sobota, 17 kwietnia 2021

Rozdział 12 [Shine, baby!]

Alexander


Zaproszenie od Lachlana na wspólną grę w kosza powitałem z prawdziwą ulgą. Przez parę ostatnich dni nasz kontakt trochę osłabł, co odrobinę mnie zmartwiło. Nie chciałem jednak być nadgorliwy i zamknąłem się w pokoju, zaczytując się w Szekspirze. Planowałem odezwać się kolegi po tygodniu, ale to on pierwszy wyciągnął do mnie rękę. Wolałbym, co prawda, spędzić z nim czas sam na sam, ale zmuszałem się do większego socjalizowania. Poza tym, gdybym odmówił, Lachlan mógłby się do mnie zrazić, a tego przecież nie chciałem.

Umówiliśmy się na tym samym boisku, co ostatnio. Niby już znałem drogę, ale Ethan i tak odezwał się do mnie z propozycją, żebyśmy poszli razem z przystanku. Odkąd chłopak nachlał się na ostatniej imprezie i wspomniałem mu o tym potrąceniu nasze stosunki stały się zaskakująco pozytywne. Nie wymienialiśmy esemesów, ale rozmawialiśmy parę razy na korytarzu w szkole, a to już coś.

Nie wiem, czy Lachlan ci wspominał – powiedział Ethan na wstępie – ale będzie cała nasza męska ekipa.

Zmarszczyłem brwi.

Czyli ile nas będzie? – dopytałem. Nie byłem do końca pewny, co próbował mi przez to przekazać. A może po prostu uznał, że skoro ostatnio o to pytałem, to poinformował mnie z góry?

Sześciu.

Skinąłem głową. Czyli więcej niż ostatnio.

I będzie też Ollie – dodał i cmoknął.

Ach, a więc o to chodziło. No tak, moje stosunki z Ollie’em były przecież mocno nieprzyjazne, a ten chłopak nawet nie krył się z tym mocno, że miał ze mną jakiś problem.

Cóż – mruknąłem, nie wiedząc, jak inaczej mógłbym to skomentować.

Znaczy, raczej nie będzie się ciebie czepiał, skoro wszyscy będziemy…

Ostatnio nie miał problemu z waszą obecnością – wtrąciłem, wspominając imprezę z typem od koki.

Ethan zarumienił się lekko, a mi zrobiło się głupio. Chamsko mu przerwałem, a on przecież tylko starał się być miły i ostrzec mnie przed obecnością Ollie’ego.

Ale i tak będziemy grać – powiedziałem szybko – to raczej nie będziemy dużo gadać w trakcie.

Pewnie nie. Może się tak zasapie, że nie będzie miał siły otworzyć ust.

Zaśmiałem się. To była przyjemna perspektywa.

Pozostała część spaceru upłynęła nam w przyjemnej ciszy. Z reguły pomiędzy mną a Ethanem sytuacja szybko stawała się niekomfortowa, bo z tego co zdążyłem zauważyć, on też był z natury raczej nieśmiały lub cichy. Jednak ostatnio udało nam się złapać trochę więcej kontaktu i powoli zaczynałem czuć się swobodnie w jego towarzystwie, on chyba zresztą też.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Wyglądało na to, że uda nam się dogadać. Cieszyła mnie ta perspektywa. Więcej osób do chodzenia na szejki.

Gdy dotarliśmy na boisko, reszta chłopaków już tam siedziała. Lucas chyba robił sobie małą rozgrzewkę, bo rzucał do kosza. Lachlan i Aaron siedzieli na ławeczce niedaleko, a Ollie obok nich – tyle że on przysiadł na oparciu, a nogi oparł na miejscach do siedzenia.

Lachlan pomachał do nas i krzyknął przywitanie. Aaron uśmiechnął się lekko. Lucas skinął. Ollie natomiast postanowił się odezwać, gdy już znaleźliśmy się bliżej:

Wiecie, że musieliśmy na was czekać. – Po tych słowach wyprostował się i uniósł głowę. Wyglądał, jak król, który karcił swoich poddanych. Automatycznie skuliłem się w sobie.

Wiesz, że w takim razie przyszedłeś za wcześnie – odparł rezolutnie Ethan.

Zerknąłem na niego z podziwem. Chciałbym umieć tak odpowiedzieć Ollie’emu i nie martwić o reakcję. Ja za każdym razem byłem zbyt zawstydzony, żeby chociaż użyć mózgu. Ciężko się żyło w skórze nieśmiałego człowieka.

Nie zgrywaj się, dupo – powiedział Lucas, który nagle zmaterializował się obok mnie. – Skoro wszyscy już jesteśmy to co? Gramy?

Nikt nie wyraził sprzeciwu, więc chłopaki podniosły się z ławki, a ja z Ethanem odłożyliśmy swoje rzeczy. Ollie zaproponował, żebyśmy grali „dzieciaki na dorosłych”. Jako że ja, Lachlan i Ethan byliśmy w najniższych klasach, to skończyliśmy razem w drużynie. Oczywiście, nie przeszkadzało mi to, ale śmieszyło mnie jak to Ollie nazwał nas dzieciakami, tak jakby był nie wiadomo jak dorosły, a sam był przecież w wieku Ethana i Lachlana. Widocznie czuł się starszy przez to, że rok wcześniej poszedł do szkoły. Albo już mu się konkretnie w głowie poprzewracało, co w sumie też by mnie nie zdziwiło.

Jako, że Ethan najlepiej się bawił, zmagając się z Lucasem, od razu zakomunikował, że to jego będzie krył. Aaron chciał ścierać się z Lachlanem, więc dla mnie pozostał nie kto inny jak Ollie. Najlepsza opcja, a jakże.

Starałem się nie nastawiać negatywnie, ale moje nastawiania na niewiele się zdały, bo bardzo szybko Ollie rozwiał moje oczekiwania. Gdy tylko Lachlan miał wyrzucać piłkę z autu, nielubiany chłopak zmaterializował się obok mnie.

Jak tam życie? Wciąż niemowa?

Tak jakby bycie niemową było czymś złym.

Postawiłem sobie za punkt honoru, żeby ignorować jego zaczepki. I wyminąłem go. Minęła chwila, nim Ollie zaskoczył, i w taki sposób udało mi się uniknąć konfrontacji z nim. Obrałem sobie taką taktykę, że nie pchałem się za bardzo do piłki, bo nie byłem wybitnym zawodnikiem, a także miałem wówczas trochę mniej kontaktu z Ollie’em.

Ethan był naprawdę dobry. Oglądanie jego starć z Lucasem już kolejny raz zrobiło na mnie wrażenie. Oczywiście, Lucas radził sobie lepiej, ale i tak szybko wywnioskowałem, że Ethan w naszej drużynie grał najlepiej. Zwykle pełen energii Lachlan przy Aaronie wydawał się trochę rozproszony. W pewnym momencie przyjaciel go objął i chłopaki wyłączyły się na chwilę z gry.

I zostałem ja. Niezbyt dobry i przy piłce. Cholera.

Ruszyłem na przeciwny kosz. Miałem do niego naprawdę blisko, więc bez problemu mógłbym zdobyć punkty. Gdyby nie to, że na mojej drodze stał Ollie. Jego obecność przy mnie jak cień już doprowadzała mnie do szału.

Spróbowałem wyminąć go z prawej strony. Zablokował mnie.

No pokaż na co cię stać, niezguło – powiedział cicho.

Nie mógł sobie darować. Tyle że w tej kwestii akurat miał rację. Jeśli chodziło o koszykówkę, nie było mnie stać na zbyt wiele. Cały czas odbijałem piłkę, ale wiedziałem, że Ollie zaraz z łatwością mi ją odbierze.

Znów spróbowałem go wyminąć. Tym razem mnie nie zablokował. Nie musiał. Runąłem na ziemię jak długi, bo przydeptałem sobie sznurówkę. Piłka potoczyła się po boisku, ale Ollie nie pobiegł za nią. Pochylił się nade mną, a jego wzrok ześlizgnął się na mój brzuch.

Podwinęła mi się koszulka.

Na sztylet Julii! Szarpnąłem się, żeby jak najszybciej zakryć blizny. Po minie Ollie’ego jednak wnioskowałem, że i tak je widział. Już widziałem oczami wyobraźni, że teraz będzie miał z nich niezłą pożywkę. Ku mojemu zaskoczeniu nie wydawał się mocno obrzydzony. Co więcej, wyciągnął w moją stronę rękę, jakby chciał pomóc mi wstać. Jakby nie bał się mnie dotknąć po tym, co zobaczył.

Chyba że… chciał sobie ze mnie zażartować. Wyciągnął rękę w moją stronę, żeby w ostatniej chwili ją odsunąć?

Wstajesz czy zamierzasz zostać na tej ziemi?

Zaciągnąłem rękaw na dłoń, tak aby jak najlepiej przykrywał blizny, i niepewnie chwyciłem jego rękę. Czułem się niekomfortowo ze świadomością, że skórę Ollie’ego od moich blizn oddzielał tylko cienki materiał. Chłopak podciągnął mnie do góry, nie zrobił mi żadnego głupiego żartu, nie odsunął się z obrzydzeniem. Za to, typowo dla siebie, musiał skomentować tę sytuację.

Ciągle muszę ci pomagać utrzymać się na nogach albo podnosić się po wypadku.

Przepraszam – wydukałem, wyswobadzając się z jego rąk.

Może powinieneś zbadać swoją koordynację ruchowo-przestrzenną?

Rany, Alex, nic ci się nie stało? zapytał Lucas, który dopiero co do nas podbiegł.

Jeszcze tego brakowało, żebym się przed nim zbłaźnił.

Nie, wszystko ok mruknąłem.

Tylko dupa pewnie boli parsknął Ollie.

Lucas klepnął przyjaciela w ramię.

Ogarnij się. Na pewno? zwrócił się w moją stronę.

Tak, tak. Nie pierwszy upadek w moim życiu – dodałem cierpko, odwołując się do wcześniejszych słów Ollie’ego. Ten uśmiechnął się półgębkiem pod nosem. Ale myślę, że zrobię sobie chwilę przerwy i posiedzę na ławce. Popatrzę, jak gracie.

Lucas na szczęście nie próbował zgrywać dla mnie roli opiekuna, w którą próbowała władować go Chloe. Chłopaki pozwoliły mi w spokoju zejść z boiska, równocześnie informując, że w każdej chwili mogłem dołączyć. Po jednej, nierównej rozgrywce dwóch na trzech z gry zrezygnował również Lachlan i dosiadł się do mnie. Teraz to już tym bardziej nie miałem ochoty wracać.

Wszystko w porządku? Nie uszkodził cię ten upadek za mocno? zapytał lekko zaniepokojony, ale wciąż z uśmiechem.

Tak. Nic mi nie jest.

A jesteś jeszcze w humorze, żeby coś potem porobić?

Z Lachlanem? Chętnie. Z Ollie’m? Mniej.

Może jak dodam, że szejki wezmą w tym udział, to będziesz bardziej zainteresowany. Chłopak poruszył kilka razy brwiami.

Okay, szejki mnie kupiły – zgodziłem się.

Lachlan zaśmiał się i klasnął w dłonie.

Wiedziałem, że mam na ciebie jakiegoś haka. Aaron, Lucas i Ollie mają trochę do porozmawiania i nie życzą sobie naszej obecności, więc zbieram ekipę przeciwko nim. Ty, ja i Ethan możemy sobie zrobić szejki u mnie w domu. Już rozmawiałem z ciocią, nie miała nic przeciwko temu, żebyście wpadli.

Och, to brzmiało dużo lepiej. Nie pogardziłbym, co prawda, obecnością Lucasa, ale z drugiej strony jeśli on miałby zabrać ze sobą Ollie’ego, to takie kameralne towarzystwo w trzy osoby dużo bardziej mi odpowiadało. No i Lachlan chciał mnie zaprosić do siebie do domu, to wyglądało, jakbyśmy naprawdę byli kumplami.


♛♛♛


Alexander


Skrzywiłem się, obserwując poczynania Lachlana. To wydawało się… naprawdę obrzydliwe. Czerwona miazga walała się po blacie, tworząc obrazowe plamy. Kolejne krople czerwonego soku strzeliły, gdy Lachlan coś przycisnął łyżką w miseczce. Nie chciałem być niegrzeczny, więc siedziałem cicho, ale zaczynałem żałować, że przyjąłem jego zaproszenie.

Zerknąłem ukradkiem na Ethana, który stał kawałek dalej i opierał się o blat. Również patrzył na Lachlana, a na jego twarzy malowała się mina pełna niesmaku. Ethan chyba wyczuł mój wzrok, bo spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się niepewnie. Odepchnął się od blatu.

Lachlan – powiedział stanowczo.

Tak? podłapał chłopak od razu. Odwrócił się szybko w naszą stronę, machając przy okazji łyżką i rozchlapując dalej sok z truskawek. Ethan drgnął, jakby oberwał.

Myślę, że ja i Alex prędzej wyjdziemy, niż to zjemy. Odetchnąłem w głębi, że to nie ja musiałem to powiedzieć.

Mina Lachlana zrzedła, a mi zrobiło się głupio. Cóż, Ethan mógł to przekazać w mniej dobitny sposób…

Nie jest chyba aż tak źle powiedział i sięgnął do miski.

Ethan wyciągnął ostentacyjnie rękę przed siebie.

Nie chcę tego oglądać z bliska. Darujmy sobie te truskawki, przecież szejki i tak powinny być waniliowe.

Tej logice nigdy bym nie zaprzeczył.

Lachlan popatrzył na mnie i palnął się w głowę. Miseczka wysunęła mu się z dłoni. Rozległ się głośny trzask. Chłopak podskoczył i popatrzył w dół. Naczynie na szczęście się nie stłukło, ale czerwona papka trysnęła po podłodze. Wyglądało to… jakby ktoś dokonał tu przestępstwa.

Zupełnie zapomniałem, że ty lubisz tylko waniliowe szejki, Alex! – zawołał Lachlan i znowu klepnął się w czoło. – Trzeba było mówić od razu. Ale chyba faktycznie musimy zrezygnować z truskawek.

Wraz z Ethanem starliśmy bałagan z podłogi, a Lachlan w tym czasie zajął się przygotowaniem napoju. Fakt, że skupiłem się na czymś innym zamiast na oglądaniu procesu tworzenia, podziałał pozytywnie na moją chęć skosztowania szejka.

Niedługo potem siedzieliśmy we względnym porządku przy barze w kuchni, rozkoszując się smakiem chłodnej wanilii.

W zasadzie – zaczął Lachlan, przerywając swoje głośne siorbanie – wszystko w porządku między tobą a Evie? Z reguły po koszu z nami masz czas dla niej.

Ethan zmarszczył brwi.

Tak, tak. Po prostu chciałem dzisiaj z tobą pogadać. – Ethan zawahał się na moment i potarł ręką bok swojej szyi. – Wiem, że… Hm. Aaron ci powiedział o moim tacie.

Lachlan pokiwał głową powoli, a potem jakby doznał nagłego olśnienia. Wytrzeszczył oczy i uniósł dłonie do ust. Wyrwał mu się cichy jęk. Zerknął na mnie przelotnie.

Chyba zjebałem – stwierdził, ale nie zrozumiałem, co miał na myśli.

Nie szkodzi – powiedział Ethan spokojnie i uśmiechnął się delikatnie. Zwrócił się w moją stronę: – Mój tata zmarł, jak byłem dzieckiem. – Zamarłem. Nie spodziewałem się takiego wyznania. – A ja powiedziałem o tym chłopakom, ale zataiłem tę informację przed Lachlanem. – Spojrzał na chłopaka. – Przepraszam, to było słabe z mojej strony.

Lachlan podskoczył na swoim miejscu.

Nie no co ty! To twoja decyzja, z kim chcesz się tym podzielić.

W tym momencie załapałem. Uderzyło mnie to zupełnie nagle. Ethan chciał porozmawiać z Lachlanem o swoim tacie. Chciał prywatnej rozmowy z przyjacielem. Ale Lachlan nie zrozumiał i zaprosił mnie do towarzystwa. Nie byłem tu mile widziany. A przynajmniej nie w tej konwersacji.

Czy powinienem teraz wyjść? Czułem się głupio. Mogłem oczywiście nie zrozumieć sytuacji, mogłem zgrywać głupa, ale może lepiej było po prostu dać im tej prywatności, której potrzebowali. Na miejscu Ethana chyba bym to docenił.

Jeśli chcecie porozmawiać sami… – wtrąciłem cicho.

Nie, przestań! – przerwał mi Ethan. – Sam zacząłem temat. To nie jest jakaś wielka tajemnica, a poza tym, no – na jego policzki wpłynęło trochę czerwieni – kumplujemy się.

Pokiwałem głową. To było miłe, że tak uważał. Nie sądziłem, że ja i Ethan mieliśmy aż tak zażyłą relację, ale może on po prostu zawsze się trochę dystansował, a tak naprawdę czuł, że miał z kimś więź. Tak jakby nie umiał do końca tego okazać?

Wybacz, Alex – dodał Lachlan skruszony – nie chciałem, żebyś poczuł, że nie jesteś tu mile widziany. Bo jak najbardziej jesteś. Mam nadzieję, że nie będziesz się na mnie gniewać.

Oczywiście, że nie – zaprzeczyłem od razu. W sumie nie wiedziałem, o co dokładnie mógłbym się gniewać. Prędzej byłoby mi przykro, gdyby mnie wyprosili i tyle.

Lachlan uśmiechnął się szeroko na moje słowa i od razu wyglądał bardziej jak on. Taki spłoszony Lachlan wydawał się zupełnie innym człowiekiem.

No to jeszcze wrócę na chwilę do tematu. Zawsze możesz ze mną o wszystkim porozmawiać, Ethan. Ty zresztą też, Alex – wtrącił szybko. – Ale jeśli są jakieś rzeczy, z którymi nie czujesz się na tyle komfortowo, żeby się nimi dzielić, to w porządku. I nigdy nie musisz mnie za to przepraszać. Żaden z was nie musi.

Ethan wpatrywał się w Lachlana w ciszy wyraźnie zarumieniony.

O Mistrzu Szekspirze, jaki ty jesteś miły – wymsknęło mi się.

Ethan parsknął.

Zbyt miły! – Westchnął. – To nie tak, że czułem się niekomfortowo, rozmawiając o tym, bo powiedziałem chłopakom. Po prostu nie chciałem mówić konkretnie tobie. Było mi naprawdę głupio, gdy myślałem o tym, żeby mówić ci o stracie ojca, skoro przecież ja miałem jeszcze mamę, a ty… nie.

Lachlan uniósł brwi.

Chodziło o to, że moi rodzice zmarli?

Uchyliłem usta na te słowa. Nie miałem pojęcia… Ale to by wyjaśniało, dlaczego mieszkał z ciocią i musiał się nagle przeprowadzić. Dlaczego rzadziej widywał się z siostrą, skoro ona została w rodzinnym mieście z powodu pracy. Taka strata tak nie pasowała do tego pozytywnego chłopaka. Jak on to znosił?

Bałeś się, że skoro ja „mam gorzej” – dwa ostatnie słowa wziął gestem w cudzysłów – to nie zrozumiem twojego bólu?

Może nie tyle co nie zrozumiesz, ale… wydawało mi się, że mogłeś nie chcieć rozmawiać o czymś takim.

O rany! – Lachlan zasłonił swoją twarz dłońmi. – To chyba właśnie znaczy, że czułeś się niekomfortowo, nie musisz mnie za to przepraszać. I gdybyś chciał kiedykolwiek więcej o tym pomówić, to chętnie cię wysłucham.

Dzięki. – Ethan skinął i zakrył się szejkiem.

Przez chwilę panowała między nami cisza, więc odważyłem się zareagować na te rewelacje.

Nie wiedziałem, że straciłeś rodziców. Przykro mi, Lachlan. I przykro mi z powodu twojego taty, Ethan.

Lachlan machnął delikatnie ręką.

A jak u ciebie? Rodzice zdrowi?

Zatrzymałem się w połowie ruchu. Od razu dotarło do mnie, że choć to wydawało się takim prostym pytaniem, to przecież nie wiedziałem. Zdrowi, nie zdrowi, to nie miało większego znaczenia. Ale co by było, gdyby oni zmarli? Czy w ogóle bym się o tym dowiedział?

Poruszyłem się niespokojnie i uśmiechnąłem delikatnie. Mimo dziwnego momentu zawieszenia, starałem się zachować jak najbardziej naturalnie. Tak jakby wszystko było w zupełnym porządku.

Tak, tak, zdrowi – powiedziałem, ale mój głos przybrał nienaturalnie wysoki ton.

Lachlan pokiwał głową, obserwując mnie z uwagą. Nie wyglądał, jakby kupił moją odpowiedź. Ethan odchrząknął.

Jeśli będziesz chciał o tym kiedyś porozmawiać, to wiesz z kim.


♛♛♛


Aaron


Opowiadanie tej historii po raz trzeci w tak krótkim odstępie czasu było trudniejsze, niż myślałem. Musiałem to zrobić. Ale ciągłe wracanie do tego tematu nie działało dobrze na moją psychikę. Ostatniej nocy przyśniły mi się trzy koszmary. Kim jednak byłem, żeby na to narzekać? Po tym co zrobiłem, zasługiwałem na gorsze rzeczy.

Jedynym pozytywnym aspektem był fakt, że zaprosiłem chłopaków do siebie do domu. Jeśli się na mnie wściekną i nie będą chcieli mnie więcej znać, to przynajmniej będę mógł się od razu wypłakać we własnym pokoju. Cóż za pocieszenie.

Byli w szoku. Ollie wydawał mi się nawet przerażony. Oparł się o ścianę i objął swoje kolana, przyjmując coś w stylu pozycji obronnej. Chyba zrobił to nieświadomie, ale jego rozszerzone źrenice mówiły mi, że nie czuł się dobrze, słuchając tego. Ale nie przerywał mi. Lucas z kolei siedział naprzeciwko mnie, sztywno wyprostowany, odrobinę spięty, ale mimo wszystko spokojny. Jeśli mogłem czegoś oczekiwać po Lucasie, to definitywnie tego spokoju.

No więc… jak się z tym czujecie? Z tą wiedzą? – zapytałem na koniec. Nie wspomniałem jeszcze słowem o Aishy i jej planie, ale chciałem znać ich stanowisko.

Ollie uniósł głowę, popatrzył na Lucasa, a potem znowu na mnie.

Chujowo – powiedział Ollie. – To naprawdę… przerażające. To dlatego tak się przejąłeś, gdy potrąciłeś Alexa?

Wzruszyłem ramionami.

No tak. Zrozumiem, jeśli nie będziecie chcieli już się ze mną zadawać – wyszeptałem. Nie chciałem stracić moich przyjaciół. Bardzo tego nie chciałem.

Ollie popatrzył na mnie, a potem na Lucasa, na co ten poruszył się niespokojnie.

To jest… straszna historia – powiedział Lucas powoli. Widziałem na jego twarzy, jak zastanawiał się nad tym, jakich słów użyć. – Ale nie mnie cię oceniać. Nigdy nie… – urwał. Wziął głęboki wdech. – Nigdy nie doprowadziłem do tego, że ktoś zmarł – kontynuował pewniej – ale… zniszczyłem komuś życie. Bardzo tego żałuję. Myślę, że mogę widzieć, jak się czujesz. Albo przynajmniej czuć podobnie.

Lucas zniszczył komuś życie? Ten spokojny i opanowany chłopak? To brzmiało wręcz abstrakcyjnie.

Jezus, Maria – wyszeptał Ollie. – Przestańcie krzywdzić innych ludzi.

Żałuję tego – powiedział Lucas, ale i tak unikał wzroku przyjaciela.

Co to znaczy, że zniszczyłeś komuś życie?

Lucas przygryzł wargę i spuścił wzrok. Pokręcił delikatnie głową.

Pobił kogoś – odparł Ollie zamiast niego.

Uśmiechnąłem się smutno.

Każdy się czasem może z kimś pobić. To nie to samo. Rozumiem, że tego żałujesz i się tym przejmujesz, ale…

On teraz jeździ na wózku – przerwał mi Lucas. – Będzie inwalidą do końca życia.

Uchyliłem usta.

Zaufaj mi, kiedy mówię, że mogę wiedzieć, jak się czujesz. Nie oceniam cię – dokończył.

Zapadła między nami cisza. Oni pewnie nie wiedzieli, co więcej powiedzieć. Ja z kolei… nie wiedziałem, jak zareagować na wyznanie Lucasa. Nie sądziłem, że nosił w sobie taką przeszłość.

Siedzieliśmy więc tak i popatrywaliśmy po sobie. Z jednej strony ta atmosfera już powoli zaczynała mi ciążyć, a z drugiej jeszcze nigdy nie czułem takiego dziwnego połączenia z moimi przyjaciółmi. Oczywiście do czasu, aż Ollie postanowił się odezwać.

Dlaczego ja się z wami zadaję?

Też tego nie rozumiem – odparł Lucas cicho.

Chyba jestem pierdolonym masochistą – powiedział gorzko i się zaśmiał. Zwrócił się do mnie: – To wszystko, co masz do powiedzenia?

Przytkało mnie.

Eee…

Nic się nie bój, nadal jestem twoim kumplem. Nie mam innych przyjaciół, a wy przynajmniej jesteście bogaci, więc w razie czego będziecie mogli mnie zasponsorować. Jeśli chcesz coś jeszcze dodać, to mów, korzystaj z okazji. Jesteśmy tu, słuchamy.

Po wcześniejszym przerażeniu Ollie’ego nie było ani śladu. Znów był sarkastyczny, wredny i trochę głupi. Zachowywał się, jakby go to wcale nie obeszło. Zgrywał się. Widziałem to mocno, zgrywał się. Starał się zachować dozę swojej typowej normalności. Pytanie, czy robił to dla mnie czy dla siebie.

Aisha wie – wyznałem. – Wmówiła mi, że ten mężczyzna to był ojciec Ethana. To była niezła ściema, ale jej uwierzyłem. Nie chciałem, żebyście się o tym dowiedzieli, więc poniekąd uległem jej szantażowi.

Aisha cię szantażowała? – zdziwił się Ollie.

Skinąłem głową, a on parsknął.

Laski są pojebane – stwierdził.

I czego chciała w zamian za milczenie? – zapytał Lucas racjonalnie.

Odchrząknąłem. To była ta kolejna rzecz, którą dzieliłem się niechętnie. Plan Aishy nie niósł ze sobą aż tak okropnych skutków, jak to, co zrobiłem w dzieciństwie, ale on z kolei uderzał bezpośrednio w jednego z moich przyjaciół. Co prawda, wcześniej myślałem, że cierpiał przeze mnie też Ethan, jednak nie sądziłem, żeby to działało na moją korzyść.

Wykręciłem palce tak mocno, że aż poczułem ból.

Chciała, żebym poderwał Chloe.

O kurwa – wyszeptał Ollie.

Że co? – zapytał Lucas. Jego głos był ostry jak brzytwa.

Przełknąłem ślinę.

Chciała, żebym ją poderwał, bo ona chciała poderwać ciebie – powiedziałem niepewnie.

Ollie zaśmiał się i powtórzył:

Laski są pojebane.

Chyba nie rozumiem – odparł Lucas skonsternowany.

No… Aisha chyba darzy cię jakimiś uczuciami albo po prostu chciała dogryźć Chloe… Sam nie wiem, nie do końca rozumiem jej intencje – przyznałem szczerze. – W każdym razie, chciała się z tobą umówić. A konkretniej pocieszyć cię po tym, ja Chloe złamie ci serce, bo ja ją wyrwę. Taki był jej plan.

W tym momencie Ollie już kompletnie odpadł z rozmowy. Zdążyłem zobaczyć, że był kompletnie czerwony ze śmiechu, zanim spadł z łóżka. Lucas zerknął na niego przelotnie, ale nie przejął się zbytnio.

I ty się na to zgodziłeś? – dopytał.

Tak jakby – mruknąłem.

Co to znaczy tak jakby? – nie odpuszczał.

Nie chciałem tego robić. Po pierwsze, absolutnie nigdy nie chciałbym odbijać ci dziewczyny. Po drugie, ona w ogóle mi się nie podoba. Nie chciałem jednak, żebyście się dowiedzieli, więc powiedziałem Aishy, że to zrobię, ale na moich własnych warunkach. Udało mi się ją przekonać tym, że niby Chloe mi się podoba. Ale tak naprawdę mi się nie podoba – zastrzegłem od razu, mimo że się powtórzyłem.

Czyli – Lucas popatrzył w górę, szukając słów – postanowiłeś poderwać moją dziewczynę?

Nie! Absolutnie nie planowałem tego robić. Tylko tak powiedziałem Aishy. Ani razu nie rozmawiałem z Chloe w ostatnim czasie. Przysięgam.

Nie podoba mi się to – powiedział powoli.

Lucas, nigdy nie zrobiłbym niczego…

Nie kończ tego zdania – przerwał mi. Przetarł twarz dłońmi. Wydawał się naprawdę przejęty.

Zacisnąłem dłonie w pięści. A więc to tak? Miał zaakceptować to, że zginął przeze mnie człowiek, ale obrazić się o to, że zgodziłem się na ten głupi szantaż? Czy był gorszy powód do utraty przyjaciela? Lachlan miał rację, powinienem był od razu się otworzyć i opowiedzieć o tej sytuacji. Nie dać się wplątać Aishy w jej machloje.

Muszę to przemyśleć – przyznał Lucas. Spokojnie i cicho. Wstał z łóżka. – Myślę, że będzie lepiej, jeśli nie będziesz się ze mną kontaktował przez kilka dni.

Ale…

Daj mi trochę czasu. – Znów nie pozwolił mi dokończyć. – Lepiej już pójdę.

Po tych słowach wyszedł z pokoju. Nie pożegnał się nawet. Słyszałem, jak krzątał się na korytarzu. Nawet chciałem do niego wyjść, ale… ale co miałbym powiedzieć? Spuściłem wzrok i przez chwilę wpatrywałem się tępo w moje dresy.

Do Ollie’ego chyba w końcu dotarło, że atmosfera się zmieniła, bo wychylił swoją twarz zza łóżka. Pozostał na podłodze, ale uniósł się trochę i sięgnął dłonią do mojej kostki.

Chcesz, żebym z tobą został czy wolisz być sam? – zapytał.

Nie jesteś na mnie zły? – zdziwiłem się.

Pewnie powinienem. Ale nie ze względu na Lucasa, tylko dlatego, że Chloe to mój arcywróg. Jak w ogóle mogłeś pomyśleć o tym, żeby się z nią umówić? Ohyda.

Wiedziałem, że Ollie próbował mnie pocieszyć, ale nie mogłem zdobyć się na śmiech. Lucas właśnie wyszedł. Być może już na zawsze. Tak czy siak wszystko się pojebało. Wiedziałem, że wyniknie z tego coś złego.

Pochyliłem głowę jeszcze niżej, żeby ukryć łzy zbierające mi się pod powiekami. Pociągnąłem nosem i Ollie od razu się zorientował. Władował się z powrotem na łóżko i objął mnie.

Aaron, nie płacz. Lucas musi to sobie odreagować. Nim się obejrzysz, znów wyjdziemy całą ekipą na imprezę. I jeszcze pewnie ten Alex się do nas przypałęta, a to przecież brat Chloe.

Zawsze wszystko spierdolę – wyszeptałem i oparłem głowę na ramieniu przyjaciela.

To nie ty tu jesteś tym złym. Powinieneś teraz pogadać z Aishą i się jej postawić. Ona myśli, że ma nad tobą władzę, ale to nie prawda.

Było mi cholernie smutno, ale nie mogłem zaprzeczyć rozumowaniu Ollie’ego. Właśnie po to porozmawiałem z moimi przyjaciółmi, żeby zostawić ją na lodzie z tym głupim planem. Lucas już się wściekł, tego nie mogłem odwrócić. Pozostało mi tylko wykorzystać tę sytuację i odciąć się od tej dziewczyny.

_____

Cześć! :)

Jak patrzyłam na ilość wydarzeń zaplanowanych na ten rozdział, to byłam pewna, że zmieszczę się w dwóch tysiącach słów i że będę przepraszać, że tak krótko. Tymczasem jakimś cudem napisałam prawie dwa razy więcej. Nie wiem, jak to się stało. :P

Rozdział może wydawać się nudny, bo trochę przegadany (jak każdy mój XD), ale w następnym powinno być ciekawiej.

Dobra passa publikowania raz w miesiącu nadal trwa, to już 4 miesiąc z rzędu, nie ukrywam, że jestem z siebie dumna. :D

Ściskam mocno, wszystkiego dobrego! <3


4 komentarze:

  1. Hejka,
    nic dodać nic ująć, rozdział wspaniały, miło że Arron ma tak wspaniałych przyjaciół, którzy go zrozumieli i wspierają... co za fantastyczny shake... ;)
    sorki za tak krótki komentarz, ale tak zgubiłam mój notes i tylko tyle pamiętałam co chciałam poruszyć, a ze względu na opóźnienie wolałam teraz skomentować to co pamiętam a później jeszcze raz przeczytać i coś więcej skrobnąć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, nic się nie przejmuj. Dzięki wielkie, że w ogóle się odzywasz i dajesz znać, że jesteś.
      Ściskam! ♥

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, szejk w wykonaniu Lachlana no też mi się odechciało dobrze że Aaron powiedział o wszystkim choć reakcja Lucasa smutna, ale teraz wie czego się spodziewać ze strony Aishy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, a szejk w wykonaniu Lachlana - też mi się odechciało... jednak dobrze, że Aaron powiedział o wszystkim ale reakcja Lucasa bardzo smutna, teraz jednak wie czego się spodziewać ze strony Aishy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń