wtorek, 5 stycznia 2021

Rozdział 9 [Shine, baby!]

Alexander


Po mojej ostatniej rozmowie z Lachlanem na imprezie, czułem się jakoś wyjątkowo dobrze. Nawet Chloe zauważyła, że rozsiewam dookoła siebie dużo więcej optymizmu niż zwykle i pytała, czy to wszystko za sprawą Lachlana. Ostatecznie przyznałem jej się, że powiedziałem mu o tym, że jestem gejem. Zataiłem natomiast wszystko to, co on mi powiedział o sobie. Chloe bardzo się ucieszyła, że się na to odważyłem. Między słowami wyczytałem, że była ze mnie dumna, mimo że nie poinformowała mnie o tym wprost. Ostatnio nawet jakoś przyjemniej chodziło mi się do szkoły.

Mój dobry humor nie trwał jednak długo. Dość szybko natrafiłem na kolejne trudności w moim życiu. Los dopadł mnie oczywiście w szkole. Co prawda, Charles i jego koledzy ostatnio rzadko się mnie czepiali, ale najwidoczniej byłem taką ofiarą losu, że musiałem podpaść komuś innemu. Nie miałem pojęcia, jak nazywał się ten chłopak, ale wyglądał na starszego ode mnie. W każdym razie, minąłem się z nim w toalecie i kiedy wychodziłem z kabiny, prawie zdzieliłem go drzwiami. Nie była to do końca moja wina, bo łazienki w naszej szkole były dość ciasne, ale ja też mogłem bardziej uważać i pomyśleć, nim pchnąłem drzwi tak mocno. Chłopaka najwidoczniej to zdenerwowało. Nie zdążyłem nawet zareagować ani spróbować go przeprosić. On po prostu doskoczył do mnie, złapał mnie za bluzkę i podciągnął do góry.

Pojebało cię? – warknął. – Chcesz mnie zabić, idioto?

Zestresowałem się. Nie umiałem się obchodzić z ludźmi, a ja już szczególnie z większymi od siebie agresorami, którzy chcieli zrobić mi krzywdę. Nie odezwałem się i to go chyba jeszcze mocniej rozjuszyło.

No co jest, niemowo? – naskoczył na mnie drugi raz, ale tym razem nie czekał na moją odpowiedź i po prostu złoił mnie prosto w twarz. Siła uderzenia zwaliła mnie z nóg. Poleciałem do tyłu do kabiny i upadłem na tyłek, plecami zaryłem o muszlę klozetowa, co wyrwało z moich ust cichy jęk.

Moja nadzieja na to, że to jedno uderzenie mu wystarczy, żeby się wyładować, zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Chłopak wszedł za mną do kabiny i pociągnął za kaptur bluzy do góry. Nie ustawił mnie jednak do samego pionu, więc już wiedziałem, co mnie czeka, kiedy pozwolił mi zostać na kolanach. Kąpiel w kiblu.

Nienawidziłem tego. Nie chodziło nawet o sam fakt obrzydliwej wody z kibla, ale bardziej konstrukcję obiektu, w którym ona się znajdowała. Muszla klozetowa miała to do siebie, że mieściła się w niej przeciętnej wielkości ludzka głowa, ale umieszczenie ów głowy wymagało przybrania niezwykle niekomfortowej pozycji ciała. Klęczałem i równocześnie próbowałem podeprzeć się rękami o podłogę. W klatkę piersiową wciskała mi się plastikowa deska. Szyja wyginała się boleśnie w jedną stronę, a to utrudniało branie kolejnych wdechów w przerwach między jedną falą wody a drugą. No i oczywiście zderzyłem się parę razy głową z porcelaną.

Kiedy zakrztusiłem się wodą po kolejnym spuszczeniu i zacząłem niekontrolowanie kaszleć, chłopak w końcu odpuścił. Pchnął mnie lekko na podłogę, ale byłem zbyt zmęczony, by się przed tym obronić, a potem zostawił mnie samego. Zakaszlałem kilka razy, podniosłem się i splunąłem do kibla, próbując pozbyć się posmaku wody z kibla. Niby nie smakowała jakoś wyjątkowo źle, bo w zasadzie była to zwykła woda, tyle że jej pochodzenie brało górę nad racjonalnym argumentem i czułem się brudny. I śmierdzący. I chciałem umyć zęby i wziąć prysznic.

W zaistniałej sytuacji zdecydowałem, że oleję resztę zajęć. Pragnąłem jak najszybciej znaleźć się w domu, więc w akcie desperacji zamówiłem sobie taksówkę. Mimo tego że stać mnie było na droższą opcję, z reguły jeździłem do szkoły autobusem, bo nie chciałem wyglądać na jakiegoś snoba. Teraz jednak straciło to dla mnie znaczenie.

Jeśli taksówkarzowi wydało się to dziwne, że wychodziłem ze szkoły tak wcześnie, to nie dał tego po sobie poznać. Pewnie mało go obchodziły moje potencjalne wagary, tylko liczyły się dla niego pieniądze, które miał dostać za kurs.

Kiedy dotarłem do domu, poczułem się odrobinę lepiej, ale dopiero kiedy wziąłem odświeżający prysznic i umyłem zęby, zaznałem spokoju. Twarz, co prawda, i tak mnie bolała i zrobił mi się nieładny siniak, ale przynajmniej pozbyłem się tego nieprzyjemnego uczucia brudu.

Po tym jakże dotkliwym początku dnia zasłużyłem na trochę odpoczynku i ogółem na coś przyjemnego, więc zasiadłem przed laptopem i załączyłem sobie serial. Nie była to moja ulubiona rozrywka, ale chciałem się trochę odmóżdżyć. Po obejrzeniu dwóch odcinków znudziłem się na tyle mocno, że porzuciłem obecne zajęcie. Na małej szafeczce obok mojego łóżka zawsze kładłem jakieś dzieło Mistrza Szekspira, które aktualnie czytałem, więc sięgnąłem po leżącą tam sztukę i zupełnie zatraciłem się w lekturze.

Wróciłem do rzeczywistości po upływie nieokreślonej ilości czasu, kiedy skończyłem (kolejny raz w życiu) Otella. Odetchnąłem z ulgą. Czytanie Szekspira stanowczo poprawiło mi humor.

Wygrzebałem się z mojej nory z zamiarem zjedzenia obiadu. Nie spodziewałem się zastać nikogo w domu, więc drgnąłem zupełnie zaskoczony, gdy dojrzałem Chloe i Lucasa, całujących się żarliwie na kanapie w salonie. Byli sobą tak mocno zajęci, że nawet nie zwrócili na mnie uwagi, a mnie po prostu zamurowało. To było dość niestosowne obserwować własną siostrę w takiej sytuacji, tyle że nie miałem w tej dziedzinie żadnych własnych doświadczeń, a trochę mnie to ciekawiło. Poza tym, och… Lucas był bez koszulki. Doprawdy, to powinno być zakazane być aż tak przystojnym jak ten chłopak. O mój Szekspirze, tak ciężko było nie gapić się na niego, gdy był ubrany, że teraz już chyba kompletnie straciłem głowę.

Otrzeźwiło mnie dopiero jego pytanie:

Chcesz iść do pokoju?

Drgnąłem i cofnąłem się szybko. Przykleiłem się plecami do ściany, żeby być jak najmniej widocznym. To by było cholernie krępujące, gdybym teraz tak po prostu tam wlazł.

Nie, możemy tu zostać – odparła Chloe.

I słusznie, siostro. Też bym mu dał na miejscu, po co marnować czas na to, żeby iść do pokoju?

Kurwa. O czym ja myślałem?

Cholerny, przystojny Lucas.

I wtedy zaburczało mi w brzuchu.

Słyszałeś to? – zapytała Chloe.

Okay, pora się ujawnić. Pewnie byłem cały zarumieniony, ale walić to. Będę udawał, że dopiero co tu zszedłem i nie podglądałem ich wcześniej jak jakiś zbok.

Och, cześć – przywitałem się, udając teatralne zdziwienie i ignorując to dziwne uczucie ciepła w całym ciele. – Nie wiedziałem, że już wróciłaś.

Lucas zarumienił się lekko na mój widok i sięgnął po swoją koszulkę. To było całkiem urocze, że zawstydził się moją osobą.

Cześć – odparła Chloe. – Kiedy ty wróciłeś? Jakim cudem to przegapiliśmy?

Przez chwilę milczałem, zastanawiając się nad odpowiedzią i w tym czasie w mózgu Chloe chyba coś kliknęło. Otworzyła szeroko usta ze zdumienia i zapytała:

O kurde, czy ty wagarowałeś?

Jej chłopak uniósł brew zaskoczony ostatnim pytaniem Chloe i przyjrzał mi się uważnie. Szkoda, że już ubrał tę głupią koszulkę.

Zerwałem się z kilku lekcji – przyznałem niechętnie.

A co tam masz na twarzy? – zapytał Lucas.

Zupełnie automatycznie sięgnąłem dłonią do policzka, gdzie delikatnie pulsowało limo z wcześniej. Kurde, zupełnie wyleciało mi to z głowy. Oczy Chloe zrobiły się ogromne jak spodki, gdy ona też to dojrzała.

Ach, to nic – mruknąłem.

Kurwa, jak to nic? – warknęła Chloe i podeszła do mnie. Nie zdążyłem się osłonić, a ona już złapała pewnie moją szczękę i obróciła tak, aby mogła się lepiej przyjrzeć temu nieszczęsnemu siniakowi.

Kto ci to zrobił? – zapytał Lucas. – Jak chcesz, mogę zamienić z nim słówko – zaoferował.

Nie, nie trzeba – odpowiedziałem i wyrwałem się Chloe. – Nawet nie wiem, co to był za chłopak. Minęliśmy się w toalecie i przez przypadek prawie uderzyłem go drzwiami, więc trochę się na mnie zdenerwował.

Trochę?! – wykrzyknęła Chloe. – Po prostu strzelił ci w pysk, co za idiota.

No już trudno – powiedziałem zbywająco. – To po prostu niefortunna sytuacja.

Ostatnio zaskakująco dużo ci się takich przytrafia.

Odpuść, Chloe. Macie ochotę coś zjeść? – zmieniłem temat. – Będę odgrzewał frytki.

Siostra ciskała we mnie jeszcze przez chwilę piorunami z oczu, aż w końcu odpuściła. Oboje z Lucasem przystali na mój pomysł z frytkami, więc poszedłem do kuchni i nastawiłem całe jedno opakowanie w piekarniku. Nie spodziewałem się, że podążą za mną, ale Chloe chyba próbowała się upewnić czy oprócz lima nic poważniejszego mi się nie stało. Cały czas jakoś dziwnie mi się przypatrywała, nic przy tym nie mówiąc, więc już po chwili cisza panująca między nami zrobiła się bardzo niezręczna.

Nie musicie tu ze mną siedzieć – powiedziałem. – Mogę ich sam popilnować.

Lucas pokiwał głową, ale Chloe nie zareagowała w żaden sposób, tylko nadal się we mnie wpatrywała. Lekko spłoszony, popatrzyłem w dół na swoje skarpetki. Jak wykręcić się z tej dziwnej sytuacji? Ta niepokojąca cisza przeszkadzała mi coraz bardziej, więc zacząłem recytować w myślach jeden z monologów Hamleta. Porównywałem właśnie śmierć ze snem, gdy wybawił mnie Lucas:

Chloe mówiła, że spędziłeś na ostatniej imprezie sporo czasu z Lachlanem.

No tak.

Lucas uśmiechnął się tajemniczo.

I jak tam? Polubiliście się? – zapytał. Ten dziwny wzrok, którym mnie obdarował, trochę mnie zaniepokoił. Czy on pytał o to w kontekście… romantycznym? Lachlan mówił, że nikt nie wiedział o jego orientacji, ale może Lucas jednak wiedział? Musiałem go koniecznie o to zapytać, żeby nie palnąć przez przypadek czegoś głupiego.

Jest fajny – przyznałem.

To prawda. Lachlan ogółem jest bardzo przyjacielski.

Te słowa wyrwały Chloe z jej dziwnego transu.

Właśnie, jest przyjacielski – potwierdziła. – To znaczy, że chce być twoim przyjacielem.

Lucas popatrzył na nią dziwnie, ale ja wiedziałem, o co jej chodzi. Chloe ciągle się martwiła, że Lachlan może mi się spodobać. Chyba bardzo jej zależało na tym, żebym nie utknął w friendzonie u jakiegoś heteryka.

Wiem, wiem – zbyłem ją.

Chloe na szczęście nie powiedziała nic więcej na ten temat. Podejrzewałem, że wyoutowała mnie przed swoim chłopakiem, ale i tak jakoś bym się krępował rozmową o chłopakach przy Lucasie.

A ty – zwróciła się do Lucasa – ogarnij tego swojego frajera.

Frajera?

Ollie’ego, a kogo? – odparła, jakby to była oczywista oczywistość.

Lucas zachichotał. O słodki Romeo, on zachichotał. Niespodziewanie zrobiło mi się ciepło na policzkach. Znów popatrzyłem na swoje skarpetki, żeby ta dwójka nie dostrzegła moich rumieńców.

A cóż on znowu zrobił? – zapytał Lucas rozbawionym tonem.

Jak to co? Po prostu istnieje! – warknęła Chloe. – A poza tym ciągle czepia się Alexa, jest prawdziwym chamem. Ostatnio na imprezie też mu robił jakieś problemy bez powodu. Jak mu mało wrażeń, to niech pójdzie do klubu kogoś wyrwać, a nie robi zadymy z moim bratem.

Czepiał się ciebie? – Lucas spojrzał na mnie.

Eee – zawstydziłem się. Ollie to był bardzo bliski przyjaciel Lucasa i nie chciałem, żeby Lucas myślał, że coś do niego mam. Nawet jeśli nie bardzo go lubiłem. – Nie, nie, to nic takiego – powiedziałem szybko, mimo tego że mieliśmy ostatnio krótką wymianę zdań… przez którą się popłakałem. Nikomu jednak o tym nie powiedziałem. Gdyby Chloe się o tym dowiedziała… Wolałem nie myśleć, jaką aferę mogła zrobić z tego powodu.

Naprzykrza ci się?

Jest trochę niemiły – przyznałem niechętnie – ale to nic takiego.

Hej! – wykrzyknęła Chloe z nagłym natchnieniem. – Może to on cię uderzył?

Ollie nie bije innych – powiedział Lucas z mocą, zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć.

Może pozwól Alexowi powiedzieć, jak było naprawdę.

To nie Ollie – zaprzeczył Lucas pewnie. Powiedział to z taką stanowczością, jakiej jeszcze nigdy u niego nie słyszałem.

To nie on – potwierdziłem szybko, bo chciałem, żeby Chloe przestała już prowokować Lucasa. Wolałem uniknąć bycia świadkiem ich kłótni.

Ale to dupek – dodała Chloe, a ja przyznałem jej rację w myślach.

Ollie bywa trochę ciężki – zgodził się Lucas niechętnie i potarł skronie, jakby zmęczony tym, że musi usprawiedliwiać swojego przyjaciela. – Najlepiej nie brać do siebie wszystkiego, co mówi. Gdyby jednak za mocno ci dokuczał – zwrócił się do mnie – to daj mi znać, okay? Pogadam z nim.

Pokiwałem głową, choć tak naprawdę nie zamierzałem korzystać z jego propozycji. Jeszcze tego brakowało, żebym wcinał się w relację dwóch bliskich przyjaciół. Gdyby Ollie dowiedział się, że skarżę się na niego Lucasowi, pewnie zabiłby mnie wzrokiem lub, co gorsza, naprawdę by mnie zabił.

Będziesz szedł na imprezę w ten piątek? – Lucas zmienił temat.

Ja… nie jestem zaproszony.

Możesz iść z nami – powiedział.

Raczej nie – wcięła się Chloe. – Na tej imprezie będą prochy.

Uniosłem brwi. Prochy w sensie… narkotyki?

Myślę, że na innych imprezach też ktoś coś miał. Alexowi nic nie będzie – stwierdził Lucas.

Tak myślisz, ale nie masz żadnego dowodu. A na tej imprezie na pewno będzie ten typ od koki – warknęła. – Nie wezmę młodszego brata na imprezę ćpunów…

Czy Chloe zawsze była taka niemiła dla swojego chłopaka? Jej zachowanie naprawdę mnie dziwiło. Chyba, że to dlatego, że przerwałem im wcześniejszą serię pocałunków i macanek. Gdyby mi ktoś przerwał z takim z chłopakiem jak Lucas, pewnie też byłbym zirytowany. Tylko czemu denerwowała się na niego, zamiast na mnie?

To nie jest impreza ćpunów! A poza tym, Alex ma szesnaście lat, może sam o sobie decydować – bronił mnie Lucas. – Alex – zwrócił się do mnie – chcesz iść?

Nie ma mowy – odpowiedziała za mnie siostra.

Daj mu zdecydować…

Spoko – przerwałem mu. Czy oni naprawdę prawie się o mnie pokłócili? – Nie zależy mi na imprezach.


♛♛♛


Impreza ćpunów, jak to określiła Chloe, odbywała się w piątek wieczorem u Duncana w domu. Minąłem się z Duncanem chyba raz na innej imprezie, więc w ogóle go nie znałem, ale patrząc na jego dom, byłem w stanie stwierdzić, że musiał mieć naprawdę dzianych rodziców. Czyli jak większa część uczniów z naszej szkoły.

Mimo że nie miałem jakiegoś parcia na to, żeby uczestniczyć w tej imprezie, Lucas i tak zdołał przekonać Chloe, żeby nie stała mi na drodze do wzięcia udziału. Nie miałem pojęcia, czemu aż tak bardzo starał się za mną wstawić, ale było to zaskakująco miłe. W każdym razie, Chloe wzięła mnie ze sobą, ale kategorycznie zabroniła mi jakichkolwiek kontaktów z niejakim „typem od koki”, o którym wiedziałem tylko tyle, że miał białe włosy i sprzedawał kokę. A zatem dostałem bana na rozmawianie z kimkolwiek, kto miałby białe włosy. Tak jakbym był chętny do zagadywania nieznajomych.

Impreza zaczęła się całkiem nieźle. Ja, Chloe i Lucas zaszyliśmy się w kuchni, żeby zrobić użytek z małej flaszki tequili, którą moja siostra przemyciła ze sobą. Czułem się trochę onieśmielony ich obecnością, bo oni byli parą i pewnie byłem dla nich tylko piątym kołem u wozu, ale jeśli faktycznie im przeszkadzałem, to w żaden sposób tego nie okazali.

Każde z nas pociągnęło łyka tequili, a ja oczywiście się zakrztusiłem. Nie spodziewałem się, że to będzie aż tak palące! Zakaszlałem tak mocno, jakbym miał zaraz wypluć swoją duszę.

Ostrożnie – powiedział Lucas i poklepał mnie po plecach.

Trochę piecze, co? – zapytała Chloe.

Co za okropieństwo – stwierdziłem i otarłem łzę, która wypłynęła mi z oka przez ten kaszel.

Poczekajcie chwilę – powiedział Lucas i odszedł w stronę innych ludzi, którzy stali po przeciwnej stronie, popijali swoje drinki i zajadali się chipsami rozłożonymi na blatach. Lucas zagadał jakiegoś chłopaka.

Co on robi? – zdziwiłem się.

Chloe wzruszyła ramionami i pociągnęła kolejny łyk. Była chyba już mocno zaprawiona w piciu tequili, bo wyglądała jakby popijała zwykłą herbatkę. Wystawiła butelkę w moją stronę, oferując mi alkohol, ale pokręciłem głową. Nie za bardzo mi to smakowało.

Lucas wrócił do nas, trzymając w dłoni sok pomarańczowy. Podał mi go, więc przyjąłem karton bez zastanowienia.

Przyda ci się na popitę – powiedział.

Och – mruknąłem. To było całkiem miłe, że zorganizował to dla mnie. – Dzięki, ale ja już chyba nie chcę więcej…

Chociaż spróbuj. Tak na pewno będzie ci łatwiej – odparł, uśmiechając się delikatnie.

Zapatrzyłem się przez chwilę na ten jego uśmiech i skinąłem głową. Przyjąłem butelkę od Chloe i spróbowałem. Tequila nadal była obrzydliwa, ale łatwiej było ją zaakceptować, gdy zaraz zabijałem ten smak sokiem. Wypiliśmy więc razem jeszcze trochę, aż w końcu Chloe, która definitywnie wypiła najwięcej, dojrzała jakąś swoją koleżankę i powiedziała, że nas zostawia. Zabrała ze sobą flaszkę, więc mi i Lucasowi zostało tylko trochę soku pomarańczowego.

Cóż, Chloe chyba już miała mnie dosyć – powiedział chłopak.

Popatrzyłem na niego zaskoczony, ale on nie wyglądał na zmartwionego. Uśmiechał się lekko i chyba raczej żartował.

Między wami wszystko w porządku? – Mimo wszystko, odważyłem się zapytać, wspominając to, jak ostatnio prawie się pokłócili o to, czy mogę przyjść na tę imprezę.

Pewnie, że tak – stwierdził. – Skoro Chloe poszła do swoich dziewczyn, to chodź, my poszukamy chłopaków.

Och… Okay.

Odłożyłem sok na pierwszy lepszy blat i ruszyłem za Lucasem. Trochę kręciło mi się w głowie, ale w miarę udało mi się utrzymać prosty chód. Wyszliśmy z kuchni i przeszliśmy przez hol do salonu, z którego dochodziła głośna muzyka. Już z oddali widziałem, że kręciło się tam dużo więcej ludzi niż w innych pomieszczeniach. Część z nich tańczyła do lecącej piosenki. Pozostali poobsiadali wszystkie dostępne miejsca i popijali jakieś drinki. Lucas wprowadził mnie w głąb, gdzie było trochę ciszej, i poszedł w stronę dużego okna, przy którym znajdowały się kanapy i fotele. Już po chwili dostrzegłem blond czuprynę siedzącego tam Lachlana i rozpoznałem kilku innych chłopaków.

Jakim cudem tak szybko ich znalazłeś?! – zawołałem do Lucasa.

Lucas uśmiechnął się tajemniczo.

Magia.

Nie wiedziałem, że umiesz rzucać z powodzeniem zaklęcia lokalizujące – stwierdziłem.

Lucas zaśmiał się, choć raczej zobaczyłem to na jego twarzy, niż usłyszałem.

To nasza stała miejscówka – wyjaśnił.

Skinąłem głową i poszliśmy do jego ekipy. Gdy byliśmy już bliżej, niechętnie uświadomiłem sobie, że do najbliższej paczki Lucasa należał Ollie i, chociaż czasami pałętał się gdzieś samotnie, to dzisiaj niestety siedział wraz z resztą. Co gorsza, jedyne wolne miejsca znajdowały się obok niego. Ponieważ Lucas szedł przodem, nie wyrywałem się przed niego. Przywitaliśmy się grzecznie ze wszystkimi, a potem usiadł obok Ollie’ego, więc ja usiadłem obok niego. Jedna (przyjaźnie do mnie nastawiona) osoba odgradzająca mnie od tego nadętego chłopaka brzmiała jak wystarczające zabezpieczenie. Przynajmniej tak się łudziłem. Ollie jednak szybko rozwiał moje wątpliwości.

Dźwięki z imprezy docierały do tej części domu w dużo mniejszym stężeniu, więc bez problemu usłyszałem Ollie’ego, gdy zwrócił się do mnie:

A ciebie kto tu chce?

Zamurowało mnie. Sądząc po reakcjach reszty, nie tylko mnie. Nie miałem pojęcia, jak zareagować na tak oczywisty atak wrogości skierowany w moją stronę. Po prostu siedziałem i patrzyłem na uniesioną brew Ollie’ego. Po chwili towarzystwo się zreflektowało. Parę osób zaśmiało się, traktując te słowa jako żart… albo ze mnie? Ich intencje nie były dla mnie jasne. Lucas syknął z niesmakiem.

Ollie!

Czułem się głupio. Zawieszony pomiędzy chęcią posiedzenia z kolegami a kolejnym starciem z tym złowieszczym chłopakiem. Czego on ode mnie chciał? Dlaczego miał ze mną jakiś problem? Dlaczego ludzie zawsze mieli ze mną jakiś problem?

O, o. Kombinacja składająca się z alkoholu, Ollie’ego i mojego żałosnego życia znów doprowadziła mnie do tej sytuacji. Z niepokojem poczułem, jak moje oczy robią się mokre. Tym razem jednak mój mózg nie zablokował się zupełnie i odszedłem. Ktoś za mną zawołał, ale nawet się nie odwróciłem, tylko wszedłem między ludzi i zacząłem przepychać między nimi. Tylko dokąd ja w ogóle chciałem iść?

Jak najdalej od Ollie’ego.

Do łazienki.

Ale gdzie tu, na Szekspira, była łazienka? Zatrzymałem się i rozejrzałem po ludziach. Próbowałem ocenić jakiś kierunek, w który mogą się kierować ci, którzy potrzebowali przerwy. Pomysł jednak był dość kiepski. Jak szybko się zorientowałem sporo osób pozostawało w stałej migracji, ponieważ szukali swoich znajomych albo dolewki alkoholu.

Odetchnąłem głęboko i poczułem, jak się uspokajam. Parę łez pociekło mi po policzku, ale na tym się skończyło. Znów widziałem wyraźnie. Być może ta łazienka jednak nie będzie mi aż tak potrzebna.

Rozejrzałem się jeszcze raz uważnie po pomieszczeniu. Nie kojarzyłem tego miejsca. Gdzie ja zawędrowałem w tym płaczliwym amoku? Skupiłem wzrok na chłopaku stojącym pod ścianą, który… o mój Makbecie, właśnie łykał jakąś zieloną pigułkę. Jego kumpel stojący obok pochylił nos do swojej dłoni, żeby wciągnąć biały proszek. Chyba nie powinienem tu przebywać.

Ruszyłem przed siebie, by jak najszybciej dać nogę z tego miejsca. Oczywiście, jak to ze mną było, wpadłem na jakiegoś kolesia. Chłopak przytrzymał mnie mocno za ramiona i odsunął.

Przepraszam – wymruczałem ze skruchą.

Nie szkodzi – odparł. – Jesteś zainteresowany jakimś towarem? Widziałem, jak patrzyłeś na tamtych dwóch ziomków. – Machnął ręką w stronę wspomnianej dwójki.

Uniosłem wzrok i zobaczyłem białe włosy. Typ od koki.

Stanowczo nie powinienem tu przebywać

Nie, ja… – zacząłem niepewnie, ale chłopak mi przerwał.

Daj spokój. Jesteś na imprezie, ewidentnie spięty. Mam takie tabletki, które pomogą ci się wkręcić w dobry klimat.

Ze zdziwieniem uświadomiłem sobie, że nie spodziewałem się po dilerze narkotyków znajomości słowa „ewidentny”.

Mam taką ofertę dla nowych klientów – powiedział i wyciągnął z kieszeni maleńki woreczek strunowy, w którym znajdowała się samotna, fioletowa tabletka. Miał pomalowane paznokcie na taki sam odcień. – Weźmiesz ją gratis, a jak ci posmakuje i wrócisz po więcej, to wtedy zapłacisz za dwie.

To chyba nie do końca gratis, skoro będę musiał potem za nią zapłacić – zauważyłem, mimo że nie byłem zainteresowany pigułką.

Ale to tylko jeśli będziesz chciał więcej. Jeśli nie spodoba ci się działanie tej tabletki, to nic nie stracisz – zachęcał mnie dalej.

Nagle poczułem, jak ktoś zaciska dłoń na moim ramieniu. Typ od koki od razu opuścił rękę z woreczkiem poza mój wzrok. Jego wcześniejsza, luzacka postawa zniknęła jak na zawołanie i chłopak spiął się wyraźnie.

Wykręciłem głowę i zobaczyłem Lucasa.

Jakiś problem, Alex? – zapytał, obserwując uważnie dilera.

Nie, nie – zapewniłem szybko.

Damien – powiedział stanowczo.

Lucas – odparł ten równie stanowczo.

Przez chwilę siłowali się wzrokiem. W końcu Lucas uniósł brodę trochę wyżej i odezwał się arogancko:

Czego tu chcesz?

Ja? – zdziwił się Damien i parsknął. – To wy jesteście w mojej strefie.

Poczułem, jak dłoń Lucasa zacisnęła się mocniej na moim ramieniu.

Zwiedzamy rezydencję Duncana. Alex nigdy wcześniej tu nie był.

Och! – wykrzyknął teatralnie diler. – Trzeba było mówić od razu, Alex, to bym cię oprowadził.

Przed czy po tym, jak opchnąłbyś mu jakieś syfiaste prochy?

Ależ o czym ty mówisz? Alex wydaje się zbyt młody, żeby prowadzić z nim takie interesy. To była czysto przyjacielska rozmowa, prawda? – Na koniec zwrócił się do mnie, więc automatycznie skinąłem głową.

Dłoń Lucasa zacisnęła się jeszcze trochę mocniej.

Tak jakbyś przejmował się wiekiem swoich klientów.

Damien uśmiechnął się tajemniczo i wzruszył ramionami. Wcześniej panujące w nim napięcie zdawało się już wyparować.

A w ogóle Alex jest twoją nową dupą? Ollie i Chloe już ci się znudzili?

O Mistrzu Szekspirze, ratuj! On mi zaraz złamie obojczyk!

To nie twoja sprawa – powiedział Lucas, a potem kontynuował w podobnym tonie: – A w ogóle wiesz, co mówią o tobie w dzielnicy Stephena? Że sprzedajesz największe gówno w mieście. W całym Auckland, stary. To naprawdę chujowo o tobie świadczy.

Damien zmrużył wzrok.

Dzięki, że mi tym wspomniałeś – powiedział ze sztuczną uprzejmością.

Zawsze do usług.

No cóż, miło było cię poznać, Alex – zwrócił się do mnie i objął mnie przelotnie. – Szkoda, że nie miałem okazji cię oprowadzić.

Nawet nie zdążyłem zareagować na ten spontaniczny uścisk.

Lepiej stąd zjeżdżajcie, chłopaki, zanim traficie na kogoś nieprzyjemnego – dodał.

Lucas i Damien nie pożegnali się ze sobą, ale chyba żadnemu szczególnie to nie przeszkadzało. Zostałem wyprowadzony z miejscówki dla ćpunów i niemalże jęknąłem z ulgi, kiedy Lucas w końcu przestał maltretować moje ramię. Powstrzymałem odruch rozmasowania go ostentacyjnie na jego oczach.

Nic ci nie zrobił?

Nie.

Ale ty za to prawie zmiażdżyłeś mi obojczyk!

Nie powiedziałem tego na głos.

To dobrze – stwierdził Lucas, przyglądając mi się uważnie. Zarumieniłem się od tej intensywnej uwagi, którą mi poświęcał. – Damien, on… Być może się taki nie wydawał, ale nie jest… To nie jest osoba, w której towarzystwie, chciałbyś się obracać.

Pokiwałem gorliwie głową, bo zgadzałem się z Lucasem. Jakoś nie ciągnęło mnie do narkotyków.

Przepraszam za niego – dodał Lucas.

Uniosłem brwi zaskoczony.

W sensie za Ollie’ego – wyklarował i to nabrało więcej sensu. – On bywa naprawdę niesforny, ale jest taki dla wszystkich, dla mnie też.

Tak, Lachlan mi wspominał – przyznałem. – Ale nie chcę, żebyś mnie przepraszał za niego. To on chciał być dla mnie niemiły. Choć być może miał rację, to nie było moje towarzystwo.

Zaprosiłem cię, nie miał prawa tak powiedzieć. Pogadam z nim o tym.

Nie musisz…

Opierniczę go.

Zaśmiałem się na te słowa.

Ale tak serio, mam nadzieję, że nie sprawił ci zbyt dużej przykrości.

Pokiwałem głową, bo nie miałem zamiaru się przyznawać, że w zasadzie uroniłem parę łez.

Jeśli mogę ci coś doradzić, najlepiej go ignoruj. Traktuj go jak powietrze, jeśli będzie próbował ci dogadać.

Znów tylko skinąłem, bo co miałem powiedzieć? Lucas był kolejną osobą, która polecała mi ignorować Ollie’ego, ale łatwo tak tylko mówić. Tak naprawdę chciałem tylko tego, żeby Ollie dał mi spokój, ja nawet sam nie próbowałem nawiązać z nim kontaktu. Wystarczyłoby, gdyby to on traktował mnie jak powietrze.


♛♛♛


Chloe postanowiła zrobić ze mnie jakiegoś imprezowego zwierzaka.

Wspólnie z Lucasem ustaliliśmy, że nic jej nie powiemy o incydencie z typem od koki. Ja nie wspomniałem też o sytuacji z Ollie’em, więc siostra potraktowała imprezę ćpunów za wyjątkowo udaną. Z tej też okazji postanowiła zaciągnąć mnie następnego dnia w jakąś inną miejscówkę. Wzięła mnie przy tym z zaskoczenia, więc bez zastanowienia wsunąłem te same spodnie i wybrałem bluzę w innym kolorze.

Na szczęście nie miałem kaca.

Na nieszczęście Chloe miała.

Nie rozumiałem, czemu chciała iść na imprezę na kacu, ale zapowiedziała, że planuje leczyć się kolejnymi dawkami tequili w myśl zasady: „czym się strułeś, tym się lecz”. Cóż za ciekawa zasada.

Nie rozumiałem też, po co ciągnęła mnie na tę imprezę, skoro porzuciła mnie niemalże przy drzwiach ze słowami, że gdzieś tutaj był Lachlan. Znaczy, rozumiałem, chciała mi pomóc znaleźć znajomych, ale to chyba nie oznaczało, że musiałem chodzić dokładnie na każdą imprezę, na którą chodziła ona? Jeśli ona tak to sobie wyobrażała, to koniecznie powinienem ją uświadomić, że wolałbym jednak czasem posiedzieć w domu.

Lachlan był na tyle uroczy, że ogarnął mi piwo. Nie planowałem się mocno upić, więc akurat jedna butelka wydawała się w sam raz. Lachlan tradycyjnie też wolał pozostać we względnej trzeźwości, więc dotrzymywaliśmy sobie towarzystwa. Na wczorajszej imprezie nie mieliśmy zbytnio okazji pogadać, więc w końcu mogliśmy nadrobić to, co się u nas działo ostatnio. Niechętnie opowiedziałem mu o tym, jak jakiś koleś zlał mnie w kiblu w szkole. Lachlan bardzo się tym przejął i już zaczął planować dla mnie ochronę, ale udało mi się go uspokoić i zapewnić, że to była dość przypadkowa, jednorazowa sytuacja. Tymczasem Lachlan zawalił kolejny sprawdzian z matmy i jego ciocia była bardzo niepocieszona. Wydawał się tak mocno przejęty tym, że ją zawiódł, że przez chwilę myślałem, że mi się tutaj rozpłacze. Na szczęście, utrzymał zimną krew. Nie miałem pojęcia, czy byłbym w stanie go pocieszyć. Wprowadziliśmy jednak naszymi historiami w tę rozmowę dość smutną atmosferę, więc nie musiałem długo czekać, aż Lachlan zdecydował się nawiązać do wczorajszej sytuacji z Ollie’em. Prawdę mówiąc, nie chciałem o tym rozmawiać i wolałbym po prostu zapomnieć, że coś takiego miało miejsce, ale Lachlan (jak i parę innych osób) był tego świadkiem. A zatem nie mogłem przy nim po prostu udawać, że to się nie wydarzyło. Jak w przypadku Chloe.

To, co powiedział Ollie, było naprawdę chamskie – stwierdził.

Skinąłem.

Wkurzyłem się na niego wczoraj. Nawet go opieprzyłem.

Popatrzyłem na Lachlana zaskoczony. Nie sądziłem, że jestem takim typem, który daje komuś reprymendy.

Serio?

Nie – przyznał szczerze, co mnie rozbawiło. – Ale Lucas to zrobił, a ja go poparłem.

Lucas bronił mnie przed Ollie’em? Swoim najbliższym przyjacielem? A to ciekawe. Myślałem raczej, że zawsze stoi po jego stronie. Ale z drugiej strony poszedł wczoraj za mną i wsparł przy typie od koki.

Zignorowałem dziwne uczucie ciepła, które rozpłynęło się po moim ciele.

To miło z jego strony – przyznałem – ale robił to chyba dlatego, że obiecał Chloe, że będzie mnie pilnował.

Nie, co ty mówisz? – nie zgodził się ze mną Lachlan. – Lucas bardzo cię lubi.

Wzruszyłem ramionami, przy okazji pochylając trochę głowę. Miałem ogromną nadzieję, że nie byłem czerwony na twarzy jak dłonie Lady Makbet w jej urojeniach. Lachlan, na szczęście, wydawał się niczego nie zauważać.

W każdym razie, mam nadzieję, że nie smuciłeś się mocno przez jego słowa.

Jakoś to przeżyłem – powiedziałem. Nie do końca szczerze. Chyba że „jakoś” możemy traktować jako byłem na tyle bliski płaczu, że musiałem zwiać od towarzystwa, żeby nie wyjść na kompletnego frajera. Jeśli Lachlan miał okazję zauważyć wczoraj, jak bardzo byłem rozchwiany, to zdecydował się tego nie komentować i zwyczajnie przyjął moją odpowiedź.

To dobrze. A tak poza tym, to wiem, że już ci o tym mówiłem i że to nie jest takie łatwe, ale postaraj się go ignorować. Nie pozwól sobie za bardzo się przejmować jego słowami, to nie jest tego warte. O! Lub może nawet lepiej, po prostu go unikaj.

Tak, to brzmi jak dobry pomysł, tylko że z moim pechem ciągle gdzieś na niego trafiam.

To jak już na niego trafisz, to odejdź. Nie czekaj, aż zacznie coś do ciebie mówić.

Pokiwałem głową, zgadzając się na to. I tak z reguły przy Ollie’m odbierało mi mowę, więc mogłem w sumie za każdym razem uciekać bez tłumaczeń. Trochę tchórzliwe, trochę dziecinne, ale on też nie zachował się wobec mnie na poziomie.

No dobrze, to może przejdziemy teraz do przyjemniejszych tematów? – zaproponował Lachlan.

Zgodziłem się na to, bo wolałem wypchnąć Ollie’ego z mojej głowy. Jak na Lachlana przystało, chłopak od razu znalazł nowy temat do rozmowy i przez chwilę toczyła się między nami przyjemna konwersacja. Nie trwało to jednak długo, bo nagle zacząłem czuć się jakoś dziwnie, jakby… obserwowany? Rozejrzałem się niepewnie wytrącony z równowagi i, o zgrozo, mój wzrok padł na Ollie’ego. A jakżeby inaczej. Chłopak siedział po drugiej stronie pokoju i rozmawiał z chłopakiem, którego nie kojarzyłem, ale patrzył przy tym bardzo uważnie właśnie na mnie. Kiedy mój wzrok padł w jego stronę i nasze spojrzenia się spotkały, uniósł prowokacyjnie brew. Wyglądał… groźnie.

Przełknąłem ślinę.

Alex?

On się na mnie patrzy – powiedziałem. I, niestety, usłyszałem wyraźnie w swoim głosie lęk. Nie podobały mi się uczucia, które wyzwalał we mnie ten chłopak.

Lachlan podążył za moim wzrokiem i westchnął.

Myślę, że pora wdrożyć moją radę w życie – powiedział.

Co? – Czułem się naprawdę zagubiony. Ollie nadal na mnie patrzył. Jeśli wcześniej nie zarumieniłem się, gdy rozmawialiśmy o Lucasie, teraz już na pewno byłem cały czerwony.

Moja rada brzmiała: ignoruj Ollie’ego – przypomniał Lachlan. – Co ty na to, że popatrzysz znowu na mnie i wrócimy do rozmowy?

Bardzo niechętnie i z uczuciem niepokoju wypełniłem prośbę. Gdy spojrzałem na mojego kompana, uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Kolejny uroczy uśmiech, którym obdarował mnie Lachlan, sprawił, że poczułem się trochę lepiej. Jego radosna twarz naprawdę potrafiła zdziałać cuda. Powoli na nowo zacząłem wkręcać się w rozmowę, ale coś z tyłu głowy nadal pozostało rozdrażnione. Nim zdążyłem się dogłębnie uspokoić i powrócić do poprzedniego stanu, Lachlan dojrzał Aarona pomiędzy ludźmi. Z wielkim smutkiem przyznał, że musiał porozmawiać ze swoim przyjacielem i, choć nie chciał mnie teraz zostawiać, to bał się, że potem może już na niego nie trafić. Zgodziłem się, bo co miałem zrobić? Lachlan przeprosił mnie parę razy, a ja zapewniłem go, że jest w porządku (choć nie było), i odszedł.

Niepewnie popatrzyłem w stronę, gdzie wcześniej siedział Ollie i z radością uświadomiłem sobie, że już go tam nie było. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Jak mogłem przegapić ten moment?

Odstawiłem butelkę po piwie pod ściną i wsunąłem dłoń do kieszeni spodni, żeby wyjąć telefon. Może mógłbym napisać do Chloe…?

Co… to…?

W kieszeni tuż przy moim telefonie wyczułem jakąś dziwną folię, której jeszcze wczoraj tam nie było. Wyciągnąłem ją. I wybałuszyłem oczy.

W małym strunowym woreczku znajdowała się fioletowa pigułka.

Ale skąd to się u mnie wzięło? Typ od koki. Oferował mi ją wczoraj. Z obawą uświadomiłem sobie, że musiał mi ją wsunąć do kieszeni, kiedy obejmował mnie wczoraj na pożegnanie. Jakie to było dziwne. Dlaczego tak bardzo mu zależało na tym, żeby mi wcisnąć tę tabletkę? Wyglądałem na potencjalnego ćpuna?

Ktoś wsunął się na miejsce obok mnie i strzelił palcem w woreczek. Podskoczyłem zaskoczony. Uniosłem wzrok i… No nie.

Doprawdy, on się na mnie uwziął.

Wiedziałem, że nie pomyliłem się co do ciebie – powiedział Ollie. Jesteśmy małym ćpunkiem?

Nie, ja… – zacząłem, ale dotarło do mnie, że przecież miałem go ignorować.

Ollie obserwował mnie przez chwilę z uniesionymi brwiami, ale nie doczekał się ode mnie żadnej kontynuacji.

Założę się, że nie układasz sobie tej fryzury na trzeźwo dodał. – Serio, widziałeś się kiedyś w lustrze?

Spuściłem wzrok. Powinienem sobie pójść. Tyle że ja siedziałem tu pierwszy, więc być może to on powinien dać mi spokój.

Ollie znowu nie doczekał się ode mnie żadnej odpowiedzi i, co zaskakujące, ta taktyka chyba na niego podziałała. Wstał i zatrzymał się przede mną na chwilę. Wskazał palcem na tabletkę.

Jeśli masz to od Damiena, to wywal ten syf – poradził. A potem pochylił się w moją stronę.

Drgnąłem niepewny jego intencji.

Ollie jednak nic mi nie zrobił. Nie popchnął mnie, nie uderzył. Sięgnął za to do podłogi i wziął moją pustą butelkę.

Zakładam, że nie będzie ci już potrzebna – powiedział, unosząc ją lekko w górę.

Automatycznie pokręciłem głową.

Skinął i odwrócił się ode mnie, żeby odejść.

Dopiero po chwili dotarła do mnie abstrakcyjność tej sytuacji. Ollie sprzątał po mnie na imprezie. Czy on był naćpany? Albo pijany? Nie czułem od niego alkoholu. Zdążył już się oddalić o kilka kroków, kiedy mi się wyrwało:

Czekaj! – Przygryzłem wargę zażenowany, gdy znów zwrócił na mnie uwagę. – Wyrzucasz po mnie butelkę?

Ollie parsknął.

Wyrzucam? Chyba zwariowałeś. Ona jest zwrotna.

 _____

 Cześć! Ktoś tu jeszcze zagląda w 2021?
Zeszły rok był... cóż, specyficzny. Jeśli chodzi o pisanie, to dla mnie niezbyt łaskawy. To znaczy, to zależy. Obiecałam sobie, że nie opublikuję kolejnego rozdziału, dopóki nie napiszę choć jeszcze jednego w zapasie i rzeczywiście, przez te czternaście miesięcy, jak mnie nie było napisałam dwa rozdziały. A w zasadzie, pisałam głównie przez ostatnich kilka miesięcy.
Nie chcę nakładać na siebie zbyt dużej presji, ale chciałabym spróbować wrócić do tego pomysłu publikacji choć jednego rozdziału na miesiąc. Rozdział zapasowy, a więc na luty, już gotowy, więc mam sporo czasu, żeby się wyrobić do marca. :P
Miałam cichą nadzieję, że uda mi się wyrobić przed Świętami. Niestety nie wyszło, ale myślę, że mogę jeszcze Wam złożyć lekko spóźnione noworoczne życzenia.
A zatem, wszystkiego dobrego na ten rok, aby był lepszy i cóż, bardziej normalny niż poprzedni. Oby był dla Was łaskawy, obyście mogli się spełniać we wszystkich sferach życia i trzymajcie się w zdrowiu! ♥

4 komentarze:

  1. Hejka,
    kochana, kochana  właśnie miałam pisać co tam u Ciebie? czy wszystko w porządku? a tutaj taka niespodzianka... jestem i będę, nadrobię z komentarzem w najbliższym czasie...
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku...
    mnóstwo weny, czasu i pomysłów życzę  tak aby wena sprzyjała aby udało się mieć rozdziały nawet do września... ;)
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju, dziękuję bardzo za miłe słowa!
      Cieszę się, że nadal tu jesteś, mimo dość długiej przerwy ode mnie, jest mi bardzo miło.
      Dziękuję bardzo, że się odezwałaś, to działa bardzo motywująco.
      Łączę pozdrowienia i wszystkiego dobrego dla Ciebie ♥

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, takie miałam wrażenie, że jak Lachlan poszedł to Ollie się znajdzie obok niego... ale ma obrońców może jednak trzeba skorzystać z ich pomocy, chyba musi Alex naprawdę nauczyć się mówić "nie", i niech pozbędzie się szybko tej tabletki...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, miałam takie wrażenie, że jak Lachlan sobie pójdzie to Ollie się znajdzie zaraz obok niego... ale no... ma obrońców może jednak trzeba skorzystać z ich pomocy, chyba musi Alex naprawdę nauczyć się mówić "nie", i niech pozbędzie się szybko tej tabletki... brr...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń