niedziela, 30 maja 2021

Rozdział 13 [Shine, baby!]

Alexander


Chloe bombardowała mnie esemesami w takim tempie, że nie nadążałem przeczytać jednej wiadomości, a ta już znikała przez kolumnę kolejnych. Spodziewałem się, że dzisiejszy dzień będzie dla niej… napięty, ale że aż tak? Przede wszystkim dziwiło mnie to, że ze wszystkich osób akurat mi najchętniej o tym spamowała. I przy okazji martwiło. Czy pomiędzy nią a Lucasem wszystko było dobrze? Czy jej koleżanki stanęły po stronie Aishy?

Ale po kolei. Aisha naprawdę nieźle nawywijała. W sobotę rano Chloe wróciła po imprezie okropnie wściekła. Momentami osiągała taki stan, że zaczynałem się martwić, czy nie rozniesie nam domu. Okazało się, że Aisha, jej najbliższa koleżanka uknuła plan, żeby odbić jej Lucasa. Z tego co zrozumiałem, Chloe jeszcze by zniosła nadmierną uwagę przyjaciółki wobec jej chłopaka, ale fakt, że chciała przekuć uczucia w czyny, już nie.

Od Lachlana wiedziałem, że w tę całą historię wplątany był jeszcze Aaron, co z kolei zdenerwowało Lucasa. Paczka chłopaków stała teraz pod pewnym znakiem zapytania.

Chloe jednak nie przejmowała się udziałem Aarona w tej całej historii, szczególnie że on sam jej się przyznał do tego nikczemnego planu. Aisha za to… wbiła jej nóż w plecy. Chloe dzieliła się z nią swoimi sekretami, wspominała jej nawet o niektórych sprawach rodzinnych, a to znaczyło, że darzyła ją ogromnym zaufaniem. Nie mieściło mi się w głowie, że można było tak odwalać z powodu chłopaka. Aisha miała nierówno pod sufitem. A zawsze wydawała się taką normalną dziewczyną...

Równocześnie też nie mogłem udawać, że zmartwiłem się trochę swoją sytuacją. Chloe niby twierdziła, że to akurat nie był problem, ale wolałem nie ryzykować. Siostra stanowiła najważniejsze ogniwo w moim życiu. Gdyby obraziła się na mnie dlatego, że w towarzystwie Lucasa robiło mi się odrobinę cieplej niż przy innych chłopakach, nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

W każdym razie dzisiaj był pierwszy dzień po weekendzie, gdy dziewczyny spotykały się w szkole po tym, jak ta sytuacja wypłynęła. Aisha najwidoczniej zachowywała się, jakby nic się nie zmieniło i to kompletnie rozsierdziło Chloe. Stąd też wyszukane przekleństwa, które przychodziły do mnie z częstotliwością dwudziestu wiadomości na minutę.

Wpatrywałem się w telefon. Czy Chloe oczekiwała ode mnie odpowiedzi? Czy po prostu chciała wyrazić swoje emocje? Metaforycznie stałem przed naprawdę ciężkim wyborem, a to nie był dobry moment na denerwowanie jej jeszcze bardziej. Fizycznie stałem na środku korytarza, co skończyło się tym, że jakiś koleś we mnie wlazł. Nie było to zbyt przyjemne, ale: po pierwsze, w końcu dla odmiany to nie ja wpadłem na kogoś, tylko ktoś na mnie, po drugie, teraz też wiedziałem, jak inni się czuli (głównie Ollie), gdy ich taranowałem. Zawsze to zdobyte nowe doświadczenie.

Trochę wyższy ode mnie szatyn o śniadej karnacji uśmiechnął się do mnie przepraszająco. W policzkach zrobiły mu się urocze dołeczki. Tom Huden. Mieliśmy razem matematykę. Był jednym z tych chłopaków, których przyjemny dla oka wygląd zawsze mnie rozpraszał na lekcjach. Poza tym, nigdy się mnie o nic nie czepiał.

Wybacz, jestem ostatnio ciągle zamyślony – powiedział, drapiąc się po karku z zażenowaniem.

Nie szkodzi – mruknąłem.

Jesteś Alex? Matematyka? Dobrze kojarzę?

Pokiwałem głową, czując, jak ciepło wstępuje na moje policzki. Kojarzył mnie!

Ja jestem Tom – dodał, a ja miałem ochotę palnąć się w łeb, bo teraz to wyszło tak, jakbym to ja go nie pamiętał.

Wiem – wtrąciłem szybko.

Chłopak uśmiechnął się lekko i od razu w jego policzku pojawiło się małe wgłębienie. Jakie urocze.

Jesteś też bratem Chloe, tej dredziary.

Pokiwałem głową niepewnie. Chloe była dość popularną dziewczyną w naszej szkole, ale wydało mi się dziwne, że o niej wspomniał. Czyżby już słyszał o tej aferze z Aishą i liczył na plotki niemalże od źródła? Czekałem, aż o to zapyta, kiedy Tom mielił coś w głowie, ale się nie doczekałem.

Wychodzę w ten piątek ze znajomymi do klubu. Taka kameralna ekipa, kilka osób, między innymi Sasha i Martha, są też w naszej grupie z matematyki. Może chciałbyś do nas dołączyć? Mała integracja z udziałem alkoholu nikomu nie zaszkodzi.

Och – mruknąłem.

Tego się nie spodziewałem. Zaproszenie na imprezę to ostania rzecz, która przyszłaby mi do głowy. Że co? Tyle miesięcy byłem samotnie, a tu nagle Chloe wkręciła mnie w parę imprez i już dostałem zaproszenie od rówieśnika. Jak to możliwe? Przecież nie stałem się nagle dużo bardziej otwarty.

Znaczy… jak nie masz czasu czy coś, to nie szkodzi. – Tom zaczął się wycofywać, gdy już chwilę zwlekałem z odpowiedzią. Spotkania z nieznajomymi wciąż trochę mnie odstraszały, ale obiecałem sobie, że będę bardziej otwarty.

Nie, nie. Mam czas, chętnie przyjdę – zgodziłem się.

Tom wymienił się ze mną numerem telefonu i obiecał, że później wyśle mi więcej szczegółów o spotkaniu. Czułem ciepło na policzkach, a serce biło mi szybko, ale cieszyła mnie perspektywa tego spotkania. Nawet jeśli będzie drętwo, zrobiłem jeden mały krok w kierunku walki z moją nieśmiałością. Jeden mały sukces na ten dzień.


♛♛♛


Alexander


Chloe była rozsierdzona. Słyszałem to po sposobie, w jaki trzaskała drzwiami. Widziałem, obserwując, jak uderzała patelnią o płytę. I w końcu poczułem, gdy przypaliła wszystko, co gotowała. Schodziłem jej z drogi, jak tylko mogłem. To nie tak, że bałem się swojej siostry, ale wściekłe numerologiczne jedynki miały to do siebie, że nie nadawały się do kontaktu z ludźmi. One nie potrafiły się hamować w tym stanie. Chloe była jedynką.

Alexander – wyartykułowała wyraźnie moje imię.

Do Jagona! Dojrzała mnie, nim zdążyłem wyślizgnąć się z kuchni niezauważony. Użyła mojego pełnego imienia. To nie zwiastowało dobrze.

Chloe – odparłem cicho, podchodząc w jej stronę.

Co powiesz na pizzę? – Uśmiechnęła się przymilnie, ignorując spaleniznę stojącą obok. Byłem na tyle zorientowany, że wiedziałem, że nie należało tego komentować.

Brzmi super – zgodziłem się.

Chloe sięgnęła po telefon i wybrała numer do naszej stałej pizzerii. Chciałem umknąć przed jej gniewem w trakcie składania zamówienia, ale jak tylko się poruszyłem, przyszpiliła mnie wzrokiem. W sumie mogłem dotrzymać siostrze towarzystwa. Przecież nic złego się nie stanie.

Chciałem podzielić się z Chloe newsem o zaproszeniu do klubu. Czułem jednak, że to nie był dobry moment na dzielenie się własnym sukcesem, gdy ona ewidentnie zmagała się z sytuacją odwrotną. Atmosfera między nami była napięta, mimo że jej gniew nie był skierowany w moją stronę. Ona po prostu roznosiła swoją wściekłość na cały dom.

Poza tym, ciężko było mi wkręcić tę wiadomość w temat, gdy ona ciągle mówiła rzeczy w takim stylu:

Ta suka – miała na myśli Aishę – zarzuciła mi, że za mało się staram dla Lucasa. Że on zasługuje na lepszą dziewczynę i w gruncie rzeczy robiła nam obojgu przysługę, że chciała go odbić! Rozumiesz to? Co za tupet. Też mi, kurwa, przyjaciółka.

Straszne.

Straszne? Och, nie, Alex. To nie jest straszne. Strasznie to wygląda jej twarz. Po tym jak kilka razy spotkała się z murem przy mojej drobnej pomocy – powiedziała zawistnie.

Co? – Rozszerzyłem oczy ze zdumienia. Czy ona mówiła poważnie?

Pstro – warknęła. – Popamięta mnie. Ciekawe, czy ktoś ją zgarnął taką nieprzytomną z tego chodnika.

Że co?

Chloe – powiedziałem niepewnie – nie wiem, czy to bezpieczne, żebyś robiła takie rzeczy. Ktoś może się tobą zainteresować… i naszą rodziną.

Chloe zwolniła na moment. Przestała szaleńczo gestykulować i popychać swój telefon po blacie. Przez chwilę wydawała się zgaszona, a potem westchnęła ciężko i potarła czoło, przy okazji czochrając sobie grzywkę.

Nie bój się, żartuję sobie tylko – przyznała w końcu. Ton jej głosu zupełnie się zmienił, brzmiała spokojniej i bardziej jak ona. Znów wydawała się odpowiedzialną siostrą, ale i tak zdążyła napędzić mi stracha. – Nie zaryzykowałabym tak. A przynajmniej na razie nie. Może za dwa lata się do niej odezwę z miłą zemstą.

Zaśmiałem się.

To byłby nowy poziom trzymania urazy. Nie lepiej sobie odpuścić i żyć bez zadręczających myśli?

Pewnie tak. No nie wiem. Na razie jestem zbyt wściekła, żeby nie planować zemsty – warknęła. – Ale nie martw się, nie zaryzykuję twojego bezpieczeństwa.

Cóż, w takim razie – powiedziałem powoli – myślę, że mógłbym ewentualnie ci niezobowiązująco pomóc w tej zemście. W przyszłości. I pod warunkiem, że żadne z nas nie zmieni się w Lady Makbet! – dodałem szybko.

Nie mam zielonego pojęcia, na czym polega twój warunek, panie szekspirologu, ale niech będzie – zgodziła się z uśmiechem.

Wywróciłem oczami. Jej wiedza z angielskiego była naprawdę powalająca.

No a co ty mi chciałeś powiedzieć?

Ja? – zdziwiłem się.

No widzę, jak się skradasz i pałętasz bez celu, jakbyś się zbierał do coming outu czy inna cholera. Coming out już zrobiłeś, więc? Co chcesz mi powiedzieć?

Przed tobą nic się nie ukryje – mruknąłem. Nie wydawało mi się, abym zachowywał się ostentacyjnie, ale Chloe i tak się domyśliła.

No raczej! Przed siostrą nie wypada mieć tajemnic.

Uśmiechnąłem się lekko. Przed siostrą może i wypada, ale przed Chloe to co innego.

Kolega zaprosił mnie na imprezę.

Chloe uchyliła lekko usta, ale zaraz jej chwilowe zaskoczenie przeszło w szeroki wyszczerz. Palnęła mnie w ramię.

Alex, no proszę! Widziałam, że jak chcesz, to potrafisz. Opowiadaj wszystkie szczegóły.

Zarumieniłem się. Mogłem się spodziewać, że tak mocno podekscytuje się tematem.

Nie ma żadnych szczegółów. Rozmawialiśmy chwilę i zaprosił mnie do klubu w piątek.

Chloe pokiwała głową.

A więc kolega? Czy ktoś więcej?

Teraz moje policzki już kompletnie płonęły. Chloe chyba miała ze mnie niezłą bekę, gdy kompletnie zażenowany zapewniałem ją, że to tylko kolega. Przecież tam mieli być inni ludzie! Zresztą, gdybym mu się podobał, już wcześniej by do mnie zagadał. Ale to nie zmieniało faktu, że Tom był przystojny. Gdyby chciał, pewnie bym się z nim umówił.


♛♛♛


Alexander


Tom wysłał mi adres klubu w czwartek po południu. Trochę zwlekał. Przez ten czas nie wiedziałem, czy to on się rozmyślił i dlatego nic nie pisał czy może oczekiwał, że to ja pierwszy zacznę kontakt? Żyłem w takiej niepewności przez kilka dni, aż w końcu się odezwał.

Miejscówka, o której mi napisał, znajdowała się w ścisłym centrum, w dzielnicy klubów i barów, gdzie życie toczyło się przez całą dobę. Podziękowałem google’owi za szczegółowe informacje.

Chloe wściekała się przez cały tydzień, ale po naszej rozmowie była bardziej do życia. A w piątek po południu zmieniła się w zaskakująco miłą i pozytywną osóbkę. Przez chwilę myślałem, że ktoś mi ją podmienił. Szybko jednak się zorientowałem, dlaczego taka była. Chciała mnie dopingować i zachęcać, żebym w ostatnim momencie nie wycofał się ze spotkania z Tomem i jego znajomymi. To było całkiem miłe z jej strony.

Tuż przed wyjściem przyjęła pozę nadopiekuńczej starszej siostry i trzy razy przypomniała mi, żebym napisał jej wiadomość po dojechaniu na miejsce. A gdyby coś się działo, to miałem nie dzwonić na policję, tylko po nią. O tym drugim akurat nie musiała mi przypominać.

Sprawdziłem sobie trasę kilka razy, więc dotarłem na miejsce bez problemu. Na ulicę wylewała się głośna muzyka z kilku różnych miejscówek. Jako że był piątek, kręciło się tutaj naprawdę wiele ludzi. Poprawiłem swoją bluzę, gdy pijany koleś otarł się o mnie ramieniem. Być może bluza do klubu to nie była najbardziej stylowa opcja, ale nocą na zewnątrz panował chłód. Poza tym potrzebowałem długich rękawów do zakrycia blizn. A zatem wyglądałem dość zwyczajnie. Lub też nudno.

Przed wejściem do klubu zobaczyłem ogromnego ochroniarza. Przystanąłem na chwilę. Nie wyglądałem na szczególnie dojrzałego, mógł nie chcieć mnie wpuścić… Wysłałem szybko esemesa do Toma z nadzieją, że może się odezwie i zechce po mnie wyjść. Ech, to było głupie. Puściłem drugiego esemesa do Chloe.

Czekałem parę minut na odpowiedź od chłopaka, ale się nie doczekałem. Szkoda. Ale z drugiej strony, kto siedział na telefonie, gdy był ze znajomymi na imprezie? Nie pozostało mi nic innego, jak zmierzyć się z antagonistą tego dramatu, czyli ochroniarzem.

Mistrzu Szekspirze, daj mi siłę i moc na szczęśliwe zakończenie.

Podszedłem do wejście bardzo powoli, nastawiając się, że zaraz zostanę brutalnie powstrzymany przed wejściem do środka i powalony na ziemię. Nic takiego się nie stało. Odetchnąłem z ulgą.

Wewnątrz uderzyła mnie głośna muzyka. Naprawdę głośna muzyka. Spora grupa ludzi bujała się w jej rytm na parkiecie. Inni przepychali się przy barze, próbując dorwać barmana. Wewnątrz szalały wielokolorowe światła. I choć było to bardzo typowe dla takich miejsc, to jednak uśmiechnąłem się. Podobały mi się. Atmosfera imprezy klubowej to jednak coś innego niż domówka.

Wysłałem kolejnego esemesa z pytaniem, gdzie dokładnie znajdowała się jego grupa, ale nie liczyłem na odpowiedź. Ostrożnie zacząłem lawirować między ludźmi i rozglądałem się za jakąkolwiek znajomą twarzą. Gdy znalazłem się bliżej parkietu moja widoczność została ograniczona przez nagle uruchomioną wytwornicę dymu. Ogromna chmura przeleciała mi tuż przed oczami. Zakaszlałem. Co za nieprzyjemne uczucie.

Przegoniłem ręką trochę dymu i wtedy to dojrzałem. Loże! Siedzący ludzie! I Tom!

Tom rozłożył się na kanapie zupełnie sam, wyglądał trochę jak król. Albo mi się zdawało, albo miał twarz pomalowaną brokatem. Jego znajomi siedzieli na pojedynczych siedzeniach obok. Jeden chłopak przysiadł na stole, a dziewczyna siedziała na kolanach u innej dziewczyny. To chyba była Martha?

Cześć! – powiedziałem głośno, gdy znalazłem się już bliżej. Serce biło mi jak oszalałe. Takie wchodzenie w nową grupę to nic przyjemnego, jak się było nieśmiałym człowiekiem.

Śmiech grupy ucichł. Tom bardzo powoli przeniósł wzrok z koleżanki na mnie. Jakby za jego niemym przyzwoleniem reszta zaczęła też spoglądać w moją stronę. Taksował mnie wzrokiem bez słowa, aż jego spojrzenie zaczęło wydawać się puste. Nie odezwał się, nie uśmiechnął się.

Przełknąłem ślinę i zrobiłem niewielki krok w tył.

Mój ruch sprawił, że się ocknął.

Co tu robisz? – spytał.

Stoję…?

Napisałeś do mnie – powiedziałem niepewnie i uniosłem w górę telefon. – Byliśmy umówieni.

Tom zmrużył oczy i cmoknął. Wyciągnął rękę do swojego telefonu, który chyba zajmował jedno z trzech miejsc na sofie. Zerknął w ekran.

Ach – westchnął i teatralnie odłożył telefon z powrotem. – Pomyliłem się. Chodziło mi o innego Alexa, to nie do ciebie chciałem napisać.

Zmarszczyłem brwi. Czy on się zgrywał?

Przecież rozmawialiśmy też na żywo w szkole, sam dałeś mi swój numer – usprawiedliwiłem się szybko. Czułem, jak bicie mojego serca przyspieszyło gwałtownie. Pod pachami zrobiło mi się mokro. Ciepło uderzyło mi na policzki i szyję. Dobrze, że wewnątrz panowała względna ciemność, bo moja twarz z pewnością była cała czerwona.

Tom wzruszył ramionami i popatrzył w bok. To było dziwne. Nie widziałem w nim nawet odrobiny tego chłopaka z uroczymi dołeczkami ze szkoły. Dziewczyna siedząca najbliżej mnie pacnęła mnie w ramię.

Co ty, nie ogarniasz? Pomylił cię z twoją siostrą.

Przecież nie jesteśmy podobni – zaprzeczyłem. – Ja mam ciemniejszą skórę – dodałem. Tak jakby inna płeć nie była wystarczającą cechą rozróżniającą.

Po prostu liczył, że weźmiesz ją ze sobą – wytłumaczyła jej koleżanka.

Uniosłem brew kompletnie zagubiony. Czyli zaprosił mnie, bo liczył, że wezmę Chloe? Cóż, mogłem się domyślić, że nie miałem takiej popularności w naszej szkole, żeby ktoś poważnie chciał się ze mną spotkać ze względów towarzyskich. Ech, ale czy on, na sztylet Julii, nie mógł wspomnieć wcześniej o mojej siostrze? Uniknęlibyśmy tej niekomfortowej sytuacji. Choć z drugiej strony, on nie wyglądał, jakby to było dla niego niekomfortowe. Co najwyżej wydawał się rozczarowany. O ile w ogóle mogłem tak powiedzieć… Głównie sprawiał wrażenie znudzonego.

Stałem więc tak przed nimi jak kołek, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Czułem, że powinienem odejść, ale nogi chyba wrosły mi w ziemię. Grupa nie rozmawiała ze sobą, Tom cały czas patrzył ostentacyjnie w bok. Wyglądał wyniośle.

Chyba pora na ciebie – powiedział jeden z chłopaków i wtedy zaskoczyłem.

Odszedłem od nich jak najszybciej. Czułem, jak emocje we mnie buzowały. Serce biło mi tak szybko, jakby chciało wyskoczyć z mojej piersi. Niemalże pobiegłem do wyjścia. Na zewnątrz uderzyło mnie chłodne powietrze i zrobiło mi się jakoś lepiej. Oparłem się o ścianę budynku w zaułku nieopodal, żeby nie blokować przejścia. Wziąłem kilka uspokajających oddechów, aż moje serce zwolniło.

Wyjąłem telefon, żeby napisać do Chloe o mojej porażce, ale rozmyśliłem się. Jeszcze nie byłem na to gotowy.

Nie rozpłakałem się. Ta myśl uderzyła mnie tak nagle. Uniosłem wzrok i popatrzyłem przed siebie. Nie rozpłakałem się.

Wow. Naprawdę się nie rozpłakałem.

Zaśmiałem się głośno.

Jakie to było głupie! Jaki ten Tom był głupi! Co on sobie wyobrażał. Myślałem, że umrę ze śmiechu. Śmiałem się na cały regulator, aż skuliłem się pod ścianą. Brzuch mnie rozbolał, ale nie mogłem przestać. Co za idiotyczna sytuacja.

Otrzeźwił mnie nagły męski głos dochodzący z góry.

Czy ty jednak wziąłeś ten syf od Damiena?

Popatrzyłem w górę i zmroziło mnie. On mnie śledził. Jedna brew uniesiona w górę. Zawsze obok, gdy przeżywałem załamanie życiowe. To musiał być Ollie.

Parsknąłem śmiechem.

Oho, chyba przesadziłeś z dragami – stwierdził Ollie i kucnął obok mnie. – Trzymasz się jakoś w tej fazie czy mam dzwonić po wsparcie? Policja chętnie weźmie cię na izbę.

Te słowa podziałały jak kubeł wody. Przestałem się śmiać i popatrzyłem prosto w jego oczy.

Ty mnie śledzisz – zarzuciłem mu.

Mina Ollie’ego wyrażała szczere politowanie. Popukał się w czoło.

Nie schlebiaj sobie, gówniaku. Zobaczyłem cię, jak uciekałeś w panice z klubu. Przyszedłem sprawdzić, czy już ci kompletnie odwaliło. Najwidoczniej tak.

Uśmiechnąłem się smutno.

Nie odwaliło mi, po prostu ludzie są głupi.

To akurat żadne odkrycie. Szczerze mówiąc, im szybciej pogodzisz się z tą myślą, tym łatwiej będzie ci się żyło. Pomóc ci wstać? To już chyba nasza tradycja – skomentował i sięgnął ręką do mojego ramienia. Skuliłem się lekko. – Kurwa, sorry, zapomniałem, że jesteś taki niedotykalski. – Wywrócił oczami, ale odsunął się ode mnie i wstał. Również się podniosłem.

Czy ty mnie właśnie przeprosiłeś?

Przesłyszałeś się. A więc kolega cię spławił? – zmienił temat.

Zarumieniłem się. Ciekawe, że tak dobrze orientował się w tym, co się stało. Szczególnie, że wcale mnie nie śledził.

Wracasz teraz w chatę czy jak?

Wzruszyłem ramionami. Pewnie tak, nie byłem tu mile widziany.

Ollie uniósł brew, gdy znów nic mu nie odpowiedziałem.

Słyszałem, że lubisz aktorstwo, to prawda?

Uchyliłem usta ze zdumienia. Skąd on niby o tym wiedział? O tym fakcie wiedziały może ze dwie osoby. Chloe, z którą Ollie się nienawidził i… Lachlan. No tak, ten mógł to komuś wypaplać. Dziwne, że Ollie zapamiętał ten fakt.

Ja pierdolę, zapomniałem, jak z tobą się ciężko rozmawia – wymruczał i przeczesał dłonią włosy parę razy.

Przepraszam – mruknąłem. Zlałem trzy jego pytania z rzędu. Ups.

Nieważne. – Machnął ręką. – To co z tym aktorstwem?

No lubię – przyznałem.

Super. Skoro kolega cię spławił, to pewnie masz teraz trochę czasu?

Chyba…

Świetnie, to chodź ze mną.

Ollie od razu się poruszył i odszedł w stronę wyjścia z zaułku na główną ulicę. Przez chwilę patrzyłem za nim tępo. A potem podbiegłem, żeby nadrobić stratę związaną z moim opóźnieniem.

W zasadzie czemu niby miałby za tobą pójść?– zdziwiłem się.

Chłopak zerknął na mnie kątem oka.

Nie mam pojęcia. Ale poszedłeś – zauważył.

Cholera. Dlaczego poszedłem? Zatrzymałem się. Ollie również przystanął i rozejrzał się.

Tam. – Wskazał ręką ławkę. – Usiądźmy. – Nie czekał nawet na moją zgodę, po prostu poszedł. – No chodź – zawołał.

Co się właśnie działo? Czego one ode mnie chciał? Mogłem po prostu zignorować go, jak to starałem się robić ostatnio i pójść do domu, ale ciekawość wzięła górę. Usiadłem obok niego na ławce, zachowując jednak bezpieczną odległość.

Co się dzieje? – zapytałem cicho.

Potrzebuję twojej pomocy – odparł bardzo poważnie. Szczęka mocno mu się zarysowała. W nocnym świetle jego oczy zdawały się prawie czarne. Uch, i jeszcze te okropne tunele. Przypominał mi… demona. Czyżby próbował mnie namówić, żebym sprzedał mu duszę?

Mojej?

No w zasadzie nie twojej. Kogokolwiek, ale akurat się napatoczyłeś, to postanowiłem, że skorzystam z okazji. I tak nie masz, co teraz robić, prawda? – Znówu nie czekał na moją odpowiedź, od razu kontynuował: – Umówiłem się z moimi znajomymi z poprzedniej szkoły w barze obok. Niezbyt mądrzy ludzie. Z reguły te nasze spotkania zmierzają w takim kierunku, że urządzamy sobie w którymś momencie konkurs na wyrywanie facetów. – To Ollie był gejem? – Strasznie głupia zabawa, więcej z tego problemu niż pożytku, ale jak się ktoś wycofa, to uchodzi za frajera. A myślę, że zgodzisz się ze mną, że jeśli ktoś tutaj jest frajerem, to na pewno nie ja. – Popatrzył na mnie sugestywnie. No tak, w jego mniemaniu to ja byłem frajerem.

Ollie dał mi chwilę na odpowiedź, ale ponieważ nie podjąłem tematu, kontynuował.

Mam w tym barze znajomego barmana, spoko koleś. Dogadałem się z nim wcześniej, że jak mu podstawię jakiegoś typa, to zrobi mu fajną opinię przed moją ekipą. Że niby od dawna się pojawia, ale nikomu nie udało się go wyrwać. I tu wchodzisz ty. Odegrasz rolę tego nieprzystępnego kolesia. Moi kumple na pewno się na to połaszą i wyzwanie pójdzie w ruch. Twoim zadaniem będzie odrzucić zaloty moich kumpli, ale przyjąć moje. Ja wygram w ich oczach konkurs, a przy okazji będę mógł szybciej spieprzyć z tego spotkania i będzie to w pełni usprawiedliwione. Sytuacja idealna.

Pokiwałem bezmyślnie głową, próbując przetworzyć wszystko, co powiedział. Miałem pomóc mu wkręcić jego kumpli? Ze wszystkich osób akurat ja, akurat chłopak, którego się czepiał przez ostatnie tygodnie.

Rozumiem, że ten plan niesie dla ciebie korzyść zyskania renomy podrywacza w oczach znajomych, ale dlaczego ja miałbym wziąć w tym udział? Ja nic z tego nie będę miał…

Jak to nie? – Ollie obruszył się. – Będziesz miał okazję poćwiczyć to całe swoje aktorzenie.

Zwiesiłem się. Cóż, to był całkiem trafny argument.

Nawet mnie nie lubisz – wytknąłem mu.

Ja? Nic do ciebie nie mam. To chyba ty mnie nie lubisz – odbił.

Zmarszczyłem brwi.

Jesteś dla mnie wredny. Nazwałeś mnie frajerem.

Ja w ten sposób wyrażam sympatię – odparł teatralnie.

No na pewno. Pokręciłem głową. Normalnie pewnie odrzuciłbym jego pomysł i nie angażowałbym się w takie głupoty. Ale jednak… Chyba spędziłem ostatnio zbyt wiele czasu z Chloe, ciągle planującą zemstę na Aishy, i pomyślałem, że mógłbym tutaj coś ugrać. Coś innego niż rzekomą szansę na zdobycie doświadczenia aktorskiego.

Mam warunek.

Ollie uniósł brew i uśmiechnął się lekko.

Słucham.

Przeprosisz mnie za nazwanie frajerem i będziesz dla mnie miły.

To dwa warunki.

W takim razie mam dwa warunki.

Zacisnął szczękę i zmrużył oczy. Chyba nie spodobała mu się moja prośba.

Jak długo miałbym być miły?

Parsknąłem.

Zawsze.

Ollie ściągnął usta i wpatrywał się we mnie tak stanowczo, jakby liczył, że tym wzrokiem wymoże na mnie zmianę decyzji. Nie tym razem. Chloe na pewno by się tak nie dała podejść, więc zamierzałem być twardy.

Okay, ale to będzie ode mnie wymagało większego nakładu pracy. Będę musiał się psychicznie do tego przygotować i takie tam. Nie mogę obiecać, że już dzisiaj twój warunek zostanie zrealizowany.

Pokiwałem głową, udając zrozumienie.

Nie ma problemu. W takim razie ja nie mogę obiecać, że przypadkiem nie odrzucę twoich zalotów.

Zaśmiał się.

To brzmi fair – przyznał. – Chodź, pokażę ci, o który bar chodzi. Ale nie możemy tam wejść razem, bo jeszcze ktoś zobaczy. Pamiętaj, żeby zagadać do tego barmana, bo inaczej cała historia w dupę.


♛♛♛


Alexander


Ollie nic nie wspomniał, że na realizację jego planu będę musiał stracić trzydzieści dolarów.

Barman, o którym mi mówił, miał niebieskie włosy, więc rozpoznałem go bez problemu. Wedle polecenia Ollie’ego od razu poszedłem zamówić drinka, żeby mieć pretekst do rozmowy. Miałem wrażenie, że policzki już drugi raz spłoną mi z zażenowania, gdy prosiłem nieznajomego kolesia o wyrobienie mi reputacji nieprzystępnego, stałego bywalca baru. Ale zrobiłem to!

Barman zgodził się, jednak patrzył na mnie tak jakby czegoś oczekiwał. Zamówiłem więc tego drinka i zostawiłem mu napiwek. Mężczyzna przyjął pieniądze i poszedł zrealizować moje zamówienie.

Znalazłem niewielki stolik naprzeciwko baru znajdujący się lekkim zaciemnieniu. Był tak mały, że stało przy nim tylko jedno krzesło, więc z wiadomych względów nikt go nie zajął. Nikt nie chodził sam do baru. Popijałem moją Tequilę sunrise, obserwując rotację ludzi i wypatrując wejścia Ollie’ego.

Dlaczego zgodziłem się na ten pomysł? To pytanie coraz mocniej krążyło w mojej głowie, gdy nikogo nie dostrzegałem. Jeśli Ollie postanowił sobie ze mnie brutalnie zażartować, tak jak wcześniej Tom… cóż, tym razem na pewno bym się rozpłakał. I siedział tutaj jak idiota nie wiadomo jak długo.

Na szczęście, niedługo potem się pojawił. Bardzo blisko baru przy jednym z większych stołów siedziała już dość spora grupa młodych mężczyzn… Wyglądali na starszych od Ollie’ego, ale może to była kwestia tego, że dwóch miało zarost? Ollie dosiadł się do nich i kumple zaczęli go poklepywać po ramionach. Zerkałem ciągle w ich stronę, ale starałem się nie robić tego zbyt nachalnie, żeby nikt nie zaczął mnie podejrzewać o znajomość z którymś z nich. Kilku z nich zebrało się do baru, ale Ollie został przy stoliku. Obsłużył ich niebieskowłosy barman, więc miałem nadzieję, że wcisnął im przy okazji bajeczkę na mój temat.

Potwierdzenie, że faktycznie to zrobił, dostałem już po chwili. Kumple Ollie’ego wrócili do stolika, ale inny mężczyzna odszedł od baru i skierował się prosto w moją stronę. Wstrzymałem oddech.

Cześć, mogę postawić ci drinka?

Miałem wrażenie, że stres mnie paraliżował. Przymknąłem oczy, nie myśląc o tym, jak głupio to musiało wyglądać dla tego kolesia. Miałem grać. Grać nieprzystępnego, pewnego siebie chłopaka. To była chwila prawdy, mój test.

Odetchnąłem.

Raczej nie – powiedziałem. Miałem ochotę się palnąć. Naprawdę tylko na tyle było mnie stać? Cóż, może jednak improwizacja nie należała do moich mocnych stron.

Popatrzyłem na stolik. Mój drink! Sięgnąłem po niego.

Jak widzisz, na razie nie potrzebuję kolejnego drinka – dodałem.

Koleś pokiwał głową ze smutkiem, a mi zrobiło się głupio, że go spławiłem.

Kumple Ollie’ego zachowywali się dość głośno. Widziałem, że cały czas dyskutowali w emocjach. Ollie typowo dla siebie przyjął raczej bierną postawę i przysłuchiwał się konwersacji, tylko od czasu do czasu rzucając jakiś komentarz. Zapewne wredny.

Podbiło do mnie dwóch kolejnych facetów, których również spławiłem. Ten drugi próbował trochę dłużej i nie wystarczyło mu jedno krótkie „nie”, więc odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu odszedł od mojego stolika. Dojrzałem za to, że przy stoliku chłopaków akurat stał niebieskowłosy barman ze ścierką. Chyba podszedł tam pod pretekstem przetarcia blatów, ale zatrzymał się na dłużej i żywo im o czymś opowiadał. Wzrok młodych mężczyzn zaczął padać w moim kierunku, więc szybko spojrzałem w bok. Czyli poszerzał bajeczkę na mój temat. Barman niedługo potem odszedł od grupy, a jeden z nich uderzył dłonią w stół. I wstał.

Miałem już stuprocentową pewność, że ich zabawa poszła w ruch, gdy mężczyzna podszedł prosto do mojego stolika. Uśmiechnął się zawadiacko, poprawił swoją skórzaną kurtkę i przystanął tuż przed.

Widzę, że siedzisz sam – powiedział.

Odkrywcze stwierdzenie, zaimponowałeś mi.

Zaśmiał się.

Ach, to taki gówniany wstęp – przyznał i machnął ręką. – Ale za to jaki praktyczny, teraz mogę zaproponować, że dotrzymam ci towarzystwa.

Mogłeś to zaproponować bez stwierdzania oczywistych faktów – zauważyłem.

To prawda, ale wtedy ty pewnie byś odmówił, ja bym to uszanował i sobie poszedł, i tyle by z tego było. A tak, to przynajmniej rozmawiamy. To moja okazja na zrobienie dobrego wrażenia, żeby trudniej ci było mnie spławić.

Zmrużyłem oczy. Jego rozumowanie miało sens. Plan obejmował odprawianie tych wszystkich kolesi, a nie wdawanie się z nimi w rozmowy o byle pierdołach.

Widzę, że się ze mną zgadzasz – powiedział, gdy milczałem dłuższą chwilę. – To chyba znaczy, że zasłużyłem, żeby się dosiąść.

Tu nie ma dodatkowego miejsca. – Wskazałem na stolik.

Mężczyzna pochylił głowę w bok. Zastanowił się chwilę, a potem podszedł do innego, wolnego stolika, złapał stojące tam krzesło za oparcie i dostawił obok mojego. Nie usiadł.

Teraz już jest.

Zachichotałem. Uszanował moją granicę i nie dosiadł się bez pozwolenia. Do Jagona, zrobił na mnie pozytywne wrażenie, chciałem pozwolić mu usiąść. Ollie by mnie chyba udusił, gdybym to zrobił, ale z drugiej strony nawet mnie nie przeprosił.

Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności, widzę, że chcesz pozwolić mi usiąść.

Uniosłem jedną brew. (A przynajmniej próbowałem, bo zdaje się, że nie wyszło mi to zbytnio i tak naprawdę uniosły się obie.) Moją inspiracją było zachowanie Ollie’ego, gdy miał z czymś problem.

Więc mówisz, że ty wiesz lepiej, czego chcę, niż ja sam.

Koleś chyba wyczuł, że trochę się zapędził z tą swoją pewnością siebie i popełnił błąd, bo ściągnął wargi i popatrzył na mnie niemalże skruszony.

Nie – powiedziałem szybko, zanim zaczął mi serwować kolejną porcję podrywu.

Ale…

Nie jestem zainteresowany – przerwałem mu na tyle stanowczo, na ile umiałem.

Mężczyzna skinął głową i odszedł. Jedno trzeba mu było przyznać, umiał z szacunkiem i godnością przyjąć odmowę. Koledzy zaczęli go poklepywać po plecach, gdy skulony wrócił do stolika. Kilku go wyśmiało (w tym Ollie). Widziałem, że kolejny szykował się do podejścia, kiedy widoczność przysłonił mi inny mężczyzna.

Wyglądasz mi na chłopaka z temperamentem – powiedział i usiadł na dostawionym krześle. Postawił na stole szklankę z napojem. – Dlatego kupiłem ci drinka w czerwonym kolorze. Jak ogień.

Zmrużyłem oczy. Miałem nadzieję, że wyglądałem trochę złowieszczo, a nie jak uroczy szczeniak.

Ogień jest bardziej pomarańczowy niż czerwony, więc myślę, że mój drink lepiej go przypomina.

Wiedziałem, że masz temperament – powiedział i zaśmiał się. Mnie to nie rozbawiło, więc tylko patrzyłem na niego sztywno. – Założę się, że mój drink lepiej ci posmakuje. – Po tych słowach przesunął szklankę w moją stronę.

Podziękuję. – Nawet nie zerknąłem w stronę drinka, którego mi oferował. Cały czas skupiałem wzrok na nim i miałem nadzieję, że nie był on zachęcający.

O jednej rzeczy nie pomyślałem, kiedy zgodziłem się wziąć w tym udział. Że będą mnie zaczepiać obcy faceci. Ollie raczej znał swoich znajomych na tyle, by wiedzieć, na ile sobie pozwolą w takiej zabawie, ale ten nieznajomy? Co jeśli spróbuje mi coś podrzucić?

Ech. Chyba jednak chciałem skończyć to jak najszybciej.

Chociaż spróbuj. – Mężczyzna nie odpuszczał. Nachylił się w moją stronę, odgradzając mnie od otwartej przestrzeni baru. Przełknąłem ślinę coraz bardziej zaniepokojony.

Nie chcę.

Nie daj się prosić.

Nie dam. Lepiej będzie, jak sobie pójdziesz – spróbowałem go spławić, ale mój głos brzmiał słabo i nieprzekonująco.

Nie musisz zgrywać nieprzystępnego – kontynuował i przysunął się jeszcze bliżej, coraz mocniej zakleszczając mnie między sobą a ścianą. Poczułem mocny zapach alkoholu. – Choć muszę przyznać, że to fajna zabawa.

To nie zabawa, to odmowa.

Odsunąłem się od niego tak mocno, jak tylko mogłem, niemalże przytulając się do ściany. Że też musiał się trafić taki natrętny facet. Może jakbym wylał mu resztkę mojego drinka na spodnie, to by się ewakuował? Ja bym chętnie się ewakuował.

Joł, koleś. – Usłyszałem trzeci głos. Inny mężczyzna szarpnął natręta, na co ten warknął. W nowym nieznajomym rozpoznałem jednego z kolegów Ollie’ego. Chyba uznał, że może coś ugrać, jak uratuje mnie od tego napastliwego gościa.

Czułem się pewniej, gdy ktoś inny zajął się tym za mnie. Pewnie wypadałem w tej sytuacji dość nieporadnie, być może nawet zmarnowałem bajeczkę, którą wykreował barman, ale mało mnie to obchodziło. Przynajmniej już nie musiałem się z tym zmagać.

Takich frajerów to trzeba od razu spławiać – skomentował chłopak i zajął drugie krzesło. – Jestem Thomas.

Cześć – przywitałem się niechętnie i upiłem trochę drinka. Na dzisiaj już miałem dość.

A masz jakieś imię? – Thomas uśmiechnął się lekko.

Mam – potwierdziłem. Nie dodałem nic więcej.

Chłopak zaśmiał się.

Rozumiem, wolisz pozostać tajemniczy. Szkoda, że od razu się przedstawiłem, tak to obaj byśmy nie wiedzieli, kim jesteśmy. To co tutaj robisz?

Siedzę, piję drinka. Jak widać.

Ciekawe, czy to tylko dzisiaj faceci podbijali z takimi tekstami stwierdzającymi oczywistość, czy innym razem też im się zdarzało.

Jeden z barmanów wspomniał, że często tu przebywasz. Lubisz tę miejscówkę?

Wzruszyłem ramionami.

Tak o, sobie.

Nie jesteś zbyt rozmowny?

Być może nie jestem… A może jestem i to po prostu ma być sygnał dla ciebie. Któż to wie – odparłem, przyjmując filozoficzny ton. Tak naprawdę byłem już tym zmęczony i myślałem o tym, żeby w końcu podbił do mnie Ollie.

Serio? Przecież ci pomogłem.

Ale nie prosiłem o pomoc – powiedziałem chamsko, choć tak naprawdę byłem mu wdzięczny. Po prostu pilnie potrzebowałem go spławić, żeby Ollie mógł go zastąpić.

Próbuję być miły, nienachalny. To nie robi na tobie żadnego wrażenia?

Znów wzruszyłem ramionami. Wziąłem kolejnego łyka i nachyliłem się lekko w jego stronę. Kątem oka dojrzałem, że wzrok ekipy Ollie’ego był skierowany w naszą stronę.

Posłuchaj. Nie bierz tego do siebie, ale wolałabym iść znowu na pogrzeb mojego dziadka niż do łóżka z tobą. Więcej ci powiem, wolałbym położyć się w trumnie razem z moim dziadkiem i iść do pieca, a potem trafić do urny niż gdziekolwiek z tobą.

Thomasa zamurowało. Mnie zresztą też. Czy ja naprawdę to powiedziałem na głos? Powstrzymałem odruch nagłego zasłonięcia sobie ust i drgnąłem dziwnie. Zawieszony Thomas chyba nie zwrócił na to uwagi. Ściągnął usta.

Jesteś nekrofilem?

Jestem zmęczony twoją obecnością.

W końcu Thomas odpuścił, a ja znowu zostałem sam. Niestety nie na długo. Jeśli myślałem, że po tym kolesiu cała zabawa się zakończy, byłem w dużym błędzie. Ollie chyba świetnie się bawił, obserwując kolejne porażki swoich kumpli, bardzo dobrze wiedząc, że to on zgarnie nagrodę. I postanowił odwlekać swoje zwycięstwo tak długo, jak tylko mógł.

Kolejny chłopak próbował mnie zagadywać przez kilka minut. Nie był nachalny, tylko denerwujący. Gdy tylko zwolnił miejsce, kolejny kumpel do mnie podbił. Nie zdążył się nawet odezwać, od razu powiedziałem stanowcze “nie”. To był mój rekord, jeśli chodzi o najszybsze odprawienie faceta.

Dwie próby innych gości potem nareszcie wstał. Wyglądał najbardziej niepozornie ze swojej ekipy. Uszy obrzydliwie rozciągały mu się na tunelach, brew wykrzywiała asymetrycznie, miał zajechane, pobrudzone zaschniętym błotem trampki i podarte spodnie. Ale nie jak te wszystkie modne ubrania, to wyglądało, jakby spodnie mu się autentycznie przetarły w kolanach od nadmiernego użytkowania.

Naprawdę to był koleś, który miał mnie ocalić z tego klubu? Teraz już na pewno wyjdę na chłopaka bez żadnych standardów.

Westchnąłem. Jeszcze raz, dlaczego ja się na to zgodziłem?

Mogę się dosiąść? – zapytał.

Uniosłem wzrok.

Naprawdę to jest najlepszy tekst, na jaki cię stać? – Byłem już tak bardzo zmęczony, a ten nawet nie raczył się wysilić.

Ollie parsknął lekko i i tak usiadł, mimo że wcale nie wyraziłem na to zgody. Oparł łokcie na stoliku i złożył dłonie. Popatrzył w dół i przez chwilę wydawał mi się… zawstydzony? Spojrzał mi prosto w oczy.

Trochę ciężko mi o tym mówić – zaczął i przełknął ślinę – w zeszłym tygodniu zmarła moja babcia. – Uchyliłem usta ze zdumienia. – Pogrzeb odbył się, co prawda dwa dni temu, ale grób jest jeszcze ciepły. Nie postawiono nawet płyty. Może miałbyś ochotę się tam ze mną wybrać?

Wpatrywałem się w niego z kompletnym niezrozumieniem. Chciał mnie zabrać na grób swojej babci? Przecież my się nawet nie znaliśmy, a on nawet mnie nie lubił…

Potem Ollie uniósł prawą brew i znów wyglądał jak ta mała wredota, a nie spłoszona sarenka. Wszystko stało się jasne, gdy powiedział:

Podobno lubisz takie klimaty.

Parsknąłem.

Po prostu chciałem go spławić – przyznałem szczerze.

Doprawdy bardzo ciekawy sposób.

Więc twoja babcia tak naprawdę żyje? – dopytałem.

Nie, zmarła, jak byłem mały.

Pokiwałem głową. Nie wiedziałem, jak to skomentować.

Możemy już się stąd zawijać? – zapytałem. – Jestem trochę zmęczony.

Ciekawe, że to ty proponujesz, żebyśmy stąd poszli, skoro to ja miałem podrywać ciebie. Zaskakująco szybko się dałeś.

Zmrużyłem oczy. Przecież taki był plan, ze wszystkich osób to właśnie jemu miałem dać się oderwać. A to nie tak, że któryś z jego kolegów nad podsłuchiwał i nie mogłem zaproponować, żebyśmy stąd poszli.

Co za koleś. Do wszystkiego musiał się przyczepić.

Naprawdę odechciało mi się brania udziału w tej jego zabawie. Wciąż mnie krytykował, nie przeprosił za nazwanie frajerem. Walić to. Odrzucę go, jak tych wszystkich jego ziomków. Ciekawe, czy wtedy też będzie się tak mądrzył.

W takim razie możesz wrócić do swoich kumpli – powiedziałem i dopiłem ostatni łyk drinka (który smakował już jak siki, bo sączyłem go stanowczo zbyt długo). – Zapewne zobaczymy się na innej imprezie, jak znowu na ciebie wpadnę – dodałem i zacząłem się podnosić.

Ollie obserwował mnie przez chwilę, jakby zastanawiał się, czy naprawdę tak po prostu sobie pójdę. Jeśli miał co do tego wątpliwości, to stracił je, gdy się podniosłem. Zasunąłem za sobą krzesło i zacząłem odchodzić. Ollie zareagował szybko. Również wstał i złapał mnie za nadgarstek.

Przepraszam za nazwanie cię frajerem – powiedział. – Choć nie rozumiem, czemu muszę to robić bezpośrednio, skoro nazwałem cię tak pośrednio.

Wywróciłem oczami. Cóż, przynajmniej przeprosił. Po swojemu, ale przeprosił.

Myślę, że robisz to po to, żebym cię nie odrzucił – odparłem i wyswobodziłem się z jego dłoni.

Ollie zmrużył oczy. Chyba nie podobało mu się to, że tak wprost mu wypominałem postawione warunki. Zerknąłem w bok. Wszyscy jego znajomi patrzyli teraz na nas.

Twoi kumple nas obserwują.

Obserwowaliśmy próby każdego frajera.

Więc teraz nazywasz siebie frajerem?

Ollie drgnął. Chyba nie spodziewał się, że tak to zinterpretuję.

Nie – zaprzeczył – bo mi się uda osiągnąć cel. Zresztą, nieważne. Teraz cię obejmę, uśmiechnij się ładnie, jakbyś był zadowolony z mojego towarzystwa, i razem się stąd ewakuujemy.

Skinąłem głową i uśmiechnąłem się lekko. Musiało to wyglądać bardzo sztucznie, bo Ollie wręcz zmroził mnie wzrokiem. Potem objął mnie delikatnie jedną ręką i zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Przełknąłem ślinę.

Nie bój się mnie, nie zrobię ci krzywdy – powiedział cicho.

Nie bałem się. Po prostu czułem się dziwnie, rzadko kiedy obejmowali mnie obcy chłopcy. Rzadko kiedy byli tak blisko mnie. I zacząłem sobie myśleć, że może to i dobrze, jeśli wszyscy pachnieli tak samo jak Ollie. Miałem wrażenie, że jego mocne perfumy mnie uduszą.

Ollie wykręcił głowę w stronę swojej ekipy i im pomachał. Zachowywał się zaskakująco bezczelnie, biorąc pod uwagę, że zorganizował ten cały przekręt.

Odetchnąłem, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz. Poczułem trochę świeżego powietrza, mocne perfumy Ollie’ego jakby się rozpłynęły. No i puścił mnie, więc jak już się od niego odsunąłem, od razu czułem się swobodniej. 

Szliśmy wzdłuż ulicy w kierunku, z którego przyszedłem. Było już dość późno, ale w tej okolicy o tej porze życie toczyło się pełną parą. Kręciło się tu sporo ludzi, głównie pijanych, więc czułem się trochę bezpieczniej ze świadomością, że nie zostałem zupełnie sam.

Nie boisz się, że twoi kumple zorientowali się, że to ściema? – zapytałem, żeby przerwać tę dziwną ciszę między nami.

Bardzo możliwe. – Ollie wzruszył ramionami.

I nie martwisz się?

Jeśli się zorientowali, to następnym razem po prostu mnie nie zaproszą, to też dla mnie dobrze.

To Ollie nie mógł im po prostu sam odmówić, skoro ewidentnie nie chciał się z nimi spotkać? Niby wspomniał wcześniej, że nie chciał wyjść na frajera, ale z drugiej strony przecież jeśli jego kumple się zorientowali z tą ściemą, to też by wyszedł na frajera… Chyba nie nadążałem za jego tokiem myślenia.

Żaden z nas nie podjął dalej tematu, więc szliśmy jeszcze przez chwilę w ciszy, aż zatrzymałem się przy zatoczce.

To mój przystanek – wytłumaczyłem, gdy Ollie popatrzył na mnie skonsternowany.

Chłopak pokiwał głową z zastanowieniem, a potem potarł swój kark.

Hej, Lucas mnie zgarnia. Może pojedziesz z nami, to podrzucimy cię do domu? – zaproponował.

To chyba nie po drodze – powiedziałem, choć w sumie nie wiedziałem, gdzie planowali jechać. Podejrzewałem jednak, że na pewno nie w odwiedziny do mojego domu.

Ollie wzruszył ramionami.

Tak, ale jak Chloe się dowie, że cię tu zostawiliśmy, to będzie nam po drodze tylko do szpitala.

Parsknąłem śmiechem. Coś w tym było. Nie chciałem sprawiać problemów Lucasowi (los drugiego chłopaka mniej mnie obchodził), więc poszedłem za Ollie’em.


_____

Cześć!

Co prawda końcówka maja, ale udało mi się zmieścić. :D

Jak zobaczyłam, co mam zaplanowane na ten rozdział, to bardzo się ucieszyłam, bo ta scena z klubu, to jedna z najstarszych scen, jakie wymyśliłam dla tego opowiadania. Te kilka lat temu, jak to wymyślałam, byłam tej sceny tak pewna, że zrobiłam sobie krótką notatkę o treści „tekst z dziadkiem”, święcie przekonana, że to taki klasyk, że takie hasło mi wystarczy. Otóż nie wystarczyło. XD Dumałam pół miesiąca, co to miał być za tekst i niestety sobie nie przypomniałam, więc stworzyłam jakiś nowy „tekst z dziadkiem”. Ale niestety tamten chyba był fajniejszy, a przynajmniej tak go wspominam.

A druga rzecz jest taka, że byłam przekonana, że to będzie też krótki rozdział, no a tymczasem okazało się, że to drugi najdłuższy rozdział tego opowiadania.

Mam nadzieję, że lektura była przyjemna.

Ściskam! <3

15 komentarzy:

  1. Fajny rozdział ja się dobrze bawiłam,czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, dziękuję bardzo za komentarz! <3
      Do niedługo :D

      Usuń
  2. Hejeczka,
    bardzo miło mnie zaskoczyłaś pojawieniem się rozdziału, praktycznie na styk ;) miałam pisać pod rozdziałem dwunastym bo znalazłam notatnik i już wiem co miałam tam dopisać, ale zrobię to z czasem bo wiem że i gdzieś tam mam jeszcze zaległości po za tym czytając kolejny raz odkryje jeszcze coś nowego ;)
    mam nadzieję, że na czerwony nie będę czekać do końca miesiąca :D
    biedny Alex aż serce mi się krajało, że tak go potraktowano... a liczyłam, że w tym klubie jest na przykład Lachlan czy Lucas i go zgarną, a tutaj Ollie no to wygląda jakby go śledził bo zawsze jest obok jak coś się dzieje... Jednak go lubi trochę jednak dziwny sposób na okazywanie tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      No faktycznie mocno na styk, ale zaczął mi się intensywny okres na uczelni niestety, tak że nie jestem pewna też jak z tym czerwcowym będzie. :x Ale staram się być dobrej myśli!
      Alex niestety ma trochę pecha z relacjami z innymi. Na szczęście pojawił się Ollie, ze swoim dziwnym pomysłem! :P Ollie jest faktycznie dość specyficzny, minie chyba trochę czasu, nim Alex się do niego przyzwyczai.
      Dziękuję bardzo za Twoją obecność i Twój komentarz!
      Ściskam <3

      Usuń
  3. Hejeczka,
    kochana, kochana ja no... mam nadzieję, że wszystko w porządku u Ciebie... bo już połowa lipca....
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej hej!
      Również z niecierpliwością czekam na rozdział, ale z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że czerwiec i początek lipca to dość intensywny okres w życiu uczelnianym, więc możliwe, że Laire po prostu odpoczywa po sesji. Albo odpoczywała, a teraz szykuje dla nas nowy rozdział. W każdym razie artystów się nie pospiesza, dajmy im żyć i tworzyć w ich własnym tempie. Jeśli nie ma komunikatu, że opowiadanie jest porzucone, to prędzej czy później wyjdzie kolejna jego część :)
      Pozdrawiam serdecznie, Basiu <3

      Usuń
  4. Hejeczka,
    kochana co u Ciebie słychać, mam nadzieję że nic złego się nie dzieje bo jednak martwi mnie ta długa cisza... choć malutka informacja by się przydała...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka kochana,
    wszystkiego dobrego w Nowym Roku, aby był lepszy od poprzedniego u aby marzenia się spełniały, wiele radości...
    mam nadzieję, że wszystko w porządku u Ciebie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    kochana tęsknię bardzo tęsknię choć się odezwij proszę...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    kochana ja bardzo tęsknię... choć proszę odezwij się...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka,
    droga moja autorko, choć proszę Cię odezwij się, bardzo się martwię... i tęsknię za opowiadaniem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka, hejka,
    kochana już tak dużo czasu upłynęło a tutaj nic nawet jednej małej informacji...
    proszę choć daj znak że żyjesz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejeczka,
    cudownie, to w klubie przykro mi się zrobiło, że tak został potraktowany, ale właśnie myślałam że będzie w klubie Lucas czy Lachlan i go zgarną, a tutaj Ollie... lubię cię tylko tak okazuję sympatię, to jak okazuje że nie lubi kogoś... co za szopka, będzie miły Ollie czy no jednak wróci do dawnych zwyczajów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejeczka,
    kochaniutka, bardzo tęsknię, proszę odezwij się chociaż tutaj...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejeczka,
    wspaniały tekst, to w tym klubie... bardzo przykro mi się zrobiło, że tak go potraktował, ale myślałam, że będzie Lucas czy Lachlan w tym klubie i go zgarną, a tutaj Ollie... lubię cię tylko tak okazuję sympatię, to jak okazuje że  kogoś nie lubi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń