sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział 14

    Nie dogadałem się z Chrisem. Pytałem go chyba z pięć razy, o co tak naprawdę chodzi z tym ślubem, lecz za każdym zbywał mnie tylko sarkazmem albo jakimś głupim żartem. W końcu chyba trochę się zirytował, a gdy wciąż nie odpuszczałem, kazał mi definitywnie zakończyć ten temat i w ostateczności zaczął mnie ignorować.
   Przysiągłem sobie, że dowiem się, co to za sprawa. O ile istnieje jakieś głębsze dno. Zacząłem się zastanawiać, czy Chris aby przypadkiem nie miał problemu z brakiem tolerancji. Okay, oczywiste było, że Organizacja Dievam nigdy nie patrzyła pozytywnie na homoseksualizm. Jego rodzice zmarli, jeszcze zanim zdążył się określić, więc tak naprawdę jedyne osoby, o których reakcje mógł się martwić, to jego przyjaciele, ale wszyscy to akceptowaliśmy. Nie przeszkadzało to nawet Huke'owi, z którym Chris ewidentnie się nie lubił. Tak więc przyszlibyśmy na jego ślub (o ile kiedykolwiek by się odbył). Stany były na tyle rozwiniętym państwem, że małżeństwa jednopłciowe były legalne, a Dievam tak naprawdę nic do tego, z kim Łowcy dzielą sypialnie.
   Jednakże stanowczość Chrisa w tej konkretnej sprawie tak bardzo mnie zaintrygowała, że zacząłem się zastanawiać nad tym, czego ja chcę. Wiedziałem, czego pragnie Eira. Wyznawała wiarę w poważne, prawdziwe, stabilne związki z tą całą otoczką pierdół, jak oficjalne zaręczyny czy małżeństwo. Ale czy to było to, do czego dążyłem też ja? Teraz, kiedy zainteresowałem się na poważnie jakąś dziewczyną, powinienem określić, na jaki etap chciałbym wprowadzić ewentualny związek, ale ja... Chyba po prostu nie potrafiłem potraktować takich spraw poważnie. Może jestem niedojrzały, może po prostu potrzebowałem trochę czasu. W chwili obecnej nie wyobrażałem sobie takiego tytułu: Max McCarey, mąż Kogośtam. Bardzo prawdopodobne, że takie rzeczy po prostu nie są dla mnie. Bardzo prawdopodobne, że Chris myśli tak samo.

***

   Podróż helikopterem na miejsce naszej planowanej misji nie należała do tych najprzyjemniejszych. Co było w tym najdziwniejsze, nie do końca wiedziałem czemu. Nie przeszkadzało mi głośne trajkotanie Livy i Nikki, Eira kłócąca się z Huke'em, Talia i Ryan obmacujący się przy ścianie, ani nawet Chris siedzący cicho obok mnie i patrzący sztywno przed siebie. Chyba był zły za wczoraj.
   W każdym razie, coś było nie tak. Miałem takie dziwne uczucie od samego początku, że coś złego może się wydarzyć. Że coś złego się wydarzy. Przerażało mnie to, ale nie miałem zamiaru nikomu o tym mówić. Ostatnio działy się ze mną naprawdę dziwne rzeczy, nie chciałem dołączać do nich jakichś bezsensownych przeczuć. Nawet jeśli wszystko wydawało się nienaturalnie ponure i ciemne.
   Gdy wylądowaliśmy i wszyscy już wyszliśmy na zewnątrz, pilot (którym na szczęście nie był Brett) wychylił się do nas przez okno i zawołał:
– Wpadnę za kilka godzin!
   A potem po prostu odleciał.
   To nie tak to powinno wyglądać. Wszelkie środki transportu powinny zawsze czekać na drużynę, ponieważ nigdy nie wiadomo, co tak naprawdę może nas spotkać. Co jeśli w tym miejscu będzie naprawdę duże gniazdo wampirów i nie damy rady w ósemkę? Co jeśli potrzebowalibyśmy natychmiastowej ewakuacji? Nie mieliśmy, gdzie uciec, gdzie się schować, nie miał kto nas stąd zabrać. Byliśmy pozostawieni sami sobie. Dievam jest bezwzględne i konserwatywne, ale nigdy nie pozostawiłoby tak po prostu swoich ludzi.
– To było dziwne – powiedziała Eira.
   Nie ona jedna wyczuła, że coś dziwnego się święci, ponieważ wszyscy pozostali wyglądali na nieźle zdezorientowanych. Jedynie Liva wydawała się być względnie spokojna, ale przecież ona nie była aż tak doświadczona w łowiectwie.
– Co tu się właśnie wydarzyło? – zapytał Huke, stając koło Eiry i opierając rękę na jej ramieniu. Spojrzała na niego, unosząc lewą brew, ale nie strąciła jego ręki. Okay, to chyba coś jeszcze bardziej niemożliwego niż to, że pilot właśnie odleciał.
– Czy oni zostawili nas tutaj, ponieważ chcieli się nas pozbyć? – Nikki rozejrzała się dookoła, jakby poszukiwała jakichś znaków potwierdzających jej teorię.
– Och, definitywnie – włączył się Ryan. – Myślę, że Trudis już po prostu miała dość Maxa i zaaranżowała to wszystko, by móc się go po cichu pozbyć.
   Wszyscy zaśmiali się na jego słowa, ja natomiast zrobiłem najbardziej oburzoną minę, na jaką było mnie tylko stać.
– Zamknij się – mruknąłem.
– O co innego może chodzić? – Talia podjęła wątek swojego chłopaka.
– Może to jakiś nowy typ testów sprawnościowych? – podrzuciłem. – Ostatnio Trudis wprowadziła jakieś bezsensowne zmiany w szkolnictwie, nie zdziwiłbym się, gdyby wykombinowała też coś dla Łowców z Licencją. Ona po prostu lubi utrudniać nam życie.
– To by miało sens – przyznał Chris.
– Ludzie, ktoś mi powie, o co chodzi?
   Wszyscy spojrzeliśmy na Livę, która dotychczas śledziła tylko wzrokiem i słuchem naszą rozmowę, ale nie brała czynnego udziału. Wydawało się jednak, że nikt nie kwapił się do wytłumaczenia, o czym tak naprawdę rozmawiamy. Nie żeby dla kogokolwiek z nas wydawało się to szczególnie istotne, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że za zielonowłosą stoją dwa wampiry i przyglądają się naszej drużynie. Na kilka sekund nas zmroziło, a potem, jakby za sprawą jakiegoś impulsu, wszyscy przypomnieliśmy sobie, co się robi w takich sytuacjach i rzuciliśmy się z bronią na te kreatury. Szkoda, że nikt z nas nie ostrzegł Livy, bo po prostu ją staranowaliśmy.
   Udało mi się dopaść jednego z wampirów i dźgnąć go kołkiem w serce. Z tego co zauważyłem kątem oka, drugi z nich został brutalnie potraktowany w podobny sposób przez moja bliźniaczkę. Po tej szybkiej i nagłej akcji, olej wrócił nam do głowy i staliśmy się czujni i uważni, jak na Łowców przystało.
– Dzięki – mruknęła szesnastolatka, odrobinę zaszokowana tym, co właśnie się stało.
   Skinąłem tylko głową, rozglądając się po polanie, na której się znaleźliśmy. Wszędzie dookoła były gęste drzewa, które nadawały temu lasowi wrażenie bardzo zapuszczanego i zapomnianego. Tak jakby nikt od dawna tędy nie chodził, a przynajmniej w tej części. Jakby nie patrzeć mrok sprzyjał wampirom, więc nic dziwnego, że zagnieździły się w takim miejscu. Zastanawiało mnie tylko, jak daleko znajdowały się od cywilizacji, bo jeśli w pobliżu nie mogły znaleźć żadnej świeżej krwi, to znaczy że były wygłodniałe i dziksze.
– Jakiś trop? – Eira przystanęła obok mnie i spojrzała w tym samym kierunku.
– Nie jestem pewien. Te gęściny dookoła nas... jest ich tak dużo, że są bardzo sprzyjającymi warunkami dla dużego gniazda. Wampiry mogły ukryć się wszędzie. Czy ktoś z was zarejestrował, jak ci dwaj delikwenci się do nas zbliżali? Wiecie, z której strony?
   Rozejrzałem się po członkach mojej drużyny, oczekując jakichś informacji, ale wyglądało na to, że wszystkich tak bardzo zaintrygowała sprawa z helikopterem, że przestaliśmy być uważni. Jak to w ogóle możliwe? No nic, teraz musieliśmy wziąć się do pracy.
– Może zza Livy? – zasugerowała Talia.
   Pokręciłem przecząco głową.
– To możliwe, ale jest też spore prawdopodobieństwo, że mogły nas obejść dookoła. Nikt z nas nie zwrócił na nie uwagi. Zostały bardzo zignorowane, kto wie, co zdążyły zrobić.
   Wszyscy pokiwali głową, zgadzając się ze mną.
– To co teraz? – zapytała Eira.
– Znów się rozdzielamy i wybijamy wszystkich? – zaproponowała Liva.
– To zły pomysł. Nie podzielimy się na małe, dwuosobowe grupy. Co jeśli one trzymają się razem w jednej dużej grupie? Dwie osoby sobie z tym nie poradzą. Nie jestem przekonany, czy powinniśmy się rozdzielać, to może być niebezpieczne. Nie wiemy, ile ich tam jest.
– Ale czytałeś papiery – zauważył Huke.
– Och – westchnąłem ciężko. – Przecież to są zawsze tylko przybliżone informacje! To może być gówno prawda. Zostaliśmy wkopani w jakieś bagno, zostawieni totalnie sami, co jak tu wszyscy pomrzemy?!
– Spokojnie, Max, nie panikuj – powiedziała Eira.
   Chris podszedł do mnie od tyłu i położył mi dłoń na ramieniu, przekazując swoje wsparcie albo próbując mnie uspokoić, albo... cokolwiek. Jakbym naprawdę potrzebował któregokolwiek z powyższych.
– Ja nie panikuję! – warknąłem.
   W momencie, kiedy te słowa wyszły z moich ust, zdałem sobie sprawę, że próbuję okłamać sam siebie. Naprawdę spanikowałem. Miałem to dziwne, nieprzyjemne uczucie w brzuchu i nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Czego ja się w zasadzie bałem?
– Może po prostu wybierzmy jeden kierunek i całą ósemką tam pójdźmy w ochronnym szyku? – zaproponowała bliźniaczka, nie komentując mojego zachowania.
– Brzmi nieźle.
– Nie! – krzyknąłem. – Wcale nie! Tu wszędzie mogą być wampiry. Wszędzie w tym gąszczu! Mogą kryć się za drzewami, nawet ich nie zauważymy i nas zabiją. Wyjdą z każdego zakamarka na tę polanę i nas okrążą!
   I nagle, dokładnie na potwierdzone moich słów, z pomiędzy drzew zaczęły wysypywać się wampiry. Z każdego wolnego miejsca wychodziło kilka tych wstrętnych kreatur i wszystkie zbliżały się w naszą stronę. Nie było ucieczki. Trzeba walczyć.
   Instynktownie ustawiliśmy się wszyscy w kółku plecami do siebie, a twarzą do naszych wrogów. Przełknąłem sobie ślinę, zdając sobie sprawę, że na polanę wyszła ich co najmniej setka i nie wyglądało jakby to byli wszyscy. Cały czas ktoś wychodził i nowe wampiry pojawiały się w oddali. Wyglądały, jakby nie jadły od dawna, a ich jedynym celem była nasza krew. Jak my niby mieliśmy zabić ich wszystkich w osiem osób? A naszego helikoptera nigdzie nie było.
   Przyjrzałem się swoim ludziom. Wyglądali z zewnątrz na bardzo zaszokowanych, ale na ich twarzach dostrzegłem determinację. Łowcy się nie poddają, gdy widzą drobną przeszkodę. A Łowcy to my. No dobra, to może nie była drobna przeszkoda.
– Drużyno – powiedziałem, bo poczułem, że w takiej sytuacji jednak wypadałoby podnieść nas na duchu. – Damy radę. To my jesteśmy najlepsi.
   Po prawej stronie miałem Eirę, po lewej – Chrisa. Co złego mogło się zdarzyć?
– Do boju!
   To nie było mądre z naszej strony, ale wszyscy rzuciliśmy się do przodu, odrobinę burząc szyk. Wydaje mi się jednak, że każdy z nas potrzebował trochę przestrzeni do walki. Obok mnie Chris już odrąbał dwie głowy, a Eira nacierała na czwartego wampira. Usłyszałem trzask bata i w tym momencie wpakowałem kołek pomiędzy żebra jakiejś bestii.
   Poczułem, że ktoś nieproszony kręci się za moimi plecami i gwałtownie się obróciłem. Bez żadnego zawahania umieściłem drewno w kolejnym, pozbawiając go resztek nędznego życia. Spojrzałem w innym kierunku i rzuciłem celnie kołkiem do wampira, który próbował zaatakować od tyłu Huke'a. Łowca obrócił się w moją stronę, ale gdy jego oczy rozszerzyły się gwałtownie, nie patrzył na mnie.
   Nie usłyszałem tego, ale zobaczyłem, jak jego usta układają się w słowo Eira.
   Podążyłem za jego wzrokiem i to, co zobaczyłem, sprawiło, że nogi wrosły mi w ziemię. Kilka metrów ode mnie ledwo stała moja siostra. Jej blond włosy zasłaniały jej twarz, a krew zalewała jej bluzkę. Od tyłu obejmował ją jakiś wampir, a jego zęby były zatopione w jej szyi. Z tej odległości widziałem jak bardzo przyssał się do jej szyi, jak łapczywie pił jej krew.
– Nie! – krzyknąłem.
   Nim zdążyłem choćby pobiec w jej stronę, poczułem mocny ból promieniujący po całym ciele.

***

   Gdy otworzyłem oczy, było ciemno. Poczułem pod sobą jakąś chłodną i twardą, ale gładką nawierzchnię. A potem jasne światło nagle zaatakowało mnie, więc zasłoniłem twarz dłonią.
– Co się stało? – usłyszałem głos Chrisa.
   Połapanie się w sytuacji zajęło mi mniej niż sekundę. Podniosłem się gwałtownie i rozejrzałem się dookoła. Jak przewidziałem, znajdowałem się w pokoju, w którym przyjaciel umieścił mnie na noc. To tylko głupi sen. Ta misja nigdy się nie wydarzyła. Eira była bezpieczna i zdrowa. A ból na koniec? Po prostu uderzyłem o podłogę.
   Odetchnąłem z ulgą.
– Krzyczałeś, bo spadłeś z łóżka? – zapytał Chris.
– Emm... Nie. Zły sen – mruknąłem.
   Powolnie władowałem się na łóżko i usiadłem pod ścianą.
– Przepraszam, że cię obudziłem – powiedziałem, czując wyrzuty sumienia, że zerwałem go w środku nocy.
   On chyba się tym bardzo nie przejął, bo tylko wzruszył ramionami.
– Chcesz o tym pogadać?
   Spojrzałem na niego i zastanowiłem się. Potrzebowałem tego? Tak naprawdę, to co bym mu powiedział? Że tak bardzo martwię się misją i tymi wszystkimi rzeczami, które się dzieją dookoła, że mi odwala? To tak bardzo do mnie nie pasowało. Bycie najlepszym Łowcą na świecie jednak do czegoś zobowiązywało.
   Chris czekał chwilę na moją odpowiedź, a kiedy się nie odezwałem, zgasił światło. Wydawało mi się, że po prostu sobie pójdzie i mnie zostawi, ale usłyszałem dźwięk jego kroków i nie brzmiało to tak jakby się oddalał. Wręcz przeciwnie. Potem poczułem, jak łóżko ugina się pod jego ciężarem, a przyjaciel siada obok mnie.
– No dalej, Maxiu, powiedz mi, co się dzieje w twojej główce.
– Myślisz, że jak będziesz sobie ze mnie kpić, to wzbudzisz zaufanie i chętniej ci o wszystkim opowiem?
– Nie chcę się z tobą cackać. Albo mi mówisz, albo idę odpoczywać w moim łóżku.
   Oparłem głowę na jego ramieniu i wymruczałem:
– Dlaczego ja się w ogóle z tobą zadaję?
– Ty mi może lepiej powiedz, co ci się śniło.
   Westchnąłem ciężko. Mimo tego, co powiedział chwilę temu, wiedziałem, że mi nie odpuści. Będzie mnie męczył, aż mu się nie wyspowiadam ze wszystkiego.
– Misja – powiedziałem. – Cała nasza drużyna tam była, Liva też. I dużo wampirów. Walczyliśmy z nimi, nic szczególnego. Ale widziałem, jak jeden z nich... zagryza Eirę.
– Oj, Max – odparł Chris. – Twój umysł podsyła ci stworzone wizje, ponieważ wciąż nie skonfrontowałeś się ze swoją siostrą. Pogadacie, dogadacie się i nie będziesz się zamartwiał w nadmiarze.
   Podniosłem głowę i zerknąłem na niego kątem oka.
– Tak myślisz? Ja chyba... Boję się, że stracę najważniejsze dla mnie osoby, tak ogółem. Potrzebuję mieć pewność, że one wciąż są. Że Eira jest. Że Nikki jest – przerwałem na chwilę. – Że ty jesteś – dokończyłem szeptem.
   W ciemności ujrzałem zarys jego prawej dłoni, którą opierał na kolanie. Uniosłem swoją lewą rękę i delikatnie położyłem na tej jego. Poczułem, jak Chris rozszerza swoje palce, łapiąc i obejmując moje. Kciukiem zaczął niepewnie zataczać powolne kółeczka na mojej dłoni.
– Jesteś ważny – wyszeptałem, dotykając jego policzka drugą ręką.
   Mimo tego, że nie było jasno, widziałem jak skacze oczami na prawo i lewo – od jednego do drugiego mojego oka. Zacząłem się zastanawiać, nad czym on może myśleć, ponieważ w mojej głowie zagościła tylko jedna rzecz i bardzo się przykleiła. Nie przejmując się tym, czy wypada, czy nie, nachyliłem się i musnąłem jego usta. Czekałem, aż mnie odepchnie, ale nic takiego się nie stało. Nawet się nie poruszył. Ponowiłem pocałunek i tym razem Chris go oddał. Nasze wargi zaczęły się o siebie ocierać, a chwilę później spletliśmy języki.
   Nie myślałem, o tym, że gdzieś poza tym pokojem, jest dziewczyna, która rzekomo mi się podoba. Nie myślałem o tym, że nawet nie jestem gejem, a całuję się z facetem. Nie myślałem o tym, że całowałem się z moim najlepszym przyjacielem i gejem w dodatku, czego stanowczo nie powinienem robić. Po prostu nie myślałem wcale.
   Całowaliśmy się, a Chris wciąż krążył kciukiem po mojej dłoni. Nigdy bym nie podejrzewał, że jest aż tak delikatny.
   Oderwaliśmy się od siebie i obaj oddychaliśmy ciężko. Nasze oddechy mieszały się ze sobą i dopiero w tym momencie dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobiliśmy. Co ja zacząłem.
   Chris odsunął się ode mnie powoli i rozplątał nasze palce. Wstał z łóżka, nawet na mnie nie patrząc i poszedł do drzwi. Byłem prawie pewny, że po prostu pójdzie, ale jednak zatrzymał się na moment. Chyba chciał powiedzieć coś istotnego, ale kiedy się odezwał z jego ust wyszło tylko:
– Dobranoc, Max.
– Dobranoc – odpowiedziałem, a on wyszedł.
   Położyłem się na łóżku i przykryłem kołdrą, a moja prawa ręka samoczynnie powędrowała do moich ust, gdzie jeszcze chwilę temu, były usta mojego najlepszego przyjaciela.



______
Miał być jeszcze jeden fragment, ale obiecałam Wam ten rozdział w grudniu (prawie na 100%) i już mi się trochę przesunęło. Przepraszam, w każdym razie.
Rozdział niebetowany.
Mam też ważne ogłoszenie. Poszukuję bety! Jeśli ktoś z Was jest chętny albo zna kogoś, kto podjąłby się betowania mojego opowiadania, to bardzo proszę o informację ;)
Życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku! :)

12 komentarzy:

  1. rozdział wspaniały :D nie spodziewałam się, że ledwo odświeżę stronę to już mi nowy rozdział wyskoczy, a tu proszę :D nie wykryłam żadnych błędów, stylistycznych, językowych - żadnych :) jest po prostu zarąbiste, czekam, co będzie dalej :) nie przejmuj się poślizgiem, każdemu się zdarza :)

    >> BeatryChe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o właśnie. i byłabym chętna na betę :)

      Usuń
    2. Ojej, ratujesz mi tyłek xD
      Jest jakiś sposób w jaki mogę się z Tobą skontaktować i obgadamy szczegóły? GG, mail, cokolwiek?
      Dziękuję bardzo za pozytywny komentarz ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Mail: beatry.chez@gmail.com, pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Ojezuniu, zaparło mi dech w piersi, prawdę mówiąc ;)

    jesteś boska!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie dodałaś rozdział. :) Nie wypominam, po prostu się ,,stęskniłam''. Widzę, że już znalazłaś betę, ale jakby coś nie wyszło, słabo pisz. Post przeczytam wieczorem, bo wolę na komórce. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Yeeeee kolejny rozdział! :D pierwszy na który musiałam czekać a było to nie do zniesienia, ale jest! <3
    Co tu dużo pisać - nastraszyłaś mnie tym jego snem, nie powiem :o
    Pozostaje mi tylko czekać na kolejny >.<
    Pisz dalej! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Więcej, więcej <3 Końcówka świetna, mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybciej ;)
    Weny życzę i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne, wspaniałe i..i nie wiem jakich neszcze epitetów użyć. :D
    Sama myślałam przez chwilę, że ten sen Maxa to prawda, nieźle mnie wystraszyłaś. :)
    Ale wątel Max x Chris wszystko mi rekompensuje, nawet to długie czekanie. ;)
    Czekam na dalszy ciąg i życzę powodzenia. ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne opowiadanie. Naprawdę nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Mam nadzieje że szybko się pojawi. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    ach to był tylko sen, a już myślałam najgorsze choć ciekawe co się wydarzy się na tej misji i ten pocałunek mrrr...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń