czwartek, 29 lutego 2024

Rozdział 14 [Shine, baby!]

Rozdział 14


Aaron


Reakcja chłopaków na wydarzenia z mojej przeszłości okazała się zaskakująca. Nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie myślałem, że przyjmą to tak dobrze, że nadal będą chcieli utrzymywać ze mną kontakty. Jednak jeszcze bardziej niespodziewanie zachowała się w stosunku do mnie Chloe, która po tym, jak wyznałem jej prawdę o planie Aishy… kompletnie mnie zlała. Cała jej wściekłość przelała się na przyjaciółkę. Oczywiście, znałem rudą na tyle dobrze, by wiedzieć, że ona tak łatwo nie odpuści takiej sprawy, szczególnie swojej najlepszej przyjaciółce. Mimo wszystko spodziewałem się, że i ja będę miał z nią na pieńku. Tymczasem szalony i wybuchowy temperament Chloe mnie nie dotknął.

Niestety, moje relacje z Lucasem pozostawiały wiele do życzenia. On potraktował tę sprawę bardzo personalnie. Niby wszyscy mówili mi, żebym po prostu dał mu trochę czasu do ochłonięcia, ale ja nie mogłem odepchnąć od siebie myśli, że w jakiś sposób tak czy siak Aishy udało się skłócić mnie z jednym z przyjaciół. W jakiś sposób dopięła części swego celu.

A mówiąc już o Aishy, to z jednego względu to moje wyznanie prawdy na niewiele się zdało – wciąż jej unikałem. Zachowałem się jak tchórz i moją rezygnację z udziału w jej planie przekazałem esemesem. Nie rozmawiałem z nią od tego czasu, choć przez parę dni zawzięcie do mnie wydzwaniała i przeklinała mnie w wiadomościach. W szkole chyba cudem mnie nie dorwała. Choć podejrzewałem, że za tym cudem stała konkretnie Chloe. O dziewczynach i ich spięciu ogółem było ostatnio dość głośno w naszej szkole. Nawet krążyła plotka, że się pobiły.

Podsumowując, bilans tej całej sytuacji był taki, że zyskałem trochę spokoju po ujawnieniu całej sprawy. A straciłem mroczny sekret wiszący nad głową, szantażystkę i chyba też przyjaciela. Na myśl, że Lucas już nigdy więcej się do mnie nie odezwie, chciało mi się płakać, ale nikomu nie przyznałbym się do tego na głos. No, może poza Lachlanem.

Z tego całego stresu zacząłem więcej pić. Nie zmieniłem się od razu w oddanego alkoholika, bo wciąż miałem szkołę, ale zacząłem łapać się na tym, że brałem jednego szota więcej, że wypijałem dodatkową butelkę piwa. Ostatnio nawet urwał mi się film. A dzisiaj miałem plan totalnie się najebać.

Widzę, że dzisiaj pełne szaleństwo – skomentował Ethan, gdy wyzerowałem drugie piwo, a impreza nie trwała nawet jeszcze od pół godziny.

Jutro weekend – powiedziałem.

Plus Aaron skonfrontuje się w końcu z Aishą, a tego się nie da na trzeźwo – dodał Lachlan.

Otóż to.

Ethan zmarszczył brwi i przez chwilę studiował moją twarz.

Czekaj, to ty jeszcze tego nie zrobiłeś?

Na żywo nie.

I po co z tym zwlekasz? Im szybciej z głowy, tym lepiej.

To samo mu mówię! wtrącił Lachlan.

Jakoś mnie nie ciągnie do rozmowy z tą typiarką.

Ethan chyba chciał kontynuować namawianie mnie, ale głos żałośnie ugrzązł mu w gardle, gdy zobaczył na horyzoncie Ollie’ego. A za nim Lucasa. Lucasa, który... zerknął przelotnie w naszą stronę. Jego wzrok zatrzymał się dłużej na chłopakach, mnie uniknął niemalże ostentacyjnie. Uniósł rękę i pomachał, powoli, nieśmiało. Nie do mnie. Lachlan i Ethan odmachali, ja tylko patrzyłem przed siebie zagubiony. Kiedy Lucas nie podążył za Ollie’m zmierzającym do nas, poczułem, że pilnie potrzebuję więcej alkoholu.

Czy on w ogóle z wami normalnie rozmawia? zapytałem.

Mówisz o Lucasie? podłapał od razu Ollie, nawet się z nami nie witał.

Skinąłem.

Ja z nim z przyjechałem, więc odpowiedź jest chyba oczywista.

Nie jakoś dużo, ale rozmawiamy – przyznał Lachlan.

Ethan zaraz potwierdził to samo. Cóż. Oczywiście, że nadal z nimi rozmawiał, na nich przecież nie był zły, ale sam fakt, że nie podszedł nawet po to, żeby się z nimi przywitać, tylko dlatego, że ja stałem obok… To trochę mnie ugodziło. Aż tak nie mógł mnie znieść?

Między nami zapadła cisza. Przełknąłem ślinę i znów pociągnąłem piwo z butelki. Ollie chyba jako pierwszy załapał, że zrobiło się między nami drętwo, więc się odezwał:

Daj mu trochę czasu.

Właśnie – podłapał Lachlan. Na pewno się pogodzicie.

Milczałem przez chwilę. Czy ja w ogóle chciałem ciągnąć ten temat? Popatrzyłem po twarzach przyjaciół, w ich spojrzeniach dostrzegłem współczucie.

Nie. Nie miałem na to siły.

Nieważne – powiedziałem i machnąłem ręką. Jak tam spotkanie ze starymi znajomymi, Ollie? zmieniłem temat.

Typowo, urządziliśmy sobie konkurs na wyrywanie.

Ethan zaśmiał się.

Czy to jest stała część każdego waszego spotkania? Nie próbujecie nigdy czegoś innego?

Ollie wzruszył ramionami.

Najwidoczniej tak. Już mam tego dosyć, następnym razem się nie pofatyguję.

Wow! Czy tym razem to już na serio?

Ollie z reguły narzekał, że musiał się widywać ze swoją starą ekipą, a ja z kolei nie bardzo rozumiałem, czemu czuł się aż tak zobowiązany. Po ich wspólnym wyjściu jednak temat się urywał, a teraz po raz pierwszy zadeklarował niechęć również po. To była nowość. Jeśli faktycznie nie zamierzał spotykać się z nimi więcej, mogłem uznać to za sukces.

Ollie uśmiechnął się lekko i wywrócił oczami.

Zobaczymy – odparł.

Dobra, nie ma co się spieszyć z tym ogłaszaniem sukcesu.

Może po prostu spróbuj zaproponować swoim kumplom inną rozrywkę – powiedział Ethan.

Ja i Ollie zaśmialiśmy się. Co prawda, nigdy nie spotkałem osobiście jego kumpli, ale z wielu historii, które od niego słyszałem, jasno wynikało, że nie byli zainteresowani zmianą motywu przewodniego.

To kto wygrał tym razem?

Ollie uniósł jedną brew i parsknął. Podszedł bardzo blisko do Ethana, wyraźnie naruszając przestrzeń osobistą drugiego chłopaka. Obaj byli podobnego wzrostu, więc ich twarze znalazły się na równym poziomie. Ethana ewidentnie speszyła ta sytuacja, bo spuścił wzrok i spróbował się odsunąć. Ollie złapał go za ramię.

No kto wygrał? zapytał zuchwale.

Ty – mruknął Ethan. Zarumienił się.

Ach, ten nasz grupowy nieśmiałek. Kiedyś też taki byłem i dobrze wiedziałem, że Ollie potrafił onieśmielać innych jak mało kto. Było coś w jego wzroku takiego niepokojącego i rozbrajającego zarazem. I dodatkowo fantastycznie opanował kontrolę mięśni, które obsługiwały ruch brwi. Jego twarz i te miny były po prostu niczym osobny byt.

Zlitowałem się nad Ethanem i zarzuciłem Ollie’emu rękę na ramię, równocześnie odciągając go od młodszego chłopaka.

Potrzebuję więcej piwa – zakomunikowałem i zwróciłem się do Ollie’ego: Gratuluję udanego podrywu, ale pijesz coś?

Ollie przeniósł na mnie swój przerażający wzrok. Kiedyś już dawno bym się przed nim spłonił, teraz cierpliwie wytrzymałem jego próbę. Skapitulował.

Dobra, niech będzie piwo.

Lachlan i Ethan nie potrzebowali jeszcze wymiany butelki, więc ja i Ollie wybraliśmy się sami, żeby ogarnąć więcej alkoholu.

Poprowadziłem przyjaciela do małego pokoju obok, który podczas dzisiejszej imprezy pełnił rolę składziku. A może zawsze ją pełnił? Nie wiedziałem, kto tu mieszkał, więc nie znałem zwyczajów właściciela.

Wewnątrz kilku innych chłopaków również poszukiwało czegoś do picia. Na froncie znajdowały się zgrzewki piwa, ale nie przykuły mojej uwagi. Ja już byłem w takim momencie, że potrzebowałem czegoś więcej niż piwa. Zapuściłem się dalej między szafki z nadzieją na znalezienie czegoś mocniejszego. Buszowałem po szafkach i szufladach, zbytnio nie przejmując się tym, że być może naruszałem czyjąś prywatność. Obok mnie inny chłopak również przetrząsał półki. Wyciągnął butelkę whisky.

Może to? zapytał. Ekscytacja błysnęła w jego oczach.

Koło nas nie było nikogo innego. Mówił do mnie. Przez sekundę miałem wątpliwości co do picia tego trunku. To whisky mogło sporo kosztować. Potem jednak moją uwagę przykuły procenty i się zgodziłem. Nie zawracaliśmy sobie głowy szukaniem kieliszków i po prostu pociągnęliśmy z gwinta. Żaden z nas nie przyszedł tutaj, żeby rozkoszować się smakiem. Picie z nieznajomym w kącie na imprezie było dobrym wstępem do mojego potencjalnego sponiewierania się.

Jesteś Aaron?

Skinąłem. Nieznajomy mnie kojarzył. Szkoda, że nie mogłem tego odwzajemnić. Jemu chyba jednak to nie przeszkadzało. Wyciągnął w moją stronę rękę – tę, w której nie trzymał butelki – i przedstawił się.

Ryker.

Uścisnąłem jego dłoń.

Whisky to twój ulubiony alkohol? zapytałem dla podtrzymania rozmowy.

Mój ulubiony alkohol to jakiekolwiek procenty.

No to chyba się dogadamy – przyznałem – ale przyszedłem tu z kumplem. Muszę lecieć.

To nie owalisz tej butelki ze mną?

Otworzyłem usta, żeby odpowiedzieć, ale Ryker położył mi dłoń na ramieniu. Popchnął mnie lekko, tak jakby chciał, żebym spojrzał przez ramię.

Twój kumpel chyba znalazł sobie inne towarzystwo.

Popatrzyłem na Ollie’ego i faktycznie z kimś rozmawiał. Nie. Nie z byle kimś. To był Lucas.

Tym bardziej muszę lecieć – rzuciłem w stronę Rykera.

Znajdź mnie potem, jak będziesz miał ochotę.

Zawahałem się. Czy on mnie podrywał? Chłopak mrugnął.

Pociągnąłem jeszcze jeden solidny łyk z whisky, a potem chwyciłem przypadkową butelkę piwa i poszedłem do chłopaków.

Lucas urwał, cokolwiek mówił, jak tylko się zbliżyłem.

Hej – przywitałem się.

Cześć – mruknął Lucas.

Zapadła między nami cisza. Obserwowałem Lucasa i nie bardzo wiedziałem, co mógłbym powiedzieć. Po co się tak wyrwałem, żeby tutaj podejść? Jaka myśl pojawiała się w mojej głowie wraz z tym pomysłem? Próbowałem ją uchwycić, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

Znalazłeś, co chciałeś? podjął Ollie.

Tak! niemalże wykrzyknąłem i uniosłem butelkę w górę, chwytając się tematu jak tonący brzytwy. Ma któryś z was otwieracz?

To piwo chyba jest odkręcane – spostrzegł Ollie.

Przyjrzałem się kapslowi. Faktycznie dostrzegłem małą grafikę strzałek wskazujących kierunek kręcenia w celu otwarcia. Kurwa.

Skoro ten problem został rozwikłany – powiedział Lucas – to ja będę leciał.

Ale odezwij się jeszcze potem – zaznaczył Ollie.

Przyjaciel odwrócił się w kierunku wyjścia z pokoju. To miało być tyle? Trzy lata przyjaźni po to, by jedna kłótnia doprowadziła do drętwego przywitania i niekomfortowej ciszy? Przecież ja nie zrobiłem nic przeciwko niemu.

Lucas! zawołałem za nim, żeby mu to wygarnąć. Żeby odzyskać przyjaciela.

Lucas odwrócił się z powrotem. Spojrzałem na jego twarz, w jego oczy i… zablokowałem się. Zobaczyłem coś dziwnego. Lucas sprawiał wrażenie spiętego, ale i smutnego równocześnie. Tak jakby jemu też było ciężko z tym, co się z nami stało. W jego spojrzeniu dostrzegłem prośbę. Nie wiedziałem, czy prosił o to, żebym walczył czy odpuścił, ale na pewno nie chciał, żebym na niego krzyczał.

Skapitulowałem.

Nieważne.

Lucas skinął. Trochę napięcia zeszło z jego barków, jego postura stała się bardziej luźna. Ulżyło mu. Czy źle to zinterpretowałem? Czy to znaczyło, że on po prostu nie chciał mieć już ze mną żadnych kontaktów?

Lucas wyszedł, pozostawiając naszą dwójkę. Ollie spojrzał na mnie zaniepokojony. Położył dłoń na moim ramieniu w uspokajającym geście.

W porządku? – zapytał.

Pokręciłem głową.

Ollie objął mnie lekko. To było zaskakująco kojące, więc wtuliłem się w niego mocniej na chwilę. Odkleiłem się od przyjaciela dumny, że żadne łzy nie uciekły mi spod powiek.

Po prostu tęsknię za nim – mruknąłem.

Lucas na pewno też za tobą tęskni.

Już chciałem zapytać, skąd to wiedział i czy Lucas mu o tym powiedział, ale wycofałem się. Może lepiej było przyjąć tę próbę pocieszenia i nie doszukiwać się faktów?

W końcu wyszliśmy z tej pijalni. Trochę czasu nam tam zeszło. Ja chciałem odszukać Lachlana i Ethana. Ollie też, ale zauważył kogoś znajomego, więc się rozdzieliliśmy. Chłopaków już nie było tam, gdzie ich zostawiliśmy. Przysiadłem na najbliższym wolnym krześle i potarłem czoło. Rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie nie dostrzegłem znajomej twarzy lub włosów. Dzisiejszy dzień szedł mi naprawdę do dupy. Już zaczynałem sam mieć siebie dość, ja nic nie umiałem zrobić dobrze. Nie umiałem uporządkować moich stosunków z Aishą, nie umiałem dogadać się z Lucasem, nawet nie umiałem znaleźć przyjaciół na imprezie. I jeszcze ten cały Ryker. Czy on mnie podrywał? Tego też nie umiałem określić.

Cholera!

I ten durny kapsel. Warknąłem. Znów nie udało mi się go odkręcić. Co to miało, kurwa, być za oszustwo? Uderzyłem szyjką o blat etażerki stojącej obok. Może pęknie. Pewnie się wtedy zranię, tak dobry miałem dzień. Zresztą, nieważne. Najważniejsze, żeby piwo się nie wylało, bo chciałem je wypić.

Położyłem głowę na etażerce, przyjmując dziwnie przekrzywioną i niewygodną pozycję. Raz po raz obijałem szyjką i obserwowałem powstające za szkłem bąbelki. Zajebiście się dzisiaj upijałem.

Damska dłoń częściowo pokryta bandażem chwyciła za szyjkę, powstrzymując mnie przed kolejnym uderzeniem. Zabrała mi butelkę i postawiła stabilnie na blacie. Zaraz dołączyła druga ręka z otwieraczem i już po chwili piwo stało przede mną otworem.

Przekręciłem głowę, żeby odszukać wzrokiem właścicielkę tych zbawczych dłoni.

Ja pierdolę – wymsknęło mi się.

Dopadła mnie. W końcu mnie odnalazła. Nade mną stała Aisha. To, że nade mną stała, nie było jednak aż takim zaskoczeniem. Jej obecność postrzegałem jako nieprzyjemną i niepożądaną, ale nie niespodziewaną. To wygląd jej twarzy spowodował moją reakcję. Ogromne fioletowe limo pod prawym okiem, zadrapania na czole, napuchnięty czerwony nos, rozwalona warga. I jeszcze ten bandaż na ręce. Plotki nie kłamały. Chloe naprawdę porządnie się nią zajęła.

Podniosłem głowę.

Dzięki – mruknąłem.

Aisha przysiadła na jednym z wolnych miejsc obok mnie i odparła:

Wyglądasz okropnie.

Parsknąłem.

To samo mógłbym powiedzieć o tobie.

Nic się nie martw, ta druga osoba jest w gorszym stanie.

Znowu parsknąłem. Humor dzisiaj trzymał tę dziewuchę.

Z tego, co widziałem, to Chloe trzyma się zajebiście.

Chloe to moja przyjaciółka, nigdy by mnie tak nie urządziła.

Zmarszczyłem brwi. Ona serio sądziła, że po tym co odwaliła, Chloe nadal się z nią przyjaźniła? Chyba dzisiaj coś brała albo kompletnie oszalała. Nie widziałem innego wytłumaczenia jej słów.

Zajebista przyjaźń – podsumowałem i napiłem się piwa.

Na pewno lepsza niż twoja z Lucasem.

Suka. Wiedziała, gdzie uderzyć. Gdyby nie była taka pobita, chyba bym jej strzelił.

Plotki głoszą, że Lucas tworzy nową ekipę bez ciebie.

A może i tak powinienem jej poprawić?

Zacisnąłem dłoń na butelce, kontrolując swoje żądze.

Czego ode mnie chcesz? – zapytałem. Liczyłem, że jak już powie konkretnie, po co przylazła, to może da mi spokój.

Aisha drgnęła. Złapała mnie za brodę i odwróciła moją twarz, tak abym musiał na nią patrzeć. Zbliżyła się blisko i zmrużyła oczy. Chyba próbowała być groźna.

Myślisz, że możesz tak po prostu sprzedać mój plan wszystkim, wysłać jednego pożegnalnego esemeska, a potem zapomnieć o moim istnieniu?

Wzruszyłem ramionami.

Zdradziłeś mnie, szmaciarzu.

Słucham? – Wyrwałem się z jej dłoni. – Ty mi groziłaś!

Powiedziałeś, że jesteś chętny! Zrobiłeś mnie w chuja!

Kłamałaś o ojcu Ethana!

Aisha wyrzuciła dłonie w powietrze.

Tak jakby to coś zmieniało! Zabiłeś ojca Ethana czy innego dzieciaka, tak czy srak jesteś mordercą!

Czy ona myślała, że o tym nie wiedziałem? Największe wyrzuty sumienia w całym moim życiu i ciągły lęk spowodowała właśnie ta sytuacja. Tak bardzo nie chciałem się do tego nikomu przyznać, nie chciałem, żeby ktokolwiek widział mnie przez pryzmat tamtego wydarzenia, że pozwoliłem jej się szantażować!

Nie mogłem jednak jej dać tej satysfakcji. Ona już nie miała nade mną kontroli.

Ty mnie okłamałaś, więc ja cię sprzedałem.

Pożałujesz tego – warknęła.

Zaśmiałem się.

Raczej nie. Już nie masz mi czym grozić, chłopaki wszystko o mnie wiedzą.

Aisha patrzyła na mnie podnerwiona. Chyba nie spodziewała się, że nie wezmę do siebie jej słów. Znając ją, pewnie liczyła, że będę ją przepraszał i błagał o wybaczenie. Podniosła się i jeszcze raz zbliżyła swoją twarz do mojej.

Zniszczę się – wysyczała zawistnie.

A potem trąciła rękę, w której trzymałem piwo. Butelka spadła na podłogę i stłukła się.

Pozostało mi jedynie przejść się po więcej alkoholu i się najebać. A potem może znaleźć tego całego Rykera i go przelecieć.


♛♛♛


Alexander


Czułem swego rodzaju dysonans. Z jednej strony Chloe była moją dobrą siostrą, która przejmowała się mną na tyle, by wkręcać mnie na imprezy swoich starszych znajomych. A przy tym obiecywała też, że nigdy nie zrobiłaby niczego, co mogłoby zaryzykować moje bezpieczeństwo. Z drugiej strony chodziła niesamowicie rozsierdzona i rzucała takie spojrzenia, że aż strach było do niej zagadać. Momentami miałem wrażenie, że ludzie serio się jej bali. Tak jakby zrobiła coś. Coś. Czy tym czymś było skrzywdzenie Aishy? Mówiła, że nic jej nie zrobiła. A jednak kiedy dziewczyna nas minęła, z początku jej nie rozpoznałem, tak bardzo jej twarz była zmasakrowana. Ale Chloe wciąż zaprzeczała, jakoby to ona przyłożyła rękę do tego dzieła.

Mówię ci, że to nie ja – warknęła. – Choć nie będę udawała, że mnie to nie cieszy. Ktokolwiek ją tak załatwił, miał rację, że to zrobił. Zasłużyła sobie.

A poza tym działo się jeszcze coś dziwnego. Chloe… unikała Lucasa. Od Lachlana wiedziałem, że w tę całą sprawę Aishy zaangażowany był jeszcze Aaron. Chloe nie była zła na Aarona, ale za to Lucas chwilowo zawiesił ich przyjaźń. Gdy z kolei zapytałem Chloe o Lucasa, twierdziła, że wszystko było w porządku. O co w tym wszystkim chodziło? Nie mogłem się połapać.

Moją uwagę zwrócił też fakt, że Chloe nie zostawiła mnie na imprezie. Nie miałem tutaj w jej stronę żadnych wyrzutów, ale zastanowiło mnie to. Z reguły na pozostałych imprezach siostra pokręciła się chwilę obok mnie, żeby się upewnić, że wkręcam się w atmosferę, a potem szła do swoich znajomych. Tym razem trzymała się mnie zaskakująco długo. Wypiła ze mną trzy piwa i cały czas ze mną rozmawiała. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale to było dziwne.

Wiesz, że nie musisz ze mną cały czas siedzieć – odważyłem się zagaić temat.

Chloe spojrzała na mnie z ukosa.

Wiem.

Możesz iść do swoich przyjaciółek, jeśli chcesz – spróbowałem znów.

A nie mogę trochę poimprezować z bratem? – Chloe przerzuciła mi rękę przez ramię, a potem poczochrała włosy. To już ten etap, że wstydzisz się starszej siostry?

Nie! zaprzeczyłem, wykrzywiając się dziwnie, żeby tym razem uniknąć jej ręki drugi raz próbującej mi zniszczyć fryzurę. Przecież wiesz, że to nie o to chodzi.

A o co?

Wiesz, zazwyczaj nie spędzasz ze mną tyle czasu podczas jednej imprezy – powiedziałem cicho. Nie chciałem, żeby brzmiało to jak wyrzut, ale chyba przypadkiem mi tak wyszło.

Chloe zacmokała.

No to pora to nadrobić – odparła po chwili i stuknęła swoim piwem o moje.

Moja siostra narzucała naprawdę zawrotne tempo, jeśli chodzi o picie, więc ja nawet nie próbowałem za nią nadążać. Sączyłem powoli swój alkohol i dziwiłem się jak ktokolwiek mógł się rozkoszować tym smakiem. Nie żeby mi mocno nie smakowało, ale dobre też to nie było.

Chloe wkręciła się w opowieść o swoich przyjaciółkach. Często opowiadała mi o swojej ekipie, dotychczas najwięcej o Aishy. Teraz chyba miało się to zmienić. Ostatnio, co prawda, mówiła o niej naprawdę sporo, ale nie było wśród jej słów nic pozytywnego. Teraz jednak skupiła się na Evie i Jenn i wypadzie do sklepu, podczas którego dziewczyny chciały kupić nowe kolorowe kosmetyki. Temat makijażu jednak niezbyt mnie interesował, więc nie skupiałem się za bardzo na jej słowach. Słuchałem Chloe głównie z grzeczności, gdzieś tam równocześnie rozglądając się po innych obecnych na imprezie. Miałem nadzieję minąć się tu dzisiaj z Lachlanem, może też z Ethanem, jak sytuacja dopisze.

Nagła cisza – nie ta na imprezie, lecz ta, która zapanowała nad moim uchem – wyrwała mnie z chwilowego zamyślenia. Chloe urwała swoją opowieść i wpatrywała się zawzięcie w jednym kierunku. Podążyłem za jej wzrokiem, spodziewając się zobaczyć Aishę albo Ollie’ego, ale nie dojrzałem nikogo znajomego. Trzech chłopaków rozmawiających z dziewczyną. Grupka poklepała się po ramionach i zaczęła odchodzić, znikając pomiędzy innymi imprezowiczami.

Muszę lecieć – stwierdziła nagle Chloe. Nawet na mnie nie spojrzała i podążyła za tamtymi ludźmi.

Zostałem sam. Mój najbardziej typowy stan na imprezie. Nie potrafiłem określić, kiedy zaszła we mnie ta zmiana, ale już mnie tak to nie przerażało. Wiedziałem, co mogłem zrobić. Poszukać Lachlana? Iść po kolejne piwo? Jeszcze nie dotarłem na ten etap, żeby zagadać do kogoś obcego, ale chyba byłem na dobrej drodze. Może kolejne piwo by mi w tym pomogło?

Napisałem esemesa do Lachlana z zapytaniem, czy był gdzieś tutaj. Czekając na odpowiedź, faktycznie wybrałem się do składziku po piwo. Potem przystanąłem sobie niedaleko i przeglądałem niezobowiązująco telefon. Kątem oka mignął mi Lucas wychodzący z pomieszczenia, ale nie widziałem przy nim żadnego z chłopaków.

Spojrzałem z powrotem w telefon.

Ach! Ale może Lucas wiedział, gdzie była reszta? Poderwałem głowę. Do Jagona! Niestety chłopak już zniknął mi z pola widzenia. Cóż, może następnym razem.

Ktoś przeszedł obok mnie i przysłonił mi na chwilę światło z prawej strony. Albo jednak nie na chwilę…? Zanim zdążyłem podnieść wzrok, obca butelka stuknęła o moją.

Hej.

Ollie – mruknąłem na widok pojedynczej, wykrzywionej brwi. Znowu mnie zaczepiał?

Tak mam na imię. Cieszę się, że pamiętasz. Przypomnisz mi swoje?

Serio nie pamiętał czy tylko się zgrywał? Ale skoro nawet nie pamiętał mojego imienia, to po co mnie zaczepiał?

Alex – odparłem mimo wszystko.

Ollie wywrócił oczami i pokręcił głową.

No przecież żartuję.

Zwalczyłem potrzebę wytknięcia mu, że miał beznadziejne poczucie humoru.

Czy ty aby przypadkiem nie miałeś być dla mnie miły? Ale warunki naszej umowy postanowiłem mu wytknąć.

Ollie prychnął, a ja poczułem się jak idiota. A więc nigdy nie zamierzał potraktować tego poważnie? A ja mu pomogłem! On mnie zwyczajnie wykorzystał! Byłem chyba zbyt łatwowierny…

Ależ ja jestem dla ciebie miły – odparł. Właściwie przychodzę z propozycją nie do odrzucenia.

Nie będę znowu udawał twojego frajera – zaprzeczyłem od razu.

A daj spokój, skończyłem z tym. Ollie machnął ręką. Byłeś tu kiedyś?

Pokręciłem głową.

W takim razie zapewne nie wiesz, że to jest świetne miejsce dla ciebie stwierdził z dziwnym uśmiechem. Wyraz jego twarzy mnie zaniepokoił. Pociągnąłem kolejny łyk, aby odwlec moment mojej odpowiedzi.

Ollie chyba zdążył już przywyknąć, że odzywałem się mało i rzadko przy jego osobie, bo po prostu nie wytrzymał ciszy i kontynuował:

Co powiesz na oprowadzenie po okolicy?

Okolicy? W sensie na zewnątrz?

Mhm – potwierdził chłopak.

Zmarszczyłem brwi.

Co tutaj jest?

Chodź, to ci pokażę.

Nie no, to brzmiało już zbyt niepokojąco.

Chyba się boję – przyznałem.

Ollie skinął głową.

Cmentarz.

Cmentarz? powtórzyłem osłupiały.

Cmentarz.

Przez chwilę patrzyłem na niego bez słowa, bo żadne nie chciało wyjść z moich ust. Że co?

Kompletnie cię pogrzało?!

Przecież lubisz takie klimaty. Kto wie, może nawet spotkamy twojego dziadka, jak przeprowadzimy seans spirytystyczny?

A więc wciąż będziesz się tak ze mnie naigrywał? zapytałem zrezygnowany. Traciłem resztki nadziei, że dojdziemy do porozumienia. Naprawdę nie zamierzasz respektować naszej umowy?

Kto powiedział, że jej nie szanuję? Ollie wydawał się zaskoczony moim stwierdzeniem. Miałem być dla ciebie miły. Od początku rozmowy nie obraziłem cię ani razu. I jeszcze proponuję ci coś, co wchodzi w sferę twoich zainteresowań.

A to ciekawe. Czy on faktycznie mnie nie obraził?

Cmentarze mnie nie interesują.

Ach, tylko trupy?

Nie miałem do niego siły.

Wiesz, kiedy cię prosiłem, żebyś był dla mnie miły, miałem nadzieję, że po prostu będziesz mnie ignorował – wyznałem.

Ollie drgnął. Znowu uniósł tę cholerną brew. Miałem ochotę go za nią złapać i ściągnąć w dół. Przez chwilę nic nie mówił i przyglądał mi się w milczeniu, a ja poczułem się, jakbym czekał na jakiś werdykt.

I to niby ja jestem ten niemiły – powiedział w końcu. – Okej, niech będzie. To spadam.

Jego nagła kapitulacja tak bardzo mnie zaskoczyła, że nie zdążyłem zareagować, gdy odszedł. Tak po prostu. Co z kolei dało mi do myślenia. Czy to co powiedziałem faktycznie było chamskie? Co jeśli tak? Zrobiło mi się głupio, bo dotarło do mnie, że pośrednio przyznałem, że nie chciałem z nim rozmawiać. Chyba nikt nie chciał czegoś takiego usłyszeć. Ja na pewno bym nie chciał. I co miałem teraz zrobić?


_____

Osiem lat temu miałam taktykę pisania jednego rozdziału na miesiąc. Ale w lutym specjalnie się spięłam, aby dokończyć drugi rozdział i zrobić dodatkową publikację w dzień, który zdarza się raz na cztery lata.

Cztery lata temu była już w mojej przerwie pisarskiej, ale 29 lutego na nowo mnie zmotywował do pisania. Nie udało mi się wtedy zrobić tej publikacji, ale…

Czas bardzo szybko mi zleciał. I oto znów mam tę szansę. Dzień przestępny to dzień publikacji.

Cześć!

Dawno mnie tu nie było. Nie mam nic na swoją obronę, tak już mi czas leci przez palce. Obiecałam sobie, że nie opublikuję rozdziału dopóki nie zrobię sobie zapasu, aby móc wrócić do względnie regularnych publikacji, ale niestety ten plan cały czas się oddala. Gdyby nie 29 lutego pewnie nadal bym nie opublikowała. Ten rozdział czekał już sobie napisany jakiś czas, część kolejnego też mam i jakieś skrawki kolejnych, ale nie było to dla mnie wystarczające, żeby wrócić. Na piętnastkę pewnie przyjdzie znowu trochę poczekać. :/

Przepraszam, że tyle to trwa! I dziękuję, jeśli nadal tu zaglądacie i czytacie. Widzę, że czasem pojawiają się komentarze, ale jakoś ciężko mi się zebrać, by odpisać, gdy wiem, ze nie zapowiada się na nowy rozdział w najbliższym czasie.

Tak czy siak, jeśli nadal tu jesteście, przesyłam wirtualne odciski.

I oby do wcześniej niż za kolejne cztery lata!

PS Wiem, ze to taki nudny, przestojowy rozdział, ale tak to niestety czasem bywa.

4 komentarze:

  1. Hejeczka,
    hoho ale mnie zaskoczyłaś, cieszy mnie pojawienie się nowego rozdziału... o tak brak Ciebie ta długi czas był bardzo niepokojący... niestety nie przeczytałam bo chciałam jak najszybciej napisać ten komentarz... oby n naprawdę nie było potrzebe cztery lata ;) na następny rozdział,  a ja idę sobie odświeżyć pamięć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Jak mi miło, że nadal tutaj jesteś. Bardzo Ci dziękuję za komentarz, to niezwykle motywujące! ♥
      Miłego odświeżania i obyś faktycznie już więcej nie musiała tego robić. :D
      Ściskam!

      Usuń
  2. Hejeczka,
    jata jata, ale kochana mi niespodziankę zrobiłaś...
    Komentarz mało elokwentny, ale spieszę sis, przed chwilowym odcięciem od intetnetu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    no proszę, proszę rozdział... miałam już tutaj dawno napisać, ale czas świąteczny teraz mi dopiero pozwolił... cieszę się z Twojego powrotu tutaj, I liczę że na dłużej...
    jeszcze nie za późno..  wesołych i spokojnych świąt...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń