sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 15

Czekałem na informacje od Nikki, ponieważ Liva jeszcze nie pojawiła się na naszym przygotowaniu do misji. Udawałem przytomnego i zainteresowanego tym wszystkim, co się działo dookoła mnie, ale myślami byłem w zupełnie innym świecie.
Czy to dziwne, że myślałem o tym pocałunku z Chrisem? Okay, nad tamtym pierwszym też się zastanawiałem, ale bardziej dlatego, że martwiłem się o jego reakcję, a nie moją. Ten pocałunek... To zupełnie coś innego. Nie dla żartu i jeszcze tamta sytuacja, w której rozmawialiśmy trochę o uczuciach. Co to było? Co to znaczyło dla niego? I najistotniejsza sprawa, czy powinienem go o to pytać? Bałem się odpowiedzi, którą mogłem otrzymać.
Max? Max, słuchasz nas? – Głos Talii przebił się przez moje myśli.
Co? A, tak.
To o czym właśnie mówiliśmy? – zapytał Chris, przyglądając mi się uważnie.
Teraz was słucham. Wcześniej nie słuchałem – odpowiedziałem bez zawahania. – Coś się stało?
Liva się ze mną skontaktowała – powiedziała Nikki. Tym jednym zdaniem uzyskała moje stuprocentowe zainteresowanie. – Napisała mi, że utknęła w korkach w centrum miasta, ale najgorsze już za nią i niedługo się pojawi.
To dobrze. Bałem się, że zrezygnowała.
Nic z tych rzeczy.
Mieliśmy jeszcze dwie godziny do startu. Czekaliśmy na ostatni przegląd helikoptera na polu startowym, poza tym Trudis złapała mnie jakiś czas temu, przekazując, że przed misją jeden z Łowców z pierwszej dziesiątki chciał jeszcze ze mną porozmawiać. Mogliśmy ten czas wykorzystać, by trochę potrenować, ale jakoś żadne z nas nie miało na to ochoty. Lepiej zachować siły na później. Co mnie najbardziej zaskoczyło, to fakt, że w ogóle nie obawiałem się tej misji. Po tym, co mi się śniło, chyba powinien u mnie wystąpić chociaż jakiś częściowy paraliż, a tymczasem jedyna rzecz, która mnie zajmowała to pocałunek z Chrisem. Czaicie to?
Nie minął jeden dzień, a ja zacząłem mieć dość wydarzeń z wczorajszej nocy. Samo w sobie było zaskakująco przyjemne, biorąc pod uwagę to, że nigdy nie interesowałem się mężczyznami, lecz konsekwencje tego czynu okazały się wręcz makabryczne. Myśli o tym głupim pocałunku wręcz wyżerały mnie do środka. Czy to możliwe, żeby tak na mnie wpłynął? Nawet nie bałem się tego, że znalazłem w sobie cząstkę geja (co stanowczo będę musiał przemyśleć dokładniej później). Bałem się tego, że ów cząstkę znalazłem, całując się z moim najlepszym przyjacielem. O ile ją znalazłem.
Jeszcze nim przyszła Liva, pojawił się wyczekiwany przeze mnie Łowca. Okazało się, że był to Aaron Mulligan, postawny mężczyzna o krótko ściętych brązowych włosach. Aaron uplasował się na dziewiątym miejscu w rankingu, ale oprócz tego przyćmiewał nas wszystkim swoim wiekiem. Jako najstarszy z całej dziesiątki liczył sobie trzydzieści trzy lata.
McCarey.
Co jest? – zapytałem.
Musimy porozmawiać na osobności – powiedział, odciągając mnie na bok, nie poczekawszy nawet na moją reakcję. – Jest ważna sprawa. Nie możesz powiedzieć nawet swojej siostrze czy Carterowi – wyznał. Ton jego głosu znacznie się zmienił, gdy wspomniał mojego najlepszego przyjaciela. Był jednym z konserwatystów, którzy nie popierali homoseksualizmu i innych „odstępstw” od normy.
Okaaay – odparłem, przeciągając głoski.
Pani Ravale kazała ci przekazać, że jak wrócisz z misji, musisz natychmiast przyjść z nią porozmawiać. Bez żadnej zwłoki. Jasne? – Jego głos był ostry jak brzytwa, kiedy informował mnie o tych rozkazach. Czasami zastanawiało mnie, jak można być aż tak posłusznym i lojalnym.
Tak, ale dlaczego nie powiedziała mi tego sama? Wtedy, gdy mnie mijała?
Ponieważ mam ci jeszcze to przekazać. – Mówiąc to, wyjął z kieszeni jakiś świstek papieru i podał mi go niby dyskretnie. – Jeszcze wtedy tego nie przygotowała.
Dzięki.
Nie mów nikomu – dodał, przełykając głośno ślinę.
Miałem lekkie déjà-vu. Cała ta sytuacja wydawała mi się dziwna. Zupełnie jak w moim śnie. Co prawda działy się inne rzeczy, ale moje uczucia i emocje w tym momencie były niemal identyczne. Jedyną różnicą, okazała się myśl, że to jest bardziej realne.
Zamyśliłem się na chwilę i dotarło do mnie, że w Dievam w ostatnim czasie naprawdę pojawił się jakiś spisek. Trudis i kilku innych Łowców pewnie już z tym walczyło, ale skutki raczej okazały się beznadziejne, skoro najwidoczniej chciała mojej pomocy. Czego innego mogła chcieć, skoro wymagała dyskrecji? I przekazywała mi przez innych jakieś tajemne kartki?
Przepraszam za spóźnienie – powiedziała Liva, która pojawiła się dosłownie przed chwilą.
Skinąłem jej głową na przywitanie z oddali i uśmiechnąłem się delikatnie, obserwując ją taką nie do końca ogarniętą, zdyszaną biegiem, z włosami latającymi na wszystkie strony. Wyglądała... pięknie. Naprawdę, wyglądała tak pięknie, że przez chwilę zapomniałem, jak się oddycha. Po prostu patrzyłem się na nią jak cielę na malowane wrota i nie umiałem odpowiedzieć Aaronowi. Czy ja naprawdę dopuszczałem do siebie chwilę temu myśl, że mogę mieć w sobie pierwiastek geja? Co się stało z moim mózgiem?
Max! – Aaron machnął mi ręką przed oczami, zagarniając w końcu moją uwagę. – Przeczytaj tę kartkę. I nie mów nic nikomu. A teraz ja muszę lecieć. Cześć.
Do zobaczenia – odpowiedziałem.
Przyjrzałem się niewielkiej kartce w mojej dłoni i zacząłem ją rozkładać, żeby dojrzeć jej zawartość, kiedy wydarzyło się to. Jakaś zakapturzona postać wyskoczyła zza jednego z helikopterów i rzuciła się na mnie. Udało mi się jedynie osłonić ten świstek papieru, bo wydawał się ważny, ale zostałem przez to obalony na ziemię. Usłyszałem jakieś krzyki, toteż zerwałem na równe nogi, ale napastnik już przepadł.
Rozejrzałem się po mojej drużynie.
Wszyscy cali? – zapytałem. Nie widziałem nawet sensu w poszukiwaniu tej zakapturzonej postaci, ponieważ pojawił się tak nagle, że zniknął pewnie równie szybko.
Zwróciłem uwagę na to, że nikt się nie odzywał, lecz wszyscy wpatrywali się na ziemię pod moim stopami. Podążyłem za ich wzrokiem i ujrzałem leżącego na trawie Aarona, a wokół niego było mnóstwo krwi, która sączyła się z jego poderżniętego gardła.
Wezwijcie Trudis.

*

Trudis pojawiła się wraz grupą innych Łowców dokładnie pięć minut po naszym wezwaniu. Zachowywała się zaskakująco spokojnie, ale gdy się jej dokładniej przyjrzałem dotarło do mnie, że była wyraźnie wstrząśnięta tym, co się wydarzyło. Z jej reakcji wywnioskowałem również, że spodziewała się czegoś złego, ale jeszcze nie teraz. Najwidoczniej jej prognozy na nic się sprawdziły.
Gdy inni Łowcy zajmowali się ciałem oraz przepytywaniem nas i zabezpieczaniem miejsca wypadku, Trudis poprosiła mnie o rozmowę na poboczu. Zapytała się, czy Aaron zdążył mi dostarczyć kartkę, którą napisała, a kiedy potwierdziłem, poprosiła mnie, żebym ją oddał. Chciała ją, mimo tego, że nie zdążyłem nawet jej przeczytać. Zastanawiałem się, czy to był jakiś chory test, któremu poddała mnie albo jakiegoś innego członka mojej drużyny, ale widząc moją sceptyczną minę, najwyraźniej uznała, że potrzebuję jakichś wyjaśnień. Wtedy wyznała, że to z kartki już nieaktualne, ale nadal prosi mnie o rozmowę po misji. Co oznaczało, że misja się odbędzie. Zaskakujące, bo właśnie byliśmy świadkami morderstwa, ale wyglądało na to, że Organizacja uważała, że skoro na co dzień zabijamy wampiry, to widok martwego człowieka, to nic złego.
Sekrety Trudis trochę mnie przerażały. A ta cała otoczka bycia dyskretnym sprawiała, że zacząłem się poważnie obawiać, co do tego, co się tu dzieje. Najpierw nagle zgubili wampiry z radarów (bo to że ich tam nie było, wcale nie oznaczało, że wampiry wymarły), a teraz ktoś zaczął mordować innych Łowców. O ile to nie sprawa prywatna, ale nie zapowiadało się na to.
Tak więc, ktoś mordował Łowców. Może Trudis miała jakieś informacje o innych takich przypadkach w innych miejscach? Jeśli miała, na razie nie chciała mi nic powiedzieć. Życzyła nam wszystkim udanych Łowów, umieściła w helikopterze i wysłała na misję.

*

Wylądowaliśmy przed jakąś jaskinią o ogromnym wejściu. Wszędzie dookoła ogromnych skał był piach i żwir, ale był ewidentnie ubity, jakby pod nim znajdowała się jakaś twardsza powierzchnia. Nie czułem się zatem jak na pustyni, choć teren z początku mógł wydawać się podobny.
Po opuszczeniu helikoptera, zwróciłem szczególnie uwagę na to, czy pilot na nas poczeka. Nie powiedział nic dziwnego, nie odleciał bez żadnej informacji, po prostu został na swoim miejscu, tak jak to powinno normalnie wyglądać. Wszelkie niepewności, które odczuwałem przed chwilą mnie opuściły i mogłem się skupić na pracy.
Ponieważ wszystkie wampiry znajdowały się w środku, a my nie wiedzieliśmy, czy istnieje jakieś inne wejście do tej jaskini i nie chcieliśmy marnować czasu na jego szukanie, całą ósemką przekroczyliśmy główny wylot. W środku było dość ciemno, ale latarki nie należały do ekwipunku Łowców, ponieważ od razu zwrócilibyśmy na siebie uwagę i znaleźlibyśmy się w gorszej pozycji. Szliśmy powoli z przygotowaną bronią. Ja trzymałem dwie szpady w obu dłoniach, zupełnie jak Chris. Liva trzymała rękę na rączce od batu, Nikki przygotowała swoje tradycyjne szpony, a Ryan napiął łuk. Pozostali mieli kołki, ale wiedziałem, że w zanadrzu posiadali także inne, bardziej niebezpieczne narzędzia.
Przyzwyczaiwszy wzrok do ciemności, przyspieszyliśmy kroku. Widziałem wyraźne kształty, mogłem się przyjrzeć także korytarzowi, który nas prowadził. Strop znajdował się bardzo wysoko i nie zapowiadało się, by miał się obniżyć. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej wiedziałem, że trzeba uważnie obserwować górę. W momencie gdy to pomyślałem, ujrzałem wysoko w górze jakieś dwa czerwone ślepia, które najwyraźniej nas obserwowały, żeby przekazać informację o nas reszcie z gniazda. Dałem dyskretny znak Ryanowi, a ten w ułamku sekundy wycelował, strzelił i trafił. Szary popiół zaczął powoli opadać.
Przeżyłem drugie déjà-vu tego samego dnia, gdy droga, którą się poruszaliśmy, doprowadziła nas do dużej sali, mniej więcej tej samej wielkości, co polana z kulminacyjnej części mojego snu. W samym centrum strop znajdował się na wysokości co najmniej piętnastu metrów. Pomijając korytarz, którym tu przyszliśmy, z tego wnętrza były jeszcze trzy inne ujścia, znajdujące się po przeciwnej stronie od nas.
Nie zdążyłem nawet pomyśleć, że jak wyjdą stamtąd wampiry, to pewnie będę miał kolejne déjà-vu, kiedy to autentycznie zaczęło się dziać. Z tamtych trzech tuneli wyszło w tym samym momencie kilka wampirów, a ich uwaga skupiła się na nas. Na szczęście nie były to tak ogromne ilości, jak w moim śnie.
Cała nasza ósemka rzuciła się do ataku, nawet jeśli te wstrętne kreatury przeważały nas liczebnością. Dla Łowców nigdy to nie ma znaczenia. Liczy się to, żeby walczyć i pozbyć jak największej grupy z nich.
Zaatakowałem wampira najbliżej mnie i z wprawą wsunąłem mu szpadę między żebra. Prześliznęła się bez problemu, a wokół mnie od razu pojawił się popiół. To było tak łatwe, że nie zajęło mi nawet pół minuty. Nie roztrząsałem jednak tej sytuacji i od razu zabrałem się za kolejnego wampira. Natarłem na niego, ale ten się osłonił. W końcu jakiś przeciwnik, który choć trochę o siebie walczy. Uśmiechnąłem się na myśl, że może czeka mnie jakieś wyzwanie i zaatakowałem po raz kolejny. Krwiopijca wywinął mi się i odbiegł kawałek od reszty, ciągnąc mnie ze sobą. Tchórze są najgorsi. Oczywiście, domyślałem się, że miał pewnie jakiś „plan” na pokonanie mnie, ale odciąganie mnie od reszty to raczej słaby pomysł. Uświadomiłem mu to, gdy mnie zaatakował, a ja go wyminąłem, równocześnie robią gwałtowny ruch szpadą w jego kierunku. Odskoczył na bok, ale to tylko bardziej mi sprzyjało. Wykonałem wypad w bok i trafiłem między żebra.
Wróciłem do reszty. Zostało znacznie mniej wampirów, moja grupa bardzo dobrze sobie radziła. Gdybym się teraz schował gdzieś z boku pomiędzy skałami i tylko obserwował, na pewno by sobie poradzili. Ale to nie jest to, co zamierzałem zrobić. Po co miałbym się chować, skoro mogę dołączyć do tej zabawy?
Nim zdążyłem wybrać moją kolejną ofiarę, jeden z nich wybrał mnie. Rzucił się na mnie, kłapiąc swoją wstrętną paszczą. Schylił się, jakby chciał mnie ugryźć gdzieś po nogach, a przy okazji chronił swoją klatkę piersiową. Kopnąłem go w szczękę tak mocno, że padł na plecy, a potem jeszcze przejechał po ziemi. Doskoczyłem do niego, sięgnąłem za pas i wcisnąłem w niego jeden z kołków.
Podniosłem się, otrzepując z resztek tej nędznej kreatury, cały czas cofając się do tyłu. Przez idiotyczną nieuwagę zderzyłem się z kimś za mną. Automatycznie odwróciłem się wymierzyłem, ale napastnik złapał mnie za łokieć. Gdy zdałem sobie sprawę, że to trochę poobijany i zakrwawiony Chris, opuściłem broń.
W porządku? – zapytałem, przyglądając mu się uważniej i poszukując jakichś większych zranień. Nic jednak nie dopatrzyłem, a Chris skinął głową, więc uznałem, że jest okay.
Nikki właśnie dobiła ostatniego wampira, który wszedł do tej groty. Obok niej stała Liva, podpierała się dłońmi o kolana i oddychała ciężko, ale udało mi się dostrzec delikatny uśmiech na jej twarzy. Cieszyła się, że tu była. Podobały jej się te skoki adrenaliny i walka. Prawdziwa Łowczyni z niej wyrasta. A w naszej grupie tak ją wyszkolimy... W naszej grupie...
Trudis i inni Łowcy od dawna truli mi dupę, że powinienem w końcu wybrać stałego, ósmego członka, ponieważ branie tymczasowego jest dość uciążliwe, szczególnie w przypadkach nieplanowanych misji. Kiedy zapraszałem Livę do udziału w tej, nawet nie pomyślałem o tym, że mogłaby zostać z nami na stałe, ale teraz wydawało się to dobrym pomysłem. Szczególnie, że wbrew naszym planom, właśnie walczyła u naszego boku drugi raz. No i najważniejsze, ona nie należała do żadnej drużyny, ona spadła mi z nieba tak samo, jak my spadliśmy jej. Postanowiłem, że przemyślę to jeszcze później, ale byłem niemal w stu procentach pewny, że już podjąłem decyzję.
Wszyscy cali? – zapytałem po raz drugi dzisiejszego dnia. Tym razem, na szczęście, bez uczucia déjà-vu.
Wszyscy pokiwali głowami, rozglądając się po pozostałych. Moją uwagę przykuł Huke, który wyglądał dość niemrawo, ale kiedy się do niego zbliżyłem, dał mi znak ręką, że wszystko w porządku. Odpuściłem mu, ale postanowiłem sobie, że będę miał na niego oko, jakby nagle zaczęło mu się coś dziać.
Okay, zabiliśmy już większość z tego gniazda, jeśli wierzyć informacjom podanym w dokumentach – ogłosiłem. – Podzielimy się teraz na trzy grupy, tak aby sprawdzić każdy z tych korytarzy. Jeśli przez dłuższy czas na nic nie traficie, możecie śmiało zawracać. Miejcie na uwadze jednak to, że większość z nich przychodziła z każdego z tych tuneli. Spotykamy się za jakiś czas przy helikopterze.
Wziąłem ze sobą Chrisa i Huke'a, Eira dołączyła do Nikki i Livy, a Ryan i Talia wybrali się tylko we dwójkę. Każde z nas weszło w jeden z trzech korytarzy; my akurat do tego najbardziej po lewej stronie. Tunel znacznie się zwęził, więc Chris szedł przodem, Huke pośrodku, a ja trzymałem się tyłów. Przez większą część drogi nic się nie wydarzyło, zdążyłem jednak przyjrzeć się Łowcy przede mną. Zauważyłem, że cała jego koszulka na plecach była zalana krwią, a mężczyzna poruszał się dziwnie ciężko. Czyżby został... ugryziony?
Odepchnąłem tę myśl od siebie, nawet jeśli Huke mógł być teraz dla nas wielkim zagrożeniem. To nie miało znaczenia, ponieważ nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że któremukolwiek z moich przyjaciół mogło się stać coś takiego. I to jeszcze na misji, której dowodziłem!
Nie spotkaliśmy wampirów, ale za to Huke osunął się w pewnym momencie na ziemię. Prawie. Złapałem go w ostatniej chwili i zajrzałem w jego twarz. Był blady, a usta miał wręcz fioletowe. Stracił dużo krwi.
Chris – powiedziałem.
Przyjaciel pomógł mi zajrzeć pod jego koszulkę i przyjrzeć się ranie na plecach, z której cały czas się sączyło. Oderwałem fragment mojego ubrania, aby zetrzeć trochę krwi i z ulgą stwierdziłem, że tym zranieniem nie było ugryzienie, lecz cienka, cięta szrama. Przyglądnąwszy się jej, udało mi się stwierdzić dwie rzeczy. Po pierwsze, w tym korytarzu stanowczo nie znajdziemy żadnych wampirów, ponieważ zapach świeżej krwi już dawno by je przyciągnął. I po drugie, rana ta została zadana przez człowieka, a mianowicie jednego z nas, ponieważ wampiry nigdy nie używały broni. Wyglądało na to, że wśród nas był zdrajca i nic nie mogłem poradzić na to, że moje podejrzenie padło na Livę.

*

Chris cały czas mnie uspokajał, ponieważ byłem absolutnie wkurwiony zaistniałą sytuacją. Dotarliśmy do helikoptera, targając Huke'a na plecach. Talia i Ryan już tam czekali, ale pozostałe trzy Łowczynie nadal nie wróciły. Nikt z obecnych na szczęście nie wiedział, że podejrzewałem, iż to Liva może być za to odpowiedzialna. Po przemyśleniu sprawy dotarło do mnie, że to mało prawdopodobne. Ale musiałem zachować ostrożność.
Udało mi się opatrzyć Huke'a od razu po powrocie, ale potrzebował bardziej fachowej opieki, gdyż jego rana okazała się głębsza niż podejrzewałem. Byłem pewien, że zakończy się szwami, a to już tym bardziej wykluczało wampirów z kręgu potencjalnie winnych. Wcześniej istniała opcja, że to zadrapanie mogło powstać od pazura, ale teraz została już wykluczona. Liczyłem, że może Huke się ocknie i udzieli informacji, kto go tak zranił, ale nie zapowiadało się na to. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że jego stan się pogarszał. Nie wiedziałem, czy powinniśmy wracać i ratować Huke'a, zostawiając tu dziewczyny, czy też może na nie czekać i ryzykować jego życie.
Podjąłem decyzję, że ruszamy za piętnaście minut bez względu na to, czy się pojawią, czy nie. Oczywiście, zostawilibyśmy kogoś, kto by je poinformował o sytuacji i czekałby z nimi na transport zastępczy, żeby zbytnio się nie przeraziły.
Zastanawiałem się, czy Huke ma jeszcze tyle czasu, czy może wcześniej wykrwawi się tu na śmierć, gdy dostrzegliśmy wybiegające z jaskini trzy Łowczynie. Już z tej odległości zacząłem oceniać, czy nic im nie jest, ale poza kilkoma zadrapaniami wyglądały całkiem nieźle. Gdy tylko dopadły wejścia, helikopter ruszył i zaczęliśmy się kierować do Organizacji.

*

Udało nam się skontaktować z Medykami, jeszcze zanim dotarliśmy na miejsce, tak więc już tam na nas czekali. Huke był w coraz gorszym stanie, ale żył kiedy go zabrali. Z jednej strony chciałem teraz przesłuchać każdego członka mojej drużyny i wykryć winnego tej sytuacji, ale wiedziałem, że pod wpływem wściekłości niewiele bym zdziałał. No i najważniejsze, musiałem się udać na spotkanie z Trudis. Obiecałem, że przyjdę do niej bezpośrednio po misji, nawet bez przerwy na „siusiu” i zamierzałem dla odmiany spełnić jakieś moje przyrzeczenie dane tej kobiecie.
Zostawiłem składanie raportu Eirze i Chrisowi, wybrałem się do Siedziby. Z początku niektórzy Łowcy chcieli mnie zagadywać, ale gdy zobaczyli mój pewny chód oraz zaciętą mimikę twarzy, rozstępowali się z mojej drogi. Wiedziałem, że muszę się uspokoić przed spotkaniem, ponieważ pani dyrektor od razu zaczęłaby zadawać pytania, a chciałem tę sprawę wyjaśnić sam. Brak lojalności wobec innych Łowców uważano za prawdziwą zdradę i karano bardzo surowo, ponieważ uważano, że jesteśmy jedną wielką rodziną. Zabawne, że nagle przestawaliśmy być tą rodziną, gdy ktoś miał fioletowe włosy albo był homoseksualny. Hipokryzja przede wszystkim.
Gdy znalazłem się przed gabinetem pani dyrektor, nawet nie pomyślałem o pukaniu. Założyłem, że skoro sprawa, którą do mnie ma, jest tak ważna, to nie muszę się martwić jej prywatnością. Nie spodziewałem się jednak, że Trudis będzie rozmawiała z jakąś kobietą. I to nie byle jaką. Nie wiedziałem, czy należała do Organizacji i łapała razem z nami wampiry, ale jeśli tak tak, to stanowczo była nie tutejsza. Górowała wzrostem nad panią dyrektor, a swoje platynowe włosy spięła w milion cienkich warkoczyków walających się po całej głowie. Wow. Lubiłem charakterne osoby, które nie bały się pokazać swojego prawdziwego „ja” i nosić, jak im się podobało. To mi imponowało.
Max – powiedziała nagle Trudis, przyglądając mi się karcąco.
Ja... Przep-praszam – wydukałem, nie odrywając wzroku od włosów nieznajomej.
Kobieta odwróciła się, a mój wzrok wpadł w jej błękitne oczy. Zwróciłem także uwagę na jej bardzo jasną karnację oraz metalowego kolczyka septum w nosie. Mimo wszystko, jej włosy robiły na mnie największe wrażenie.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż w końcu ona spojrzała z uśmiechem na Trudis i powiedziała:
Nic się nie stało. I tak miałam się już zbierać.
Eh – pani dyrektor zmieszała się. – Ustaliłyśmy już wszystko?
Tak, tak. Jeśli będzie miała pani jakieś pytania, proszę dzwonić. – Odwróciła się w moją stronę i dodała z uśmiechem: – Ty musisz być Max McCarey.
We własnej osobie – odparłem.
Dim, miło poznać – przedstawiła się i wyciągnęła drobną dłoń. Ująłem ją bez zawahania, cały czas obserwując jej włosy. Czy ja miałem jakiś fetysz?
Miałem ochotę zapytać się, czy mogę pomacać te warkoczyki, ale pożegnała się z Trudis i zniknęła za drzwiami. Szkoda. Fajnie było na nią popatrzeć. Liczyłem, że może jeszcze kiedyś się miniemy tu w Organizacji, ale z jakiegoś powodu czułem, że już jej nie spotkam. Tak jakby w momencie, w którym opuściła ten gabinet, opuściła także nasz świat.
Wzruszyłem ramionami, bardziej do siebie niż do obecnej obok pani dyrektor, ale ten gest i tak zwrócił jej uwagę.
Max, dobrze, że jesteś. Usiądź, proszę.
Wykonałem polecenie.
Nim zaczniemy. Pukaj na przyszłość.
Postaram się. To po co mnie pani tu ściągnęła? – Postanowiłem przejść od razu do konkretów, bo z tą kobietą nigdy nic nie wiadomo.
Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? Mówiłam ci wtedy o wampirach albo raczej ich braku w ostatnim czasie. – Zrobiła przerwę, więc skinąłem głową. – Wszystko się zmieniło. Nie wiem, kiedy dokładnie, ale kilka dni temu wszystko zaczęło szaleć. Na naszych mapach pojawiło się tak dużo sygnałów, więcej niż kiedykolwiek przed przedtem. Wysyłamy Łowców, sprawdzamy te miejsca, ale wygląda na to, że systemy nie kłamią.
Najpierw zniknęły, a teraz pojawia się ich dużo, dużo więcej? – podsumowałem.
Tak. Z tą różnicą, że ich spadek był powolny i na przestrzeni czasu, wzrost natomiast jest gwałtowny, wszystko zaczęło się nagle i bez większego związku.
I one są wszędzie, gdzie ma pani taką informację?
Nie zdążyliśmy jeszcze sprawdzić nawet połowy z tych miejsc, ale w większości przypadków dane się sprawdziły.
Co pani zamierza z tym zrobić? – zapytałem niepewnie. Czyżby oczekiwała czegoś ode mnie?
Więcej misji. Więcej ćwiczeń. Więcej Łowców. Trzeba się ich pozbyć, nie widzę innej opcji. A co ty byś zrobił?
Ja... Zabiłbym ich wszystkich.
Cieszę się, że się zgadzamy. Mam nadzieję, że rozumiesz tę sytuację. Potrzebuję, aby wszyscy moi Łowcy byli w pełnej gotowości o każdej porze dnia i nocy. Mógłbyś też wybrać w końcu ósmą osobę.
Ten problem już niedługo się rozwiąże, mam nadzieję.
Dobrze, Max. – Westchnęła. – Chcę, żebyś wiedział, że teraz są bardzo niebezpieczne czasy. A zagrożenie czyha na nas ze wszystkich stron. Od wampirów, ludzi i Łowców, niestety.
Zmarszczyłem brwi.
Czy to ma jakiś związek z morderstwem Aarona?
Obawiam się, że tak. Muszę jednak na razie pozostawić tę sprawę bez komentarza. Sama wiem bardzo niewiele. Chciałabym też załatwić tę sprawę jakoś po cichu, szczególnie nim nie dowiem się więcej. Możesz poinformować swoją drużynę...?
Oczywiście – przerwałem jej. – Może pani na mnie polegać.
Zaufani Łowcy teraz są najbardziej potrzebni.


_____
Nie spodziewaliście, że tak szybko się pojawi następny rozdział, co? Minął tylko miesiąc i cztery dni! Jestem z siebie dumna.
Rozdział niezbetowany.

11 komentarzy:

  1. Jest już dzisiaj. :D Trochę brakowało mi w tym rozdziale Chrisa, ale ostatnio był pocałunek, więc na jakiś czas musi mi starczyć. Życzę masy weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Mei Ku. Mało Chrisa.. :(
    Ale pozatym to bardzo fajnie. Ech, tej całej Livy to już mam dość (denerwuje mnie, ale Max rekompensuje to swoją osobą, Chris zresztą też).
    Dużo dużo weny życzę. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja wpadłam dalej się pozachwycać twoim pisaniem. Strasznię lubię twój styl.
    Diękuję, dobranoc :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nooo, pozytywne zaskoczenie. Czekam nap rozwinięcie wątku Chrisa i Maxa. No i wyjaśnienie sytuacji z bliźniakami jednojajowymi innej płci.
    Pozdrawiam. :)
    cordragon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety muszę Cię poinformować, że drugi wątek (bliźniaki) nie zostanie w żaden sposób rozwinięty. Nie sądziłam, że ktokolwiek zwróci uwagę na tę nie możliwość ;/ Kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie (ok. 2-3 lata temu) nie miałam pojęcia, że bliźniaki jednojajowe są klonami i stąd ta gafa. Wprawdzie miałam taki pomysł na naprawienie tej sytuacji, ale ostatecznie dotarło do mnie, że nie dam rady (tak psychicznie) napisać czegoś takiego.
      Jeśli czytasz moje opowiadanie głównie ze względu na ten wątek, to bardzo Cię przepraszam za tę sytuację. Mam nadzieję, że wybaczysz niedoświadczonej pisarce.
      Pozdrawiam i życzę miłego dnia :)

      Usuń
    2. Oczywiście, że nie. Nic się nie stało. Mimo wszystko, radziłabym w pierwszych rozdziałach zmienić, by nigdzie nie było o bliźniętach jednojajowych. Nie powinno to zająć dużo czasu.

      Usuń
    3. Nie jestem do końca przekonana, co do zmian w opublikowanym tekście, ale myślę, że w tym przypadku masz rację. Dziękuję bardzo za radę :)

      Usuń
  5. Rozdział świetny, nie mam pytań :D (no może poza tym kto jest zdrajcą i dlaczego wampiry tak dziwnie się zachowują, ale mam nadzieję, że nie będziesz nas długo trzymać w niewiedzy :))
    Dużo weny, czasu i czego tam jeszcze potrzebujesz ^^
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    ciekawe co było na tej karteczce, mógł ją przeczytać, czy wśród nich naprawdę jest zdrajca...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń