Czekałem
na informacje od Nikki, ponieważ Liva jeszcze nie pojawiła się na
naszym przygotowaniu do misji. Udawałem przytomnego i
zainteresowanego tym wszystkim, co się działo dookoła mnie, ale
myślami byłem w zupełnie innym świecie.
Czy
to dziwne, że myślałem o tym pocałunku z Chrisem? Okay, nad
tamtym pierwszym też się zastanawiałem, ale bardziej dlatego, że
martwiłem się o jego reakcję, a nie moją. Ten pocałunek... To
zupełnie coś innego. Nie dla żartu i jeszcze tamta sytuacja, w
której rozmawialiśmy trochę o uczuciach. Co to było? Co to
znaczyło dla niego? I najistotniejsza sprawa, czy powinienem go o to
pytać? Bałem się odpowiedzi, którą mogłem otrzymać.
– Max?
Max, słuchasz nas? – Głos Talii przebił się przez moje myśli.
– Co?
A, tak.
– To
o czym właśnie mówiliśmy? – zapytał Chris, przyglądając mi
się uważnie.
–
Teraz was słucham.
Wcześniej nie słuchałem – odpowiedziałem bez zawahania. – Coś
się stało?
– Liva
się ze mną skontaktowała – powiedziała Nikki. Tym jednym
zdaniem uzyskała moje stuprocentowe zainteresowanie. – Napisała
mi, że utknęła w korkach w centrum miasta, ale najgorsze już za
nią i niedługo się pojawi.
– To
dobrze. Bałem się, że zrezygnowała.
– Nic
z tych rzeczy.
Mieliśmy
jeszcze dwie godziny do startu. Czekaliśmy na ostatni przegląd
helikoptera na polu startowym, poza tym Trudis złapała mnie jakiś
czas temu, przekazując, że przed misją jeden z Łowców z
pierwszej dziesiątki chciał jeszcze ze mną porozmawiać. Mogliśmy
ten czas wykorzystać, by trochę potrenować, ale jakoś żadne z
nas nie miało na to ochoty. Lepiej zachować siły na później. Co
mnie najbardziej zaskoczyło, to fakt, że w ogóle nie obawiałem
się tej misji. Po tym, co mi się śniło, chyba powinien u mnie
wystąpić chociaż jakiś częściowy paraliż, a tymczasem jedyna
rzecz, która mnie zajmowała to pocałunek z Chrisem. Czaicie to?
Nie
minął jeden dzień, a ja zacząłem mieć dość wydarzeń z
wczorajszej nocy. Samo w sobie było zaskakująco przyjemne, biorąc
pod uwagę to, że nigdy nie interesowałem się mężczyznami, lecz
konsekwencje tego czynu okazały się wręcz makabryczne. Myśli o
tym głupim pocałunku wręcz wyżerały mnie do środka. Czy to
możliwe, żeby tak na mnie wpłynął? Nawet nie bałem się tego,
że znalazłem w sobie cząstkę geja (co stanowczo będę musiał
przemyśleć dokładniej później). Bałem się tego, że ów
cząstkę znalazłem, całując się z moim najlepszym przyjacielem.
O ile ją znalazłem.
Jeszcze
nim przyszła Liva, pojawił się wyczekiwany przeze mnie Łowca.
Okazało się, że był to Aaron Mulligan, postawny mężczyzna o
krótko ściętych brązowych włosach. Aaron uplasował się na
dziewiątym miejscu w rankingu, ale oprócz tego przyćmiewał nas
wszystkim swoim wiekiem. Jako najstarszy z całej dziesiątki liczył
sobie trzydzieści trzy lata.
–
McCarey.
– Co
jest? – zapytałem.
–
Musimy porozmawiać na
osobności – powiedział, odciągając mnie na bok, nie poczekawszy
nawet na moją reakcję. – Jest ważna sprawa. Nie możesz
powiedzieć nawet swojej siostrze czy Carterowi – wyznał. Ton jego
głosu znacznie się zmienił, gdy wspomniał mojego najlepszego
przyjaciela. Był jednym z konserwatystów, którzy nie popierali
homoseksualizmu i innych „odstępstw” od normy.
–
Okaaay – odparłem,
przeciągając głoski.
– Pani
Ravale kazała ci przekazać, że jak wrócisz z misji, musisz
natychmiast przyjść z nią porozmawiać. Bez żadnej zwłoki.
Jasne? – Jego głos był ostry jak brzytwa, kiedy informował mnie
o tych rozkazach. Czasami zastanawiało mnie, jak można być aż tak
posłusznym i lojalnym.
– Tak,
ale dlaczego nie powiedziała mi tego sama? Wtedy, gdy mnie mijała?
–
Ponieważ mam ci jeszcze to
przekazać. – Mówiąc to, wyjął z kieszeni jakiś świstek
papieru i podał mi go niby dyskretnie. – Jeszcze wtedy tego nie
przygotowała.
–
Dzięki.
– Nie
mów nikomu – dodał, przełykając głośno ślinę.
Miałem
lekkie déjà-vu.
Cała ta sytuacja wydawała mi się dziwna. Zupełnie jak w moim
śnie. Co prawda działy się inne rzeczy, ale moje uczucia i emocje
w tym momencie były niemal identyczne. Jedyną różnicą, okazała
się myśl, że to jest bardziej realne.
Zamyśliłem się na chwilę i dotarło do mnie, że w Dievam w
ostatnim czasie naprawdę pojawił się jakiś spisek. Trudis i kilku
innych Łowców pewnie już z tym walczyło, ale skutki raczej
okazały się beznadziejne, skoro najwidoczniej chciała mojej
pomocy. Czego innego mogła chcieć, skoro wymagała dyskrecji? I
przekazywała mi przez innych jakieś tajemne kartki?
–
Przepraszam
za spóźnienie – powiedziała Liva, która pojawiła się
dosłownie przed chwilą.
Skinąłem
jej głową na przywitanie z oddali i uśmiechnąłem się
delikatnie, obserwując ją taką nie do końca ogarniętą, zdyszaną
biegiem, z włosami latającymi na wszystkie strony. Wyglądała...
pięknie. Naprawdę, wyglądała tak pięknie, że przez chwilę
zapomniałem, jak się oddycha. Po prostu patrzyłem się na nią jak
cielę na malowane wrota i nie umiałem odpowiedzieć Aaronowi. Czy
ja naprawdę dopuszczałem do siebie chwilę temu myśl, że mogę
mieć w sobie pierwiastek geja? Co się stało z moim mózgiem?
– Max!
– Aaron machnął mi ręką przed oczami, zagarniając w końcu
moją uwagę. – Przeczytaj tę kartkę. I nie mów nic nikomu. A
teraz ja muszę lecieć. Cześć.
– Do
zobaczenia – odpowiedziałem.
Przyjrzałem
się niewielkiej kartce w mojej dłoni i zacząłem ją rozkładać,
żeby dojrzeć jej zawartość, kiedy wydarzyło się to.
Jakaś zakapturzona postać wyskoczyła zza jednego z helikopterów i
rzuciła się na mnie. Udało mi się jedynie osłonić ten świstek
papieru, bo wydawał się ważny, ale zostałem przez to obalony na
ziemię. Usłyszałem jakieś krzyki, toteż zerwałem na równe
nogi, ale napastnik już przepadł.
Rozejrzałem
się po mojej drużynie.
–
Wszyscy cali? –
zapytałem. Nie widziałem nawet sensu w poszukiwaniu tej
zakapturzonej postaci, ponieważ pojawił się tak nagle, że zniknął
pewnie równie szybko.
Zwróciłem
uwagę na to, że nikt się nie odzywał, lecz wszyscy wpatrywali się
na ziemię pod moim stopami. Podążyłem za ich wzrokiem i ujrzałem
leżącego na trawie Aarona, a wokół niego było mnóstwo krwi,
która sączyła się z jego poderżniętego gardła.
–
Wezwijcie Trudis.
*
Trudis
pojawiła się wraz grupą innych Łowców dokładnie pięć minut po
naszym wezwaniu. Zachowywała się zaskakująco spokojnie, ale gdy
się jej dokładniej przyjrzałem dotarło do mnie, że była
wyraźnie wstrząśnięta tym, co się wydarzyło. Z jej reakcji
wywnioskowałem również, że spodziewała się czegoś złego, ale
jeszcze nie teraz. Najwidoczniej jej prognozy na nic się sprawdziły.
Gdy
inni Łowcy zajmowali się ciałem oraz przepytywaniem nas i
zabezpieczaniem miejsca wypadku, Trudis poprosiła mnie o rozmowę na
poboczu. Zapytała się, czy Aaron zdążył mi dostarczyć kartkę,
którą napisała, a kiedy potwierdziłem, poprosiła mnie, żebym ją
oddał. Chciała ją, mimo tego, że nie zdążyłem nawet jej
przeczytać. Zastanawiałem się, czy to był jakiś chory test,
któremu poddała mnie albo jakiegoś innego członka mojej drużyny,
ale widząc moją sceptyczną minę, najwyraźniej uznała, że
potrzebuję jakichś wyjaśnień. Wtedy wyznała, że to z kartki już
nieaktualne, ale nadal prosi mnie o rozmowę po misji. Co oznaczało,
że misja się odbędzie. Zaskakujące, bo właśnie byliśmy
świadkami morderstwa, ale wyglądało na to, że Organizacja
uważała, że skoro na co dzień zabijamy wampiry, to widok martwego
człowieka, to nic złego.
Sekrety
Trudis trochę mnie przerażały. A ta cała otoczka bycia dyskretnym
sprawiała, że zacząłem się poważnie obawiać, co do tego, co
się tu dzieje. Najpierw nagle zgubili wampiry z radarów (bo to że
ich tam nie było, wcale nie oznaczało, że wampiry wymarły), a
teraz ktoś zaczął mordować innych Łowców. O ile to nie sprawa
prywatna, ale nie zapowiadało się na to.
Tak
więc, ktoś mordował Łowców. Może Trudis miała jakieś
informacje o innych takich przypadkach w innych miejscach? Jeśli
miała, na razie nie chciała mi nic powiedzieć. Życzyła nam
wszystkim udanych Łowów, umieściła w helikopterze i wysłała na
misję.
*
Wylądowaliśmy
przed jakąś jaskinią o ogromnym wejściu. Wszędzie dookoła
ogromnych skał był piach i żwir, ale był ewidentnie ubity, jakby
pod nim znajdowała się jakaś twardsza powierzchnia. Nie czułem
się zatem jak na pustyni, choć teren z początku mógł wydawać
się podobny.
Po
opuszczeniu helikoptera, zwróciłem szczególnie uwagę na to, czy
pilot na nas poczeka. Nie powiedział nic dziwnego, nie odleciał bez
żadnej informacji, po prostu został na swoim miejscu, tak jak to
powinno normalnie wyglądać. Wszelkie niepewności, które
odczuwałem przed chwilą mnie opuściły i mogłem się skupić na
pracy.
Ponieważ
wszystkie wampiry znajdowały się w środku, a my nie wiedzieliśmy,
czy istnieje jakieś inne wejście do tej jaskini i nie chcieliśmy
marnować czasu na jego szukanie, całą ósemką przekroczyliśmy
główny wylot. W środku było dość ciemno, ale latarki nie
należały do ekwipunku Łowców, ponieważ od razu zwrócilibyśmy
na siebie uwagę i znaleźlibyśmy się w gorszej pozycji. Szliśmy
powoli z przygotowaną bronią. Ja trzymałem dwie szpady w obu
dłoniach, zupełnie jak Chris. Liva trzymała rękę na rączce od
batu, Nikki przygotowała swoje tradycyjne szpony, a Ryan napiął
łuk. Pozostali mieli kołki, ale wiedziałem, że w zanadrzu
posiadali także inne, bardziej niebezpieczne narzędzia.
Przyzwyczaiwszy
wzrok do ciemności, przyspieszyliśmy kroku. Widziałem wyraźne
kształty, mogłem się przyjrzeć także korytarzowi, który nas
prowadził. Strop znajdował się bardzo wysoko i nie zapowiadało
się, by miał się obniżyć. Z jednej strony to dobrze, ale z
drugiej wiedziałem, że trzeba uważnie obserwować górę. W
momencie gdy to pomyślałem, ujrzałem wysoko w górze jakieś dwa
czerwone ślepia, które najwyraźniej nas obserwowały, żeby
przekazać informację o nas reszcie z gniazda. Dałem dyskretny znak
Ryanowi, a ten w ułamku sekundy wycelował, strzelił i trafił.
Szary popiół zaczął powoli opadać.
Przeżyłem
drugie déjà-vu tego samego dnia, gdy droga, którą się
poruszaliśmy, doprowadziła nas do dużej sali, mniej więcej tej
samej wielkości, co polana z kulminacyjnej części mojego snu. W
samym centrum strop znajdował się na wysokości co najmniej
piętnastu metrów. Pomijając korytarz, którym tu przyszliśmy, z
tego wnętrza były jeszcze trzy inne ujścia, znajdujące się po
przeciwnej stronie od nas.
Nie
zdążyłem nawet pomyśleć, że jak wyjdą stamtąd wampiry, to
pewnie będę miał kolejne déjà-vu, kiedy to autentycznie zaczęło
się dziać. Z tamtych trzech tuneli wyszło w tym samym momencie
kilka wampirów, a ich uwaga skupiła się na nas. Na szczęście nie
były to tak ogromne ilości, jak w moim śnie.
Cała
nasza ósemka rzuciła się do ataku, nawet jeśli te wstrętne
kreatury przeważały nas liczebnością. Dla Łowców nigdy to nie
ma znaczenia. Liczy się to, żeby walczyć i pozbyć jak największej
grupy z nich.
Zaatakowałem
wampira najbliżej mnie i z wprawą wsunąłem mu szpadę między
żebra. Prześliznęła się bez problemu, a wokół mnie od razu
pojawił się popiół. To było tak łatwe, że nie zajęło mi
nawet pół minuty. Nie roztrząsałem jednak tej sytuacji i od razu
zabrałem się za kolejnego wampira. Natarłem na niego, ale ten się
osłonił. W końcu jakiś przeciwnik, który choć trochę o siebie
walczy. Uśmiechnąłem się na myśl, że może czeka mnie jakieś
wyzwanie i zaatakowałem po raz kolejny. Krwiopijca wywinął mi się
i odbiegł kawałek od reszty, ciągnąc mnie ze sobą. Tchórze są
najgorsi. Oczywiście, domyślałem się, że miał pewnie jakiś
„plan” na pokonanie mnie, ale odciąganie mnie od reszty to
raczej słaby pomysł. Uświadomiłem mu to, gdy mnie zaatakował, a
ja go wyminąłem, równocześnie robią gwałtowny ruch szpadą w
jego kierunku. Odskoczył na bok, ale to tylko bardziej mi sprzyjało.
Wykonałem wypad w bok i trafiłem między żebra.
Wróciłem
do reszty. Zostało znacznie mniej wampirów, moja grupa bardzo
dobrze sobie radziła. Gdybym się teraz schował gdzieś z boku
pomiędzy skałami i tylko obserwował, na pewno by sobie poradzili.
Ale to nie jest to, co zamierzałem zrobić. Po co miałbym się
chować, skoro mogę dołączyć do tej zabawy?
Nim
zdążyłem wybrać moją kolejną ofiarę, jeden z nich wybrał
mnie. Rzucił się na mnie, kłapiąc swoją wstrętną paszczą.
Schylił się, jakby chciał mnie ugryźć gdzieś po nogach, a przy
okazji chronił swoją klatkę piersiową. Kopnąłem go w szczękę
tak mocno, że padł na plecy, a potem jeszcze przejechał po ziemi.
Doskoczyłem do niego, sięgnąłem za pas i wcisnąłem w niego
jeden z kołków.
Podniosłem
się, otrzepując z resztek tej nędznej kreatury, cały czas cofając
się do tyłu. Przez idiotyczną nieuwagę zderzyłem się z kimś za
mną. Automatycznie odwróciłem się wymierzyłem, ale napastnik
złapał mnie za łokieć. Gdy zdałem sobie sprawę, że to trochę
poobijany i zakrwawiony Chris, opuściłem broń.
– W
porządku? – zapytałem, przyglądając mu się uważniej i
poszukując jakichś większych zranień. Nic jednak nie dopatrzyłem,
a Chris skinął głową, więc uznałem, że jest okay.
Nikki
właśnie dobiła ostatniego wampira, który wszedł do tej groty.
Obok niej stała Liva, podpierała się dłońmi o kolana i oddychała
ciężko, ale udało mi się dostrzec delikatny uśmiech na jej
twarzy. Cieszyła się, że tu była. Podobały jej się te skoki
adrenaliny i walka. Prawdziwa Łowczyni z niej wyrasta. A w naszej
grupie tak ją wyszkolimy... W naszej grupie...
Trudis
i inni Łowcy od dawna truli mi dupę, że powinienem w końcu wybrać
stałego, ósmego członka, ponieważ branie tymczasowego jest dość
uciążliwe, szczególnie w przypadkach nieplanowanych misji. Kiedy
zapraszałem Livę do udziału w tej, nawet nie pomyślałem o tym,
że mogłaby zostać z nami na stałe, ale teraz wydawało się to
dobrym pomysłem. Szczególnie, że wbrew naszym planom, właśnie
walczyła u naszego boku drugi raz. No i najważniejsze, ona nie
należała do żadnej drużyny, ona spadła mi z nieba tak samo, jak
my spadliśmy jej. Postanowiłem, że przemyślę to jeszcze później,
ale byłem niemal w stu procentach pewny, że już podjąłem
decyzję.
–
Wszyscy cali? – zapytałem
po raz drugi dzisiejszego dnia. Tym razem, na szczęście, bez
uczucia déjà-vu.
Wszyscy
pokiwali głowami, rozglądając się po pozostałych. Moją uwagę
przykuł Huke, który wyglądał dość niemrawo, ale kiedy się do
niego zbliżyłem, dał mi znak ręką, że wszystko w porządku.
Odpuściłem mu, ale postanowiłem sobie, że będę miał na niego
oko, jakby nagle zaczęło mu się coś dziać.
– Okay,
zabiliśmy już większość z tego gniazda, jeśli wierzyć
informacjom podanym w dokumentach –
ogłosiłem. –
Podzielimy się teraz na trzy grupy, tak aby sprawdzić każdy z tych
korytarzy. Jeśli przez dłuższy czas na nic nie traficie, możecie
śmiało zawracać. Miejcie na uwadze jednak to, że większość z
nich przychodziła z każdego z tych tuneli. Spotykamy się za jakiś
czas przy helikopterze.
Wziąłem
ze sobą Chrisa i Huke'a, Eira dołączyła do Nikki i Livy, a Ryan i
Talia wybrali się tylko we dwójkę. Każde z nas weszło w jeden z
trzech korytarzy; my akurat do tego najbardziej po lewej stronie.
Tunel znacznie się zwęził, więc Chris szedł przodem, Huke
pośrodku, a ja trzymałem się tyłów. Przez większą część
drogi nic się nie wydarzyło, zdążyłem jednak przyjrzeć się
Łowcy przede mną. Zauważyłem, że cała jego koszulka na plecach
była zalana krwią, a mężczyzna poruszał się dziwnie ciężko.
Czyżby został... ugryziony?
Odepchnąłem
tę myśl od siebie, nawet jeśli Huke mógł być teraz dla nas
wielkim zagrożeniem. To nie miało znaczenia, ponieważ nie mogłem
dopuścić do siebie myśli, że któremukolwiek z moich przyjaciół
mogło się stać coś takiego. I to jeszcze na misji, której
dowodziłem!
Nie
spotkaliśmy wampirów, ale za to Huke osunął się w pewnym
momencie na ziemię. Prawie. Złapałem go w ostatniej chwili i
zajrzałem w jego twarz. Był blady, a usta miał wręcz fioletowe.
Stracił dużo krwi.
–
Chris – powiedziałem.
Przyjaciel
pomógł mi zajrzeć pod jego koszulkę i przyjrzeć się ranie na
plecach, z której cały czas się sączyło. Oderwałem fragment
mojego ubrania, aby zetrzeć trochę krwi i z ulgą stwierdziłem, że
tym zranieniem nie było ugryzienie, lecz cienka, cięta szrama.
Przyglądnąwszy się jej, udało mi się stwierdzić dwie rzeczy. Po
pierwsze, w tym korytarzu stanowczo nie znajdziemy żadnych wampirów,
ponieważ zapach świeżej krwi już dawno by je przyciągnął. I po
drugie, rana ta została zadana przez człowieka, a mianowicie
jednego z nas, ponieważ wampiry nigdy nie używały broni. Wyglądało
na to, że wśród nas był zdrajca i nic nie mogłem poradzić na
to, że moje podejrzenie padło na Livę.
*
Chris
cały czas mnie uspokajał, ponieważ byłem absolutnie wkurwiony
zaistniałą sytuacją. Dotarliśmy do helikoptera, targając Huke'a
na plecach. Talia i Ryan już tam czekali, ale pozostałe trzy
Łowczynie nadal nie wróciły. Nikt z obecnych na szczęście nie
wiedział, że podejrzewałem, iż to Liva może być za to
odpowiedzialna. Po przemyśleniu sprawy dotarło do mnie, że to mało
prawdopodobne. Ale musiałem zachować ostrożność.
Udało
mi się opatrzyć Huke'a od razu po powrocie, ale potrzebował
bardziej fachowej opieki, gdyż jego rana okazała się głębsza niż
podejrzewałem. Byłem pewien, że zakończy się szwami, a to już
tym bardziej wykluczało wampirów z kręgu potencjalnie winnych.
Wcześniej istniała opcja, że to zadrapanie mogło powstać od
pazura, ale teraz została już wykluczona. Liczyłem, że może Huke
się ocknie i udzieli informacji, kto go tak zranił, ale nie
zapowiadało się na to. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że
jego stan się pogarszał. Nie wiedziałem, czy powinniśmy wracać i
ratować Huke'a, zostawiając tu dziewczyny, czy też może na nie
czekać i ryzykować jego życie.
Podjąłem
decyzję, że ruszamy za piętnaście minut bez względu na to, czy
się pojawią, czy nie. Oczywiście, zostawilibyśmy kogoś, kto by
je poinformował o sytuacji i czekałby z nimi na transport
zastępczy, żeby zbytnio się nie przeraziły.
Zastanawiałem
się, czy Huke ma jeszcze tyle czasu, czy może wcześniej wykrwawi
się tu na śmierć, gdy dostrzegliśmy wybiegające z jaskini trzy
Łowczynie. Już z tej odległości zacząłem oceniać, czy nic im
nie jest, ale poza kilkoma zadrapaniami wyglądały całkiem nieźle.
Gdy tylko dopadły wejścia, helikopter ruszył i zaczęliśmy się
kierować do Organizacji.
*
Udało
nam się skontaktować z Medykami, jeszcze zanim dotarliśmy na
miejsce, tak więc już tam na nas czekali. Huke był w coraz gorszym
stanie, ale żył kiedy go zabrali. Z jednej strony chciałem teraz
przesłuchać każdego członka mojej drużyny i wykryć winnego tej
sytuacji, ale wiedziałem, że pod wpływem wściekłości niewiele
bym zdziałał. No i najważniejsze, musiałem się udać na
spotkanie z Trudis. Obiecałem, że przyjdę do niej bezpośrednio po
misji, nawet bez przerwy na „siusiu” i zamierzałem dla odmiany
spełnić jakieś moje przyrzeczenie dane tej kobiecie.
Zostawiłem
składanie raportu Eirze i Chrisowi, wybrałem się do Siedziby. Z
początku niektórzy Łowcy chcieli mnie zagadywać, ale gdy
zobaczyli mój pewny chód oraz zaciętą mimikę twarzy,
rozstępowali się z mojej drogi. Wiedziałem, że muszę się
uspokoić przed spotkaniem, ponieważ pani dyrektor od razu zaczęłaby
zadawać pytania, a chciałem tę sprawę wyjaśnić sam. Brak
lojalności wobec innych Łowców uważano za prawdziwą zdradę i
karano bardzo surowo, ponieważ uważano, że jesteśmy jedną wielką
rodziną. Zabawne, że nagle przestawaliśmy być tą rodziną, gdy
ktoś miał fioletowe włosy albo był homoseksualny. Hipokryzja
przede wszystkim.
Gdy
znalazłem się przed gabinetem pani dyrektor, nawet nie pomyślałem
o pukaniu. Założyłem, że skoro sprawa, którą do mnie ma, jest
tak ważna, to nie muszę się martwić jej prywatnością. Nie
spodziewałem się jednak, że Trudis będzie rozmawiała z jakąś
kobietą. I to nie byle jaką. Nie wiedziałem, czy należała do
Organizacji i łapała razem z nami wampiry, ale jeśli tak tak, to
stanowczo była nie tutejsza. Górowała wzrostem nad panią
dyrektor, a swoje platynowe włosy spięła w milion cienkich
warkoczyków walających się po całej głowie. Wow. Lubiłem
charakterne osoby, które nie bały się pokazać swojego prawdziwego
„ja” i nosić, jak im się podobało. To mi imponowało.
– Max
– powiedziała nagle Trudis, przyglądając mi się karcąco.
–
Ja... Przep-praszam –
wydukałem, nie odrywając wzroku od włosów nieznajomej.
Kobieta
odwróciła się, a mój wzrok wpadł w jej błękitne oczy.
Zwróciłem także uwagę na jej bardzo jasną karnację oraz
metalowego kolczyka septum w nosie. Mimo wszystko, jej włosy robiły
na mnie największe wrażenie.
Przez
chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż w końcu ona spojrzała z
uśmiechem na Trudis i powiedziała:
– Nic
się nie stało. I tak miałam się już zbierać.
– Eh
– pani dyrektor zmieszała się. – Ustaliłyśmy już wszystko?
– Tak,
tak. Jeśli będzie miała pani jakieś pytania, proszę dzwonić. –
Odwróciła się w moją stronę i dodała z uśmiechem: – Ty
musisz być Max McCarey.
– We
własnej osobie – odparłem.
– Dim,
miło poznać – przedstawiła się i wyciągnęła drobną dłoń.
Ująłem ją bez zawahania, cały czas obserwując jej włosy. Czy ja
miałem jakiś fetysz?
Miałem
ochotę zapytać się, czy mogę pomacać te warkoczyki, ale
pożegnała się z Trudis i zniknęła za drzwiami. Szkoda. Fajnie
było na nią popatrzeć. Liczyłem, że może jeszcze kiedyś się
miniemy tu w Organizacji, ale z jakiegoś powodu czułem, że już
jej nie spotkam. Tak jakby w momencie, w którym opuściła ten
gabinet, opuściła także nasz świat.
Wzruszyłem
ramionami, bardziej do siebie niż do obecnej obok pani dyrektor, ale
ten gest i tak zwrócił jej uwagę.
– Max,
dobrze, że jesteś. Usiądź, proszę.
Wykonałem
polecenie.
– Nim
zaczniemy. Pukaj na przyszłość.
–
Postaram się. To po co
mnie pani tu ściągnęła? – Postanowiłem przejść od razu do
konkretów, bo z tą kobietą nigdy nic nie wiadomo.
–
Pamiętasz naszą ostatnią
rozmowę? Mówiłam ci wtedy o wampirach albo raczej ich braku w
ostatnim czasie. – Zrobiła przerwę, więc skinąłem głową. –
Wszystko się zmieniło. Nie wiem, kiedy dokładnie, ale kilka dni
temu wszystko zaczęło szaleć. Na naszych mapach pojawiło się tak
dużo sygnałów, więcej niż kiedykolwiek przed przedtem. Wysyłamy
Łowców, sprawdzamy te miejsca, ale wygląda na to, że systemy nie
kłamią.
–
Najpierw zniknęły, a
teraz pojawia się ich dużo, dużo więcej? – podsumowałem.
– Tak.
Z tą różnicą, że ich spadek był powolny i na przestrzeni czasu,
wzrost natomiast jest gwałtowny, wszystko zaczęło się nagle i bez
większego związku.
– I
one są wszędzie, gdzie ma pani taką informację?
– Nie
zdążyliśmy jeszcze sprawdzić nawet połowy z tych miejsc, ale w
większości przypadków dane się sprawdziły.
– Co
pani zamierza z tym zrobić? – zapytałem niepewnie. Czyżby
oczekiwała czegoś ode mnie?
–
Więcej misji. Więcej
ćwiczeń. Więcej Łowców. Trzeba się ich pozbyć, nie widzę
innej opcji. A co ty byś zrobił?
–
Ja... Zabiłbym ich
wszystkich.
–
Cieszę się, że się
zgadzamy. Mam nadzieję, że rozumiesz tę sytuację. Potrzebuję,
aby wszyscy moi Łowcy byli w pełnej gotowości o każdej porze dnia
i nocy. Mógłbyś też wybrać w końcu ósmą osobę.
– Ten
problem już niedługo się rozwiąże, mam nadzieję.
–
Dobrze, Max. –
Westchnęła. – Chcę, żebyś wiedział, że teraz są bardzo
niebezpieczne czasy. A zagrożenie czyha na nas ze wszystkich stron.
Od wampirów, ludzi i Łowców, niestety.
Zmarszczyłem
brwi.
– Czy
to ma jakiś związek z morderstwem Aarona?
–
Obawiam się, że tak.
Muszę jednak na razie pozostawić tę sprawę bez komentarza. Sama
wiem bardzo niewiele. Chciałabym też załatwić tę sprawę jakoś
po cichu, szczególnie nim nie dowiem się więcej. Możesz
poinformować swoją drużynę...?
–
Oczywiście – przerwałem
jej. – Może pani na mnie polegać.
–
Zaufani Łowcy teraz są
najbardziej potrzebni.
_____
Nie spodziewaliście, że tak szybko się pojawi następny rozdział, co? Minął tylko miesiąc i cztery dni! Jestem z siebie dumna.
Rozdział niezbetowany.
Jest już dzisiaj. :D Trochę brakowało mi w tym rozdziale Chrisa, ale ostatnio był pocałunek, więc na jakiś czas musi mi starczyć. Życzę masy weny <3
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Mei Ku. Mało Chrisa.. :(
OdpowiedzUsuńAle pozatym to bardzo fajnie. Ech, tej całej Livy to już mam dość (denerwuje mnie, ale Max rekompensuje to swoją osobą, Chris zresztą też).
Dużo dużo weny życzę. ;*
To ja wpadłam dalej się pozachwycać twoim pisaniem. Strasznię lubię twój styl.
OdpowiedzUsuńDiękuję, dobranoc :D
Nooo, pozytywne zaskoczenie. Czekam nap rozwinięcie wątku Chrisa i Maxa. No i wyjaśnienie sytuacji z bliźniakami jednojajowymi innej płci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
cordragon.blogspot.com
Niestety muszę Cię poinformować, że drugi wątek (bliźniaki) nie zostanie w żaden sposób rozwinięty. Nie sądziłam, że ktokolwiek zwróci uwagę na tę nie możliwość ;/ Kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie (ok. 2-3 lata temu) nie miałam pojęcia, że bliźniaki jednojajowe są klonami i stąd ta gafa. Wprawdzie miałam taki pomysł na naprawienie tej sytuacji, ale ostatecznie dotarło do mnie, że nie dam rady (tak psychicznie) napisać czegoś takiego.
UsuńJeśli czytasz moje opowiadanie głównie ze względu na ten wątek, to bardzo Cię przepraszam za tę sytuację. Mam nadzieję, że wybaczysz niedoświadczonej pisarce.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia :)
Oczywiście, że nie. Nic się nie stało. Mimo wszystko, radziłabym w pierwszych rozdziałach zmienić, by nigdzie nie było o bliźniętach jednojajowych. Nie powinno to zająć dużo czasu.
UsuńNie jestem do końca przekonana, co do zmian w opublikowanym tekście, ale myślę, że w tym przypadku masz rację. Dziękuję bardzo za radę :)
UsuńRozdział świetny, nie mam pytań :D (no może poza tym kto jest zdrajcą i dlaczego wampiry tak dziwnie się zachowują, ale mam nadzieję, że nie będziesz nas długo trzymać w niewiedzy :))
OdpowiedzUsuńDużo weny, czasu i czego tam jeszcze potrzebujesz ^^
Pozdrawiam
Hej,
OdpowiedzUsuńciekawe co było na tej karteczce, mógł ją przeczytać, czy wśród nich naprawdę jest zdrajca...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńdobry adwokat od alimentow rzeszow
OdpowiedzUsuń