środa, 3 marca 2021

Rozdział 11 [Shine, baby!]

 

Aaron


Chloe była chyba zbyt przejęta Alexem, aby wpaść na to, żeby mnie opierdolić. Od razu usadziła go w bezpiecznym miejscu i zaczęła mu nadskakiwać, tak jakby Alex miał się zaraz rozpaść na kawałki. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby aż tak się czymś przejmowała. Ale z drugiej strony, pewnie nie codziennie się zdarzało, że ktoś jej potrącił brata. Dałem dyla jak najszybciej, bo nie chciałem się z nią dzisiaj dodatkowo konfrontować. Na swoje usprawiedliwienie w razie czego miałem to, że musiałem pilnie przestawić auto, bo w sumie zostawiłem je na środku przejazdu.

Ollie pomógł mi zaparkować na uboczu. Dłonie drżały mi okropnie, kiedy zaciskałem je na kierownicy. Chyba nie powinienem był wsiadać za kółko w takim stanie, ale Ollie został na zewnątrz i rozglądał się dodatkowo, dając mi wskazówki, więc czułem się względnie bezpiecznie. Udało się, na szczęście, bez dodatkowych przygód, ale i tak odczułem ulgę, gdy w końcu wysiadłem. Miałem ochotę zadzwonić do Lachlana, bo w trudnych sytuacjach zawsze mogłem liczyć na jego wsparcie, ale nie chciałem mu przeszkadzać w pracy.

Wewnątrz razem z Ollie’m ogarnęliśmy sobie piwo, ale nie czułem się w humorze, żeby pić. Usiedliśmy gdzieś z boku i trochę zamulaliśmy. Żaden z nas chyba nie był w imprezowym nastroju. Potem mignął mi Lucas, więc poszedłem się z nim przywitać. Ollie nie chciał do mnie dołączyć, ale odmachał uprzejmie Lucasowi. Nie miałem odwagi wspomnieć Lucasowi, że potrąciłem młodszego brata jego dziewczyny, choć podejrzewałem, że prędzej czy później dowie się od Chloe.

Wróciłem do Ollie’ego i mojego piwa, ale tak naprawdę wypiłem tylko kilka łyków, a poza tym po prostu trzymałem butelkę w dłoni. Zapowiadał mi się trzeźwy wieczór. Zupełnie inaczej niż Ethanowi, który podbił do nas później i już ledwo trzymał się na nogach. Jego czarne włosy były kompletnie rozczochrane, a na lewym policzku widniało zielone odbicie ust. Zapewne Evie mu je zostawiła. Dziewczyna Ethana uwielbiała ten kolor, nawet włosy sobie pofarbowała na zielono.

Serce ścisnęło mi się na widok tego chłopaka. Przy nim moje wyrzuty sumienia zawsze były największe.

Nie uwierzycie, co się stało – powiedział, gestykulując gwałtownie. Machnął akurat tą ręką, w której miał piwo, więc trochę wylało się na podłogę.

Ollie drgnął, unikając zetknięcia z płynem. Podniósł się i złapał mocno Ethana, a potem skierował go na sofę pomiędzy nas.

Może lepiej będzie, jak usiądziesz – powiedział.

Ethan znajdował się w takim stanie, że wcale się nie opierał. Jeju, kiedy on się tak szybko załatwił? Jutro czekał go kac morderca.

Okay, okay – mruknął Ethan zbywająco, siedząc już stabilnie. – Spotkałem Alexa i powiedział, że uderzyło go auto!

O mój…

Jeszcze tego brakowało, żeby Ethan myślał, że wciąż byłem taki nieostrożny i dalej powodowałem wypadki, w których cierpieli inni ludzie. Ponieważ ja milczałem, to Ollie odpowiedział:

Nie no, świetny jest ten dzieciak – skomentował. – Nie dość, że ładuje się ludziom pod auta, to jeszcze chodzi i się tym chwali. Żenada.

Nie no, nie chwali się – powiedział Ethan, a potem czknął. Czyżby pijacka czkawka mu się zaczynała? – Ale rozmawiałem z nim, to mi powiedział. Kumplujemy się.

Ty też się z nim kumplujesz? – zdziwiłem się, łapiąc się jakiegokolwiek innego tematu niż ten nieszczęsny wypadek.

No pewnie – przyznał. – Graliśmy razem w kosza – dodał, jakby to wszystko wyjaśniało.

Grali razem w kosza. I już zostali najlepszymi przyjaciółmi. Z tym Alexem coś było nie tak, najpierw przyczepił się do Lachlana, teraz jeszcze do Ethana.

Nagle coś do mnie dotarło.

Alex zaczął się kręcić przy Lachlanie niedługo po tym, jak Aisha zaczęła mnie nagabywać. Teraz okazało się, że koło Ethana też się kręcił, a to przecież przeze mnie Ethan teraz… Westchnąłem. A Lachlan był moim najbliższym ziomkiem. Czy to możliwe, że Aisha nadesłała Alexa, żeby inwigilował nasze towarzystwo? I może to dlatego Ollie był dla niego taki cięty, podświadomie wyczuwał, że coś z nim nie grało.

Nie, to bez sensu. Przystopowałem się, zanim kompletnie się nakręciłem. Przecież Alex był blisko ze swoją siostrą, a plan Aishy ewidentnie uderzał też w Chloe.

W zasadzie czemu jesteś taki ostry dla Alexa? – zapytałem Ollie’ego mimo wszystko. Zupełnie olałem fakt, że wciąłem się chłopakom w rozmowę.

Ethan był zbyt pijany, żeby się tym przejąć, i dość szybko podłapał nowy temat.

No właśnie, dlaczego?

Bo to zwykły, denerwujący frajer – odparł Ollie zwyczajnym tonem.

Nie czujesz od niego czegoś dziwnego? – dopytałem.

Ollie uniósł brew.

Niby czego?

No nie wiem, tak jakby był jakimś szpiegiem czy coś…

Ethan parsknął śmiechem. Zapewne uznał moje słowa za żart. Ollie zmrużył oczy, a jego brew poszybowała jeszcze wyżej.

Najebałeś się tą połówką piwa?

Wywróciłem oczami.

Dobra, nieważne – zbyłem go, skoro temat nie siadł tak, jak oczekiwałem.

Najwidoczniej Ollie po prostu go nie lubił. Typowo dla siebie, nie lubił nowych osób w towarzystwie i nie było w tym żadnej innej głębi. Cóż, teorie spiskowe dotyczące Alexa chyba mogłem sobie odpuścić.

Właśnie. – Ethan poderwał się. – Mógłbyś być dla niego milszy.

Niby dlaczego? – parsknął Ollie.

Mój telefon zawibrował mi w dłoni.

Bo nikt nie lubi słuchać twoich chamskich komentarzy, nawet jeśli nas nie dotyczą.

Aż tak bardzo cię boli, jak ktoś inny cierpi?

Zerknąłem przelotnie na Ollie’ego. Ciekawiły mnie jego argumenty przeciwko byciu miłym dla kogoś, ale moją uwagę rozproszył telefon. Na ekranie wyświetlała się informacja, że dostałem esemesa od Lachlana.

„Już zaraz będę”.

Odetchnąłem z ulgą. Po tym co wydarzyło się na początku imprezy, czułem się spięty i nie potrafiłem do końca wyluzować. Obecność Lachlana jednak zawsze działała na mnie kojąco. I w tym momencie naprawdę go potrzebowałem. Poza tym chciałem z nim porozmawiać. W końcu.

Ollie pogrążył się w zawziętej dyskusji o byciu uprzejmym wobec innych ludzi z pijanym Ethanem. W tym stanie Ethan nie najlepiej sobie radził z wymyślaniem kolejnych argumentów, ale nie wyglądał, jakby chciał się wycofać. Ollie z kolei ewidentnie świetnie się bawił, podpuszczając tego małego pijaka.

Zostawiłem tę dwójkę i poszedłem do korytarza, aby obserwować wejście do domu, wcześniej zahaczywszy o kuchnię, gdzie zgarnąłem piwo dla Lachlana. Nie chciałem przegapić jego przyjścia. Podejrzewałem, że zniknie w którymś momencie imprezy, aby spędzić trochę czasu z Alexem i czułem się zdeterminowany, żeby być tym, który jako pierwszy z nim porozmawia. Mimo tego, że dopiero co potrąciłem tego młodego chłopaka i być może zasługiwał teraz na odrobinę ulgowego traktowania, szczególnie z mojej strony, nie mogłem sobie darować.

Poza tym miałem wcześniej mały kryzys. Człowiek z kryzysem zawsze miał pierwszeństwo.

Na szczęście, nie stałem długo jak ten kołek pod ścianą. Już po chwili drzwi się uchyliły, a do środka weszły dwie, nieznane mi osoby, a za nimi wtoczył się Lachlan opatulony szalikiem. Gdy tylko mnie dojrzał, uśmiechnął się delikatnie i podszedł bliżej.

Wow, czekałeś na mnie pod drzwiami – powiedział zamiast przywitania.

Oczywiście, że tak – zgodziłem się ze śmiechem.

Przyjaciel mrugnął do mnie i zaczął odwijać swój długi szalik. Obserwowałem cierpliwie jego poczynania, choć miałem ochotę pociągnąć za jeden koniec, żeby przyspieszyć tę mozolną pracę. Lachlan ściągnął kurtkę i rzucił ją wraz z szalem na małą półkę, bo na wieszakach nie było już miejsca.

Ogarnąłem ci piwo – powiedziałem, gdy stanął już przede mną gotowy.

Skąd wiedziałeś, że akurat tego będę najbardziej potrzebował po pracy? – Lachlan zaśmiał się i przejął ode mnie butelkę.

Uśmiechnąłem się lekko i wzruszyłem ramionami.

Wszystko w porządku? – Przyjrzał mi się uważnie. Ależ on był bystry, tak łatwo ze mnie czytał.

Poczułem ogromną ochotę, żeby go przytulić.

Musimy porozmawiać – powiedziałem zamiast tego. – Gdzieś… na uboczu, w samotności…

Nawet nie musiałem się przed nim tłumaczyć, Lachlan od razu przyjął moje słowa. Razem udaliśmy się na piętro, bo wiedziałem, że tam zyskamy trochę prywatności. Minęliśmy całującą się parę i weszliśmy do przypadkowej sypialni. Po różowym wystroju i pluszowych jednorożcach zgadywałem, że pokój należał do małej dziewczynki.

Usiedliśmy na łóżku. Lachlan zerknął na mnie przelotnie i uchylił łyk piwa. Zapatrzyłem się na jego rozczochrane blond kosmyki. Włosy Lachlana miały taki promienny, słoneczny odcień, bardzo pasowały do jego ciepłej osoby. Moje, choć również blond, były raczej szare i zawsze zdawało mi się, że wyglądałem, jakbym siwiał…

Zamierzasz ze mną zerwać? – Głos Lachlana wyrwał mnie z moich rozmyślań.

Popatrzyłem na niego z niezrozumieniem.

Że co?

Musimy porozmawiać – zacytował moje wcześniejsze słowa – brzmi jak typowa gadka zwiastująca zerwanie.

Parsknąłem śmiechem.

Zdaje się, że w ogóle przegapiłem moment, kiedy zaczęliśmy się spotykać.

Lachlan wyprostował się i uniósł brwi.

Yhym – mruknął. – Dobrze wiedzieć, że tak łatwo mnie zapomnieć. – Lachlan wypuścił powietrze i popatrzył na mnie zmartwiony. – Aaron, co się dzieje?

Przełknąłem ślinę. Musiałem mu powiedzieć. Przecież po to go tutaj przyprowadziłem. Starałem się zachować spokój i zacisnąłem dłonie w pięści, ale serce i tak zaczęło mi niekontrolowanie szybciej bić.

Kurwa, stresowałem się.

Chodzi o Aishę.

Lachlan skinął.

Co ona znowu odwaliła?

Uśmiechnąłem się lekko na tę reakcję.

W sumie to nic. Znaczy, nic nowego, bo nadal się mnie czepia. Chodzi mi o to, że chcę ci powiedzieć, dlaczego zgodziłem się jej pomóc w tym… idiotycznym planie. Bo że nie zgodziłem się z własnej woli, to już wiesz.

Lachlan pokiwał głową i przyglądał mi się, oczekując dalszej części. Nie był to jakiś natarczywy wzrok, raczej uprzejmy, wyrażający zainteresowanie, ale i tak… nie mogłem.

Wziąłem głęboki wdech oczyszczający gardło.

Podciągnąłem pod ścianę jedną z poduszek i oparłem się o nią.

Mam wrażenie – zaczął Lachlan, zbliżając się do mnie po łóżku – że trochę zwlekasz. Wiem, że to nie jest łatwe otworzyć się przed kimś, ale jestem tu dla ciebie. Jestem gotowy wysłuchać twojej historii i chcę ci pomóc. – Lachlan ułożył poduszkę podobnie do mnie i usiadł obok. – Jeśli wolisz, nie będę na ciebie patrzył.

Uśmiechnąłem się lekko. Lachlan naprawdę starał się mi to ułatwić. Doceniałem to, ale i tak obawiałem się jego reakcji. Co jeśli już nie będzie chciał mnie znać, gdy się dowie?

Boję się, że mnie znienawidzisz.

Nic nie zmieni tego, jak się przy tobie czuję – powiedział. Tak po prostu.

Zerknąłem na niego. Było coś tak szczerego i naturalnego w jego słowach, że nie sposób było w to nie wierzyć. Wziąłem kolejny głęboki wdech.

Zabiłem człowieka.

Nie patrzyłem na niego. Nie chciałem. Po prostu czekałem na jego reakcję. Wbrew moim podejrzeniom, Lachlan nie wyszedł, trzaskając drzwiami, za to dotknął mojego kolana. Zrobił to bardzo delikatnie, tak jakby bał się, że mnie zrani. Albo bał się mnie.

Dlaczego? – zapytał cicho.

Nie zrobiłem tego celowo. To był wypadek. Straszny wypadek.

Opowiesz mi o tym?

Pokiwałem głową. Wciąż nie chciałem podnosić wzroku, więc wpatrywałem się w moją butelkę z piwem. Poruszałem nią delikatnie i obserwowałem powstające bąbelki. Zaskakująco rozpraszające doświadczenie.

To było parę lat temu. Miałem wtedy jedenaście lat. – Przerwałem na moment, ale kiedy Lachlan tego nie skomentował, kontynuowałem: – Zanim zacząłem nauczanie domowe, chodziłem normalnie do szkoły. W zasadzie… Ta sytuacja… To przez nią moi rodzice zabrali mnie ze szkoły, uznali, że tak będzie dla mnie lepiej. Z perspektywy czasu cieszę się, że to zrobili, bo w ogóle sobie z tym nie radziłem, a gdyby inni ludzie ciągle patrzyli na mnie w ten sposób… Wybacz, schodzę z tematu – mruknąłem.

Nie szkodzi. Mów, co uważasz za ważne. – Lachaln westchnął cicho. – Nie rozumiem, jak do tego doszło… Byłeś taki młody.

Odchrząknąłem.

Głupota. To naprawdę okropne, ale ktoś stracił życie przez moją głupotę. – Wzruszyłem lekko ramionami. – Miałem wtedy taką małą paczkę kolegów, było nas pięciu. Dwóch z nich to były straszne łobuziaki, ciągle mieli nowe pomysły na żarty i dokuczanie innym. Ja z pozostałą dwójką byliśmy raczej spokojni. Ja w sumie byłem dobrym uczniem, posłusznym chłopcem, nie lubiłem się sprzeciwiać, a przez to też niestety łatwo ulegałem ich pomysłom. Nie próbuję się usprawiedliwić, ale łatwo wpadałem przez nich w kłopoty. Moi rodzice trochę się tym martwili, ale póki przynosiłem same E1, uważali, że jest w porządku. Nadal stosują podobny system. – Zaśmiałem się cierpko.

Przykro mi.

A tam. Dobrze wiesz, że mam chujowych rodziców i tyle. – Odetchnąłem. – Wtedy też tak było. W każdym razie, przez tamtą dwójkę czasami naprawdę zdarzało nam się coś odwalić. Zamknęliśmy kiedyś jednego nauczyciela w składziku na całą noc. Teraz, jak o tym myślę, to było straszne.

Myślę, że każdy robi czasem głupie rzeczy – powiedział Lachlan. – Ja też...

Parsknąłem.

Tak, założę się, że zrobiłeś masę głupich rzeczy, Lachlan. Ty, zawsze idealny, grzeczny chłopiec… Pomocny przyjaciel. A życie kopie cię po dupie – warknąłem. – Czym sobie na to zasłużyłeś? Tobie jest ciężko, choć nie zrobiłeś nic złego, a ja mam wszystko i tylko robię złe rzeczy. Zajebisty przyjaciel ci się trafił, naprawdę nie rozumiem, czemu się ze mną zadajesz.

Aaron. – Lachlan przerwał mi stanowczo. Zacisnął dłoń na moim kolanie. – Daleko mi do idealnego. I dobrze wiesz, czemu się z tobą przyjaźnię. Lubię cię. Nie uważam, żebyś był złym człowiekiem, nawet jeśli zrobiłeś coś… czego nie rozumiem.

Potrząsnąłem znowu butelką z piwem. Westchnąłem.

Ryan, tak miał na imię ten chłopak. Jego rodzina mieszkała na obrzeżach miasta, bardzo blisko lasu, bo jego ojciec był zapalonym łowcą i lubił polować na małe zwierzęta w okolicy – opowiadałem. – Miał wiatrówkę. Czasem zabierał ze sobą Ryana na polowania i pokazywał mu, jak obchodzić się z bronią. Wiatrówkę zawsze trzymał w specjalnie zamkniętym sejfie, ale Ryan za którymś razem podejrzał kod, więc miał do niej dostęp. Całą grupą nocowaliśmy kiedyś u niego w weekend. To było z piątku na sobotę, ale rodzice mieli nas odebrać dopiero wieczorem. – Z każdym słowem przypominałem sobie kolejne, nie do końca istotne fakty. Nie rozumiałem, czemu niektóre z nich zostały mi tak mocno w pamięci. – Tata Ryana musiał wyjść w sobotę pilnie do pracy, jego mama pojechała na zakupy i zostaliśmy sami. Ryan dużo nam opowiadał o tych polowaniach, więc wszyscy wiedzieliśmy, że ta wiatrówka gdzieś była w tamtym domu. Robby go podpuścił, żeby ją nam pokazał. No i pokazał. – Przerwałem.

Lachlan cały czas trzymał dłoń na moim kolanie, więc wyraźnie poczułem, jak jego dłoń zadrżała.

Chyba już wiesz, gdzie zmierza ta historia – powiedziałem. – Poszliśmy razem do lasu, Ryan pokazał nam, jak obsługiwać wiatrówkę i strzelaliśmy sobie w niebo albo do liści. Ja z początku się bałem, wydawało mi się to niebezpieczne, ale chłopaki mnie cisnęli, przezywali babą albo tchórzem, więc też spróbowałem.

Przerwałem. Wziąłem drżący wdech i przymknąłem oczy. Odchyliłem głowę do tyłu i oparłem się o ścianę. Byłem boleśnie świadomy bliskiej obecności Lachlana tuż obok. Czułem jego dłoń na kolanie.

Strzeliłem parę razy – wspominałem, a obraz poruszających się liści przemknął mi pod powiekami. – Huk był straszny. Do dzisiaj ten dźwięk dźwięczy mi w uszach – wyszeptałem.

Zacisnąłem dłoń na butelce. Bardzo dobrze pamiętałem, co było dalej. Co teraz musiałem powiedzieć…

Zaraz po wystrzale poniósł się taki dziwny pisk i dźwięk… jakby uderzenia o glebę. – Poczułem, jak dłoń Lachlana zacisnęła się mocniej. – Chłopaki uznali, że udało mi się ustrzelić sarnę… Dla mnie to brzmiało raczej jak ludzki odgłos.

Lachlan wciągnął powietrze ze świstem. Nie powiedział jednak nic więcej. Przełknąłem ślinę, bo już przysychało mi w gardle.

Przestraszyliśmy się. Żaden z nas nie chciał podejść bliżej, więc po prostu wróciliśmy do domu. Wciąż nikogo nie było, Ryan schował wiatrówkę do sejfu jak gdyby nigdy nic i do wieczora udawaliśmy, że wszystko było w najlepszym porządku.

Ze wszystkich głupich rzeczy, których się dopuściłem tamtego wieczora, tego chyba żałowałem najbardziej. Że nie byłem na tyle asertywny ani odważny, żeby komuś o tym powiedzieć. Naprawdę nienawidziłem siebie za to. Za to, że wziąłem do ręki tę głupią wiatrówkę i za to, że nie umiałem odpowiednio zareagować, gdy już doszło do tragedii. Chciałem to wszystko powiedzieć Lachlanowi, ale nie znalazłem w sobie siły, żeby podzielić się z nim tym żalem.

Byłem naprawdę przerażony – kontynuowałem. – Potem odebrali mnie rodzice, a ja odważyłem się im powiedzieć, ale dopiero jak dojechaliśmy do domu. Wróciliśmy tam z powrotem.

Obrazy na nowo zaczęły przelatywać mi przed oczami. Czułem się, jakbym znów siedział w tym aucie. Otworzyłem oczy, bo chciałem zyskać więcej kontaktu z rzeczywistością, ale na niewiele się to zdało. Nie umiałem powstrzymać powracających wspomnień, więc po prostu poddałem się temu.

Pamiętam, że zostałem z mamą w aucie, a tata po ciemku szukał wskazanego mu przeze mnie na opak miejsca. Nie orientował się w tych lasach, więc poszedł do domu Ryana, porozmawiać z jego ojcem. Ryan się potem na mnie o to strasznie wściekł. Ale jakie to miało znaczenie? – Zawiesiłem się na moment. W tamtym wieku denerwowaliśmy się na siebie o naprawdę dziwne rzeczy.

Aaron…? – wyszeptał Lachlan.

Pokręciłem głową. Nadal unikałem patrzenia na niego.

Nasi ojcowie razem zeszli kawałek lasu i znaleźli go. Dorosłego mężczyznę, mniej więcej w ich wieku, również był ze strzelbą, podejrzewali, że również tam polował. Wezwali policję. – Przełknąłem ślinę. – Od tego momentu… historia już trochę mi się zamazuje. Pamiętam, że bardzo długo siedziałem w aucie i byłem tak strasznie zmęczony, że myślałem tylko o tym, żeby wrócić do domu i pójść spać. A potem zadawali mi różne pytania, wszystko mi się mieszało, byłem przerażony, cały dzień o tym myślałem, a adrenalina przestała w końcu puszczać. Chyba się rozpłakałem. Byliśmy też na komisariacie, przysnąłem w przerwie, gdy różni policjanci się zmieniali. – Urwałem.

Czy ten mężczyzna – Lachlan zawahał się – czy on…?

Moje gardło zacisnęło się.

Jak go znaleźli, już… już nie żył – powiedziałem cicho. – Śledczy byli zdania, że gdybyśmy od razu to zgłosili, to by przeżył – przyznałem z bólem.

O Jezu – mruknął Lachlan. Zdjął rękę z mojego kolana i poruszył się. Zerknąłem na niego z przestrachem, a on uchwycił mój wzrok. – I jak to się skończyło?

Ostatecznie mnie nie skazano, uznano to za wypadek – przyznałem zgodnie z prawdą. – Żadnego z nas nie skazano. Ojciec Ryana też odpowiadał przed sądem, ale jego prawnicy go wybronili.

A więc uznali cię za niewinnego?

A jakie to ma znaczenie? Człowiek przeze mnie… – zacząłem zdławionym głosem, ale Lachlan mi przerwał.

Aaron, przestań. Byłeś tylko dzieckiem, dorośli was nie dopilnowali.

Ja wiedziałem, do czego służy wiatrówka. Wiedziałem, że to nie była zabawka dla dzieci. Wiedziałem to wszystko, a i tak po nią sięgnąłem i to wszystko skończyło się… Sam już wiesz jak.

Żałujesz tego. – Lachlan bardziej stwierdził, niż zapytał, ale i tak odpowiedziałem:

Tak.

Aaron, posłuchaj. – Lachlan znów się poruszył, czym przykuł moją uwagę. – To jest naprawdę straszna historia. I to, co się stało, jest naprawdę straszne. I nikomu nigdy bym nie życzył, żeby znalazł się w którejkolwiek części tego zdarzenia, ale nie nienawidzę cię za to. Nie uważam, żebyś był mordercą. Wydaje mi się jednak, że pokutujesz już wystarczająco długo.

Za bezmyślność się płaci – wyszeptałem.

Ty zapłaciłeś najwyższą cenę – przyznał. – Myślę, że jesteś teraz bardzo ostrożny i robisz wszystko, żeby nie dopuścić do podobnej sytuacji.

Parsknąłem. Wydawało mi się, że robiłem właśnie tak, jak powiedział Lachlan. Tyle że sytuacja z dzisiaj świetnie dowiodła, że nie nadawałem się do życia w społeczeństwie.

Ta informacja na pewno jeszcze do ciebie nie dotarła, ale jak jechałem dzisiaj z Ollie’m, to potrąciłem Alexa.

Lachlan drgnął.

Co takiego?

Potrąciłem Alexa – powtórzyłem. – Było tak cholernie ciemno… Kurwa. – Przetarłem twarz dłonią.

I co z nim?

Nic mu się nie stało, jechałem bardzo wolno, ale… znowu kogoś naraziłem.

Dlaczego nie uważałeś? Zawsze jeździsz przepisowo – zauważył.

Uważałem, ale było tak strasznie ciemno, uliczne latarnie nie działały.

Lachlan pokiwał głową.

Faktycznie. Jak ja tu szedłem, też nie działały. Aaron, to nie twoja wina. Znam cię, jeżdżę z tobą na tyle długo, by wiedzieć, że zawsze dbasz o to, jak zachowujesz się na drodze. Wiem, że nigdy nie doprowadziłbyś do takiej sytuacji przez swoją nieodpowiedzialność.

Popatrzyłem na przyjaciela. Lachlan mówił to wszystko z takim przekonaniem, że chciałem po prostu przyjąć jego słowa i ruszyć do przodu. Ale to nie było takie łatwe. A poza tym, Lachlan wciąż nie wiedział najważniejszej rzeczy.

Jest jeszcze coś. – Odetchnąłem głośno.

Co takiego?

Ten mężczyzna to był ojciec Ethana.


♛♛♛


Czy fakt, że mężczyzna, którego śmierć spowodowałem, to ojciec mojego przyjaciela, sprawiał, że ta sytuacja była gorsza? Tak. Bardzo tego żałowałem i cholernie mocno pragnąłem cofnąć czas. Gdy okazało się, że to był tata Ethana, chciałem tego milion razy mocniej.

W tamtym okresie, gdy sięgnąłem po tę wiatrówkę, nie znałem się jeszcze z nikim z moich obecnych znajomych. Nieraz zastanawiałem się nad tym, czy ten mężczyzna miał rodzinę, czy pozbawiłem kogoś ojca, ale dopiero po latach otrzymałem odpowiedź na te pytania. Od Aishy.

Mama Aishy pracowała jako policjantka. Co więcej, była jedną z głównych osób zajmujących się tą sprawą. Małej Aishy bardzo mocno zapadło w pamięć, gdy jej mama jechała na służbę z powodu pewnych dramatycznych wydarzeń. A potem jeszcze przeprowadziła dla córki specjalne wykłady na temat tego, jak niebezpieczne jest posługiwanie się bronią bez odpowiedniego przygotowania. Aisha ewidentnie znała więcej szczegółów z tej sprawy, bo kiedy mnie poznała, od razu skojarzyła, kim byłem i co zrobiłem. A gdy wymyśliła swój rewelacyjny plan na odbicie chłopaka swojej najlepszej przyjaciółce, miała informacje, dzięki którym mogła mnie zmusić do współpracy z nią.

Okazało się, że Lachlan nie wiedział nawet o tym, że Ethan wychowywał się bez ojca. Trochę mnie to dziwiło, bo ze wszystkich osób, które znałem, to z Lachlanem najprędzej podzieliłbym się taką informacją, skoro on był sierotą.

Musisz mu powiedzieć. – Głos Lachlana brzmiał niezwykle spokojnie, niemalże kojąco.

Podniosłem wzrok. W oczach przyjaciela dojrzałem wyraźnie współczucie, ale także pewność.

Nie chodzi nawet o ten szantaż Aishy – kontynuował. – On po prostu zasługuje na to, żeby wiedzieć. Aaron, przyjaźnicie się. Uważam, że Ethan powinien mieć prawo zdecydować, czy chce być w bliższej relacji z osobą, która sprawiła, że jego ojciec zmarł.

Nie miałem żadnych kontrargumentów na takie rozumowanie. Lachlan miał rację, gdyby ktoś to mi odebrał bliską osobę, też nie chciałbym wchodzić z nią w żadne kontakty. Czułem, że łzy zbierają mi się pod powiekami. Zamrugałem kilka razy.

On nie będzie chciał mnie znać – wyszeptałem zdławionym głosem. Gula w moim gardle rosła z każdą chwilą.

To możliwe – przyznał szczerze Lachlan – ale nie możesz podjąć za niego tej decyzji.

A co z tobą?

Co ze mną? – zdziwił się.

Zacisnąłem zęby mocno na skórze wewnątrz ust.

Ciebie też stracę?

Lachlan znów położył dłoń na moim kolanie.

Oczywiście, że nie.

A jeśli Ethan nie będzie chciał, żebyś utrzymywał ze mną kontakty? Ty też się z nim przyjaźnisz.

Lachlan westchnął.

Wiem, że to trudna sytuacja, ale to nie jest jego wybór. Cokolwiek on zrobi, jako przyjaciel będę go wspierał, nie będę go oceniał ani też namawiał do zmiany zdania, ale nie podążę jego decyzją. Ty też jesteś moim przyjacielem i stanę też po twojej stronie. Obaj będziecie mieli moje wsparcie, obiecuję ci to.

Przymknąłem oczy. Odczułem dziwną ulgę po słowach Lachlana, choć podświadomie czułem, że nie mogło być tak pięknie. Bardzo dobrze wiedziałem, że wyniknie z tego sytuacja, w której znajomi będą musieli wybierać pomiędzy mną a Ethanem. Nie oczekiwałem, że ktokolwiek chciałby wybrać mnie.

Nie zasługuję na ciebie – powiedziałem.

To tak nie działa. Obaj pracujemy na to, jak ma wyglądać nasza przyjaźń.

Jakim cudem on potrafił mówić takie mądre rzeczy z takim spokojem?

Nie rozumiem, jak mogłem być do ciebie na początku uprzedzony.

Dobrze, że zmieniłeś zdanie. – Lachlan zaśmiał się cicho. – To dla mnie dużo znaczy, że postanowiłeś dać mi szansę.

Zerknąłem na niego. Nie spodziewałem się takiego wyznania. Nigdy nie sądziłem, że Lachlan traktował tę sytuację w taki sposób. Że to jemu zależało, żeby się ze mną zaprzyjaźnić i czekał, aż dopuszczę go do siebie.

Ja… żałuję, że tak długo zwlekałem. Przepraszam, że trzymałem cię na dystans – powiedziałem szczerze, patrząc mu odważnie w oczy. Przez większą część tej rozmowy unikałem patrzenia na niego, ale teraz naprawdę zasługiwał na tę uwagę.

Nic nie szkodzi. – Uśmiechnął się.

Lachlan napił się piwa, więc zdałem sobie sprawę, że w mojej butelce wciąż znajdowało się sporo złotawego płynu. Pociągnąłem łyk i skrzywiłem się. Przez to, że tyle rozmawialiśmy piwo zdążyło przyjąć temperaturę pokojową i smakowało jak siki. Odłożyłem butelkę na stolik obok łóżka z myślą, że pewnie ją tutaj zostawię. Dwunastolatka, która tutaj mieszkała, albo bardzo się zdziwi, albo będzie miała przesrane u rodziców, że chlała w tak młodym wieku. Cóż.

Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, ale nie było w niej nic krępującego. Obaj pogrążyliśmy się na chwilę w swoich myślach, każdy swobodnie odleciał w swoim kierunku. Mógłbym tak zostać do końca życia.

Tyle, że nie mogłem. rzeczywistość zawsze musiała mnie dopaść.

Aaron – zaczął Lachlan miękko. – Mam zawołać tu dla ciebie Ethana?

Teraz?!

Im szybciej, tym lepiej.

Tak, masz rację – zgodziłem się niechętnie, ale zaraz coś sobie przypomniałem. – Tylko, że Ethan jest już dzisiaj kompletnie najebany. Chyba powinienem jednak zaczekać, aż wytrzeźwieje. Nie wiem, czy to dobre, żeby się dowiedział, będąc takim stanie.

Lachlan przyznał mi rację, więc odłożyłem wizję rozmowy z Ethanem. Nie jakoś daleko, bo obiecałem, że zrobię to jutro i trzymałem się tej myśli. Im szybciej, tym lepiej. Nie było szans, żeby to mogło skończyć się dobrze, więc niepotrzebnie to odwlekałem.

Pocieszałem się jedną rzeczą. Będę mógł olać Aishę i jej głupi plan.

Nie żeby to działało.


♛♛♛


Alexander


Nigdy wcześniej nie potrąciło mnie auto. Przydarzyło mi się w życiu wiele złych rzeczy, ale wypadek samochodowy? To była nowość. Niestety sam sobie zawiniłem. Szedłem przed siebie kompletnie rozproszony i zamiast się rozglądać, skoro wszędzie panowały ciemności. Zamyśliłem się nad moim żałosnym życiem. O włos, a bym je stracił.

Aaron okazał się zaskakująco miły. Dotychczas ten chłopak trochę mnie przerażał, ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, gdy się mną zajął i pomógł mi odnaleźć siostrę. Byłem trochę w szoku i nie do końca ogarniałem, co się dookoła mnie działo, więc byłem mu wdzięczny, że mnie tak po prostu nie zostawił.

Ollie zachował się przeciwnie niż jego kolega. Żadna nowość.

Chloe tak bardzo przejęła się moim wypadkiem, że chciała od razu mnie wieźć do szpitala. Ale że nie była do końca trzeźwa i nie miała samochodu, udało mi się ją odciągnąć od tego szalonego pomysłu. Z trudem przekonałem ją też, żebyśmy zostali na imprezie, bo jej kolejną propozycją był powrót. Mi to się wydawało raczej bez sensu, skoro już się pofatygowaliśmy, a mnie tak naprawdę bolała tylko trochę ręka. Nieraz inne części ciała bolały mnie dużo mocniej po tym, jak od kogoś oberwałem.

Chloe dalej świrowała, bo nie chciała mnie zostawić samego nawet na chwilę. I o ile na ogół cieszyłem się z jej towarzystwa, o tyle teraz zaczęło mnie to trochę przytłaczać. Na pomoc przyszedł mi Lucas, który posiedział z nami trochę. Jak dowiedział się o wypadku, był w szoku, bo minął się już z Aaronem, a ten o niczym mu nie wspomniał. Udało mu się jednak rozproszyć uwagę Chloe na tyle, że dała mi spokój i odeszła spotkać się ze swoimi przyjaciółkami. Dziwne. To już kolejny raz, jak Chloe tak po prostu olała Lucasa.

Rozważałem właśnie, czy wypadało mi pytać Lucasa o to dziwne zachowanie mojej siostry, kiedy podszedł do nas znajomy chłopaka. Obaj pogrążyli się w rozmowie, a po kilku minutach Lucas zasygnalizował, że musi iść coś ogarnąć.

Zostałem sam. Typowo.

Dzisiaj miałem wystarczająco emocji, więc mało mnie to obchodziło. Po prostu siedziałem sobie dalej na tej małe pufie i ignorowałem rzeczywistość. Jeśli ktoś uznał, że wyglądałem jak frajer, na swoje usprawiedliwienie miałem to, że zostałem potrącony i nie byłem w humorze na imprezy. Tak przynajmniej próbowałem sobie wmówić.

Nie trwało to długo, bo podszedł do mnie Ethan. Był kompletnie pijany, a co za tym szło, zmienił się w kompletnie wylewnego chłopaka. Dosłownie i w przenośni. Dosłownie, bo rozlał trochę piwa na podłogę, w przenośni, bo objął mnie, jak wspomniałem mu, że potrąciło mnie auto. Zachowanie Ethana mnie rozczuliło.

Chłopak próbował mnie też namówić na alkohol, ale odmówiłem. Po czasie, kiedy już sobie poszedł, uznałem, że to jednak nie był taki zły pomysł. Siedziałem sam prawie z godzinę i czułem się już mocno znudzony.

Ostrożnie wstałem. Ponieważ nie kręciło mi się w głowie ani nie działo nic dziwnego, poszedłem zrobić rozeznanie w poszukiwaniu kuchni. Rozkład domu na szczęście był prosty, więc już po chwili trafiłem tam, gdzie chciałem. W tym pomieszczeniu ucho mogło trochę odsapnąć, muzyka słabiej tu docierała, a i ludzi było mniej.

Na blatach stały różne gatunki piw. Przeglądałem je w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mi smakować, kiedy poczułem się naprawdę nieswojo. Jakby… ktoś mnie obserwował? Bez przesady, chyba mi się zdawało.

Mimo wszystko odwróciłem się niepewnie przez prawe ramię.

Na Makbeta!

Oczywiście, że tak. Któż inny mógłby się tak na mnie uwziąć?

Opierał się nonszalancko o blat, a w dłoni trzymał butelkę z piwem. Typowo dla siebie jedną brew miał uniesioną, a usta wykrzywił w ironicznym uśmieszku. I wpatrywał się we mnie.

Że też musiałem się odwrócić.

Jednak piwo, a nie narkotyki? – zapytał i ruszył się ze swojego miejsca. Niestety podszedł w moją stronę.

Przełknąłem ślinę. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć.

Potrącił cię samochód i wciąż mało ci wrażeń?

Czy on naprawdę musiał za każdym razem się mnie tak czepiać? Miałem ochotę wykrzyczeć mu to w twarz. Szkoda, że nie miałem odwagi.

Przymknąłem oczy na moment, zbierając resztki swoich sił, żeby go ignorować. Raz ta taktyka się sprawdziła, raz nie i uznał mnie wówczas za niemowę. Oby tym razem sprawdziła się ta pierwsza opcja.

Odwróciłem się od niego i sięgnąłem po pierwsze lepsze piwo z zamiarem odejścia. Ollie chwycił mnie za nadgarstek. Spiąłem się na ten dotyk. Co prawda moją rękę pokrywał materiał bluzy, ale i tak czułem się źle, gdy ktoś tak mocno zbliżał się do moich blizn. Odsunąłem się, ale nie wyrwałem z jego uścisku. Spojrzałem niepewnie w jego stronę.

Cwane – skomentował i uśmiechnął się, ale nie miałem pojęcia, o czym mówił.

Puść mnie – wyszeptałem.

Ollie skinął i cofnął się o parę kroków.

Żyjesz?

Zmarszczyłem brwi. Co to było za pytanie?

Raczej – mruknąłem.

Chłopak parsknął i wywrócił oczami.

Pytam, czy Aaron cię nie pokiereszował za bardzo.

Nie.

To dobrze.


♛♛♛


Aaron


Pierwszy raz od dawna nie obudziłem się z kacem. Z reguły każda moja imprezowa historia kończyła się w podobny sposób, ale tym razem nie byłem w dobrym humorze na alkohol. A poza tym, zależało mi na zachowaniu jak największej trzeźwości na następny dzień. Lachlan specjalnie dla mnie zrobił rozeznanie odnośnie samopoczucia Ethana. Nie chciałem go katować moimi wyznaniami, gdyby sam czuł się skacowany, ale na szczęście trzymał się dobrze. Lub na nieszczęście, zależy jak patrzeć.

Jak na kulturalnych imprezowiczów przystało podkradliśmy sobie trochę jedzenia z kuchni i wyszliśmy zjeść na tarasie, bo pogoda zrobiła się naprawdę ładna. Koło Ethana cały czas kręciła się Evie. Nie miałem nic do tej dziewczyny, ale nie mogłem już wytrzymać tego oczekiwania, więc po skończonym posiłku zagadałem przyjaciela z prośbą o rozmowę w cztery oczy. Ethan wydawał się zaskoczony, ale uprzejmie się zgodził. Miałem wątpliwości, czy nasza rozmowa zakończy się w podobnym tonie.

Na terenie posesji pod bardziej oddaloną częścią płotu znajdowało się parę drzew i dwie drewniane ławeczki. Poszliśmy tam razem i usiedliśmy obok siebie w ciszy. Głupio było się tak nie odzywać, ale to ja powinienem zacząć rozmowę. Znów poczułem taką wewnętrzną blokadę jak przy Lachlanie. A tym razem miało być tylko gorzej.

Czy ja – zaczął Ethan – zrobiłem wczoraj coś po pijaku?

Spojrzałem na niego zaskoczony.

Nie, nie – zaprzeczyłem szybko. – To nie o to chodzi. A co, urwał ci się film?

Nie że urwał od razu, ale nie pamiętam wszystkiego tak dokładnie – zaśmiał się.

Jak to na imprezie bywa.

Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi i skinął.

To o czym chciałeś ze mną porozmawiać?

O twoim tacie – przyznałem cicho.

Ethan drgnął. Przygryzł wargę na moment, ale po chwili znów skinął, dając mi przyzwolenie na kontynuowanie.

Wiem, że twój tata zmarł, jak byłeś dzieckiem.

Tak, wspomniałem chyba kiedyś o tym.

Wiem też, że został zastrzelony.

Chłopak poruszył się niespokojnie.

Nie rozumiem, do czego zmierzasz…

Chodzi o to, że… no, wiesz. Byłeś w sumie dość młody. – Miałem wrażenie, że motam się w tym, co chciałem powiedzieć. – Zastanawiam się, ile wiesz o okolicznościach tego zdarzenia.

Co ja paplałem…

Ethan uniósł wzrok. Nie wydawał się zły.

W sumie niewiele – przyznał. – Nigdy nie dopytywałem mamy o szczegóły, a ona sama z siebie też mi nie opowiedziała. Czemu o to pytasz, Aaron? Wszystko w porządku? – zaniepokoił się.

Miałem ochotę palnąć się w łeb. Zamiast po prostu wyznać mu prawdę, wprowadziłem go w poczucie, że potrzebowałem od niego pomocy. I to w oparciu o takie straszne doświadczenia.

Ja znam więcej okoliczności – powiedziałem, ignorując drżenie moich rąk.

Tak? – zdziwił się Ethan. Sprawiał wrażenie zagubionego. Ciężko mi było na niego patrzeć, bo wiedziałem, że zaraz miał poczuć się jeszcze gorzej.

Wiem, kto był strzelcem – powiedziałem cicho.

Ethan zamrugał kilka razy i skrzywił się.

To byłem ja – dokończyłem z głośnym wydechem.

Opuściłem wzrok. Nie chciałem widzieć jego twarzy. Nie teraz, nie w takim momencie. Bałem się jego reakcji, ale nie miałem prawa go popędzać. W tej popieprzonej sytuacji starałem się zapewnić mu trochę komfortu, bo to było najważniejsze.

Miałem wrażenie, że cisza trwała w nieskończoność.

Że co?

To była moja wina – powiedziałem w moje kolana.

Żartujesz, prawda? – W głosie Ethana zabrzmiała ostrzegawcza nuta. – To nie jest powód do żartów, Aaron.

Wiem – wyszeptałem.

Spójrz na mnie – zażądał stanowczo.

Spełniłem jego prośbę. Jego policzki były zarumienione, a szczęka mocno zaciśnięta. Miałem wrażenie, że jego tęczówki ściemniały. Jednak gdy popatrzył na mnie, wyraz jego twarzy złagodniał. Dziwne.

Twierdzisz, że byłeś strzelcem? – dopytał spokojniej.

Potwierdziłem ruchem głowy. Ethan wziął głęboki wdech.

Okay, powoli. Powoli – wyszeptał i wziął kilka uspokajających oddechów. – Nie wiem, skąd wziął ci się taki pomysł, ale nie wydaje mi się, żebyś… żebyś zabił mojego tatę. Kogokolwiek zastrzeliłeś, to nie był mój tata.

O rany, on tego nie przyjął do wiadomości. Wolał pozostać w zaprzeczeniu.

Ethan, wiem, że to straszne, ale…

Nie – przerwał mi. – To nie byłeś ty…

Obawiam się… – próbowałem się wtrącić.

Nie. No chyba, że byłeś na misji w Afganistanie, ale szczerze w to wątpię, bo raczej nie przyjmują dzieci.

Że co?

Co?

Mój tata był żołnierzem – wytłumaczył.

Czy on wymyślił to teraz, czy…? Co się właśnie stało? Czy Ethan aż tak bardzo nie chciał tego przyjąć do wiadomości? Ależ to by było tak głupie. A może po prostu to jego ktoś okłamał w młodości, żeby oszczędzić mu przykrych wspomnień? Lepiej uważać ojca za bohatera, który zginął na wojnie, niż został przypadkowo zastrzelony w lesie.

Jesteś tego pewny? – zapytałem nieśmiało. Nie chciałem sugerować niczego, co mogłoby zranić jego uczucia, ale musiałem się dowiedzieć.

Tak – powiedział z mocą. Przez chwilę wydawało mi się, że chciał mnie opierniczyć za moje sugestie, ale ostatecznie kontynuował: – Został nawet pośmiertnie odznaczony. Byłem na tej ceremonii, a moja mama przyjęła w jego imieniu medal.

Okay, czegoś takiego raczej nie dało się sfingować. A to oznaczało… że Aisha mnie okłamała.

Do cholery! Co z nią było nie tak?

O rany – mruknąłem i złapałem się za głowę. – Przepraszam cię. O mój, Aisha mi nagadała strasznych głupot, a ja przyjąłem to wszystko za prawdę. Przepraszam, Ethan, nie chciałem naruszać pamięci twojego ojca.

Przyjaciel pokiwał głową.

Nie szkodzi. Znaczy, nie naruszyłeś jego pamięci. Ale musisz mi wytłumaczyć, co masz na myśli. Co ci Aisha nagadała? I dlaczego uważasz, że kogoś zastrzeliłeś?

Cholera. Ta dziewucha nieźle namotała. Nie chciałem przechodzić jeszcze raz przez wspomnienia związane z tamtymi doświadczeniami, ale po tym, co próbowałem wcisnąć Ethanowi, uważałem, że zasługiwał na prawdę. A poza tym, chciałem się już uporać z tym całym szantażem Aishy, nawet jeśli to oznaczało, że wszyscy moi znajomi mieli się o tym dowiedzieć.

Zatem opowiedziałem mu wszystko.

1 Najwyższa możliwa ocena w systemie szkolnictwa w Nowej Zelandii. Skrót od Achievment with Excellence. (źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Academic_grading_in_New_Zealand dostęp: 24.02.2021 r.)

_____

Cześć!

Trochę się zadziało. Alexa tu raczej mało, ale za to Aaron w końcu zdradził swoją historię, teraz pozostaje tylko uporanie się z Aishą. Szczególnie po tym, co mu nagadała o Ethanie. Jak wrażenia? Co myślicie o przeszłości chłopaka?

Przy okazji publikacji tego rozdziału mam też parę ogłoszeń, które wcale nie dotyczą tylko i wyłącznie tego tekstu, ale bardzo nie lubię się bawić w posty informacyjne, więc wszystko napiszę tutaj.

Po pierwsze, usunęłam z bloga opowiadanie Being your voice. Ten tekst zalegał mi już strasznie długo nieskończony, nie pisałam go od dwóch lat (a nie publikowałam od czterech) i straciłam już do niego zapał. Nie lubię takich niedokończonych historii, nie chcę też, żeby tekst funkcjonował jako „zawieszony na wieczność”, więc zdecydowałam się go poprawić. Kiedy jednak zaczęłam sobie planować, co z tym tekstem zrobić, szybko wyszło, że chyba będę musiała napisać go od nowa. I całkiem mi to odpowiada, bo mam parę pomysłów, jak lepiej rozwinąć niektóre wątki, a inne trochę ograniczyć. Ze względu na to, że nie są to zwykłe techniczne zmiany, usunęłam właśnie tę starą wersję. Ponadto, podjęłam też taką decyzję, że chcę nadać temu opowiadaniu polski tytuł, stąd też zakładka na blogu Być Twoim głosem, to właśnie będzie nowa wersja BYV’u. Żadnych informacji odnośnie publikacji na razie nie podaję, bo nie wiem, ile czasu mi zejdzie.

Po drugie, coś się zadziało w zakładce PRP, a mianowicie informacja o dodatku. Chciałam być trochę bardziej tajemnicza w tej kwestii, ale stworzyłam ostatnio okładkę i tę historię przyjemnie mi się pisze, więc chciałam się tym podzielić. Podałam też tam wstępne daty publikacji (lipiec/sierpień 2021), ale jak wiadomo takie rzeczy lubią się przesuwać.

I po trzecie, moja ulubiona informacja. Stworzyłam nową okładkę do Shine, baby!. Jest w sumie dość prosta, ale podoba mi się ten jej artyzm, uważam, że pasuje do postaci Alexa. Okładka jest już dostępna w zakładce, ale dzielę się też nią tutaj.

Dziękuję bardzo za uwagę i czytanie! Widzimy się w kwietniu, trzymajcie kciuki! ♥


 

6 komentarzy:

  1. Hejka,
    ja tak na szybko i wielki skrót tego co chciałam powiedzieć, bo już czwarty raz piszę ten komentarz... (ciągle mnie wywala, a ja głupia przed kliknięciem w opublikuj nie kopiuję tekstu...)
    znamy w końcu przeszłość Aarona z czym się zmagał, ale tak jak Lachman powiedział to nie jego wina... cieszę się, że właśnie był wsparciem dla niego... ale te teorie spiskowe włączające Alexa do spisku, że chce obserwować od środka ich paczkę... ale właśnie zastanawiam się czy Ethan został okłamany (w co wątpię), czy Aisha wykorzystała wiedzę, że Ethan wychowuje się bez ojca...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju, przykro mi, że strona nie chciała współpracować, to naprawdę kiepsko. :/
      A co do Ethana, to nie został okłamany. Po prostu Aisha przekombinowała. :P
      Dziękuję Ci bardzo za obecność i komentarz!
      Wszystkiego dobrego ♥

      Usuń
  2. Hejeczka,
    chciałam życzyć Tobie i Twoim bliskim Wesołych i radosnych Świąt...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Wybacz mi to małe opóźnienie w odpowiedzi. Dziękuję bardzo i wzajemnie.
      Wesołych świąt, trzymaj się ciepło i w zdrowiu!
      Ściskam ♥

      Usuń
  3. Hejeczka,
    rozdział wspaniały, Aaron no zrzuć z siebie wszystko... choć wlaśnie Aisha to zmyśliła że to był ojciec Ethana czy matka syna okłamała... co za teoria spiskowa tutaj....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    rozdział wspaniały, Aisha to zmyśliła, że to był ojciec Ethana czy matka syna okłamała... co za teoria spiskowa tutaj....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń