poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Szukam miejsca na Ziemi [MK tbz]

Nie usłyszałem odgłosu pukania do mojego pokoju, ale zauważyłem otwierające się drzwi. Nie byłem szczególnie zaskoczony, gdy do środka weszła średniego wzrostu nastoletnia dziewczyna o dużych niebieskich oczach i prostych blond włosach spiętych w kitkę. Moja starsza o rok siostra, Aniela, nigdy nie pukała.
– Co jest, Nisia? – zapytałem, robiąc jej na łóżku trochę miejsca.
Siostra przysiadła obok mnie i wzruszyła ramionami.
– Chcę pogadać.
– Tego się domyśliłem – odpowiedziałem.
– Co planujesz zrobić?
Przez chwilę miałem wrażenie, że była niepewna, ale szybko sobie uświadomiłem, że musiałem się pomylić. Aniela nigdy nie traciła swojej pewności siebie i z naszej dwójki zawsze zachowywała zimną krew i potrafiła spojrzeć obiektywnie na trudne sytuacje.
– Zrobić?
– Za miesiąc egzaminy gimnazjalne, potem czeka cię liceum. Albo powrót na Węgry.

Westchnąłem. Ta sytuacja wisiała nade mną już od dłuższego czasu i naprawdę nie wiedziałem, co mam zrobić. Jak znałem moją siostrę, to pewnie wyczuła, że mam z tym problem, i postanowiła ze mną o tym porozmawiać, żebym się nie zadręczał.
Nasi rodzice, choć oboje byli Polakami, przez długi okres swojego życia mieszkali na Węgrzech. Nigdy tak naprawdę nie wiedziałem, czy tata też tego pragnął, ale mama od zawsze fascynowała się naszym państwem i kulturą, a jako nastolatka zaczęła uczyć się języka. Tam też założyła swoją rodzinę, gdy w końcu stała się dorosła. Mieszkaliśmy w Budapeszcie i choć porozumiewaliśmy się między sobą tylko po węgiersku, to jednak rodzice uczyli nas też polskiego (w którym nigdy nie byłem zbyt dobry, swoją drogą). Nasz tata zmarł, gdy byliśmy mali i od tego czasu mama bardzo się zmieniła, szczególnie że wcześniej straciła też brata. Jak miałem dziewięć lat, przenieśliśmy się do Polski i wówczas moje życie zmieniło się na zawsze.
Zaczęło się od podstawówki. Wyróżniałem się wśród innych uczniów, bo przeniosłem się w połowie roku szkolnego i należałem do dość cichych osób, a gdy byłem wywoływany do odpowiedzi zawsze mieszały mi się języki. Polskiego nigdy nie lubiłem, za to czułem się Węgrem i to węgierskim chciałem się posługiwać. Koledzy z klasy szybko znaleźli we mnie kozła ofiarnego, z którego można by sobie pożartować, i tak powstał problem z języczkiem. Różne osoby, zarówno chłopcy jak i dziewczynki, podchodziły do mnie na przerwie, przejeżdżały językiem po ustach i pytały, jak tam mój problem z języczkiem. Nie było to przyjemne, a ja nigdy nikomu się nie stawiałem i po prostu zamykałem się na ludzi. Bałem się odzywać, bo nie chciałem, by ktoś się ze mnie śmiał, gdy znów pomylę języki. Jedyną osobą, z którą odważyłem się normalnie rozmawiać, była pani od plastyki. Dostrzegła mój talent do rysowania, a także całego mnie i często zostawałem na jej dodatkowych zajęciach, a ona wtedy zawsze mnie zagadywała. Minęło trochę czasu, nim się przed nią otworzyłem. Ostatecznie została dla mnie kimś na kształt mentora i, choć już nie miałem z nią zajęć, to często odwiedzałem ją w jej sklepie papierniczym, by kupić ołówki albo po prostu porozmawiać.
Wakacje przed pierwszą klasą gimnazjum były najgorsze. Znów czekały mnie kolejne lata w szkole bez żadnych znajomych i bardzo się tego bałem. Byłem wówczas bardzo zdesperowany, toteż podjąłem wobec mojego życia naprawdę drastyczne kroki. Do dzisiaj uważam to za jedne z najgorszych decyzji mojego życia. Zamknąłem się w pokoju i zasłoniłem okna, tak by zrobiło się zupełnie ciemno, a potem zacząłem się ciąć. Nie minęło dużo czasu, gdy ktoś w końcu odkrył mój sekret. Nim to jednak się stało, wiele razy kłóciłem się z mamą i za każdym razem wyrzucałem jej, że nienawidzę Polski. Ostatecznie, zupełnie zrezygnowana obiecała mi, że zdecyduję po gimnazjum, czego chcę. Miałem wytrwać te trzy lata, a potem mogłem zamieszkać na Węgrzech albo w Polsce. To drugie, jak wtedy myślałem, nie wchodziło w rachubę, moim zdaniem. Teraz jednak wiele się zmieniło.
Przede wszystkim, poznałem mojego pierwszego przyjaciela, a także chłopaka – Kacpra. Zaczęliśmy być ze sobą od dziesiątego października w pierwszej klasie, toteż znaliśmy się tylko od miesiąca. Wiele osób mogłoby zarzucić, że ten związek nie był poważny. I faktycznie, nie był. Żaden z nas nie traktował tego jak prawdziwej miłości wyjętej prosto z najbardziej romantycznego filmu, ale lubiliśmy spędzać razem czas. Kacper naprawdę dużo mówił, a mi dobrze się go słuchało, a z czasem odważyliśmy się ze sobą porozmawiać o swoich problemach. I w końcu, naprawdę się w sobie zakochaliśmy. Byliśmy ze sobą przez cały czas z jedną, małą, krótką przerwą, trwającą dzień.
Nie wiedziałem, co robić.
Nareszcie mogłem wrócić na Węgry, do miejsca, które bardzo kochałem. Ale wtedy musiałbym zostawić tutaj Kacpra, a naprawdę go pokochałem. Co prawda, żaden z nas jeszcze nie wyznał sobie miłości, więc nie mogłem wiedzieć, na ile poważnie on mnie traktuje, ale skoro wybieraliśmy wspólne liceum, to chyba coś to znaczyło.
– Nie wiem – wyszeptałem.
– Och, Maciek. – Westchnęła Nisia i przytuliła mnie delikatnie. – Wiem, że to dla ciebie bardzo trudne, ale coś musisz zdecydować.
– Tak bardzo tęsknię za Węgrami – powiedziałem po węgiersku. – Już nawet nie pamiętam, jak wyglądał brzozowy zagajnik koło naszego domu.
– Oczywiście, że pamiętasz – odparła Aniela, płynnie przychodząc na nasz język ojczysty. – Przecież ciągle go rysujesz.
Zaśmiałem się i wyplątałem z objęć siostry.
– No, pamiętam – przyznałem jej rację. – Jednak nadal nie wiem, co zrobić.
– Skoro tak bardzo pragniesz wrócić na Węgry, to dlaczego się wahasz?
Spojrzała na mnie tym wszystkowiedzącym wzrokiem, zatem trzepnąłem ją w ramię. Doskonale znała powód moich udręk, ale bardzo chciała usłyszeć, jak to mówię.
– Przecież wiesz – warknąłem.
– Chodzi o Kacpra – powiedziała.
– Chodzi o Kacpra – potwierdziłem.
– A co on o tym myśli? Chce, żebyś został? Pojechał? Nie wypowiadał się o tym? W ogóle wie o twojej możliwości wyjazdu?
– Wie – odparłem. – Ale nic nie mówi.
– Ciekawe – stwierdziła Aniela.
Nie do końca rozumiałem, co mogło być w tym ciekawego, ale przez całe moje krótkie życie zdążyłem odkryć, że Aniela potrafiła w niesamowity sposób interpretować różne sytuacje. Całkiem nieźle odczytywała też intencje innych ludzi i określała, co czują. Zatem pozwoliłem jej dedukować i liczyłem, że pomoże mi zdecydować, jaką podjąć decyzję.
– Myślę – zaczęła Aniela, przechodząc na polski – że powinieneś z nim po prostu porozmawiać.
– Ale...
– Powiedz mu prawdę – dodała, zanim zdążyłem zaprotestować.
Nisia zostawiła mnie samego, więc wyłożyłem się na łóżku i myślałem. Czego tak naprawdę chciałem?
Przez całe gimnazjum nigdy nie przykładałem się do nauki. Prawdę mówiąc, wiele razy miałem zagrożenia z różnych przedmiotów, a najczęściej z matmy. Kacper z kolei był moim zupełnym przeciwieństwem. Zawsze przygotowywał się do każdej lekcji, odrabiał wszystkie zadania domowe i uczył się materiału na bieżąco. Nie przypominałem sobie, aby kiedykolwiek popełnił jakiś błąd na teście i rok w rok miał średnią równą sześć zero. Wiedziałem, że był bardzo ambitny i marzyło mu się studiowanie matematyki na politechnice, więc planował iść do jakiegoś dobrego liceum. Do takiego, do którego z pewnością by mnie nie przyjęli. Ostatnio jednak z pomocą Kacpra trochę wziąłem się za siebie i zaczęliśmy wspólnie szukać jakiejś szkoły, która byłaby dla niego wystarczająco dobra, a dla mnie – wystarczająco słaba. Wydawało mi się, że ten związek jest poważny, skoro nie chcieliśmy nawet iść do innych szkół.
Czy jeśli wybierałem szkołę we Wrocławiu, to oznaczało, że chcę tu zostać?
Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Chciałem być z Kacprem, ale nie byłem pewien, czy chcę z nim być tu. Gdyby tylko on też znał węgierski i mógł tam ze mną pojechać.
Aniela jak zawsze miała rację. Musiałem z nim porozmawiać. Im prędzej, tym lepiej. A to oznaczało mniej więcej tyle, że czekała nas poważna rozmowa przy najbliższym spotkaniu.
Kacper przyszedł do mnie następnego dnia, tak jak się umówiliśmy wcześniej. Gdy wysłał mi esemesa, że jest już blisko, to zszedłem na parter i czaiłem się tam w kuchni, czekając na niego. Byłem trochę zestresowany, ale uznałem, że naprawdę musimy porozmawiać, bo bez tego niczego nie wymyślę.
Niedługo potem rozległ się dzwonek przy drzwiach wejściowych oznaczający nadejście mojego chłopaka. Otworzyłem drzwi, a on jak zwykle powitał mnie jednym ze swoich najszczerszych uśmiechów. On w zasadzie bardzo dużo się uśmiechał i był niepoprawnym optymistą.
– Hejka – przywitał się, przeczesując ręką swoje czarne włosy.
Odsunąłem się, żeby zrobić mu miejsce, a on wszedł do środka. Nie zwrócił uwagi na to, że nawet mu nie odpowiedziałem, ponieważ z reguły niewiele się odzywałem. Tymczasem zaczął ściągać swoją kurtkę i buty, opowiadając mi historię o tym, jak jechał autobusem i próbował czytać Quo vadis, ale jakaś staruszka ciągle go zagadywała.
– Była całkiem miła, wiesz – mówił – ale chyba nie załapała, że trochę mi przeszkadzała. Możliwe, że doskwiera jej samotność i po prostu jeździ autobusami, żeby trochę porozmawiać z ludźmi. Kto ją tam wie. Idziemy na górę?
Pokiwałem głową, więc Kacper poszedł w kierunku schodów, a ja podążyłem za nim. Czuł się u mnie w domu bardzo swobodnie, bo przychodził tu od dwóch lat i dość często zostawał na noc. W pokoju usiadł od razu na łóżku i poklepał miejsce obok siebie, więc do niego dołączyłem.
– Czytasz Quo vadis? – zapytał.
– Mhm.
– Pytam serio, Maciek. Pani na stówę zrobi z tego kartkówkę, chcesz dostać kolejną szmatę z polskiego? Tak się starasz w tym roku, po to, żeby to zaprzepaścić jedną lekturą?
– Czytam – powiedziałem.
To byłby idealny moment, żeby zacząć tę rozmowę. Nawiązał do tego, że się staram w tym roku, więc mógłbym to połączyć z niedaleką przyszłością i zapytać go, co myśli o nas i moim ewentualnym wyjeździe na Węgry. Ale stchórzyłem. Bałem się poruszać ten temat, bo przecież mógłbym wszystko spieprzyć.
– Nie jest to takie złe, co nie? Bywają naprawdę długie i nudne rozdziały, ale zdaje się najgorsza jest chyba trylogia. Ale ty lubisz długie książki, więc w sumie może ci się to podoba?
Pokiwałem głową, zgadzając się. Czytałem lepsze książki, ale gorsze także.
Kacper drgnął nagle i odwrócił się z moją stronę. Spojrzałem na niego z zaciekawieniem.
– Co jest?
– Ostatnio rzadziej spotykamy się po lekcjach – powiedział. – Brakuje mi ciebie.
– Ojej – mruknąłem, czując, że zaczynam się rumienić.
Kacper też wyglądał na odrobinę zawstydzonego, co bardzo mnie rozczuliło. Był uroczy, kiedy mówił urocze rzeczy. Nachyliłem się do niego i pocałowałem go delikatnie w usta. Chłopak oddał pocałunek i przyciągnął mnie bliżej.
Na samym początku naszej relacji, gdy jeszcze w ogóle się nie znaliśmy, nie całowaliśmy się dużo. Zdaje się, że obaj trochę tego unikaliśmy, ale za to przytulaliśmy się naprawdę bardzo dużo. Potem, gdy doszliśmy do pocałunków, zawsze byliśmy bardzo zawstydzeni i robiliśmy to z pewnym skrępowaniem. Teraz, kiedy spotykaliśmy się razem od ponad dwóch lat, staliśmy się odważniejsi i już tak bardzo się przed sobą nie wstydziliśmy. Pocałunki były dla nas czymś zupełnie normalnym, tak samo jak spanie razem w jednym łóżku, dotykanie się od czasu do czasu czy też branie wspólnych pryszniców. Choć z tym ostatnim akurat bywało dość ciężko, ponieważ nigdy nie mogliśmy się dogadać w sprawie temperatury wody.
Czułem się przy Kaprze tak dobrze, jakbym znał go całe życie.
Odsunęliśmy się od siebie i zanurzyłem się w spojrzeniu jego ciemnych oczu. Obaj byliśmy trochę rozgrzani, a nasze usta lekko nabrzmiały.
Szeretlek – powiedziałem.
To słowo wyszło z moich ust zupełnie samo. W momencie kiedy to się stało, uzmysłowiłem sobie, że bycie z nim jest dla mnie zupełnie naturalne.
Kacper odsunął się ode mnie i zachichotał.
– To było po węgiersku, Maciek – zauważył.
Zawsze zwracał mi uwagę, gdy tylko się myliłem. Z reguły zaraz po tym się poprawiałem, żeby mógł zrozumieć. Tym razem jednak zawahałem się. Wyznałem mu miłość, ale on o tym nie wiedział, a ja bałem się przetłumaczyć to na polski. Choć powiedzenie tego po węgiersku z pewnością znaczyło dla mnie o wiele więcej, to jednak dopiero jak powiem to po polsku, to stanie się to między nami zupełnie jasne i namacalne. Bałem się, że on wtedy ucieknie.
– Co to znaczy? – zapytał, gdy nie odpowiedziałem.
Wzruszyłem ramionami.
– Maciek? – Kacper brzmiał na zaskoczonego. – Co ty do mnie powiedziałeś?
– Takie węgierskie słowo – mruknąłem tylko.
– Ale...
– Nieważne – przerwałem mu i przytuliłem go do siebie. Wiedziałem, że w ten sposób trochę zamknę mu usta, bo Kacper uwielbiał się przytulać. I tak faktycznie się stało. Wtulił się we mnie i objął mnie mocno rękami. Wsunąłem dłoń w jego włosy i zacząłem go głaskać. On był wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju. I mój.
– Moja perełka – szepnąłem cicho w jego głosy.
Ostatecznie nie porozmawiałem z nim o wyjeździe na Węgry. Kacper kilka razy pytał mnie jeszcze o to słowo, ale za każdym razem milczałem, więc w końcu sobie odpuścił.
Przez następnych kilka dni spotykaliśmy się tylko w szkole, więc automatycznie odrzuciłem możliwość rozmawiania o poważnych sprawach. Mieliśmy kilka ważnych sprawdzianów, do których Kacper dogłębnie się przygotowywał, zatem zdecydowałem, że nie będę mu przeszkadzać. On z kolei kiedy tylko miał okazję, pytał o tajemnicze (dla niego) węgierskie słowo. Nie potrafił go nawet powtórzyć, więc wiedziałem, że go nie wygoogluje czy coś. Poprosiłem go w końcu, by sobie odpuścił, na co niechętnie się zgodził. Przestał o to pytać, do czasu aż znów zostaliśmy sam na sam.
Pierwszego dnia wiosny pierwszy raz od dawna było bardzo ciepło. Wiedziałem, że Kacper nie przepuści takiej okazji, nawet jeśli jutro mieliśmy klasówkę z historii. Ponieważ uczył się wszystkiego na bieżąco, tak naprawdę znał cały materiał, ale pewnie i tak chciałby go powtórzyć. Tym razem uznał jednak, że są rzeczy ważniejsze od szkoły (a to bardzo rzadko się zdarzało), więc poszedłem z nim na lody.
Nie byliśmy szczególnie kreatywni, bo wybraliśmy się po prostu do Grycana w Renomie. Zamówiliśmy sobie po gałce lodów i usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików. Kacper jak zwykle zaczął coś mówić, a ja przysłuchiwałem mu się z uśmiechem. Czasami zastanawiałem się, skąd on brał te wszystkie tematy do rozmów.
Opowiadał mi właśnie o swoim starszym bracie, którego nigdy nie poznałem, ale pałałem do niego sympatią, ponieważ gdyby nie on, pewnie nigdy nie poznałbym Kacpra. Mój chłopak i cała jego rodzina pochodzili z Warszawy. Urodzili się tam, pracowali, spędzili większą część swojego życia i chyba czuli całkiem dobrze, do czasu aż Kamil, czyli brat Kacpra, miał iść do szkoły średniej. Nikt w zasadzie nie wiedział, czym kierował się podczas wyboru swojego technikum, które znajdowało się we Wrocławiu. Ale rodzice zgodzili się na to – kupili mu mieszkanie, pomogli wszystkim zająć na początek i zostawili tutaj. A kilka lat później, jak Kacper skończył podstawówkę, przenieśli się do Wrocławia, żeby móc utrzymywać bliższy kontakt z Kamilem.
– Tęsknisz za Warszawą? – wszedłem mu w słowo.
Kacper zaciął się na chwilę, zapewne zastanawiając się, skąd nagle przyszło mi do głowy takie pytanie. Zmarszczył brwi, pomyślał chwilę, po czym odezwał się:
– Czemu pytasz?
– Tak jakoś mi to przyszło do głowy – mruknąłem. – Nie musisz odpowiadać – dodałem, wycofując się z tego pytania, choć w głębi duszy chciałem, żeby odpowiedział. Czy on czuł się tak jak ja? Też chciał wrócić do swojego rodzinnego domu po skończonym gimnazjum? Zawsze powtarzał, że marzy mu się politechnika, ale nigdy nie mówił czy ta we Wrocławiu, czy też w Warszawie.
Chciałem być z Kacprem, ale...
Chciałem być też w Budapeszcie.
– Nie, chyba nie – powiedział Kacper. – Kamil mieszka tutaj, a trochę mi go brakowało, jak byłem w Warszawie. Ale nie miałem tam jakichś szczególnie bliskich przyjaciół, nie to co tutaj. We Wrocławiu czuję się lepiej.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Przy swojej odpowiedzi Kacper kierował się głównie ludźmi. Czy ja też powinienem podjąć tę decyzję na podstawie miejsca, w którym znajdują się ważni dla mnie ludzie? Nie wiedziałem, czy jeśli pojadę, to Aniela i trojaczki też pojadą. A Kacper na pewno zostałby tutaj. Ale Budapeszt to mój dom! Jak mogłem się w ogóle wahać nad powrotem do domu?
– Maciek – zaczął Kacper z lekkim wahaniem.
Spojrzałem na niego i uniosłem lekko jeden kącik ust.
– Co znaczyło tamto słowo po węgiersku?
– Och – mruknąłem i wywróciłem oczami. – Nie rozumiem, czemuś się tak tego uczepił.
– Bo chciałbym wiedzieć, co ono oznacza. Z jakiegoś powodu to powiedziałeś, więc...
– To tylko słowo! – warknąłem, choć moje serce zabiło szybko, jakby protestowało temu, co powiedziałem. To nie było tylko słowo, to były moje uczucia. Czy on je odwzajemni? Czy on traktuje nasz związek tak poważnie jak ja? Czy może dla niego to tylko wygodna przygoda na okres gimnazjum? Czy on zasługuje na to, żeby dla niego zostać w Polsce?
– Jak sobie chcesz. – Kacper wycofał się.
Jedzenie lodów kończyliśmy w milczeniu, więc domyśliłem się, że się na mnie obraził. Mi w zasadzie cisza aż tak bardzo nie przeszkadzała, ale Kacper zerkał na mnie co chwilę, jakby próbując mnie przymusić, żebym coś powiedział. W końcu jednak się poddał.
– Czy kiedykolwiek powiesz mi, co to znaczy?
Wzruszyłem ramionami.
– Rozumiem, że powinienem zacząć się uczyć węgierskiego? – dodał.
Opuściłem ramiona ze zrezygnowaniem. Westchnąłem.
– Nie zmuszam cię do niczego.
– Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, co to znaczy? – zapytał miękko, a całe moje zirytowanie zniknęło.
– Dlaczego tak bardzo chcesz wiedzieć, co to znaczy? – zapytałem cicho.
– Nie wiem. – Kacper wzruszył ramionami. – Uznałem, że fajnie by było wiedzieć, o czym mówi mój chłopak.
Pokiwałem głową, ignorując delikatną kpinę, którą wplótł do swojej wypowiedzi.
– Powiem ci – zacząłem – ale nie dzisiaj, dobra?
Kacper zmarszczył brwi nie do końca zadowolony z takiego rozwiązania.
– Obiecuję, że ci powiem. Przed końcem gimnazjum. Na pewno.
Patrzyłem na niego ze wstrzymanym oddechem, z nadzieją, że taka odpowiedź go usatysfakcjonuje. Podrapał się za uchem, wydął usta i ostatecznie pokiwał głową.
– Okay. Trzymam cię za słowo.
Wiedziałem, że będę musiał mu powiedzieć, chciałem mu powiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Za bardzo się bałem. A ponieważ doszliśmy do jakiegoś względnego kompromisu, nie rozeszliśmy się bez słowa po skończonych lodach. Zdecydowaliśmy się na spacer koło fosy i było całkiem miło. Doszliśmy na Wzgórze Partyzantów, gdzie przechadzało się trochę mniej ludzi, więc odważyliśmy się złapać za ręce. Prawdę mówiąc, robiliśmy to całkiem często, nie przejmując się tym, że znajdujemy się w miejscu publicznym i ktoś mógłby się przyczepić do pary dwóch chłopców.
– Będę musiał się zbierać – powiedział Kacper w pewnym momencie. – Muszę jeszcze powtórzyć historię.
Pokiwałem głową. Nie mogłem konkurować z nauką.
– Ty też się poucz – dodał. – Zadzwonię do ciebie wieczorem, żeby cię przepytać.
Zaśmiałem się.
– No dobra.
– Powiedz coś po węgiersku – poprosił nagle.
Szeleste.
– To jest to słowo, które wtedy też powiedziałeś?
– Nie – zaprzeczyłem.
– Więc co to znaczy? – zapytał.
– Wieczorne wiatry – odparłem.
– Jeszcze nie ma wieczoru, ale faktycznie trochę wieje – stwierdził. – Widzimy się jutro w szkole.
– Mhm. A przyjdziesz do mnie w weekend? Na noc.
– Jasne – zgodził się z uśmiechem.
Potem przytuliliśmy się na pożegnanie (Kacper jak zwykle mocno się we mnie wtulił) i rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę.
Wieczorem faktycznie do mnie zadzwonił i, tak jak zapowiedział, przepytał mnie z materiału z historii. Nie wiedziałem za wiele i się nie popisałem, więc czułem, że Kacper trochę się na mnie zawiódł, ale zaręczyłem, że przed snem coś poczytam. Rozważałem nawet zarwanie nocki, żeby się czegoś nauczyć, ale wolałem jednak się wyspać.
I spieprzyłem ten sprawdzian.
Potem w domu przyszła do mnie Aniela i zadała to pytanie, którego się spodziewałem, ale trochę też obawiałem.
– Rozmawiałeś z nim?
Pokręciłem głową.
– A zrobisz to?
– Tak, ale...
– Kacper do mnie napisał – powiedziała.
Spojrzałem na nią uważnie.
– Pytał mnie o jakieś węgierskie słowo, które do niego powiedziałeś. Nie był w stanie go zacytować, ale mówił, że zaczynało się na literę „s”. Rozumiem więc, że wyznałeś mu miłość?
Och, mogłem się tego spodziewać. Kacper już kiedyś kilka razy pytał Anielę o coś węgierskiego, gdy nie chciał pytać mnie.
– Powiedziałaś mu, co to znaczy? – zapytałem trochę zestresowany. To nie był sposób, w jaki chciałem mu to przekazać.
– Nie. Powiedziałam mu, że sam mu to przetłumaczysz. Poza tym, mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale poruszyłam z nim temat twojego wyjazdu na Węgry. Poprosiłam go, żeby cię o to zapytał, bo ty za bardzo się boisz.
Wzruszyłem ramionami. Nie przeszkadzało mi, że Nisia mu o tym wspomniała. Może to i lepiej, bo nie zapowiadało się, żebym sam się na to odważył. A gdybym jednak zaczął ten temat sam z siebie, to przynajmniej teraz dzięki Anieli będzie się go spodziewał.
– A mówił ci, co o tym myśli?
Siostra pokręciła głową.
Tak więc w piątek po lekcjach Kacper przyszedł do mnie na noc, jak planowaliśmy. Nie rozmawiałem z nim o tym, że pisał do Anieli, a on sam też się do tego nie przyznał, więc wszystkie trudne rozmowy między nami wciąż trwały w zawieszeniu.
U mnie w domu najpierw zalegliśmy na łóżku przed laptopem, oglądając kolejny odcinek Gry o Tron. Mi tak średnio podobał się ten serial, ale oglądaliśmy go z Kacprem zawsze razem, więc czułem do niego jakiś sentyment. A Kacper, cóż, on uwielbiał ten serial.
Potem przeglądał sobie jakieś strony internetowe, bo trochę go zlałem, gdyż naszła mnie ochota, żeby trochę porysować. Wziąłem sobie jakąś kartkę, ołówek i podkładkę i znów usiadłem koło niego, ale raczej nie zwracałem uwagi na to, co robi. Kacper zawsze to szanował, bo wiedział, że czasem po prostu muszę sobie porysować, a ja także szanowałem jego hobby – masowe rozwiązywanie zadań z matematyki – i też mu w tym nie przeszkadzałem.
Kacper zaglądał mi kartkę od czasu do czasu i obserwował moje postępy w rysunku, który przedstawiał las brzóz. Lubiłem te drzewa, były moimi ulubionymi, ponieważ zawsze sporo ich rosło koło naszego domu w Budapeszcie. Przez to brzozy zawsze kojarzyły mi się z domem. Były dla mnie do tego stopnia ważne, że wytatuowałem sobie na plecach po węgiersku napis „brzoza” w tajemnicy przed mamą. Teraz już o nim wiedziała i naprawdę się wściekła, gdy go odkryła, ale ostatecznie jej przeszło i doceniła fakt, że zrobiłem go mniej widocznym miejscu.
Kończyłem cieniować korony drzew, kiedy odezwał się Kacper:
– Jak skończy się gimnazjum – powiedział powoli – to wrócisz do Budapesztu?
Spojrzałem na niego. Chyba już czas znaleźć w sobie trochę odwagi i wreszcie przeprowadzić tę rozmowę. Odłożyłem podkładkę na bok, a Kacper, widząc to, również odstawił laptopa. Patrzył na mnie trochę niepewnie.
– Nie wiem – wyznałem.
– Och, okay – mruknął Kacper. Przyłożył dłonie do twarzy i przetarł ją.
– Jesteś zły? – zapytałem, przysuwając się do niego bliżej.
Kacper pokręcił głową.
– Wiem, ile Węgry dla ciebie znaczą – powiedział, patrząc mi w oczy. – Nie stanę na drodze do twojego szczęścia, jeśli tam będziesz szczęśliwy.
– Chciałbym wrócić do domu.
– Rozumiem – mruknął.
– Problem w tym, że nie wiem, gdzie jest mój dom.
Kacper przygryzł wargę i też przysunął się do mnie. Uniósł dłoń, objął nią mój policzek i delikatnie mnie pogłaskał, dodając mi otuchy. Dostrzegłem jednak, że jego oczy szkliły się, a on mrugał dość intensywnie, jakby próbował powstrzymać się od płaczu. Uchyliłem usta, żeby poprosić go, żeby nie płakał, ale on odezwał się pierwszy:
– Maciek, ja... Będzie mi smutno, jak wyjedziesz. Nie zatrzymam cię tutaj, ale bardzo nie chcę cię stracić. J-jesteś – przełknął ślinę, żeby zamaskować drżenie głosu – dla mnie ważny. Nie chcę cię stracić – powtórzył.
Jedna łza ściekła po jego policzku, a on pociągnął nosem. Chciał się ode mnie odsunąć, więc szybko dotknąłem jego twarzy i starłem tę samotną łzę. Nachyliłem się do niego i musnąłem jego usta. Popatrzyłem mu w oczy, stykając nasze czoła i wyszeptałem:
Szeretlek, szeretlek, szeretlek.
– Co...?
– Kocham cię, perełko – wyznałem.
Czułem, że serce w mojej piersi szaleje ze stresu. Oczy Kacpra tymczasem skakały lekko na prawo i lewo, jakby zerkał to w jedno, to w drugie moje oko. Przesunął dłoń z mojego policzka i wsunął ją między moje włosy.
– Kocham cię – odpowiedział.
Nasze usta znów spotkały się w pocałunku i był to najczulszy pocałunek, jakim kiedykolwiek się obdarzyliśmy. W tym momencie uświadomiłem sobie, jak bardzo nie chciałem go opuszczać. Węgry bez niego nie będą miejscem radości. Oderwałem się od niego i powiedziałem:
– Zostanę w Polsce. Nie mogę cię stracić.
Kacper uśmiechnął się szeroko, po czym znów mnie pocałował.
– Dobrze, że ja nigdzie się nie wybieram – dodał.
Przytuliłem go mocno, a on jak zwykle wtulił się we mnie.
Poszukiwania prawdziwego domu są bardzo trudne, ale tylko tam będziemy czuć się dobrze, gdzie ludzie nas kochają i gdzie my kochamy ich.


_____
Drugi one-shot do węgierskiej kolekcji. Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu ♥

7 komentarzy:

  1. Cudny, słodki i bardzo mi się podobał. Brawo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cuuudoo ♥ kocham ten maraton kwietniowy, po prostu kocham, gdyby nie on to kwiecień byłby stanowczo nudnym miesiącem. Czekam na więcej, więcej Węgier, więcej Being Your Voice, Shine Baby i ogólnie więcej Ciebie 😍♥
    ~ Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja też lubię ten maraton, ale jak widzę jaki ja mam problem z pisaniem na czas, to nie wiem czy kiedykolwiek zrobię go bez stresu xD ale cieszę się, że Ci się podoba, do za dwa dni ♥

      Usuń
  3. Tego mi brakowało w twoich opowiadaniach -długotrwający już związek a jednocześnie zachowałaś niewinność świeżych związków kiedy główny bohater wraca myślami do tych chwil
    Gra o tron - moja miłość 😍
    Nie znam Ciebie z prywatnej strony jednak czuję, że to opowiadanie jest bardzo osobiste...
    Jeśli na mojej maturze będzie motyw tęsknoty za ojczyzną moją pierwszą myślą będzie ta historia
    Dalej pisz tak pięknie i z sercem <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    och słodko, w końcu powiedział co oznacza to słowo, i tak zostaje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    tekst wspaniały, całkiem słodko, w końcu powiedział co oznacza to słowo, i tak, tak zostaje ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń