niej nie wiesz – powiedział twardo.
Jeszcze.
Chris westchnął ciężko, a ja zacząłem się zastanawiać, o co w ogóle chodziło w tej krótkiej dyskusji. Ona nic nie wniosła do naszego życia. Na początku rozmawialiśmy o zamartwianiu i coś w tym guście, ale potem Chris zapytał o Livę i wszystko stało się dziwne. On brzmiał trochę, jakby był zły. Czy wkurza go to, że się tak zachowuję? Że jeszcze nie zaprosiłem Livy na randkę? Że się z tym tak pierdolę jakby od tego zależało czyjeś życie?
Spójrz. – Głos przyjaciela przerwał moje rozmyślania. Podążyłem wzrokiem za jego dłonią. Oparł ją o brzozę, a palcami powoli przejechał po poziomym nacięciu.
To może być ślad po bacie? – zapytał.
Przyjrzałem się chwilę. Nie znałem się dobrze na tej broni, ale to, co zaproponował Chris, było prawdopodobne.
Może – odparłem zatem.
Chodźmy tędy – powiedział, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc w wybranym przez siebie kierunku.
Chris? Auć, puść.
Spróbowałem się wyrwać, ale jego uścisk był stalowy. Oczywiście, mógłbym wykręcić rękę i uwolnić się bez problemu, uszkadzając mu bark przy okazji. Stwierdziłem jednak, że skoro jesteśmy na misji, a on jest moim sojusznikiem, to lepiej nie robić mu krzywdy. Ale nadal mnie bolało. Jak tak dalej pójdzie, jutro będę miał w tym miejscu siniaki, niczym jakaś niedoszła ofiara gwałtu.
No, złap mnie za rękę – wypaliłem.
Moje słowa zaskoczyły mnie tak mocno ja jego, bo zatrzymał się gwałtownie, a jego uścisk zelżał. W końcu. Wykorzystałem tę okazję, żeby się uwolnić.
Co ty pieprzysz? – zapytał Chris.
Kurde. Może jeszcze mam mu tłumaczyć, o co chodzi? No, bez przesady. Na szczęście zostałem uratowany przez Nikki i Livę, które nadchodziły z naprzeciwka i machały do nas.
Dziewczyny – zwróciłem się do Chrisa i kiwnąłem na nie głową, żeby odwrócić jego uwagę od mojego kretyńskiego tekstu.
Przyjaciel w odpowiedzi tylko skinął głową. Czułem, że cały czas przygląda mi się uważnie, ale nic nie mówił, bo Łowczynie były już blisko. Zignorowałem jego wzrok i uśmiechnąłem się do Livy, a ta nieśmiało odpowiedziała na mój gest.
Spotkałyście coś? – zapytał Chris.
Zabiłyśmy cztery sztuki. A jak u was? – odparła Nikki.
Spotkaliśmy kilka w lesie – powiedziałem. – Wyglądało to tak, jakby zebrały się wszystkie w jednym miejscu na żer z Łowców.
Ale wszyscy są cali?
Nagła cisza, która zapadła między nami była wystarczającą odpowiedzią.
Kto?
Talia. Ale spokojnie, reszta się nią zajmuje, poszliśmy tylko was szukać. Chcieliśmy jeszcze się szybko przejść po lesie i wyeliminować ewentualne zagrożenie, a potem się zbieramy do Siedziby.
Dziewczyny przystały na ten pomysł i ruszyły przodem, a my zabezpieczaliśmy tyły. Szliśmy żwawym tempem po wcześniej wyznaczonej trasie, rozglądając się przy okazji. Nikt z nas nic nie mówił, teraz najważniejsze było dokończenie wyznaczonego zadania.
Szliśmy już około pięciu minut i nie spotkaliśmy nikogo, toteż stwierdziłem, że mogę sobie trochę odpuścić to rozglądanie się po lesie i skierowałem swój wzrok na Livę. Zastanawiałem się, jak sobie poradzi na swojej pierwszej poważnej misji i chyba szło jej całkiem nieźle. Jej krok był pewny, na nadgarstku miała zawiązany bat, tak by mogła go użyć w każdej chwili i wyglądała, jakby nic nie mogło jej rozproszyć. Godne podziwu.
Popatrzyłem na Nikki; ona również obserwowała młodszą Łowczynię. Chyba czuła się za nią trochę odpowiedzialna i podczas tej misji odgrywała dla niej rolę mentora. A może tak bardzo się ze sobą zżyły, że Nikki troszczyła się o nią jak o młodszą siostrę?
Przeszliśmy się po kilku miejscach, gdzie najbardziej prawdopodobne było spotkanie wampira, jednak na żadnego nie natrafiliśmy i zdecydowaliśmy w końcu, że czas się zbierać. Jako, że wszyscy byliśmy świetnymi obserwatorami, nie mieliśmy problemu z odnalezieniem drogi powrotnej do helikoptera. Pozostali już tam na nas czekali. Wdrapaliśmy się do środka i maszyna od razu wystartowała, a Nikki z kolei poleciała się dowiedzieć, co z Talią. Razem z nią poszedł też Chris, a ja usiadłem gdzieś na uboczu i czekałem aż wrócą. Liva patrzyła przez chwilę na mnie niepewnie, aż w końcu usiadła obok mnie i zaczęła (sama z siebie!) luźną rozmowę.
Po chwili wrócili Nikki i Chris i przysiedli się do nas. Fioletowowłosa poinformowała nas, że Talia trzyma się nieźle, a jej obrażenia są mniejsze niż się spodziewali i nie ma się, o co martwić. Odetchnąłem z ulgą i pozwoliłem swoim myślom popłynąć w nieznanych kierunkach. Przez cały czas jednak czułem, że mam cichego obserwatora – Chrisa.

___
Rozdział niesprawdzony, mój beta jest chory i na wyjeździe. Zdrowia i miłej zabawy! Jak kiedyś wrócisz, mam nadzieję, sprawdzisz xD
Przepraszam, że tyle mnie nie było. Mam nadzieję, że niektórym z Was chciało się tyle czekać na kontynuację. Nie mam nic na usprawiedliwienie, po prostu leniwa jestem. Ale zbieram dupę, bo są wakacje i nie mogę sobie pozwolić na takie opieprzanie. Jeszcze raz przepraszam. I dziękuję tym, którzy ze mną zostali. 
Do następnego! (miejmy nadzieję, już niedługo xd)

9 komentarzy:

  1. Pierwsza! Trofeum moje ᕙ(`▽´)ᕗ Sorka, nie mogłam się powstrzymać ;-)

    Mój pierwszy komentarz na tym blogu. Stresuję się :D
    Zaczynając od początku. Obserwuje Twojego bloga już od ładnych paru miesięcy, więc gdy dzisiaj zobaczyłam na spisie, że dodałaś nowy rozdział serducho momentalnie zabiło mi szybciej. Ciesze się z tego, że nie porzuciłaś pisania. Twój blog jest jednym z moich ulubionych i z niecierpliwością wyczekuje nowe rozdziały.
    Sposób w jaki piszesz jest dla mnie taki prosty i naturalny. Nie ma nic na siłę. Czyta się bardzo płynnie.
    Fabułę kocham a postacie wręcz wielbię. Historia rozwija się wolno a nie szybko z czego się cieszę. Lubię widzieć jak relacje miedzy postaciami rozwijają się, a sami bohaterzy robią w swoim kierunku podchody. Motyw z wampirami bardzo przypada mi do gustu. Dodatkowo wygląd postaci utożsamiam z tymi z Pandora Hearts, więc wielki plus!

    Chcę więcej paringu Chris&Max, toteż Liva nie ma tu (nie)stety dla ciebie miejsca :D Nie no, żartuje. Ale i tak chcę więcej gejozy!

    Co do rozdziału nie zauważyłam jakiś błędów, lecz cóż jestem kiepska w te klocki :p Pierwszy kiss! Zaspokoiłaś mnie trochę po tych miesiącach oczekiwania.

    Wobec tego życzę dużo weny i wytrwałości. Miło spędzonych wakacji, abyś miała dużo inspiracji.
    Buziaczki i do następnego (>‿♥)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się ujawniłaś ;) Nie powiem, Twój komentarz bardzo podniósł mnie na duchu, bo już się bałam, że przez tę przerwę wszyscy porzucili mojego bloga </3 (nie żebym na to nie zasłużyła xd).
      Mam ochotę rzucić wszystko i lecieć pisać. Hehe, może to zrobię xd
      Dziękuję bardzo za miłe słowa, pozdrawiam serdecznie i również życzę miłych wakacji ;)

      Usuń
  2. kochaana :3 i Ty się pytasz, czy ja bym czekała na Twoje opowiadanie?
    To tak jakby spytać rybę, czy oddycha pod wodą. Tak, wiem, słabe porównanie. Ale! Na nowy rozdział mogłabym czekać do śmierci ^w^ więcej gejozy! więcej, więcej, więcej!!! Więcej Chrisa i Maxa ;3
    mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybciutko, bo ten jak najbardziej zaspokoił moją żądzę krwi. Mam nadzieję, że niedługo coś wstawisz ♥

    ~ Linna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że podoba Ci się moje opowiadanie :D Powiem Ci, że rozważałam to porównanie przez pięć minut i nie załapałam... xD Ale to wina tego, że jestem mentalną blondynką (nie mam nic do blondynek!).
      Ja też mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się już niedługo i mam ochotę zabrać się za pisanie, ale z drugiej strony, do obejrzenia tyle serialów... ;/ Zobaczymy jak wyjdzie xd
      Pozdrawiam serdecznie i miłych wakacji! :)

      Usuń
  3. Moja pierwsza myśl brzmiała mniej więcej tak: "Boże, ty żyjesz!".
    Nawet nie wiem co mam pisać, ale mam wrażenie, że Gwiazdka przyszła wcześniej! Z wielkim uśmiechem zabrałam się za czytanie. :D
    No i mimo, że tyle się naczekałam to miałam na co. W końcu pojawiło się więcej wątku homo i na szczęście nie jest to nic na siłę. Temat płynnie pojawił się i podsycił moją ciekawość. No, bo co będzie dalej? Max w końcu będzie musiał pogadać z Chrisem...
    Strasznie spodobał mi się pocałunek. Max ciekawie podszedł do zaczepki Chrisa. Jednak nawet brat z bratem nie pocałuje się, więc robi się coraz bardziej interesująco. :D
    Chcę więcej i więcej... Oczywiście więcej gejowskich momentów!
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny,
    Malina
    http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/
    http://pieknie-zlamany.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    droga autorko, przychodzę z pytaniem czy żyjesz, nawet nie ma od Ciebie żadnej informacji...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyję, rozdział świeżo dodany i krótka informacja też jest ;)
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Tak beta nieobecny i pisze na telefonie krótko i zwięźle.
    JA KURWA WIEDZIAŁEM, ŻE SIĘ POCAŁUJĄ!
    Wenki~

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    wspaniały, ten pocałunek, coś mi się wydaje, ze teraz Chris nie wie jak rozumieć to wydarzenie, a tra akcja z wampirami.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń