piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 13

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Jesteście zmęczeni po misji, po zabijaniu wampirów, po chodzeniu po lesie i ogółem po wszystkim. Nie macie siły zupełnie na nic, więc zaczynacie ignorować świat, czekając aż dotrzecie bezpiecznie do domu, żeby móc rzucić się na łóżko. W moich realiach ta wizja była jak najbardziej fałszywa.
Byłem zmęczony. Stanowczo byłem zmęczony. Ale nie byłem w moim łóżku. Nie było mnie nawet w moim domu. Siedziałem natomiast w Sali treningowej wraz z moją grupą i mieliśmy „trening”.
Gdy tylko helikopter wylądował w Siedzibie Dievam, Trudis od razu się do nas pofatygowała. Po względnych grzecznościach i pytaniach, jak przebiegła misja, kazała mi lecieć na trening, bo moja grupa na mnie czekała. Była zła, że się spóźniłem i stwierdziła, że nic tego nie usprawiedliwia. No naprawdę?
Tak więc siedziałem w Sali treningowej z grupą ośmiu czternastolatków. Ponieważ mój mózg przypominał jednak bardziej galaretę niż mózg, nie prowadziłem normalnego treningu. Usiedliśmy sobie wszyscy w kółeczku na podłodze, a ja opowiadałem im co nieco o misjach. Przysypiałem chwilami, więc ostatecznie dałem im prawo zarządzania tą rozmową i po prostu zadawali mi jakieś pytania, a ja odpowiadałem na te, które nie miały skomplikowanej budowy i udało mi się zrozumieć.
We wnętrzu mojej głowy odbijała się taka myśl, że chyba jeszcze nigdy nie byłem aż tak zmęczony. To nie prawda. Podczas walki występuje bardzo przydatny skok adrenaliny, ale zaraz po zakończonej misji wszelkie siły mnie opuszczały i myślałem tylko o spaniu. Tak jest zawsze.
Ile najdłużej się pan leczył po misji? – zapytał któryś z moich podopiecznych. Nie zarejestrowałem, kto to był. Czy to w ogóle istotne?
Nie pamiętam, coś z tydzień – mruknąłem nieprzytomnie.
Dlaczego nie pójdzie pan odpocząć, skoro jest pan tak zmęczony?
Dobre pytanie.
Pani Ravale kazała mi się wami zająć. Szczota jej w dupę.
Wśród moich uczniów rozległ się jęk oburzenia. Chyba nie do końca podobało im się, jak wyrażam się o pani dyrektor. Ciołki z nich, przecież to ja ją obrażam, to nie ich wina.
A gdybyśmy tak sobie poszli, a innym powiedzieli, że trening się odbył?
Nie sądzę, żeby to... – Moje słowa przerwało potężne ziewnięcie.
Czułem się tak bardzo zmęczony, że nawet nie próbowałem się już powstrzymywać od zaśnięcia. Nie obchodziło mnie to, że powinienem prowadzić trening, nie obchodziło mnie to, że Trudis będzie zła. Słyszałem, że ktoś coś mówił, ale to też mnie nie obchodziło. Zamknąłem oczy z myślą, że tak mi będzie łatwiej, a potem już tylko odpłynąłem...

***

Max? Jak się czujesz?
Co się dzieje?, to była moja pierwsza myśl. A potem otworzyłem oczy i podniosłem się gwałtownie, co zakończyło się bardzo nieprzyjemnym zderzeniem.
Auć – mruknąłem, masując czoło.
Rozejrzałem się i dostrzegłem mojego przyjaciela.
Chris, hm, przepraszam.
W porządku – odparł. – Jak się czujesz? Już lepiej?
W zasadzie co się stało? – zapytałem, a myślami próbowałem przebić się przez czarną ścianę, która blokowała mi moje wspomnienia.
Zemdlałeś na swoim treningu – powiedział spokojnie. – Trudis chciała, żeby cię zawieźć do szpitala, ale wtedy twoja siostra wspaniałomyślnie przypomniała, że nie przepadasz za takimi miejscami. Wówczas zjawiłem się ja z moja złotą propozycją, bym zabrał cię do siebie i wszyscy się zgodzili.
Wszystko powoli zaczęło wracać do mojej głowy. Moja grupa. Ich pytania. Moje wymruczane odpowiedzi. Obraza Trudis.
Och. Moja siostra mnie nie chciała?
Chciała. Powiedzmy, że się z nią o ciebie kłóciłem. Ale jak chcesz, mogę cię zawieźć do domu.
Miłe z twojej strony. Nie trzeba. Hm, Chris, ja wcale nie zemdlałem.
Przyjaciel zmarszczył brwi, ewidentnie zaskoczony moimi słowami. Dopiero teraz spostrzegłem, że cały czas siedział na podłodze koło mojego łóżka. Nawiasem mówiąc, znajdowałem się w pokoju, w którym spędziłem wcześniejszą noc. To prawie tak jakbym dostał go na własność.
Jak to?
Po prostu byłem bardzo zmęczony i pozwoliłem sobie zasnąć.
Serio?
Pokiwałem twierdząco głową.
Ale że niby misja cię tak wymęczyła?
Jeszcze nigdy nie byłem aż tak wyczerpany, naprawdę. Nie wiem, co się stało.
Jesteś jakiś chory czy coś?
Nie, nie sądzę – odparłem. – To chyba... jakieś skoki adrenaliny czy coś. Dużo się wydarzyło w krótkim czasie – powiedziałem. Po mojej głowie skakały cztery główne wydarzenia. Kłótnia z Eirą, moje załamanie, pocałunek z Chrisem i misja.
Przyjaciel pokiwał głową ze zrozumieniem. Przez chwilę miałem wrażenie, że zajrzał w moje myśli, żeby wiedzieć, co tak na mnie wpłynęło. Czy pocałunek tak na mnie wpłynął?
Mogę coś dla ciebie zrobić? – zapytał. To urocze, że się mną przejął.
Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się delikatnie.
Nie, dziękuję. I tak muszę się zbierać. Jestem dzisiaj umówiony z Laylą – skrzywiłem się.
Oczy Chrisa rozszerzyły się gwałtownie.
Och, cholera! Odwołaj to. Lepiej żebyś nie ryzykował swojego zdrowia. Mieliście się przygotować na wspólny trening? – Pokiwałem głową. – No to niestety tego nie zrobicie. Jesteś dobry w improwizacji, ona jest Łowczynią, też powinna.
Nie ekscytuj się tak – zaśmiałem się.
Po prostu się martwię. Myślisz, że spotkanie z taką szmatą poprawi twoje samopoczucie?
Jesteś niemożliwy – powiedziałem. – Z jakiegoś powodu jednak się z tobą zgadzam, muszę to odwołać. – Uśmiechnąłem się. – Ale i tak powinienem się zbierać. Na wieczór umówiłem się z Livą.
Chris popatrzył na mnie, skrzywił się i powiedział coś, czego zupełnie się nie spodziewałem:
Odpuść sobie to jedno spotkanie. Po prostu odpocznij dzisiaj.
Zmarszczyłem brwi.
Przecież... Ciągle mówisz, że muszę ją wyrwać.
Ale jesteś zmęczony – powiedział twardo.
Już nie. Wyspałem się – zauważyłem.
Chris zacisnął mocno szczęki.
Jak tam sobie chcesz – rzucił chłodno i wyszedł z pokoju. To tyle jeśli chodzi o urocze zamartwianie.

***

Jak ustaliłem wcześniej z Chrisem (zanim się na mnie obraził z nikomu nieznanego powodu), odwołałem spotkanie z Laylą. Zrobiłem to przez telefon, by ograniczyć moje kontakty z nią do minimum. Bardzo ją przepraszałem, co było tylko pustymi słowami, bo wcale nie żałowałem. Ona z kolei brzmiała na smutną, ale wyrozumiale przyznała, że słyszała o tym, co się stało na moim treningu i nie chce mnie męczyć. Dodała, że chciała nawet do mnie dzwonić, czy nasze spotkanie jest aktualne, ale ją uprzedziłem.
Potem zadzwoniłem do Livy. I ona też mi powiedziała, że dotarła do niej informacja o moim omdleniu (tsa, omdleniu) i nie była pewna, czy powinniśmy się spotykać. Cały czas coś tam mruczała, że powinienem się wyleczyć, ale zapewniłem ją, że dobrze się czuję. Tak więc o godzinie osiemnastej czekałem na nią przy galerii w centrum miasta.
Nie spóźniła się. Była dwie minuty po czasie, ale to żadne spóźnienie. Trochę mnie to zaskoczyło, bo czy dziewczyny nie spóźniają się zawsze na pierwszą randkę? Pytanie tylko, czy to była randka? Umówiliśmy się do kawiarni na kawę i ciastko, bo Liva wcześniej przyznała, bardzo się przy tym rumieniąc, że chciałaby mnie poznać trochę bliżej. Nie tylko w sferze łowieckiej. Ucieszyłem się, ale może powinienem wprost zapytać, czy pójdzie ze mną na randkę? Cholera, w tych sprawach byłem zbyt zielony. Chris mówił, że on nie ma takich problemów. Że przy facetach nie trzeba być subtelnym i delikatnym. Że mówi się wprost i wszystko jest jasne. W tym momencie mu zazdrościłem i zacząłem się zastanawiać, czy może lepiej nie zmienić orientacji.
To... jak się czujesz? – zapytała Liva.
Siedzieliśmy już w kawiarni, przy stoliku dla dwóch osób. Zamówienie złożyliśmy chwilę temu i teraz czekaliśmy na jego zrealizowanie. Na początku zapadłą między nami niepewna cisza, aż w końcu zielonowłosa postanowiła ją przerwać. Nawet się nie zarumieniła, chyba robiła postępy ze swoją nieśmiałością.
Już lepiej – powiedziałem. – A jak tam u ciebie? Powiedz mi, jak wrażenia po twojej pierwszej poważnej misji.
Liva się wyszczerzyła.
Było fantastycznie! – przyznała cała podekscytowana. – Jak się podzieliliśmy, na początku bardzo się stresowałam. Ale Nikki od razu to zauważyła i mnie pocieszyła. Powiedziała kilka motywujących rzeczy i od razu poczułam się lepiej. Byłam wniebowzięta, gdy miałam okazję użyć mojego batu, wiesz, tak porządnie. I nawet udało mi się... – przerwała na chwilę, bo podeszła kelnerka i postawiła przed nami nasze zamówienie – dwa serniki, latte macchiato dla niej i cappuccino dla mnie. – No, udało mi się zabić jednego wampira – wyznała szeptem, a w jej oczach dostrzegłem tańczące ogniki radości.
Wow, ale się rozgadała.
To super – pochwaliłem ją. – Cieszę się, że ci się podobało.
No, ja też! Powoli zdobywam coraz większe doświadczenie, mam nadzieję, że inni zaczną mnie traktować poważniej. To żenujące, że już niedługo będę mieć siedemnaście lat, a tak jakby odbyłam dopiero pierwszą misję.
O ile dobrze pamiętam, zgodziłaś się wziąć udział w tej naszej planowanej. Już za kilka dni twoja druga misja. Czy rezygnujesz?
Nigdy w życiu! Nie mogę się doczekać. Ale to chyba będzie trochę dłuższe, prawda? Bo lecimy dalej, czy coś takiego. Nikki wspominała, że będzie też więcej wampirów...
Może nam zająć trochę więcej czasu, ale tylko ze względu na położenie. Gniazdo ma podobną wielkość, nie musisz się przejmować.
To świetnie! A wiesz, co z Talią?
Zaskoczyła mnie. To, jak manewrowała między tematami, jak składnie się wypowiadała, już bez żadnego lęku i stresu, najzwyczajniej w świecie mnie zaskoczyła. Wyglądało na to, że ta misja dodała jej wiele pewności siebie.
Emm, nie wiem. Ale chyba nie było z nią tak źle, kiedy ją zgarnęli.
A no nie. Ale myślałam, że coś więcej może wiesz.
Pokręciłem głową.
Ach! – wykrzyknęła, a na jej twarzy pojawiło się olśnienie. – Przepraszam, zupełnie zapomniałam, że ty też się nie najlepiej czułeś. Skąd miałbyś wiedzieć, co się działo?
To ona prowadziła tę konwersację. A ja po prostu byłem nieistotnym uczestnikiem.
No tak – mruknąłem. – Liva, jak się czujesz?
Co? – Wyglądała na zaskoczoną moim pytaniem. – Mi nic przecież nie było.
Wiem. Ale tak psychicznie, jak się czujesz?
Och. Ja... rewelacyjnie, no. Wszystko powoli się układa. Może trochę przedwcześnie się cieszę i zapeszam moją niedaleką przyszłość, ale nie potrafię inaczej.
Zaśmiałem się.
Bzdury.
Liva uśmiechnęła się do mnie uroczo.
Gdy zeszliśmy na bardziej ogólne tematy i odpuściliśmy sobie wampiry, misje, Łowców i Organizację, Liva też trochę przystopowała. Stała się odrobinę bardziej nieśmiała, chwilami niechętnie wypowiadała swoją opinię na jakieś tematy, jakby bała się, że mi się to nie spodoba. Ale i tak zachowywała się zupełnie inaczej. Zdarzyło jej się powiedzieć kilka razy takie rzeczy, że niemalże zwaliło mnie z nóg, a ja już nie mogłem doczekać się, jak opowiem Chrisowi o tym spotkaniu. Chciałem podzielić się z nim moimi spostrzeżeniami na temat jej totalnej zmiany i poinformować go, że miałem randkę z Livą i nie musi się już martwić. O ile to była randka.
No właśnie, byłem bardzo ciekawy reakcji Chrisa. Wiem, że wcześniej trochę się martwił, ale z drugiej strony, prawie-randka z Livą to takie osiągnięcie, że na pewno zechce usłyszeć jakieś szczegóły. A potem, może nawet mnie pochwali.
Kiedy zaczęło się robić już naprawdę późno, zaczęliśmy się zbierać. Opuściliśmy kawiarnię i skierowaliśmy się do autobusu. Czasami brakowało mi samochodu, ale zdarzało się to tak rzadko, że nie chciało mi się robić prawa jazdy. Ale teraz przydałoby się auto, chociażby po to, żeby zaimponować Livie. No cóż.
Obiecałem jej, że ją odprowadzę, mimo że ona z początku nie chciała się zgodzić. Powiedziała, że powinienem wracać do swoich spraw i nią się nie przejmować, więc wówczas ja popukałem ją delikatnie po głowie i zapewniłem, że po pierwsze, mam czas i po drugie, mam ochotę ją odprowadzić. Nie chciałem sugerować, że może jej się stać krzywda lub ktoś ją zaatakuje, bo była przecież Łowczynią. Chyba by się na mnie obraziła.
Na koniec naszego spotkania delikatnie ją przytuliłem, bo nie chciałem jej przestraszyć, i obiecałem, że jeszcze kiedyś się spotkamy w celach towarzyskich. Liva uśmiechała się i wyznała, że już nie może się doczekać.
Skierowałem się na autobus, by dojechać do Chrisa. Nareszcie.

***

Elias westchnął ciężko i zapukał. Po usłyszeniu cichego „proszę”, wszedł do środka pokoju. Wewnątrz było ciemno, okna najwidoczniej – pozasłaniane, a żadne światło – niezapalone. Łowca stał w miejscu i, korzystając z promieni wpadających z zewnątrz, próbował rozróżnić jakieś kształty. Nie trwało to jednak długo, gdyż usłyszał ponaglający i zirytowany głos:
Zamknij te pieprzone drzwi.
Tak też zrobił. I wtedy zapanowała zupełna ciemność. Elias zamrugał, ale nic to nie dało, czuł się jak kompletny ślepiec.
Powiedz mi, jak się ma nasz cel.
Ostatnio zachowywał się niepewnie i podejrzliwie, ale przeszło mu i wrócił do swoich normalnych, codziennych czynności. Wygląda na wyluzowanego.
Nie zdradziłeś się? Nie był wobec ciebie ostatnio podejrzliwy?
Elias pokręcił głową w odpowiedzi, lecz po chwili dotarło do niego, że w tym mroku niemożliwe jest dostrzeżenie jakichkolwiek gestów.
Nie – odparł szybko, by cisza nie trwała zbyt długo.
To świetnie. Wiesz, co masz zrobić?
Tak.
Wiesz jak?
Tak. – Łowca potwierdził kolejny raz.
Wiesz kiedy?
Wciąż czekam na tę informację. – Elias tak naprawdę cieszył się, że jeszcze nie wiedział, kiedy ma to zrobić. Wolał nie myśleć o tym, jakie będzie miał kłopoty, gdy wszystko wyjdzie na jaw. Jakiś miesiąc temu zaczął poważnie żałować, że wplątał się w tę sprawę, ale teraz nie mógł się już wycofać bez poniesienia okrutnych konsekwencji.
Teraz się dowiesz. – Łowca jęknął w duchu, mimo że przeczuwał, iż to dziś pozna ostatni, najistotniejszy szczegół. – Termin twojego zadania przypada na jutro.

***

To nie tak, że miałem dylemat. Bo nie miałem.
Kiedy po skończonej randce z Livą, wracałem już do domu, to nawet się nie zawahałem, gdy skierowałem się do Chrisa. Problemem było to, że im więcej nad tym rozmyślałem, tym bardziej obawiałem się, czy pozwoli mi u siebie zostać. Nie chciałem mu się zwalać na głowę, miał wiele swoich spraw, nie potrzebował, bym dokładał mu swoich. Po prostu tak bardzo wzdragałem się przed pójściem do Eiry, rozmawianiem z nią i wyjaśnianiem tych wszystkich niedopowiedzeń i kłótni między nami.
Byłem już w istotnym momencie mojej trasy i musiałem podjąć decyzję, gdzie konkretnie chciałem iść, ponieważ nie zamierzałem zawracać.
Westchnąłem ciężko. Może jednak miałem dylemat.
Już zaczynałem rozważać, czy nie rozrysować sobie drzewka decyzyjnego, gdy poczułem wibrację telefonu. Bez zastanowienia wyciągnąłem go z kieszeni, zahaczając nim przez przypadek o szlufkę. Siła szarpnięcia spowodowała, że wysunął mi się z dłoni i zaliczył, zapewne bardzo przyjemne, spotkanie z asfaltem. Serio?
Podniosłem aparat z wielką nadzieją, że szklany ekran nadal jest w jednym kawałku, ale oczywiście się przeliczyłem. Pieprzony iPhone. Naprawdę, poza ładnym wyglądem, nie ma w nim żadnych pozytywów. Jeśli przestał mi działać, to tym razem kupię szajsunga. Może okaże się bardziej trwały.
Włączyłem telefon i, na szczęście, ta funkcja nadal działała bez zarzutu. Przejrzałem szybko kilka podstawowych aplikacji i wyglądało na to, że poza szkodą ekranu, wszystko inne jest w porządku.
Postanowiłem w końcu odczytać tego nieszczęsnego smsa, sprawcę całego kłopotu. Nadawcą był Chris, a treść brzmiała: „czekam na ciebie, łamago”. W ten sposób podjąłem decyzję. I poszedłem do przyjaciela.
Jakiś kwadrans później Chris otworzył mi drzwi (kompletnie ubrany, niestety) i powitał mnie słowami:
Wygrałeś zakład?
Co? – zapytałem głupio.
Zakład. Randka. Liva. I inne sprawy.
Ach, to – jęknąłem. – No, chyba wygrałem.
Uuu. I co? – Uśmiechnął się. – Opowiadaj wszystko. Znaczy, najpierw chodźmy do salonu, napijemy się herbaty.
A ciasteczka zjemy?
Jeśli chcesz.
Jak jakieś plotkary – stwierdziłem, bo nagle poczułem, że zachowujemy się jak typowe baby.
No, chodź, chodź. – Zniecierpliwiony Chris zignorował moją wcześniejszą wypowiedź, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc do wnętrza domu. Przez głowę przemknęła mi taka myśl, że w tym momencie mój przyjaciel zachował się jak taki rasowy pedał, z których ludzie się natrząsają.
Jesteś słodki – powiedziałem.
Chris spojrzał na mnie z ciekawością i uniósł brew,
Próbujesz mnie poderwać? Bo jeśli tak zarywałeś do Livy, to nic dziwnego, że tak słabo szedł ci jakikolwiek progres.
Dobra, dobra. Daj mi spokój.
Dlaczego jestem słodki?
Uśmiechnąłem się kpiąco.
Po prostu zachowałeś się jak taka ciota i to wydało mi się na swój sposób słodkie.
Czuję się odrobinę zażenowany. Przenieśmy się do salonu, weź ciastka z tej szafki po twojej lewej stronie. Są w takim fioletowym opakowaniu na najniższej półce, więc sięgniesz bez problemu. A ja zaniosę herbatę.
Nawet nie zarejestrowałem, kiedy zagotował wodę i przygotował nam ciepły napój. Czy ja naprawdę byłem aż tak rozkojarzony po randce z Livą? A może to Chris mnie rozpraszał i sprawa tego niewyjaśnionego pocałunku? O dziwo, on zachowywał się zupełnie normalnie.
Zajrzałem do szafki i wyciągnąłem z niej ciasteczka, o których mówił Chris. Po przyjrzeniu się opakowaniu, stwierdziłem jednak, że tak naprawdę są to pierniczki. A to wstrętny kłamca.
Poszedłem do salonu. W samym centrum stał stół ze szklanym blatem, a obok niego dwie sofy. Na jednej z nich siedział mój przyjaciel i przyglądał mi się uważnie, gdy skierowałem się, by zająć miejsce naprzeciwko. Ta intensywność jego wzroku powoli zaczynała mnie przerażać, więc odchrząknąłem z nadzieją, że może coś powie.
Chris odwrócił wzrok (no nareszcie!) i sięgnął po swój kubek z herbatą. Odłożyłem pierniczki na stół i przyglądałem mu się. Miałem nadzieję, że poczuje się choć trochę tak niezręcznie jak ja. Trochę się jednak przeliczyłem, bo wyglądało na to, że ani trochę go to nie rusza.
Opowiedz mi o tej randce – odezwał się.
Naprawdę nie czułem się przekonany, czy aby na pewno chcę o tym mówić, ale skoro już tu siedziałem, a jego to wyraźnie interesowało... Wyglądało na to, że muszę się odrobinę dla niego poświęcić. Tak więc zacząłem opowiadać. Z początku mówiłem raczej ogólnikowo, ale Chris ciągle dopytywał się o jakieś szczegóły, toteż prędzej czy później wszystko wychodziło na jaw. W moich zeznaniach nie umknęło mi nawet to, jak bardzo Liva się ekscytowała tą całą misją. Podkreśliłem, że, gdy o tym opowiadała, wydawała się być zupełnie inną osobą. Wspomniałem, że rozmawialiśmy również o innych rzeczach, a Chris kazał mi wymienić każdy temat, który poruszyliśmy. Wymieniłem więc kilka, bo przecież nie byłem w stanie odtworzyć tego wszystkiego w pamięci.
A na koniec odprowadziłem ją pod dom i przyjechałem prosto do ciebie – zakończyłem moją wypowiedź.
Tylko tyle?
Tylko? Chyba aż.
Co ty za bzdury opowiadasz. Co się działo, jak się żegnaliście?
Uniosłem brwi. O co mu chodzi?
No, luźno rzuciliśmy, że jeszcze się spotkamy – odparłem niepewnie.
I już?
Przytuliłem ją i sobie poszedłem.
Żadnego buziaka?! – wykrzyknął.
To była dopiero pierwsza randka... – wydukałem.
A gdzie tam! Nie było buziaka, nie było randki. Jezu Chryste, Max, tobie to się chyba nigdzie nie spieszy, co? Jak tak dalej pójdzie, to prędzej ja ją wyrwę.
Wcale nie! – zaprotestowałem.
Wcale tak! Albo, co gorsza, nie wyrwę Livy, tylko ciebie. Jakby nie patrzeć nadal nie wygrałeś tego zakładu, co oznacza, że idziemy na randkę. No i już raz się całowaliśmy. Poza tym wygląda na to, że zostajesz u mnie na noc już drugi raz z rzędu, a to prawie tak, jakbyś planował tu zamieszkać. Jesteśmy naprawdę na bardzo dobrej drodze, żeby zostać parą.
Przyglądałem mu się i analizowałem jego słowa. Zaskoczył mnie. Wiedziałem, że żartował, ale wspomnienie tego pocałunku jakby to była normalna sprawa totalnie mnie zaskoczyło. Spodziewałem się raczej, że wyniknie z tego jakaś większa sprawa, poważne rozmowy, a on po prostu sobie z tego żartował. Nie żeby to cokolwiek znaczyło.
Czekam na oświadczyny – odpowiedziałem z uśmiechałem.
To będziesz czekał do usranej śmierci, bo nie mam zamiaru brać ślubu. A już szczególnie z tobą.
Zaśmiałem się, mimo że trochę mnie zaskoczył swoimi słowami. Znaczy tym pierwszym zdaniem, bo spodziewałem się jakiegoś chamskiego komentarza w moją stronę.
A z innym facetem? – zapytałem poważnie. Nawet zmieniłem mój ton głosu, by dostać normalną odpowiedź bez sarkazmu.
Nigdy w życiu – powiedział. Popatrzyłem na niego, poszukując na jego twarzy jakichś oznak żartu. Wyglądało na to, że jednak mówi totalnie serio.
Dlaczego?
Oj, Max. Myślałem, że wiesz. Przecież ja czekam tylko na ciebie.


___
Jakiś nowy rekord jeśli chodzi o przerwę między rozdziałami xD
Opowiem zabawną historię. Pamiętam jak był grudzień 14 roku. Siedziałam sobie wtedy w pokoju, pisałam PRP. Planowałm też jak dodać rozdziały i ile mam czasu na napisanie, tak aby ostatni rozdział jaki opublikuję w 14 roku to rozdział 13. Nieźle mi poszło xD 
14 rozdział będę starać się napisać do końca grudnia. Ale nic nie obiecuję hahah xd
Zapraszam Was też na bloga znajomej! Jestem u niej betą xD  BANG BANG. Będzie się działo w tym "Totalnym chaosie"!
Miłego dnia! :)

6 komentarzy:

  1. Coś długo czekaliśmy ale było warto. ;) Jak byś się zabrała i pisała regularniej, no to zyskałabyś na pewno wielu czytelników. Pomysł na serio ciekawy. Dobrze, że znalazłam twojego bloga niedawno. Nie musiałam czekać aż tyle. :* Niby widziałam datę, że tak dawno ale tak się zainteresowałam... no i przeczytałam. Super rozdział. Czekam na następne zajebiste notki! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww :*
    To było słodkie!

    Uchyl mua rąbka tajemnicy tajemnej, i przelej na mnie swe plany zamiarowane!
    Proooooszę!

    Niech yaoi między Max' iem a Chris' em pojawi się nie długo!
    I niechaj Maxiu będzie UKE, a Chrisiu, SEME. ^.^

    Pozdrawiam serdecznie,
    Życzę weny
    Oraz
    Czekam na następny rozdział.
    •Wstaw za niedługooooo•


    OdpowiedzUsuń
  3. Aww. *.*
    To jest takie słodkie... <3
    Max i Chris rozwalają system swoją zajebistością. :) (sr za przekleństwa, ale nie wiem jak inaczej wyrazić mój zachwyt)

    Opowiadanie cudowne i czekam na dalszą część. :D
    Życzę weny w pisaniu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, to takie piękne ; n ; Taki dobry ship~ Rozumiem, że ciężko jest pisać regularnie, jak ma się szkołę i jeszcze inne dodatkowe zajęcia. Ale kończyć w takim momencie D:
    Czekam na następny rozdział, mam nadzieję że uda Ci się dodać w grudniu, bo tożto cudowne jest ; u ;
    Dużo weny życzę i oczywiście - czekam na następne! (PS nie obrażę się jeśli będzie więcej Chrisa i Maxa, nie to że coś, prawda )

    OdpowiedzUsuń
  5. Kończę trójkę i jestem zachwycona. Niedługo skomentuję całość. Ech, ten Chris, uwielbiam sceny z nim. Trzymaj się, powodzenia.
    ____________
    cordragon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    ochocho Chris jest bardzo zazdrosny, i tak, tak teraz to oni idą na rankę, bo to nie była randka...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń