wtorek, 2 lutego 2021

Rozdział 10 [Shine, baby!]

 

Aaron


Ignorowałem ten dziwny głosik w mojej głowie, który podpowiadał mi cały czas, że zachowywałem się jak tchórz. Wmawiałem sobie, że wolałem być tchórzem, niż na przykład chamem, jak Ollie, gdy pojechał wczoraj tego całego Alexa. Nie byłem jakimś szczególnym fanem tego dzieciaka, bo za dużo kręcił się przy Lachlanie, ale nawet mi się zrobiło go wczoraj żal, kiedy Ollie potraktował go tak obcesowo.

A zatem chwilowo czułem się lepszy od Ollie’ego. Gorszy od każdego innego, bo zamiast wyrywać jakąś ładną laskę na bliższe spotkanie, kryłem się po kątach na imprezie, unikając Aishy. Tchórz.

Aisha była okropna. Nachalna, denerwująca. I jeszcze raz okropna. Nie chciała dać mi spokoju tylko dlatego, że wiedziała o mnie… Kurwa.

Założyłem kaptur na głowę. Liczyłem, że doda mi to trochę więcej anonimowości i w razie czego ta dziewucha po prostu przegapi mnie w tłumie innych osób. Tak zakamuflowany udałem się do kuchni po kolejne piwo, a potem pokręciłem się trochę pomiędzy ludźmi. Gdy znalazłem się w salonie, dojrzałem Alexa i Lachlana rozmawiających ze sobą. Alex wyglądał, jakby zajebiście się bawił, odciągając ode mnie mojego przyjaciela, więc przestałem go żałować za sytuację z wczoraj. Chyba znowu byłem trochę zazdrosny. Cholera.

Mój wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Lachlana. Puściłem do niego oczko, gdy uśmiechnął się do mnie. Zamienił jeszcze parę słów z Alexem, a potem podszedł do mnie.

Po co ci kaptur? Wiesz, że wewnątrz nie pada? – zapytał na starcie.

Bardzo zabawne – skomentowałem. – Kitram się przed Aishą.

Och, Aaron.

A w tym czasie ty zdradzasz mnie z Alexem – dodałem.

Lachlan parsknął śmiechem. Skrzywiłem się. Bardzo poważnie potraktował to moje oskarżenie.

Zazdrosny? – Pacnął mnie zaczepnie w ramię.

A tam zazdrosny od razu. Po prostu nie wypada działać na dwa fronty. Szczególnie takim uroczym chłopakom jak ty.

Lachlan spuścił wzrok.

Czy ja wiem, czy jestem taki uroczy… – mruknął.

To było dziwne. Wydawał się niepewny. Ja powiedziałem to bardziej w żartach, ale Lachlan z kolei zabrzmiał poważnie. Lachlan nie miał przecież chyba żadnych kompleksów. Od kiedy się przejmował takimi rzeczami? Czy to znaczyło, że…

O mój! Wpadła ci w oko jakaś dziewczyna?

Co?! – pisnął Lachlan i znów na mnie spojrzał. Jego oczy były wielkie jak spodki. Ta reakcja wystarczyła mi za twierdzącą odpowiedź.

To chyba czas na ploty, Lachlanie – zapowiedziałem i objąłem go ramieniem.

Nie, nie, nie – zaprzeczył chłopak. – Nie podoba mi się żadna dziewczyna. Nie ma o czym gadać.

Nie wykręcaj się tak od razu. Chodź, wymienimy ci tę pustą butelkę na nowe piwo i pogrążymy się we wzruszającej historii na temat twojej pierwszej miłości. Naprawdę potrzebuję tego wysłuchać – zapowiedziałem, ciągnąc go w kierunku kuchni. Lachlan, co prawda, się nie zapierał, ale znów zaprzeczył temu, że spodobała mu się jakaś laska. Meh. Trochę rozczarowujące. Nie żebym zmuszał Lachlana do przeżycia pierwszej relacji, jeśli mu się nie spieszyło to jego sprawa, ale naprawdę wiele bym dał za jakąś historię na rozproszenie moich myśli od Aishy. Szczególnie że kiedy już znaleźliśmy się u źródła wszelkiego alkoholu, Lachlan ściągnął ze mnie kaptur i wówczas dziewczyna pojawiła się jak na zawołanie.

Aaron! – wykrzyknęła z radością na mój widok. Uśmiechnąłem się uprzejmie. – I Lachlan – dodała, przenosząc wzrok na mojego przyjaciela. – Widzę, że dobrze się bawicie.

Nawet bardzo – przyznał Lachlan. – A co u ciebie, Aisha? Ty dobrze się bawisz?

Nie najlepiej. Ale teraz jak już znalazłam tego matoła – skinęła na mnie głową – to humor mi się poprawił.

Daj sobie spokój, Aisha – mruknąłem. Nie miałem dzisiaj ochoty na jej gierki.

Dziewczyna uniosła brwi.

Słucham?

Nie sprowokujesz mnie – powiedziałem twardo.

Och. – Westchnęła teatralnie i uśmiechnęła się do Lachlana. – Słuchaj, Lach, czy Aaron kiedykolwiek opowiadał ci o tym, jaki jest bezmyślny? O tym, jak zrobił głupią, bezmyślną rzecz, za którą Ethan będzie płacił do końca życia?

Syknąłem, gdy usłyszałem imię Ethana. Naprawdę chciała mnie rozdrażnić.

Posłuchaj, Aaron. – Znów spojrzała na mnie. – Chcesz się ze mną bawić w kotka i myszkę, to proszę bardzo. Bądź sobie tchórzliwym ścierwem, jeśli tak ci wygodniej, ale pamiętaj, że historie dotyczące tchórzy lubią wypływać na światło dzienne. Gdybyś nie był takim głąbem, nie musiałabym ci o tym przypominać. Lepiej zajmij się swoją robotą – poradziła mi, a potem udała zamyśloną. – Chociaż czekaj, biedaku, ty chyba dzisiaj nie możesz. W soboty masz limit kroków?

Krew się we mnie zagotowała. Co za…! Co za… Suka!

Wciągnąłem gwałtownie powietrze i podszedłem bliżej. Zacisnąłem dłoń w pięść ze złości. Lachlan odepchnął mnie jednak za ramię i wszedł pomiędzy nas. Stanął przodem do Aishy i wycelował w nią palcem.

Wolałbym – powiedział z mocą, której jeszcze nigdy u niego nie słyszałem – abyś nie obrażała mojego przyjaciela.

Aisha parsknęła.

Albo go przeprosisz, albo nie ma tu dla ciebie miejsca.

Chyba żartujesz – warknęła.

W takim razie idź. – Aisha stała i patrzyła na niego. – Zostaw nas. – Dalej patrzyła. – Nie chcę się znów powtarzać. – I w końcu zaskoczyła. Skinęła głową do Lachlana i zerknęła na mnie przelotnie, mówiąc:

Nie skończyłam z tobą.

A potem nas zostawiła.

Lachlan od razu odwrócił się w moją stronę.

O co jej chodziło?

Wzruszyłem ramionami, bo nie chciałem się zagłębiać w ten temat.

Dzięki, że… stanąłeś po mojej stronie – powiedziałem.

Oczywiście. Jesteś moim przyjacielem, zawsze stoję po twojej stronie.

Skinąłem głową.

Co oznacza też, że możesz ze mną porozmawiać o wszystkim. Nie będę cię oceniał – zapewnił wspaniałomyślnie. – Dlaczego Aisha się aż tak na ciebie uwzięła?

Wierzyłem Lachlanowi. Wierzyłem, że był pewny, że cokolwiek mam mu do powiedzenia, to zaakceptuje tę informację. Tyle że nie sądziłem, by Lachlan się spodziewał, co tak naprawdę w sobie nosiłem. Jak złym człowiekiem byłem. Dlaczego przez tyle czasu miałem to jebane nauczanie domowe.

Zrobiłem coś – przyznałem.

Lachlan skinął, czekając cierpliwie na moje słowa.

Coś złego – dodałem.

Co takiego?

Ja… – wydukałem i odwróciłem wzrok.

Lachlan zbliżył się do mnie i poczułem, że stanął naprawdę blisko. Jego twarz była tuż obok, więc ciężko było mi ją ignorować i znów na niego popatrzyłem. Prosto w jego błękitne tęczówki, które wpatrywały się we mnie z zatroskaniem.

Cokolwiek to jest, nie zmieni tego, jak cię postrzegam – zapewnił.

Pokręciłem głową.

To nie jest takie proste.

No dobrze – zgodził się Lachlan. – Nie będę naciskał. Jednak wiedz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim. Zawsze. To nic nie zmieni. Poczekam, aż będziesz gotowy, żeby ze mną porozmawiać. Liczę, że skorzystasz za jakiś czas.

Tak, ja… – Zamknąłem oczy. – Daj mi jeszcze trochę czasu.

Oczywiście. A w międzyczasie, może chcesz się przytulić?

Parsknąłem śmiechem na jego ofertę. Zupełnie się tego nie spodziewałem w tym momencie.

Ejże! – zawołał i trzepnął mnie w ramię. Odsunął się urażony. – To było poważne pytanie.

Wiem, wiem – odparłem i sięgnąłem, żeby go do siebie przyciągnąć, zanim kompletnie ode mnie ucieknie. – Skorzystam – zapewniłem, ale on nadal wiercił się w moich ramionach. – Odpuść.

Lachlan faktycznie odpuścił i jego ręce zaplotły się za moimi plecami.

Zawsze możesz mi zaufać – dodał przy moim uchu.


Alexander


Sam Robertson zaczepił mnie pomiędzy trzecią a czwartą lekcją przy szafkach. Poza nami na korytarzu było też kilku innych uczniów, więc sytuacja nie była sprzyjająca. Sam należał do paczki Charlesa, więc nie łudziłem się, że chłopak chce ze mną przeprowadzić przyjacielską pogawędkę. Nie pomyliłem się. Zdążył wypowiedzieć cztery bezsensowne słowa, nim pchnął mnie na szafki i syknął na mnie. Wtedy stało się dla mnie już zupełnie jasne, że po prostu chciał się na kimś powyżywać, ewentualnie zaimponować innym uczniom, jakim to on nie jest niebezpiecznym chłopcem. Szarpnął mnie parę razy, a potem uderzył w twarz.

Znowu czekało mnie limo.

Kiedy pociągnął mnie w stronę łazienek, zacząłem się opierać. Niech go szlag trafi, jeśli myślał, że dam mu sobie zrobić kąpiel w kiblu w środku dnia. Ostatnio za dużo tego doświadczyłem. Za dużo też zrywałem się z lekcji, więc nie podobał mi się ten pomysł. Tym razem nie planowałem poddać się tak łatwo, więc zacząłem walczyć.

Popchnąłem go. Moja aktywna reakcja przyciągnęła uwagę innych uczniów i wokoło nas zgromadził się tłum gapiów, który liczył na rozrywkę w postaci bójki na środku korytarza. Tłum gapiów z kolei niestety przyciągnął uwagę nauczyciela. I jakby tego było mało, nauczyciel pojawił się akurat w momencie, gdy dla odmiany spróbowałem zawalczyć o swoje. Pierwszy raz dałem komuś z pięści w twarz. I akurat to z naszej walki zostało zauważone.

Halo, co się tu dzieje?! – rozległ się donośny głos. – Rozstąpcie się.

Sam odepchnął mnie na kilku chłopaków i sam wcisnął się pomiędzy tłum gapiów. Po chwili jego ciemna czupryna zniknęła pomiędzy innymi uczniami.

Nauczyciel położył mi dłoń na ramieniu.

Gdzie jest ten chłopak, którego uderzyłeś?

Moje tłumaczenia, że to on zaczął, na nic się nie zdały i dostałem szlaban. Przyjąłem to jednak ze swego rodzaju ulgą, gdy nauczyciel zapowiedział, że ostatnio nasze szkolne koło aktorskie narobiło trochę bałaganu w sali teatralnej, a teraz wyjechało na konkurs na parę dni i nie było komu tego posprzątać. Choć sam nie należałem do grupy aktorów, lubiłem się tam pokręcić. Parę razy oglądałem próby i nieraz pomagałem tam sprzątać, więc tego typu szlaban nie brzmiał dla mnie tak strasznie. Nauczyciel zapowiedział też, że skoro „ten drugi” uciekł, to będę musiał się tym zająć sam, co jeszcze bardziej mi odpowiadało, bo nie chciałbym zostawać sam na sam w sali teatralnej z chłopakiem, który mnie nie lubił.

Po lekcjach udałem się do gabinetu nauczyciela, który zaplanował moją karę, żeby mógł mnie odprawić. Teraz, gdy minęło już trochę czasu, moje obicie na twarzy zaczęło nieprzyjemnie pulsować, za każdym razem, kiedy gwałtowniej ruszyłem głową. Nie byłem już taki chętny do odklepywania tego szlabanu.

Alexander Patel – powiedział mężczyzna na mój widok. – Z tego co widzę, to twoje pierwsze przewinienie. I lepiej, żeby okazało się, że jedyne. Twoi rodzice chyba nie będą zadowoleni, jeśli dowiedzą się, że poszedłeś w ślady swojej niezdyscyplinowanej siostry.

Wzruszyłem ramionami. Nie miałem mu nic do powiedzenia. Nie lubiłem, jak ktoś czepiał się Chloe, bo była najbliższą mi osobą w życiu, ale prawda była też taka, że w szkole nieraz zachowywała się nieznośnie. Wolałem jednak pozostawić to bez odpowiedzi, niż przyznać mu rację.

Lepiej się pilnuj – dodał ostrzegawczo. – A gdzie ten drugi chłopak?

Drugi chłopak? Zaskoczył mnie.

Uciekł, zanim pan… – zacząłem.

Ach, minąłem go potem na schodach i zaprosiłem tutaj do pomocy. Może poświęcicie trochę czasu też na to, żeby naprawić swoje relacje.

Zacisnąłem zęby. Tak jakby Sam chciał się ze mną dogadać. Jak go znałem, to raczej będzie mi utrudniał pracę i zajmował wszystkim innym, byle tylko przypadkiem nie „naprawić relacji”.

Wygląda na to, że jeszcze nie przyszedł – zauważył nauczyciel. Nie była to zbyt odkrywcza uwaga. Mężczyzna zaznaczył coś w swoim dzienniku, a potem podniósł się z fotela i sięgnął po klucze do sali teatralnej.

Razem udaliśmy się na miejsce mojej kary. Nauczyciel wpuścił mnie do środka, wskazał ręką na porozwalane rekwizyty, a potem zostawił mnie samego. Uśmiechnąłem się do siebie, gdy zostałem zupełnie sam. Aktorzy zrobili tu okropny bałagan, ale przez chwilę mi to nie przeszkadzało, bo mogłem w samotności rozkoszować się tym aktorskim klimatem. Spojrzałem na małą scenę do prób. Mógłbym tam wejść na chwilę i zacytować coś z Szekspira…

Wdrapałem się na scenę i zawahałem się. Nie miałem żadnej widowni, więc nie było czym się stresować, ale to podwyższenie od razu na mnie podziałało. To była dla mnie nowa sytuacja. Z reguły powtarzałem wszystkie frazy przed lustrem. I choć mówienie do siebie przed lustrem i równoczesne patrzenie sobie w oczy wbrew pozorom nie należało do najłatwiejszych ćwiczeń, to byłem już do tego przyzwyczajony. A to? Zupełnie nowe uczucie. Czułem ekscytację. Oczywiście, że tak. Chciałem w przyszłości zostać aktorem. Chciałem pracować na takich lub większych scenach. Przynajmniej tak sobie wyobrażałem moją przyszłość. A jednak, kiedy tutaj stanąłem, nikt na mnie nie patrzył, ja i tak poczułem się niekomfortowo. A może właśnie o to chodziło? Nikt na mnie nie patrzył, nie miałem widowni, może mój umysł podświadomie się przeciwko temu buntował.

Ech, co za idiotyczna teoria.

Lecz cicho! – powiedziałem niepewnie, na próbę. – Co za blask strzelił tam z okna!1. Przerwałem z westchnięciem i mruknąłem do siebie: To głupie.

Zamknąłem oczy i wziąłem kilka uspokajających oddechów, starając się oczyścić umysł. Imitowałem wszystkie rzeczy, które zawsze robiłem w domu, kiedy nie mogłem się skupić, ale nie poczułem się lepiej. Kolejny wers wyszedł mi jeszcze bardziej niemrawo niż pierwszy, więc dałem sobie spokój. Zeskoczyłem ze sceny i zacząłem zbierać rekwizyty. Znosiłem kolejne przedmioty do graciarni, a w myślach recytowałem sobie dalsze słowa Romea. Tak bardzo wkręciłem się w pracę, że aż podskoczyłem z przerażeniem, kiedy usłyszałem nagłe trzaśnięcie od strony drzwi. Odwróciłem się niechętnie w stronę źródła dźwięku, żeby zobaczyć, jaki humor miał Sam.

O, słodki Romeo!

Tuż przed drzwiami, w miejscu, w którym spodziewałem się zobaczyć Sama, stał nie kto inny jak Ollie. Ollie z podbitym okiem i rozwaloną wargą. Przełknąłem ślinę z przestrachem. Nie wyglądał na kogoś w dobrym humorze.

Wskazał na mnie palcem oskarżycielsko.

A więc to przez ciebie tu jestem oznajmił.

Zastygłem w bezruchu, nic nie rozumiejąc. Przecież to nie z nim się pobiłem… Mogłem sobie wyobrazić, że komuś mogły puścić nerwy przy tym chłopaku i że strzelił mu przez to w twarz, ale tą osobą nie byłem ja.

Nic ci nie zrobiłem powiedziałem ostrożnie, gdy nadal wpatrywał się we mnie napastliwie.

Ollie prychnął.

Oczywiście, że nie. Nie miałbyś ze mną szans – stwierdził pewnie. Ale jak kompletny frajer pobiłeś innego frajera na oczach belfra i pozwoliłeś się złapać, a tamtemu durniowi pozwoliłeś zwiać. A jak nasz kochany profesorek zobaczył moją obitą buźkę, to uznał, że to ja musiałem brać udział w twojej bójce, bo najwidoczniej miałem identyczny kolor włosów. Stary pryk. Nie rozpoznaje uczniów po twarzach warknął na koniec.

Och – mruknąłem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. To faktycznie niefajna sytuacja.

I to wszystko, co masz do powiedzenia? Ollie uniósł brew.

Zagryzłem wargę. Co niby mogłem powiedzieć? Miałem go przeprosić za pomyłkę nauczyciela?

Elokwentnie – skwitował.

Zignorowałem go i wróciłem do znoszenia rekwizytów. Gdy miałem okazję, ukradkiem zerknąłem na Ollie’ego, który klikał coś na swoim telefonie. Nie wyglądał na chętnego do pomocy, ale przynajmniej mnie nie zaczepiał. Może to lepiej, że to on tutaj przyszedł, a nie Sam. Sam mógłby próbować mi coś zrobić, żeby odegrać się za szlaban.

Potrząsnąłem głową, odpędzając niespodziewane myśli. Od kiedy rozważałem obecność tego chłopaka jako coś pozytywnego? Doprawdy, jak Sam dzisiaj mnie uderzył, musiał mocno mi coś poprzestawiać w głowie, skoro nawiedzały mnie takie przemyślenia.

Składałem w graciarni płachty materiałów, kiedy Ollie wszedł do środka, niosąc dziwny rulon, który chyba miał imitować wieżę. Zostawił go obok innych rekwizytów i wyszedł po kolejny obiekt. A więc jednak miał zamiar pomagać. W chwili, w której w mojej głowie pojawiła się myśl, że może ten szlaban nie będzie aż taki zły, Ollie postanowił rozwiać moje wątpliwości i odezwał się:

To kto postanowił poprawić twój krzywy ryj?

Zarumieniłem się. Musiał mnie obrazić, nie mógł sobie darować takiej okazji.

Taki jeden chłopak – powiedziałem cicho.

Ollie popatrzył na mnie i przez chwilę obserwował mnie, jakby coś oceniał, a potem parsknął.

To już wiedziałem.

Wzruszyłem ramionami. Nie chciałem się zagłębiać w moje porachunki z Charlesem i jego ekipą, a już szczególnie nie chciałem o tym rozmawiać z Ollie’m. Wziąłem ostatnią płachtę do złożenia i zmieniłem temat:

A ciebie kto uderzył?

Uniósł jeden kącik ust.

Taka jedna dziewczyna – odparł w podobnym stylu.

Dziewczyna? zdziwiłem się.

Mamy równouprawnienie – stwierdził. Nie rozumiem, czemu się dziwisz, twoja powalona siostra podobno notorycznie odwala takie akcje.

Wciągnąłem powietrze ze świstem. Naprawdę nie lubiłem, gdy ktoś czepiał się Chloe. Co prawda, ona najlepiej umiała bronić własnego honoru, ale jej tutaj nie było.

Nie mów tak o niej – poprosiłem.

Jak? Powalona, pojebana? Świruska, szajbuska? zapytał prowokacyjnie.

Lucas nie byłby zadowolony, gdyby usłyszał, jak o niej mówisz – spróbowałem z innej strony. Tak naprawdę nie wiedziałem, na ile Lucas się tym przejmował, ale na pewno przejmował się, gdy Chloe obrażała Ollie’ego. Miałem nadzieję, że działało to w obie strony.

Lucasa tu nie ma.

Nie obrażaj Chloe – poprosiłem znowu.

Czemu nie? Nie lubię jej.

Zacisnąłem dłoń na materiale bluzy.

Nikogo nie lubisz – mruknąłem pod nosem.

Nie byłem pewny, czy Ollie to dosłyszał, bo tylko uniósł brew, ale nie skomentował tego w żaden sposób.

Możemy wrócić do ciebie, jeśli wolisz – zaoferował wspaniałomyślnie.

Nie chciałem zagłębiać się w dalszą rozmowę z nim, więc odłożyłem złożony materiał na półkę i poszedłem z powrotem do sali. Zgarnąłem kolejny rekwizyt i odniosłem go do graciarni. Ollie uważnie obserwował każdy mój ruch, więc czułem się wybitnie niekomfortowo.

Jesteś strasznym dziwakiem – stwierdził w końcu i, niestety, podążył za mną do sali po kolejne elementy scenografii. To dlatego nie masz znajomych?

Zawstydziłem się. Cóż, w tej kwestii pewnie miał rację. Ludzie uważali mnie za dziwaka lub kujona, więc nikt nie chciał mieć ze mną do czynienia. Poza moją siostrą i od niedawna Lachlanem, ale znałem go w zasadzie tylko dzięki Chloe.

Nielubiany, brzydki, głupi – wymieniał – a do tego niemowa. Jak ci się żyje jako taki ułom?

Dlaczego on nie mógł mnie po prostu ignorować? Tak jak ja jego.

Starałem się puszczać jego uwagi mimo uszu, ale on jakby się do mnie przyczepił. Łaził za mną i równo ze mną znosił kolejne akcesoria, ciągle coś komentując. Mój brak odpowiedzi chyba w ogóle mu nie przeszkadzał. Niby wiedziałem, że mówił to wszystko tylko po to, żeby mi dokuczyć, ale niektóre słowa trafiały do mnie. Szczególnie bolały te, które tyczyły się mojego żałosnego życia towarzyskiego. W tej sferze naprawdę byłem ułomny i nie było ku temu żadnego zaprzeczenia. W poprzedniej szkole nie udało mi się utrzymać z nikim bliższych relacji. W nowej również byłem samotny. A teraz znałem kogoś tylko dlatego, że Chloe zaczęła ciągać mnie po imprezach. Było mi przykro, gdy słyszałem słowa Ollie’ego, bo czułem, że nie tylko on tak o mnie myślał. Inni chłopcy z mojego roku czepiali się akurat mnie nie bez powodu. Byłem kompletnym frajerem bez znajomych, łatwo było mnie zaatakować.

Nie chciałem być w jego oczach jeszcze większą niedołęgą, więc zaciskałem mocno dłonie na materiale rękawów bluzy, kiedy niektóre słowa dotknęły mnie za mocno i czułem, że mogę się rozpłakać. Ollie chyba bawił się fantastycznie, niemalże doprowadzając mnie do płaczu.

Piętnaście minut przed końcem naszej kary z ulgą zerkałem na zegarek. Raczej nie mieliśmy szans na skończenie w tym czasie sprzątania, ale chciałem już po prostu iść gdziekolwiek, gdzie nie będzie Ollie’ego, jego chamskich komentarzy i tej jego wiecznie uniesionej w górę jednej brwi.

Może potrzebujecie tutaj pomocy? – Usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem się w stronę drzwi i zobaczyłem Lucasa.

Już myślałem, że mnie olejesz – powiedział Ollie.

Gdzieżbym śmiał. Lucas uśmiechnął się do niego, a potem przeniósł wzrok na mnie. Alex? Jezu, twoja twarz.

Emm, cześć – przywitałem się.

Co ci się stało? zapytał, podchodząc parę kroków w moją stronę.

Ollie prychnął.

Co za idiotyczne pytanie.

Kto ci to zrobił? poprawił się.

Jakiś chłopak – mruknąłem zbywająco.

Jaki? Jak się nazywa? Chyba powinienem z nim zamienić parę słów na osobności – stwierdził. Schlebiało mi to, że Lucas tak się tym przejął i kolejny raz oferował swoją pomoc (choć pewnie robił to tylko ze względu na Chloe), ale nie chciałem prowokować takich sytuacji. Liczyłem, że może Charles i jego ekipa w końcu sobie mnie odpuszczą.

Kiedy nie odzywałem się już przez dłuższą chwilę, Ollie podjął głos.

Nie rozpuszczaj się tak nad nim. Twój ulubiony kolega wdał się w bójkę.

Lucas zmarszczył brwi i popatrzył na mnie. Potem przeniósł wzrok na Ollie’ego, na co ten wywrócił oczami.

No przecież nie ze mną.

Kto cię pobił? Lucas znów spojrzał na mnie.

Wzruszyłem ramionami.

To nie ma znaczenia – bąknąłem.

Dla mnie ma.

Odpuść – powiedział Ollie i zbliżył się do Lucasa. To jego sprawa, jak nie chce mówić, to nie. A ty rozluźnij się trochę.

Nie zauważyłem, że Lucas był aż tak spięty, dopóki Ollie nie zacisnął stanowczo dłoni na jego ramieniu. Wówczas Lucas rozluźnił się trochę, a jego ramiona opadły. Chwilę wcześniej musiał też zacisnąć dłoń w pięść, bo teraz powróciła do normalnego swobodnego stanu.

Zaskoczenie spowodowane tak impulsywną reakcją Lucasa nie było nawet w połowie tak duże, jak zaskoczenie komentarzem Ollie’ego. Albo mi się zdawało, albo on właśnie stanął po mojej stronie. Albo po prostu martwił się o przyjaciela i nie chciał, żeby wdawał się w bójki w obronie kogoś takiego jak ja. Jakakolwiek była jego intencja, nie miało to dla mnie znaczenia, bo Lucas rzeczywiście odpuścił, więc poczułem w stosunku do Ollie’ego delikatny przypływ sympatii. Delikatny, ale jednak.

Jakbyś potrzebował pomocy, to wiesz, gdzie mnie szukać – powiedział tylko Lucas. To kończycie już czy jak?

Ollie odparł, że nasza kara kończy się za kilka minut, więc Lucas wyszedł poczekać na nas na korytarzu. Wyglądało na to, że Ollie miał dzisiaj nocować u przyjaciela, ale Lucas zapowiedział, że podrzuci mnie do domu. Nie uśmiechało mi się spędzanie powrotu do domu w towarzystwie Ollie’ego, ale Lucas nalegał, więc odpuściłem i przyjąłem jego propozycję. Poza tym, Ollie w towarzystwie Lucasa trochę spokorniał i łatwiej było go znieść.

Parę minut później przyszedł nauczyciel i nas odprawił. Ollie z jakiegoś niezidentyfikowanego powodu bardzo chciał siedzieć z tyłu, więc mi przypadło miejsce pasażera. Do mnie do domu jechaliśmy niemalże cały czas w ciszy, co było trochę niezręczne. Z ulgą powitałem znajomy podjazd. Podziękowałem uprzejmie Lucasowi i poszedłem do siebie.

W domu od razu trafiłem na Chloe, która gotowała coś w kuchni. Liczyłem, że uda mi się przemknąć przed nią niezauważonym, bo chciałem się jakoś psychicznie przygotować na kolejną rozmowę o mojej obitej twarzy. Siostra jednak od razu mnie dojrzała.

Nie zwiewaj mi – zawołała. – Lucas mi napisał, że ktoś znowu ci przywalił.

Ech – westchnąłem i podszedłem do niej.

Chloe obejrzała uważnie moja twarz.

No ładnie – skomentowała. – Przyłóż sobie coś zimnego. I jeszcze dostałeś za to szlaban?

Oddałem mu – powiedziałem.

Siostra spojrzała na mnie zaskoczona, a potem wyszczerzyła się.

I bardzo dobrze. Należało się frajerowi. Czy to znaczy, że jednak sam o siebie zawalczysz? Lucas nie musi się z nikim rozprawiać?

Nigdy nie musiał tego robić, nie prosiłem go o to – mruknąłem. – I ty też nie musiałaś go o to prosić – dodałem po chwili z lekkim wyrzutem.

Chloe parsknęła.

Chyba żartujesz – powiedziała wyniośle. – Jeśli myślisz, że sama nie umiałabym się zająć taką sprawą i że potrzebuję się wyręczać chłopakiem, to mocno mnie nie doceniasz. Lucas po prostu sam się tym przejął, gdy zobaczył, jak często łazisz z limem pod okiem.

Skoro tak twierdzisz.

Chloe zmrużyła oczy.

Czy ty naprawdę myślisz, że nie umiałabym komuś przywalić?

Do głowy przyszła mi moja wcześniejsza rozmowa z nauczycielem, gdy ten porównywał mnie z moją siostrą i jej nieodpowiednimi zachowaniami.

W zasadzie jak często wdajesz się w bójki w szkole?

Okay, widzę, że ta gadka idzie w złym kierunku – stwierdziła. – Nie znowu tak często, żeby była jasność, ale naprawdę umiem załatwiać swoje sprawy.

Wiem to – zapewniłem ją. – Ale nie musisz załatwiać moich. I Lucas też nie musi.

No dobra – zgodziła się. – Gdyby za bardzo się wtrącał, to daj mi znać, spróbuję go trochę przystopować. A wracając do tematu twojego szlabanu, jak tam czas ci minął z Ollie’m?

Och, weź mi nawet nie przypominaj. – Westchnąłem. – Ja w sali teatralnej, to mógłby być taki miły szlaban. Aż pojawił się on i wszystko poszło się walić.

Chloe zachichotała.

No domyślam się, też bym nie chciała być gdzieś zamknięta sam na sam z tym skurwysynem.

Skurwysynem? – zdziwiłem się. Chloe niby nigdy nie wypowiadała się o Ollie’m zbyt pozytywnie, ale to było naprawdę mocne słowo. Czyżby ostatnio znowu miała z nim jakieś spięcie?

A masz jakieś inne słowo na określenie tego zjeba?

Zastanowiłem się przez chwilę.

Może cham?

Siostra zaśmiała się.

Cham to trochę zbyt delikatne określenie dla Ollie’ego. Ale ty jesteś zbyt grzeczniutki, żeby mówić takie brzydkie słowa jak skurwysyn, co? – zapytała i nachyliła się, żeby poczochrać moje włosy, jakbym był jakimś dzieckiem.

Ej! – oburzyłem się i cofnąłem, unikając jej ręki. – Skurwysyn to po prostu bardzo mocne słowo. Zarezerwowane w mojej głowie na przykład dla okrutnych morderców albo pedofili.

Może nawet nie wiemy, że Ollie jest jednym z podanych?

Uniosłem brwi z powątpiewaniem. Jakoś te spekulacje Chloe dotyczące Ollie’ego nieszczególnie mnie przekonywały. Ollie był niezwykle wrednym i ciężkim w obyciu człowiekiem, ale nie był złym człowiekiem. Tak przynajmniej podejrzewałem. Ale ciężko mi było uwierzyć, że ktoś taki jak Lucas czy Lachlan mógłby się przyjaźnić z kimś po prostu złym.

Och, no nawet mi nie mów, że się zakumplowaliście podczas tego szlabanu!

Co? – Wyrwałem się z moich przemyśleń. – Absolutnie nie. W zasadzie mój wskaźnik sympatii coraz bardziej przesuwa się z poziomu neutralny na negatywny.

W takim razie, panie poeto – zakpiła Chloe – czy możemy już mówić o tym, że nie lubisz Ollie’ego?

Tak, sądzę, że tak – przyznałem.

Świetnie. – Siostra uśmiechnęła się szeroko, odrobinę złowieszczo. – Co takiego zrobił Ollie, przydomek… dla ciebie – cham, dla mnie – skurwysyn, podczas waszego szlabanu?

W sumie sprzątał razem ze mną. Zachowywał się całkiem przyzwoicie, dopóki nie załączyło mu się obrażanie mnie, czyli chyba nic nowego. Zawsze musi coś skomentować w chamski sposób.

Chloe pokiwała głową.

Typowy Ollie – powiedziała. – Mam nadzieję, że nie bierzesz jego słów do siebie? To nie jest tego warte.

Raczej nie. Staram się nie. Ale nie ukrywam, że było mi trochę przykro.

Siostra pokiwała głową w zamyśleniu.

Dupek. Przy najbliższej okazji, jak go spotkam, wymienię z nim parę niemiłych uwag.

Nie musisz… – zacząłem, ale Chloe mi przerwała.

Och, przestań. Tak wyglądają moje normalne stosunki z Ollie’m, więc nie robię tego z myślą tylko o tobie. Muszę też czasem komuś nagadać i wyładować moją kulę wredoty, żeby jeszcze we mnie przypadkiem nie wybuchła.

Parsknąłem śmiechem.

I kto tu jest poetą? Też niezłe metafory rzucasz.

To dlatego, że uczę się od mistrza!

Ten komentarz mile połechtał moje ego. Niby Chloe powiedziała to w żartach, ale nigdy nie wyśmiewała mojej miłości do Szekspira, więc wiedziałem też, że poniekąd postrzegała mnie jako trochę takiego znawcę. Fajnie było zawsze czuć wsparcie z jej strony.


Aaron


Zupełnie niespodziewanie w kolejny piątek wymieniłem moją rolę szofera Lachlana na rolę szofera Ollie’ego. Pierwszy znak sygnalizujący, że tym razem sytuacja miała wyglądać inaczej, pojawił się, kiedy Lachlan zakomunikował, że musi w piątek pomóc cioci w pracy i z tego powodu przyjedzie na imprezę później. Oferowałem mu, że mógłbym się spóźnić razem z nim albo nie pić w początkowej fazie, żeby móc po niego później podjechać, ale Lachlan odmówił.

A więc miałem jechać sam.

Do czasu, aż nie odezwał się do mnie Ollie z prośbą, czy mógłby się ze mną zabrać. Ollie niemalże zawsze, jak potrzebował transportu, to jechał autobusem albo prosił o pomoc Lucasa, dlatego ten stan rzeczy był dość zaskakujący. Wiedziałem jednak, że ostatnio Ollie miał małe spięcie z Lucasem, więc podejrzewałem, że to dlatego chciał uniknąć kontaktu z przyjacielem. Zgodziłem się, bo już na tyle przyzwyczaiłem się do wożenia kogoś, że nie robiło mi to żadnej różnicy.

Niewiele osób wiedziało, w jak okropnej okolicy mieszkał Ollie, ale ja miałem tę wątpliwą przyjemność trafić w te rejony i za każdym razem uderzało mnie, jak bardzo takie miejsce nie pasowało do bogatych uczniów naszej szkoły. Z tego, co się orientowałem, czesne było dość wysokie, a dyrekcja rzadko kiedy przyznawała komuś stypendium. W każdym razie, stypendium to nie był akurat przypadek Ollie’ego. To, że mógł z nami uczęszczać do szkoły wynikało z posiadania bogatego ojca, który po rozwodzie nie chciał już zajmować się swoim synem z pierwszego małżeństwa. W ramach spełnienia swoich obowiązków rodzicielskich opłacił mu drogą szkołę i przestał z nim utrzymywać kontakty. Taki stan rzeczy był okropnie smutny, bo choć Ollie chodził do jednej z najlepszych placówek w naszym mieście, to równocześnie wraz z mamą nieraz ledwo wiązali koniec z końcem.

Ulica, przy której stał rząd obskurnych domków, to nawet nie do końca była ulica. Asfalt wyglądał na stary, w wielu miejscach powgniatany, gdzieniegdzie nawet pozrywany i przebijało się tam po prostu klepisko. Tej drogi od dawna nikt nie remontował. Nie tylko tej drogi, całego tego osiedla. Dwa domy od domu Ollie’ego stała prawdziwa rudera. Wyglądało to na kilka przypadkowo zbitych ze sobą desek, wszędzie dookoła leżał kurz i brud, a teren posesji zarosła trawa tak wysoka, że na pewno zalęgły się tam węże.

Dom Ollie’ego był w trochę lepszym stanie, ale wciąż pozostawiał wiele do życzenia. W środkowym schodku prowadzącym na niewielki ganek była ogromna dziura. Drewno wydawało się spróchniałe i kiedy na nie patrzyłem, tylko czekałem na moment, aż doszczętnie się rozsypie pod niewielkim naciskiem. Dom z zewnątrz trzymał się jako tako, drewno chyba się trzymało, w każdym razie wyglądało dość stabilnie. Problem polegał jednak na tym, że właśnie było je widać. Farba niemalże całkiem poschodziła ze ścian, w niektórych miejscach wciąż wisiały jej odchodzące płaty. Jaki to był kiedyś kolor? Ciężko mi było określić, teraz wyglądał na zżółknięty szary z domieszką czarnych plam. Okiennice były kompletnie zmasakrowane, skrzeczały na wietrze i chyba w ogóle nie dało się już ich zamknąć. Przy niektórych oknach została tylko jedna połowa albo po prostu rama i zawiasy, które były jedynym dowodem, że kiedykolwiek wisiała tu jeszcze okiennica.

Drzwi otworzyły się gwałtownie i zaraz wyszedł przez nie Ollie. Usłyszałem krzyk jego mamy, ale nie zrozumiałem dokładnie, co chciała przekazać. Ollie odkrzyknął po prostu „okay” i trzasnął drzwiami. Nie byłem przekonany co do tego, czy takie traktowanie działało tym drzwiom na dobre, ale Ollie’ego chyba to nie obchodziło. Drzwi odbiły się parę razy, a potem ostatecznie się zamknęły. Choć chyba jednak pozostała tam mała szczelina…

Ollie uniósł wzrok i uśmiechnął się półgębkiem na widok mojego samochodu. Limo na jego twarzy powoli zaczynało się goić i miało teraz okropny fioletowo-żółty kolor.

Cześć – powiedział, gdy już usadził się wewnątrz. – Dzięki za podwózkę.

Hej. Nie ma sprawy – odparłem i ruszyłem.

Ollie nie rozpoczął żadnego tematu, więc siedzieliśmy w ciszy. Typowo dla mnie za każdym razem, jak odjeżdżałem z tego osiedla, wciąż tkwiłem pod negatywnym wrażeniem, jaki pozostawiał po sobie wygląd tych domów. Czy Ollie i jego mama robili cokolwiek, żeby jakoś ten dom zakonserwować? Próbowali go utrzymać jakoś w lepszym stanie? Czy naprawiali w ogóle rzeczy, które się psuły? Ciężko mi było uwierzyć, że ktoś mógłby przeoczyć, że takie rzeczy dzieją się z jego domem. Ale z drugiej strony może wewnątrz było lepiej, może tam trochę bardziej o to dbali. Dawno już tam nie byłem, więc nie miałem co do tego pewności. Z jeszcze innej strony jednak, czy w takim razie nie powinni zacząć od naprawienia tych niedomykających się drzwi? Przecież one w każdej chwili mogły wypaść z zawiasów… Chciałem o to zapytać, ale nie wiedziałem jak.

Hej, Ollie, widziałeś, że drzwi wam się nie domykają? I prawie wypadają z zawiasów? A zauważyłeś, że zgubiliście parę okiennic? I że macie ogromną dziurę w schodkach prowadzących na ganek? I że drewno wam spróchniało, a farba poodłaziła ze ścian?

Hej, Ollie, zauważyłeś, że twój dom po prostu się rozpada?

Okay, to nie brzmiało dobrze. Ale może jakoś delikatniej…?

Hej, Ollie – zacząłem, a przyjaciel zerknął na mnie i mruknął potakująco – czy…

Czy twój dom się rozpada?

Ale ze mnie idiota.

Chcesz iść do mnie spać po imprezie? – dokończyłem. – W sensie, jeśli tam nie zostaniemy.

Ollie z reguły chodził do Lucasa w takich sytuacjach, ale skoro spięli się na tyle mocno, że wolał nawet jechać ze mną, to może wolałby też spać gdzie indziej. Uniósł delikatnie jedną brew. Ollie ciągle tak robił, machał tą brwią na prawo i lewo, jakby dostawał jakichś skurczy mięśni, ale teraz zrobił to naprawdę delikatnie. Ból od uderzenia chyba jeszcze trochę promieniował mu na resztę twarzy.

Myślałem, że Lachlan u ciebie śpi.

No tak – przyznałem. – Ale to wcale nie znaczy, że ty też nie możesz u mnie zostać. Przecież mam wystarczająco miejsca dla was obu.

Zerknąłem przelotnie na Ollie’ego (ale naprawdę bardzo przelotnie, zawsze najbardziej skupiałem się na drodze, kiedy prowadziłem). Zapatrzył się w szybę i wyglądał, jakby intensywnie zastanawiał się nad moją propozycją. Czasami, gdy widziałem go w takim stanie, miałem ochotę wydać wszystkie pieniądze moich rodziców, żebym tylko mógł zajrzeć choć na chwilę do jego głowy. Co tak naprawdę działo się w głowie Ollie’ego? Na ten temat można by napisać kilka publikacji naukowych.

Możesz dać mi znać później – dodałem, gdy nie doczekałem się żadnej odpowiedzi przez kilka minut. – Jak już zdecydujesz, czy to dla ciebie wygodna opcja.

Tak naprawdę miałem na myśli, jak już się okaże, czy uda mu się pogodzić dzisiaj z Lucasem.

Nie, w sumie okay. Chętnie skorzystam – powiedział. – Tylko zastanawiam się… Będziesz prowadził po alkoholu?

Nie, no co ty. Z reguły jak chcemy wrócić z Lachlanem, to bierzemy taksę.

Ach, to spoko. Prowadzić po alkoholu to chyba trochę zbyt ryzykowne nawet jak na mnie.

No, masakra. Można by kogoś zabić. Ale ty i tak nie masz prawa jazdy – wytknąłem mu.

Co wcale nie wyklucza tego, że mógłbym jechać z pijanym kierowcą lub, gorzej, być pijanym kierowcą.

No też fakt – przyznałem mu rację.

Rozmowa ostatecznie zeszła z tematu pijanych kierowców i przeszła w imprezę i alkohol, a potem łączenie alkoholu ze szkołą. Ollie, choć chodził na prawie każdą imprezę z ekipą, dbał też o oceny i frekwencję, więc musiał opanować tę trudną sztukę. Ja z kolei nie dbałem aż tak o oceny, ale i tak miałem je dobre, bo mój wewnętrzny kujon uruchamiał się wbrew mojej woli w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Rozmowa całkiem nieźle nam się kleiła, choć Ollie był jakiś taki zgaszony i dość nietypowy jak na siebie. Zastanawiałem się, czy to była wina siniaka czy też kłótni z Lucasem, ale nie chciałem poruszać tego tematu, skoro względnie się rozgadał w luźnej rozmowie.

Kiedy zbliżaliśmy się już do miejsca docelowego, poprosiłem Ollie’ego, żeby napisał do któregoś z chłopaków, żeby dać im znać. Ze względu na swoją kłótnię z Lucasem, nie chciał do niego napisać i wybrał Ethana. Na moją uwagę, że mógłby napisać do Lucasa z mojego telefonu, zaczął marudzić.

Skręciłem w lewo w uliczkę, przy której stał dom, do którego zmierzaliśmy. Na zewnątrz zdążyło się już ściemnić, a uliczka nie była w ogóle oświetlona, więc droga zrobiła się nieprzyjemnie ciemna. Jedyne łuny światła dawały reflektory mojego samochodu. Zwolniłem trochę, bo nie czułem się bezpiecznie, jadąc szybko w takich warunkach.

Napisz też do Lucasa – ponowiłem prośbę. – Nawet jeśli ty nie chcesz go widzieć, to nie znaczy, że ja też.

Ech, niech ci będzie – zgodził się i szybko wyklepał coś na telefonie. – Jezu, jak tu ciemno. Co to za wydupie?

Może oświetlenie się zepsuło? – zasugerowałem.

Na szczęście, dojechaliśmy już pod odpowiedni dom. Skręciłem w prawo, żeby wjechać na teren posesji, bo było jeszcze dość wcześnie (jak na początek imprezy) i dostrzegłem trochę wolnego miejsca w prawej części.

Nagle coś mi mignęło po lewej stronie.

Uważaj!

Zahamowałem gwałtownie, ale było już za późno. Poczułem szarpnięcie. Coś uderzyło o zderzak. Kątem oka dostrzegłem, jak to coś upada na ziemię.

Kurwa – zakląłem.

Zamrugałem parę razy, jakbym próbował oczyścić obraz, ale teraz i tak już nic nie było widać.

Czy ty właśnie kogoś przejechałeś?

Nie wydaje mi się – powiedziałem bez przekonania i przełknąłem ślinę.

Aaron, ja pierdolę – wydusił Ollie. Jego głos wyraźnie drżał.

Zacisnąłem dłonie na kierownicy. Wziąłem kilka płytkich oddechów. Odpychałem od siebie myśl, że... być może... ktoś właśnie... pod moimi kołami.

O mój. Czy ktoś znowu umarł z mojej winy?

Dlaczego tu jest tak ciemno, do chuja? – warknąłem, zwalając winę na światło. Przecież jechałem tak ostrożnie, jak tylko mogłem. Przecież uważałem. Przecież zwolniłem! Ta głupia, nieoświetlona uliczka.

Zignorowałem łzę, która właśnie spłynęła po moim policzku. To się nie mogło dziać naprawdę.

Może to było zwierzę? – zasugerował Ollie.

Było chyba trochę zbyt wysokie na zwierzę – przyznałem niepewnie.

Kangury są wysokie.

Widziałeś kiedyś kangura w mieście?

Jesteśmy na obrzeżach.

Ja pier... – spróbowałem znowu przekląć, ale głos mi się załamał w połowie. Cichy szloch wyrwał mi się z gardła. Schowałem twarz w dłoniach i zapłakałem.

Aaron – mruknął Ollie i położył dłoń na moim ramieniu. – Spokojnie, wszystko będzie dobrze.

Na te słowa wybuchnąłem płaczem. Bo przecież nic już nie będzie dobrze. Już na zawsze będzie wisiało za mną widmo spowodowanego wypadku. Widmo martwego człowieka. Nawet jak nie z tej sytuacji, to z tej poprzedniej. Ktoś zawsze będzie mógł nazwać mnie mordercą i będzie miał rację. Ktoś zawsze będzie mógł powiedzieć, że nie zasługuję na życie, które wiodłem.

Ollie nadal do mnie mówił, ale miałem problemy z przyswajaniem tego. Mój płacz niemalże całkowicie go zagłuszał. Takie wydarzenia nie były na moje nerwy.

Wyjdę sprawdzić. – Znaczenie tych słów dotarło do mnie dopiero, gdy usłyszałem trzaśnięcie drzwiami od strony pasażera. Drgnąłem.

Wyjąłem paczkę chusteczek ze schowka i szybko otarłem oczy. A potem też wysiadłem na zewnątrz. Wziąłem jeden uspokajający oddech, który nic mi nie pomógł i poszedłem na przód. Reflektory wciąż świeciły, więc wyraźnie oświetlały dwóch chłopaków. Ollie kucał przy tym drugim i trzymał go za ramię. Tamten siedział na ziemi, odwrócony w stronę Ollie’ego. Gdy zobaczyłem, że zaczął się ruszać, próbując się podnieść, odetchnąłem z ulgą.

Podszedłem do nich i rozpoznałem Alexa, młodszego brata Chloe.

Ja pierdolę. Jak Chloe się o tym dowie, to mnie rozniesie.

Alex już stał o własnych siłach, ale Ollie cały czas trzymał mu asekuracyjnie rękę na ramieniu.

O mój, przepraszam – powiedziałem. – Nic ci nie jest?

Alex popatrzył w moją stronę. Wydawał się lekko przestraszony, ale nie dostrzegłem żadnych śladów krwi ani innych dużych obrażeń, za wyjątkiem gojącego się limo na jego twarzy podobnego do tego, które miał Ollie.

Och, nie – odparł Alex. – Lekko się uderzyłem, ale to nic. Nie zauważyłem samochodu.

Dobrze widzisz? – zapytał Ollie.

Co? – Alex wydawał się trochę zagubiony.

Dobrze widzisz? – powtórzył Ollie powoli, ale stanowczo. – Nie rozjeżdża ci się wzrok? Widzisz podwójnie?

Ach, nie, nie. Jest okay.

Coś cię boli? – kontynuował Ollie.

Lekko ramię, na które upadłem, ale nie jakoś mocno.

Jesteś w stanie sam stać?

Alex uchylił usta i zerknął na rękę Ollie’ego tak, jakby dopiero teraz się zorientował, że cały czas był podtrzymywany.

Tak – mruknął i wysunął się z uścisku. Ollie pozwolił mu się odsunąć, ale wciąż uważnie go obserwował, jakby coś nagle miało się zmienić. Alex na szczęście stał dość stabilnie.

Wyglądasz na trochę przymulonego – zauważyłem.

Po prostu jestem w szoku – odparł od razu. – Ale nic mi nie jest.

Bardzo cię przepraszam.

Nic się nie stało – odpowiedział. – Nie wiem, jakim cudem nie zauważyłem samochodu.

Jest dość ciemno – przyznałem. – Dobrze, że nie jechałem szybko.

Alex skinął głową.

Ty po prostu jesteś idiotą – warknął Ollie, patrząc na chłopaka. – Ciągle na kogoś wpadasz. Ludzie przestali ci wystarczać, że musiałeś się władować pod samochód? Jak jest tak ciemno, to się patrzy uważnie, do cholery, a nie idzie jak ta ciemnota bez mózgu. Chciałeś zginąć pod kołami tego auta? Aaron miałby cię do końca życia na sumieniu…

Ollie? – spróbowałem się wtrącić, ale Ollie coraz mocniej się nakręcał.

A to wszystko przez twoją głupotę! A może wzrok już ci kompletnie szwankuje? Wybierz się do okulisty, zgól tę grzywkę, co ci w oczy włazi, to może przestaniesz wszystkich taranować. No, w tym przypadku się doigrałeś i sam zostałeś staranowany, to może w końcu zaczniesz uważać. Co jest z tymi dzieciakami teraz, że tak łazicie, jak jakieś głupole?

Ollie, przestań – warknąłem stanowczo, bo w oczach Alexa dostrzegłem łzy. Chyba tyle emocji naraz to było dla niego już za dużo. Nie dziwiłem mu się. Potrącenie, opierdol od Ollie’ego. Kto by to zniósł? – Może wprowadzę cię do środka, żebyś mógł usiąść i na spokojnie ocenić, czy nic ci nie jest?

Alex skinął niepewnie głową. Objąłem go delikatnie, bo był dość drobny (prawie jak Lachlan) i w tej chwili wydawał mi się bardzo kruchy. Alex machnął ręką w stronę samochodu.

A auto?

Potem się nim zajmę – powiedziałem i zerknąłem na Ollie’ego. – Zostań tu przez chwilę, jakby ktoś miał jakiś problem, to powiedz, że zaraz wrócę.

Ollie przystał na to, bo chyba nie chciał się kłócić.

Zaprowadziłem Alexa w stronę domu.

Jesteś tu sam? – zapytałem. – Może zaprowadzę cię do Lucasa, to on się tobą zajmie.

Moja siostra tu jest. Moglibyśmy jej poszukać?

Jasne.

Zajebiście.

_____

1 W. Szekspir, Romeo i Julia, tłum. Józef Paszkowski, Fundacja Nowoczesna Polska, s. 31. (źródło: https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/romeo-i-julia/ dostęp: 14.12.2020 r.)

Jest i kolejny rozdział! Trzymajcie kciuki za następny :P

W ogóle, zaczęłam publikować swoje stare opowiadanie Po raz pierwszy... na Wattpadzie. Ponieważ jest już zakończone, dodaję nowy rozdział systematycznie w sobotę. Opowiadanie cały czas jest dostępne tutaj na blogu, ale daję znać, bo może komuś wygodniej czytać na Wattpadzie lub być może ktoś chciałby sobie odświeżyć i przeżyć tę przygodę jeszcze raz z taką systematyczną publikacją. :D Zapraszam! >klik<

Po zakończeniu publikacji tekstu głównego planuję dodać pewien trzyczęściowy dodatek-niespodziankę, więc warto sobie przypomnieć :D 

Dziękuję za czytanie i do następnego ♥

4 komentarze:

  1. Hejeczka,
    jaki cieplutki rozdzialik... aż mnie parzy... o tak miły początek miesiąca... mam nadzieję, że wena dopisuje tak, że marcowy rozdzialik już kiełkuje... ;P
    mamy wyjaśnienie czym Aaron jest szantażowany, co się kiedyś stało... ale nie powinien jednak na to pozwalać, no a Alex nie powinien ukrywać tego, bo te prześladowania się nie skończą, aż wyobrażam sobie, że na przykład Lanhman albo Ollie będą kiedyś właśnie świadkiem takiego ataku na Alexa... i od razu zareagują, zastanawiam się nad postacią Olli'ego to jego zachowanie bo chociaż kiedy Alex został potrącony to się bardzo przejął, a potem już się zaczął wyżywał... tak sobie myślę, że może jest zainteresowany Alexem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Wybacz, że tak po kilku dniach, ale pochłonęła mnie nauka do egzaminu. Rozdział marcowy już trochę się rozwinął, ale sesja mnie przyblokowała, teraz mam nadzieję już finalizować sprawę! :D
      Historia Aarona właśnie trochę się rozszerzy w tym kolejnym rozdziale, no ale część kart już zostało odsłoniętych. Alex, cóż, po prostu woli się nie wychylać. Co do Ollie'ego, to może po prostu powiem, że podoba mi się Twoja teoria. :D
      Dziękuję Ci bardzo za komentarz ♥
      Pozdrawiam i życzę miłego dnia!

      Usuń
  2. Hejeczka,
    rozdział jest wspaniały, ta scena z "potrąceniem" Alexa ukazała co Aaron ma na sumieniu, Alex raczej powinien powiedzieć komuś bo ta grupa Charliego nie zrezgnują z "zabawiania" się nim... a Ollie pokazał się z takiej spoko strony, dopóki znów nie zaczął go obrażać...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, acta scena z "potrąceniem" Alexa wyjaśniła nam, co Aaron ma na swoim sumieniu... moim zdaniem to Alex powinien powiedzieć komuś bo ta grupa Charliego nie zrezgnują z "zabawiania" się nim... no i Ollie pokazał się z takiej spoko strony, dopóki znów nie zaczął go obrażać...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń