Nie
usłyszałem odgłosu pukania do mojego pokoju, ale zauważyłem
otwierające się drzwi. Nie byłem szczególnie zaskoczony, gdy do
środka weszła średniego wzrostu nastoletnia dziewczyna o dużych
niebieskich oczach i prostych blond włosach spiętych w kitkę. Moja
starsza o rok siostra, Aniela, nigdy nie pukała.
– Co
jest, Nisia? – zapytałem, robiąc jej na łóżku trochę miejsca.
Siostra
przysiadła obok mnie i wzruszyła ramionami.
– Chcę
pogadać.
– Tego
się domyśliłem – odpowiedziałem.
– Co
planujesz zrobić?
Przez
chwilę miałem wrażenie, że była niepewna, ale szybko sobie
uświadomiłem, że musiałem się pomylić. Aniela nigdy nie traciła
swojej pewności siebie i z naszej dwójki zawsze zachowywała zimną
krew i potrafiła spojrzeć obiektywnie na trudne sytuacje.
– Zrobić?
– Za
miesiąc egzaminy gimnazjalne, potem czeka cię liceum. Albo powrót
na Węgry.
Westchnąłem.
Ta sytuacja wisiała nade mną już od dłuższego czasu i naprawdę
nie wiedziałem, co mam zrobić. Jak znałem moją siostrę, to
pewnie wyczuła, że mam z tym problem, i postanowiła ze mną o tym
porozmawiać, żebym się nie zadręczał.
Nasi
rodzice, choć oboje byli Polakami, przez długi okres swojego życia
mieszkali na Węgrzech. Nigdy tak naprawdę nie wiedziałem, czy tata
też tego pragnął, ale mama od zawsze fascynowała się naszym
państwem i kulturą, a jako nastolatka zaczęła uczyć się języka.
Tam też założyła swoją rodzinę, gdy w końcu stała się
dorosła. Mieszkaliśmy w Budapeszcie i choć porozumiewaliśmy się
między sobą tylko po węgiersku, to jednak rodzice uczyli nas też
polskiego (w którym nigdy nie byłem zbyt dobry, swoją drogą).
Nasz tata zmarł, gdy byliśmy mali i od tego czasu mama bardzo się
zmieniła, szczególnie że wcześniej straciła też brata. Jak
miałem dziewięć lat, przenieśliśmy się do Polski i wówczas
moje życie zmieniło się na zawsze.
Zaczęło
się od podstawówki. Wyróżniałem się wśród innych uczniów, bo
przeniosłem się w połowie roku szkolnego i należałem do dość
cichych osób, a gdy byłem wywoływany do odpowiedzi zawsze mieszały
mi się języki. Polskiego nigdy nie lubiłem, za to czułem się
Węgrem i to węgierskim chciałem się posługiwać. Koledzy z klasy
szybko znaleźli we mnie kozła ofiarnego, z którego można by sobie
pożartować, i tak powstał problem z języczkiem.
Różne osoby, zarówno chłopcy jak i dziewczynki, podchodziły do
mnie na przerwie, przejeżdżały językiem po ustach i pytały, jak
tam mój problem z języczkiem.
Nie było to przyjemne, a ja nigdy nikomu się nie stawiałem i po
prostu zamykałem się na ludzi. Bałem się odzywać, bo nie
chciałem, by ktoś się ze mnie śmiał, gdy znów pomylę języki.
Jedyną osobą, z którą odważyłem się normalnie rozmawiać, była
pani od plastyki. Dostrzegła mój talent do rysowania, a także
całego mnie i często zostawałem na jej dodatkowych zajęciach, a
ona wtedy zawsze mnie zagadywała. Minęło trochę czasu, nim się
przed nią otworzyłem. Ostatecznie została dla mnie kimś na
kształt mentora i, choć już nie miałem z nią zajęć, to często
odwiedzałem ją w jej sklepie papierniczym, by kupić ołówki albo
po prostu porozmawiać.
Wakacje przed pierwszą klasą gimnazjum były najgorsze. Znów
czekały mnie kolejne lata w szkole bez żadnych znajomych i bardzo
się tego bałem. Byłem wówczas bardzo zdesperowany, toteż
podjąłem wobec mojego życia naprawdę drastyczne kroki. Do dzisiaj
uważam to za jedne z najgorszych decyzji mojego życia. Zamknąłem
się w pokoju i zasłoniłem okna, tak by zrobiło się zupełnie
ciemno, a potem zacząłem się ciąć. Nie minęło dużo czasu, gdy
ktoś w końcu odkrył mój sekret. Nim to jednak się stało, wiele
razy kłóciłem się z mamą i za każdym razem wyrzucałem jej, że
nienawidzę Polski. Ostatecznie, zupełnie zrezygnowana obiecała mi,
że zdecyduję po gimnazjum, czego chcę. Miałem wytrwać te trzy
lata, a potem mogłem zamieszkać na Węgrzech albo w Polsce. To
drugie, jak wtedy myślałem, nie wchodziło w rachubę, moim
zdaniem. Teraz jednak wiele się zmieniło.
Przede
wszystkim, poznałem mojego pierwszego przyjaciela, a także chłopaka
– Kacpra. Zaczęliśmy być ze sobą od dziesiątego października
w pierwszej klasie, toteż znaliśmy się tylko od miesiąca. Wiele
osób mogłoby zarzucić, że ten związek nie był poważny. I
faktycznie, nie był. Żaden z nas nie traktował tego jak prawdziwej
miłości wyjętej prosto z najbardziej romantycznego filmu, ale
lubiliśmy spędzać razem czas. Kacper naprawdę dużo mówił, a mi
dobrze się go słuchało, a z czasem odważyliśmy się ze sobą
porozmawiać o swoich problemach. I w końcu, naprawdę się w sobie
zakochaliśmy. Byliśmy ze sobą przez cały czas z jedną, małą,
krótką przerwą, trwającą dzień.
Nie wiedziałem, co robić.
Nareszcie mogłem wrócić na Węgry, do miejsca, które bardzo
kochałem. Ale wtedy musiałbym zostawić tutaj Kacpra, a naprawdę
go pokochałem. Co prawda, żaden z nas jeszcze nie wyznał sobie
miłości, więc nie mogłem wiedzieć, na ile poważnie on mnie
traktuje, ale skoro wybieraliśmy wspólne liceum, to chyba coś to
znaczyło.
– Nie wiem – wyszeptałem.
– Och, Maciek. – Westchnęła Nisia i przytuliła mnie
delikatnie. – Wiem, że to dla ciebie bardzo trudne, ale coś
musisz zdecydować.
– Tak bardzo tęsknię za Węgrami – powiedziałem po węgiersku.
– Już nawet nie pamiętam, jak wyglądał brzozowy zagajnik koło
naszego domu.
– Oczywiście, że pamiętasz – odparła Aniela, płynnie
przychodząc na nasz język ojczysty. – Przecież ciągle go
rysujesz.
Zaśmiałem się i wyplątałem z objęć siostry.
– No, pamiętam – przyznałem jej rację. – Jednak nadal nie
wiem, co zrobić.
– Skoro tak bardzo pragniesz wrócić na Węgry, to dlaczego się
wahasz?
Spojrzała na mnie tym wszystkowiedzącym wzrokiem, zatem trzepnąłem
ją w ramię. Doskonale znała powód moich udręk, ale bardzo
chciała usłyszeć, jak to mówię.
– Przecież wiesz – warknąłem.
– Chodzi o Kacpra – powiedziała.
– Chodzi o Kacpra – potwierdziłem.
– A co on o tym myśli? Chce, żebyś został? Pojechał? Nie
wypowiadał się o tym? W ogóle wie o twojej możliwości wyjazdu?
– Wie – odparłem. – Ale nic nie mówi.
– Ciekawe – stwierdziła Aniela.
Nie do końca rozumiałem, co mogło być w tym ciekawego, ale przez
całe moje krótkie życie zdążyłem odkryć, że Aniela potrafiła
w niesamowity sposób interpretować różne sytuacje. Całkiem
nieźle odczytywała też intencje innych ludzi i określała, co
czują. Zatem pozwoliłem jej dedukować i liczyłem, że pomoże mi
zdecydować, jaką podjąć decyzję.
– Myślę – zaczęła Aniela, przechodząc na polski – że
powinieneś z nim po prostu porozmawiać.
– Ale...
– Powiedz mu prawdę – dodała, zanim zdążyłem zaprotestować.
Nisia zostawiła mnie samego, więc wyłożyłem się na łóżku i
myślałem. Czego tak naprawdę chciałem?
Przez całe gimnazjum nigdy nie przykładałem się do nauki. Prawdę
mówiąc, wiele razy miałem zagrożenia z różnych przedmiotów, a
najczęściej z matmy. Kacper z kolei był moim zupełnym
przeciwieństwem. Zawsze przygotowywał się do każdej lekcji,
odrabiał wszystkie zadania domowe i uczył się materiału na
bieżąco. Nie przypominałem sobie, aby kiedykolwiek popełnił
jakiś błąd na teście i rok w rok miał średnią równą sześć
zero. Wiedziałem, że był bardzo ambitny i marzyło mu się
studiowanie matematyki na politechnice, więc planował iść do
jakiegoś dobrego liceum. Do takiego, do którego z pewnością by
mnie nie przyjęli. Ostatnio jednak z pomocą Kacpra trochę wziąłem
się za siebie i zaczęliśmy wspólnie szukać jakiejś szkoły,
która byłaby dla niego wystarczająco dobra, a dla mnie –
wystarczająco słaba. Wydawało mi się, że ten związek jest
poważny, skoro nie chcieliśmy nawet iść do innych szkół.
Czy jeśli wybierałem szkołę we Wrocławiu, to oznaczało, że
chcę tu zostać?
Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Chciałem być z Kacprem, ale
nie byłem pewien, czy chcę z nim być tu. Gdyby tylko on też znał
węgierski i mógł tam ze mną pojechać.
Aniela jak zawsze miała rację. Musiałem z nim porozmawiać. Im
prędzej, tym lepiej. A to oznaczało mniej więcej tyle, że czekała
nas poważna rozmowa przy najbliższym spotkaniu.
Kacper przyszedł do mnie następnego dnia, tak jak się umówiliśmy
wcześniej. Gdy wysłał mi esemesa, że jest już blisko, to
zszedłem na parter i czaiłem się tam w kuchni, czekając na niego.
Byłem trochę zestresowany, ale uznałem, że naprawdę musimy
porozmawiać, bo bez tego niczego nie wymyślę.
Niedługo potem rozległ się dzwonek przy drzwiach wejściowych
oznaczający nadejście mojego chłopaka. Otworzyłem drzwi, a on jak
zwykle powitał mnie jednym ze swoich najszczerszych uśmiechów. On
w zasadzie bardzo dużo się uśmiechał i był niepoprawnym
optymistą.
– Hejka – przywitał się, przeczesując ręką swoje czarne
włosy.
Odsunąłem się, żeby zrobić mu miejsce, a on wszedł do środka.
Nie zwrócił uwagi na to, że nawet mu nie odpowiedziałem, ponieważ
z reguły niewiele się odzywałem. Tymczasem zaczął ściągać
swoją kurtkę i buty, opowiadając mi historię o tym, jak jechał
autobusem i próbował czytać Quo vadis, ale jakaś staruszka
ciągle go zagadywała.
– Była całkiem miła, wiesz – mówił – ale chyba nie
załapała, że trochę mi przeszkadzała. Możliwe, że doskwiera
jej samotność i po prostu jeździ autobusami, żeby trochę
porozmawiać z ludźmi. Kto ją tam wie. Idziemy na górę?
Pokiwałem głową, więc Kacper poszedł w kierunku schodów, a ja
podążyłem za nim. Czuł się u mnie w domu bardzo swobodnie, bo
przychodził tu od dwóch lat i dość często zostawał na noc. W
pokoju usiadł od razu na łóżku i poklepał miejsce obok siebie,
więc do niego dołączyłem.
– Czytasz Quo vadis? – zapytał.
– Mhm.
– Pytam serio, Maciek. Pani na stówę zrobi z tego kartkówkę,
chcesz dostać kolejną szmatę z polskiego? Tak się starasz w tym
roku, po to, żeby to zaprzepaścić jedną lekturą?
– Czytam – powiedziałem.
To byłby idealny moment, żeby zacząć tę rozmowę. Nawiązał do
tego, że się staram w tym roku, więc mógłbym to połączyć z
niedaleką przyszłością i zapytać go, co myśli o nas i moim
ewentualnym wyjeździe na Węgry. Ale stchórzyłem. Bałem się
poruszać ten temat, bo przecież mógłbym wszystko spieprzyć.
– Nie jest to takie złe, co nie? Bywają naprawdę długie i
nudne rozdziały, ale zdaje się najgorsza jest chyba trylogia. Ale
ty lubisz długie książki, więc w sumie może ci się to podoba?
Pokiwałem głową, zgadzając się. Czytałem lepsze książki, ale
gorsze także.
Kacper drgnął nagle i odwrócił się z moją stronę. Spojrzałem
na niego z zaciekawieniem.
– Co jest?
– Ostatnio rzadziej spotykamy się po lekcjach – powiedział. –
Brakuje mi ciebie.
– Ojej – mruknąłem, czując, że zaczynam się rumienić.
Kacper też wyglądał na odrobinę zawstydzonego, co bardzo mnie
rozczuliło. Był uroczy, kiedy mówił urocze rzeczy. Nachyliłem
się do niego i pocałowałem go delikatnie w usta. Chłopak oddał
pocałunek i przyciągnął mnie bliżej.
Na samym początku naszej relacji, gdy jeszcze w ogóle się nie
znaliśmy, nie całowaliśmy się dużo. Zdaje się, że obaj trochę
tego unikaliśmy, ale za to przytulaliśmy się naprawdę bardzo
dużo. Potem, gdy doszliśmy do pocałunków, zawsze byliśmy bardzo
zawstydzeni i robiliśmy to z pewnym skrępowaniem. Teraz, kiedy
spotykaliśmy się razem od ponad dwóch lat, staliśmy się
odważniejsi i już tak bardzo się przed sobą nie wstydziliśmy.
Pocałunki były dla nas czymś zupełnie normalnym, tak samo jak
spanie razem w jednym łóżku, dotykanie się od czasu do czasu czy
też branie wspólnych pryszniców. Choć z tym ostatnim akurat
bywało dość ciężko, ponieważ nigdy nie mogliśmy się dogadać
w sprawie temperatury wody.
Czułem się przy Kaprze tak dobrze, jakbym znał go całe życie.
Odsunęliśmy się od siebie i zanurzyłem się w spojrzeniu jego
ciemnych oczu. Obaj byliśmy trochę rozgrzani, a nasze usta lekko
nabrzmiały.
– Szeretlek – powiedziałem.
To słowo wyszło z moich ust zupełnie samo. W momencie kiedy to
się stało, uzmysłowiłem sobie, że bycie z nim jest dla mnie
zupełnie naturalne.
Kacper odsunął się ode mnie i zachichotał.
– To było po węgiersku, Maciek – zauważył.
Zawsze zwracał mi uwagę, gdy tylko się myliłem. Z reguły zaraz
po tym się poprawiałem, żeby mógł zrozumieć. Tym razem jednak
zawahałem się. Wyznałem mu miłość, ale on o tym nie wiedział,
a ja bałem się przetłumaczyć to na polski. Choć powiedzenie tego
po węgiersku z pewnością znaczyło dla mnie o wiele więcej, to
jednak dopiero jak powiem to po polsku, to stanie się to między
nami zupełnie jasne i namacalne. Bałem się, że on wtedy ucieknie.
– Co to znaczy? – zapytał, gdy nie odpowiedziałem.
Wzruszyłem ramionami.
– Maciek? – Kacper brzmiał na zaskoczonego. – Co ty do mnie
powiedziałeś?
– Takie węgierskie słowo – mruknąłem tylko.
– Ale...
– Nieważne – przerwałem mu i przytuliłem go do siebie.
Wiedziałem, że w ten sposób trochę zamknę mu usta, bo Kacper
uwielbiał się przytulać. I tak faktycznie się stało. Wtulił się
we mnie i objął mnie mocno rękami. Wsunąłem dłoń w jego włosy
i zacząłem go głaskać. On był wyjątkowy. Jedyny w swoim
rodzaju. I mój.
– Moja perełka – szepnąłem cicho w jego głosy.
Ostatecznie nie porozmawiałem z nim o wyjeździe na Węgry. Kacper
kilka razy pytał mnie jeszcze o to słowo, ale za każdym razem
milczałem, więc w końcu sobie odpuścił.
Przez następnych kilka dni spotykaliśmy się tylko w szkole, więc
automatycznie odrzuciłem możliwość rozmawiania o poważnych
sprawach. Mieliśmy kilka ważnych sprawdzianów, do których Kacper
dogłębnie się przygotowywał, zatem zdecydowałem, że nie będę
mu przeszkadzać. On z kolei kiedy tylko miał okazję, pytał o
tajemnicze (dla niego) węgierskie słowo. Nie potrafił go nawet
powtórzyć, więc wiedziałem, że go nie wygoogluje czy coś.
Poprosiłem go w końcu, by sobie odpuścił, na co niechętnie się
zgodził. Przestał o to pytać, do czasu aż znów zostaliśmy sam
na sam.
Pierwszego dnia wiosny pierwszy raz od dawna było bardzo ciepło.
Wiedziałem, że Kacper nie przepuści takiej okazji, nawet jeśli
jutro mieliśmy klasówkę z historii. Ponieważ uczył się
wszystkiego na bieżąco, tak naprawdę znał cały materiał, ale
pewnie i tak chciałby go powtórzyć. Tym razem uznał jednak, że
są rzeczy ważniejsze od szkoły (a to bardzo rzadko się zdarzało),
więc poszedłem z nim na lody.
Nie byliśmy szczególnie kreatywni, bo wybraliśmy się po prostu
do Grycana w Renomie. Zamówiliśmy sobie po gałce lodów i
usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików. Kacper jak zwykle zaczął
coś mówić, a ja przysłuchiwałem mu się z uśmiechem. Czasami
zastanawiałem się, skąd on brał te wszystkie tematy do rozmów.
Opowiadał mi właśnie o swoim starszym bracie, którego nigdy nie
poznałem, ale pałałem do niego sympatią, ponieważ gdyby nie on,
pewnie nigdy nie poznałbym Kacpra. Mój chłopak i cała jego
rodzina pochodzili z Warszawy. Urodzili się tam, pracowali, spędzili
większą część swojego życia i chyba czuli całkiem dobrze, do
czasu aż Kamil, czyli brat Kacpra, miał iść do szkoły średniej.
Nikt w zasadzie nie wiedział, czym kierował się podczas wyboru
swojego technikum, które znajdowało się we Wrocławiu. Ale rodzice
zgodzili się na to – kupili mu mieszkanie, pomogli wszystkim zająć
na początek i zostawili tutaj. A kilka lat później, jak Kacper
skończył podstawówkę, przenieśli się do Wrocławia, żeby móc
utrzymywać bliższy kontakt z Kamilem.
– Tęsknisz za Warszawą? – wszedłem mu w słowo.
Kacper zaciął się na chwilę, zapewne zastanawiając się, skąd
nagle przyszło mi do głowy takie pytanie. Zmarszczył brwi,
pomyślał chwilę, po czym odezwał się:
– Czemu pytasz?
– Tak jakoś mi to przyszło do głowy – mruknąłem. – Nie
musisz odpowiadać – dodałem, wycofując się z tego pytania, choć
w głębi duszy chciałem, żeby odpowiedział. Czy on czuł się tak
jak ja? Też chciał wrócić do swojego rodzinnego domu po
skończonym gimnazjum? Zawsze powtarzał, że marzy mu się
politechnika, ale nigdy nie mówił czy ta we Wrocławiu, czy też w
Warszawie.
Chciałem być z Kacprem, ale...
Chciałem być też w Budapeszcie.
– Nie, chyba nie – powiedział Kacper. – Kamil mieszka tutaj,
a trochę mi go brakowało, jak byłem w Warszawie. Ale nie miałem
tam jakichś szczególnie bliskich przyjaciół, nie to co tutaj. We
Wrocławiu czuję się lepiej.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Przy swojej odpowiedzi Kacper
kierował się głównie ludźmi. Czy ja też powinienem podjąć tę
decyzję na podstawie miejsca, w którym znajdują się ważni dla
mnie ludzie? Nie wiedziałem, czy jeśli pojadę, to Aniela i
trojaczki też pojadą. A Kacper na pewno zostałby tutaj. Ale
Budapeszt to mój dom! Jak mogłem się w ogóle wahać nad powrotem
do domu?
– Maciek – zaczął Kacper z lekkim wahaniem.
Spojrzałem na niego i uniosłem lekko jeden kącik ust.
– Co znaczyło tamto słowo po węgiersku?
– Och – mruknąłem i wywróciłem oczami. – Nie rozumiem,
czemuś się tak tego uczepił.
– Bo chciałbym wiedzieć, co ono oznacza. Z jakiegoś powodu to
powiedziałeś, więc...
– To tylko słowo! – warknąłem, choć moje serce zabiło
szybko, jakby protestowało temu, co powiedziałem. To nie było
tylko słowo, to były moje uczucia. Czy on je odwzajemni? Czy on
traktuje nasz związek tak poważnie jak ja? Czy może dla niego to
tylko wygodna przygoda na okres gimnazjum? Czy on zasługuje na to,
żeby dla niego zostać w Polsce?
– Jak sobie chcesz. – Kacper wycofał się.
Jedzenie lodów kończyliśmy w milczeniu, więc domyśliłem się,
że się na mnie obraził. Mi w zasadzie cisza aż tak bardzo nie
przeszkadzała, ale Kacper zerkał na mnie co chwilę, jakby próbując
mnie przymusić, żebym coś powiedział. W końcu jednak się
poddał.
– Czy kiedykolwiek powiesz mi, co to znaczy?
Wzruszyłem ramionami.
– Rozumiem, że powinienem zacząć się uczyć węgierskiego? –
dodał.
Opuściłem ramiona ze zrezygnowaniem. Westchnąłem.
– Nie zmuszam cię do niczego.
– Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, co to znaczy? – zapytał
miękko, a całe moje zirytowanie zniknęło.
– Dlaczego tak bardzo chcesz wiedzieć, co to znaczy? –
zapytałem cicho.
– Nie wiem. – Kacper wzruszył ramionami. – Uznałem, że
fajnie by było wiedzieć, o czym mówi mój chłopak.
Pokiwałem głową, ignorując delikatną kpinę, którą wplótł
do swojej wypowiedzi.
– Powiem ci – zacząłem – ale nie dzisiaj, dobra?
Kacper zmarszczył brwi nie do końca zadowolony z takiego
rozwiązania.
– Obiecuję, że ci powiem. Przed końcem gimnazjum. Na pewno.
Patrzyłem na niego ze wstrzymanym oddechem, z nadzieją, że taka
odpowiedź go usatysfakcjonuje. Podrapał się za uchem, wydął usta
i ostatecznie pokiwał głową.
– Okay. Trzymam cię za słowo.
Wiedziałem, że będę musiał mu powiedzieć, chciałem mu
powiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Za bardzo się bałem. A ponieważ
doszliśmy do jakiegoś względnego kompromisu, nie rozeszliśmy się
bez słowa po skończonych lodach. Zdecydowaliśmy się na spacer
koło fosy i było całkiem miło. Doszliśmy na Wzgórze
Partyzantów, gdzie przechadzało się trochę mniej ludzi, więc
odważyliśmy się złapać za ręce. Prawdę mówiąc, robiliśmy to
całkiem często, nie przejmując się tym, że znajdujemy się w
miejscu publicznym i ktoś mógłby się przyczepić do pary dwóch
chłopców.
– Będę musiał się zbierać – powiedział Kacper w pewnym
momencie. – Muszę jeszcze powtórzyć historię.
Pokiwałem głową. Nie mogłem konkurować z nauką.
– Ty też się poucz – dodał. – Zadzwonię do ciebie
wieczorem, żeby cię przepytać.
Zaśmiałem się.
– No dobra.
– Powiedz coś po węgiersku – poprosił nagle.
– Szeleste.
– To jest to słowo, które wtedy też powiedziałeś?
– Nie – zaprzeczyłem.
– Więc co to znaczy? – zapytał.
– Wieczorne wiatry – odparłem.
– Jeszcze nie ma wieczoru, ale faktycznie trochę wieje –
stwierdził. – Widzimy się jutro w szkole.
– Mhm. A przyjdziesz do mnie w weekend? Na noc.
– Jasne – zgodził się z uśmiechem.
Potem przytuliliśmy się na pożegnanie (Kacper jak zwykle mocno
się we mnie wtulił) i rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę.
Wieczorem faktycznie do mnie zadzwonił i, tak jak zapowiedział,
przepytał mnie z materiału z historii. Nie wiedziałem za wiele i
się nie popisałem, więc czułem, że Kacper trochę się na mnie
zawiódł, ale zaręczyłem, że przed snem coś poczytam. Rozważałem
nawet zarwanie nocki, żeby się czegoś nauczyć, ale wolałem
jednak się wyspać.
I spieprzyłem ten sprawdzian.
Potem w domu przyszła do mnie Aniela i zadała to pytanie, którego
się spodziewałem, ale trochę też obawiałem.
– Rozmawiałeś z nim?
Pokręciłem głową.
– A zrobisz to?
– Tak, ale...
– Kacper do mnie napisał – powiedziała.
Spojrzałem na nią uważnie.
– Pytał mnie o jakieś węgierskie słowo, które do niego
powiedziałeś. Nie był w stanie go zacytować, ale mówił, że
zaczynało się na literę „s”. Rozumiem więc, że wyznałeś mu
miłość?
Och, mogłem się tego spodziewać. Kacper już kiedyś kilka razy
pytał Anielę o coś węgierskiego, gdy nie chciał pytać mnie.
– Powiedziałaś mu, co to znaczy? – zapytałem trochę
zestresowany. To nie był sposób, w jaki chciałem mu to przekazać.
– Nie. Powiedziałam mu, że sam mu to przetłumaczysz. Poza tym,
mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale poruszyłam z nim temat
twojego wyjazdu na Węgry. Poprosiłam go, żeby cię o to zapytał,
bo ty za bardzo się boisz.
Wzruszyłem ramionami. Nie przeszkadzało mi, że Nisia mu o tym
wspomniała. Może to i lepiej, bo nie zapowiadało się, żebym sam
się na to odważył. A gdybym jednak zaczął ten temat sam z
siebie, to przynajmniej teraz dzięki Anieli będzie się go
spodziewał.
– A mówił ci, co o tym myśli?
Siostra pokręciła głową.
Tak więc w piątek po lekcjach Kacper przyszedł do mnie na noc,
jak planowaliśmy. Nie rozmawiałem z nim o tym, że pisał do
Anieli, a on sam też się do tego nie przyznał, więc wszystkie
trudne rozmowy między nami wciąż trwały w zawieszeniu.
U mnie w domu najpierw zalegliśmy na łóżku przed laptopem,
oglądając kolejny odcinek Gry o Tron. Mi tak średnio podobał się
ten serial, ale oglądaliśmy go z Kacprem zawsze razem, więc czułem
do niego jakiś sentyment. A Kacper, cóż, on uwielbiał ten serial.
Potem przeglądał sobie jakieś strony internetowe, bo trochę go
zlałem, gdyż naszła mnie ochota, żeby trochę porysować. Wziąłem
sobie jakąś kartkę, ołówek i podkładkę i znów usiadłem koło
niego, ale raczej nie zwracałem uwagi na to, co robi. Kacper zawsze
to szanował, bo wiedział, że czasem po prostu muszę sobie
porysować, a ja także szanowałem jego hobby – masowe
rozwiązywanie zadań z matematyki – i też mu w tym nie
przeszkadzałem.
Kacper
zaglądał mi kartkę od czasu do czasu i obserwował moje postępy w
rysunku, który przedstawiał las brzóz. Lubiłem te drzewa, były
moimi ulubionymi, ponieważ zawsze sporo ich rosło koło naszego
domu w Budapeszcie. Przez to brzozy zawsze kojarzyły mi się z
domem. Były dla mnie do tego stopnia ważne, że wytatuowałem sobie
na plecach po węgiersku napis „brzoza” w tajemnicy przed mamą.
Teraz już o nim wiedziała i naprawdę się wściekła, gdy go
odkryła, ale ostatecznie jej przeszło i doceniła fakt, że
zrobiłem go mniej widocznym miejscu.
Kończyłem cieniować korony drzew, kiedy odezwał się Kacper:
– Jak skończy się gimnazjum – powiedział powoli – to
wrócisz do Budapesztu?
Spojrzałem na niego. Chyba już czas znaleźć w sobie trochę
odwagi i wreszcie przeprowadzić tę rozmowę. Odłożyłem podkładkę
na bok, a Kacper, widząc to, również odstawił laptopa. Patrzył
na mnie trochę niepewnie.
– Nie wiem – wyznałem.
– Och, okay – mruknął Kacper. Przyłożył dłonie do twarzy i
przetarł ją.
– Jesteś zły? – zapytałem, przysuwając się do niego bliżej.
Kacper pokręcił głową.
– Wiem, ile Węgry dla ciebie znaczą – powiedział, patrząc mi
w oczy. – Nie stanę na drodze do twojego szczęścia, jeśli tam
będziesz szczęśliwy.
– Chciałbym wrócić do domu.
– Rozumiem – mruknął.
– Problem w tym, że nie wiem, gdzie jest mój dom.
Kacper przygryzł wargę i też przysunął się do mnie. Uniósł
dłoń, objął nią mój policzek i delikatnie mnie pogłaskał,
dodając mi otuchy. Dostrzegłem jednak, że jego oczy szkliły się,
a on mrugał dość intensywnie, jakby próbował powstrzymać się
od płaczu. Uchyliłem usta, żeby poprosić go, żeby nie płakał,
ale on odezwał się pierwszy:
– Maciek, ja... Będzie mi smutno, jak wyjedziesz. Nie zatrzymam
cię tutaj, ale bardzo nie chcę cię stracić. J-jesteś –
przełknął ślinę, żeby zamaskować drżenie głosu – dla mnie
ważny. Nie chcę cię stracić – powtórzył.
Jedna łza ściekła po jego policzku, a on pociągnął nosem.
Chciał się ode mnie odsunąć, więc szybko dotknąłem jego twarzy
i starłem tę samotną łzę. Nachyliłem się do niego i musnąłem
jego usta. Popatrzyłem mu w oczy, stykając nasze czoła i
wyszeptałem:
– Szeretlek,
szeretlek, szeretlek.
– Co...?
– Kocham cię, perełko – wyznałem.
Czułem, że serce w mojej piersi szaleje ze stresu. Oczy Kacpra
tymczasem skakały lekko na prawo i lewo, jakby zerkał to w jedno,
to w drugie moje oko. Przesunął dłoń z mojego policzka i wsunął
ją między moje włosy.
– Kocham cię – odpowiedział.
Nasze usta znów spotkały się w pocałunku i był to najczulszy
pocałunek, jakim kiedykolwiek się obdarzyliśmy. W tym momencie
uświadomiłem sobie, jak bardzo nie chciałem go opuszczać. Węgry
bez niego nie będą miejscem radości. Oderwałem się od niego i
powiedziałem:
– Zostanę w Polsce. Nie mogę cię stracić.
Kacper uśmiechnął się szeroko, po czym znów mnie pocałował.
– Dobrze, że ja nigdzie się nie wybieram – dodał.
Przytuliłem go mocno, a on jak zwykle wtulił się we mnie.
Poszukiwania prawdziwego domu są bardzo trudne, ale tylko tam
będziemy czuć się dobrze, gdzie ludzie nas kochają i gdzie my
kochamy ich.
_____
Drugi one-shot do węgierskiej kolekcji. Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu ♥
_____
Drugi one-shot do węgierskiej kolekcji. Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu ♥
Cudny, słodki i bardzo mi się podobał. Brawo!
OdpowiedzUsuńdziękuję ♥
UsuńCuuudoo ♥ kocham ten maraton kwietniowy, po prostu kocham, gdyby nie on to kwiecień byłby stanowczo nudnym miesiącem. Czekam na więcej, więcej Węgier, więcej Being Your Voice, Shine Baby i ogólnie więcej Ciebie 😍♥
OdpowiedzUsuń~ Karolina
No ja też lubię ten maraton, ale jak widzę jaki ja mam problem z pisaniem na czas, to nie wiem czy kiedykolwiek zrobię go bez stresu xD ale cieszę się, że Ci się podoba, do za dwa dni ♥
UsuńTego mi brakowało w twoich opowiadaniach -długotrwający już związek a jednocześnie zachowałaś niewinność świeżych związków kiedy główny bohater wraca myślami do tych chwil
OdpowiedzUsuńGra o tron - moja miłość 😍
Nie znam Ciebie z prywatnej strony jednak czuję, że to opowiadanie jest bardzo osobiste...
Jeśli na mojej maturze będzie motyw tęsknoty za ojczyzną moją pierwszą myślą będzie ta historia
Dalej pisz tak pięknie i z sercem <3
Hej,
OdpowiedzUsuńoch słodko, w końcu powiedział co oznacza to słowo, i tak zostaje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńtekst wspaniały, całkiem słodko, w końcu powiedział co oznacza to słowo, i tak, tak zostaje ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga