Włożyłem
drucik do małego otworu i spróbowałem go poruszyć. Wciąż się
jakoś blokował, ale w żaden sposób nie chciał otworzyć tego
pieprzonego zamku. Męczyłem się już od dobrych dwudziestu minut.
Za
mną stał Chris i wspólnie próbowaliśmy włamać się do jednego
z Archiwum. W przeciągu jednego dnia bardzo wiele się zdarzyło.
Eira pogadała z Trudis, która jak każdego po prostu ją spławiła.
Próbowałem się więc dostać do gabinetu Dyrektorki, ale zmieniła
hasło i sposób kodowania, zatem jeśli chcemy się tam dostać,
potrzebujemy trochę więcej czasu. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy
marnować dzisiejszego dnia, po czym podzieliśmy się na małe grupy
lub pary i próbujemy dostać się do różnych Archiwów. Nie wiem,
czy innym udało się coś osiągnąć, ale nam na pewno nie.
-
Masz może siekierę? – zapytałem wściekły, szarpiąc za klamkę.
-
Nie przesadzaj. Po prostu daj mi spróbować – odpowiedział Chris.
-
Nie uda ci się – powiedziałem.
-
Na pewno byłoby mi łatwiej, gdybyś we mnie wierzył – rzucił
kpiąco.
-
Gdybym chociaż miał w co wierzyć.
Chris
prychnął w odpowiedzi, wziął ode mnie drut, wygiął go w jakiś
dziwny sposób i włożył do dziurki, delikatnie nim poruszając. Ja
w tym czasie szukałem czegoś ciężkiego, czym mógłbym w razie
czego rozrąbać te drzwi. Hmm, ta cegła wygląda interesująco.
Wziąłem ją, po czym zważyłem w dłoni. Powinna dać sobie radę.
-
Nie pozwolę ci zniszczyć drzwi – powiedział Chris, nawet się
nie odwracając. – Mieliśmy zostawić po sobie jak najmniej
śladów.
-
Naprawię je...
-
Niby jak?
-
Eee...
-
No właśnie. Pozwól mi to zrobić jak należy.
-
Niech ci będzie – odparłem i usiadłem pod ścianą, bawiąc się
cegłówką.
-
Nie zrób sobie krzywdy, idioto – mruknął pod nosem.
Uśmiechnąłem
się pod nosem.
-
Miło, że się o mnie martwisz.
-
Martwię się o siebie. Jeśli coś ci się stanie, to mi się
będziesz użalał dwadzieścia cztery godziny na dobę –
powiedział. – Ojeju, jak boli – zaczął mnie przedrzeźniać. –
Jak ja będę teraz walczył?
-
Ja się tak nie zachowuję – prychnąłem.
-
Wcale – zakpił.
Tym
razem już mu nie odpowiedziałem, tylko skupiłem się na zabawie
cegłówką. Starałem się jednak uważać, aby nie upadła mi na
dłoń albo nogę zbyt mocno, bo gdybym coś sobie zrobił, pewnie
wszyscy by mnie wyśmiali. Uważają mnie za niezdarnego, a ja się
tak nie czuję, więc lepiej nie dawać innym kolejnych powodów
potwierdzających ich rację.
Chris
szarpnął gwałtownie drzwi, kopnął w ścianę i zaklął
szpetnie.
-
Co to, kurwa, jest?
-
Wejście do Archiwum – odparłem spokojnie.
-
Nie kpij sobie ze mnie...
-
Wyluzuj. Zawsze mamy tę cegłę.
-
Nie chcę rozwalać drzwi, Max! – krzyknął.
-
Ja też nie, ale chyba nie mamy wyjścia. Dobra, daj mi spróbować
jeszcze raz – dodałem, widząc jego minę.
Chris
przekazał mi niewielki, bardzo powyginany drucik. Rozprostowałem go
w miarę możliwości, a następnie zgiąłem po prostu na pół.
Wsunąłem delikatnie do otworu, tak aby nie wszedł za głęboko, i
poruszyłem nim. Poczułem, jak drut się o coś zahacza oraz
blokuje. Szarpnąłem nim. Na szczęście udało mi się go
wyciągnąć. Znów włożyłem drut i poruszyłem nim ostrożnie,
coś szczęknęło, po czym drzwi się uchyliły.
-
Och – mruknąłem.
-
Udało ci się – stwierdził Chris. – Dobry jesteś.
-
No raczej.
Czarnowłosy
wywrócił oczami, popchnął mnie do środka, sam wchodząc za mną
i zamykając za nami drzwi.
Pokój,
do którego się dostaliśmy, był nieduży. Ściany zostały
zastawione czarnymi komodami z mnóstwem dziwnie oznakowanych
szuflad, a na środku znajdowało się trochę wolnej przestrzeni.
-
To... – zaczął Chris.
-
Hm?
-
Jak mamy tego szukać?
-
Nie mam pojęcia – mruknąłem. – To może być w jakiś sposób
zaznaczone, ale nie mam pojęcia w jaki.
Wysunąłem
pierwszą szufladę i westchnąłem na widok ogromu tych papierów.
Czy ja miałem to wszystko przejrzeć w przeciągu maksymalnie
czterech godzin? Zadanie niewykonalne! Nawet jeśli Chris też brał
w tym udział.
-
Chyba mamy sporo roboty – stwierdziłem.
-
Taa... – mruknął Chris.
Wyjąłem
pierwszą teczkę i wyciągnąłem z niej plik kartek. Na pierwszej
stronie nadrukowany był nagłówek: „Jakim zagrożeniem są
wampiry dla człowieka?”. Co za idiotyczne pytanie.
-
Jak ty to z reguły robisz? – zapytał Chris. On również
przeglądał jakieś papiery. Na jego twarzy dostrzegłem znudzenie.
Taaak. Ta praca ani trochę nie jest interesująca. Ciekawe, czy ci
Łowcy Historycy nigdy się tym nie nudzą? A może urządzają nocą
jakieś dzikie orgie, o które nikt by ich nie posądził?
-
Co robię? Wiesz, to brzmi dość dwuznacznie.
-
Mam na myśli przeszukiwanie Archiwum – prychnął.
-
Ach. Z reguły wiem, czego szukam.
-
My nie wiemy?
-
Nie do końca.
-
Tak coś czuję, że to będzie bardzo mozolna robota.
-
Dlatego nie gadaj i zajmij się pracą – zganiłem go z uśmiechem.
-
Ty nie chcesz paplać? – zapytał z udawanym szokiem. – Przecież
tobie normalnie się buzia nie zamyka. Czasami to nie wiem, jak cię
zatkać.
-
Jest taki pewien sposób... – powiedziałem powoli.
-
Jest? Jaki?!
-
Zawsze możesz mnie pocałować – odparłem, poruszając
sugestywnie brwiami.
-
A fe! – Chris skrzywił się, a ja prychnąłem. No bez przesady,
przecież jestem przystojny. Nawet on to potwierdził!
Trzepnąłem
go lekko w ramię, uśmiechając się.
-
Pracuj – zganiłem go po raz kolejny.
-
A ty? Nie obijaj się, McCarey!
-
I nawzajem, Carter.
Skrzywił
się. Jak za każdym razem, gdy zwracałem się do niego po nazwisku.
Zmarszczyłem
brwi i zadałem to trudne pytanie:
-
Dlaczego nie lubisz swojego nazwiska?
-
Skomplikowane.
-
Wytłumacz.
-
Blondyni nie zrozumieją.
Prychnąłem.
Ignorując
go, sięgnąłem po kolejną teczkę. Zastanawiałem się, czy
znajdziemy tu coś wartościowego. Może ktoś inny coś odkryje?
Cóż, wszyscy musimy się poświęcić oraz stracić trochę czasu,
aby osiągnąć nasz cel.
Wyjąłem
już chyba szesnastą teczkę z kolei. Przyjrzałem się jej uważnie
i zacząłem rozważać, czy mogę ją otworzyć skoro jest
zaklejona.
-
Chris – odezwałem się, pokazując mu dokument. – Otwierać to
czy nie?
-
Jest tam coś napisane?
-
T331.
-
Niewiele to mówi – stwierdził.
-
Właśnie.
-
Może... Po prostu ją sobie weźmiemy? Eira zdecyduje, co z tym
zrobić.
-
Myślisz, że to dobry pomysł?
Chris
wzruszył ramionami.
-
Zawsze jakiś.
Skinąłem
głową i odłożyłem tę teczkę na bok. Trzeba pamiętać o tym,
żeby ją zabrać.
*
Niezbyt
wysoki, czternastoletni chłopak powolnie szedł korytarzem w
Internacie. Nastolatek nie przejmował się tym, że jest niski, w
końcu miał jeszcze trochę czasu by urosnąć. Zresztą, raczej nie
chciał się wyróżniać ponadprzeciętnym wzrostem. Nie
przeszkadzało mu bycie szarym i niewidocznym.
Chłopak
bardzo lubił kolor szary. Według niego był taki... inny. Wiele
osób uważało, że to nic nie znaczący kolor, taki bez wyrazu, nic
nie wnoszący, ale dla niego miał bardzo duże znaczenie. Według
nastolatka szary był weselszy od żółtego, pomarańczowego czy
zielonego. Tak jakby wychował się na tym kolorze, przez co miał do
niego sentyment.
Teraz
jednak jego myśli skupiały się na czymś innym niż kolor szary.
Niemal całą swoją uwagę poświęcał na zastanawianiu i
rozważaniu, czy treningi w małych grupach są dobrym pomysłem.
Nastolatek nie wiedział, po której stronie powinien się
opowiedzieć. Niby im mniej osób, tym łatwiej się nauczyć, ale
równie dobrze mogli trafić na jakiegoś okropnego trenera. Poza
tym, kilka dni temu wszyscy młodzi mieli testy sprawnościowe i
czternastolatek obawiał się, że trafi do najsłabszej grupy. To
byłaby hańba dla jego nazwiska, które od pokoleń służy Dievam.
Ojciec chyba zabiłby go, gdyby dowiedział się, że jego syn –
Edward Coley - trafił do grupy dla słabeuszy.
Chłopak
dotarł do pokoju wspólnego, w którym nastolatkowie zawsze spędzali
ze sobą czas. Czternastolatek nie miał wielu znajomych, jako że
nie lubił być widoczny, tak więc usiadł samotnie w kącie pokoju,
kryjąc się za książką. Starał się ignorować wszystkie pełne
emocji krzyki jego rówieśników. Miał w tym już pewną wprawę.
-
O mój Boże, nigdy nie zgadniecie! – wykrzyknęła niska,
niebieskooka dziewczyna, o brązowych włosach spiętych w kucyk.
Trzymała w dłoniach wymiętolony papier i była wyraźnie
podekscytowana. Tuż za nią stała jej wyższa koleżanka, której
plecy zalewały czarne fale. Jej twarz wyrażała bardzo podobne
emocje do tej pierwszej.
Edward
podniósł głowę i spojrzał na brązowowłosą, mimo że obiecał
sobie, iż będzie ignorował społeczeństwo. Nie udało mu się to
jednak, lecz tłumaczył sobie, że przyczyną jest to, iż rozpoznał
głos jego bliższej koleżanki – Misty Parker. Nie pomylił się.
To była ona, a zaraz za nią stała jego druga koleżanka – Lisha
Blum. Te dwie należały do niewielkiej grupy, na którą
czternastolatek umiał się choć trochę otworzyć.
-
Max McCarey został wpisany do grupy trenerów! – krzyknęła
Misty.
W
pokoju wspólnym rozległo się nagłe wzburzenie. Wszyscy zaczęli
się nawzajem przekrzykiwać, a atmosfera stała się gorąca. Każdy
chciał wiedzieć jak najwięcej na ten temat. Nawet Edward nastawił
uszu z nadzieją, że dowie się czegoś więcej. Nie zauważył
przez to dziewczyn kierujących się w jego stronę.
-
Cześć, głupolu – przywitała się Lisha, rozczochrując jego
ciemne włosy.
-
To prawda? – zapytał od razu.
-
Wygląda na to, że tak – odpowiedziała Misty, uśmiechając się
radośnie. – Zobacz sobie na to. Niesamowite!
Edward
wziął do ręki podniszczony papier i zaczął czytać. Gdy dotarł
do fragmentu, w którym było napisane, iż należy do grupy
treningowej Maxa McCarey'a, upuścił kartkę. Nie dość, że zdał
test na tyle dobrze, by znaleźć się w grupie zaawansowanej, to
jeszcze jego trenerem miał być najlepszy Łowca na świecie!
Niemożliwe...
-
Wszyscy tu jesteśmy! – zawołała radośnie Misty. W trójkę
tworzyli fanclub Maxa, zatem fakt, że będą mieli z nim treningi
niezmiernie cieszył dziewczyny. Edward wciąż nie dowierzał.
-
Czy to jest pewne?
-
Takie coś wywiesili – powiedziała Lisha.
-
To nie jest pomyłka, prawda? – zapytała nerwowo Misty. –
Powiedz, że to nie pomyłka.
Lisha
zawahała się. Tak naprawdę wiedziała tyle samo, co jej
przyjaciółka, jak więc mogła odpowiedzieć na zadane pytanie?
Oczywiście, mogła skłamać. Z reguły tak robiła, gdy Misty
szukała u niej potwierdzenia, lecz czy kłamstwo w tej sytuacji jest
dobrym rozwiązaniem?
Brunetka
popatrzyła na Edwarda, który tylko wzruszył ramionami. Chłopak
uznał, że lepiej nie przyznawać, iż to jest prawdziwe, bo potem
może się zawieść. W głębi jego serca jednak zrodziła się już
nadzieja, że pozna najlepszego Łowcę świata. Mógł zaprzeczać i
zaprzeczać, ale nadzieja i tak by pozostała...
__________
Zleciało trochę czasu od piątego rozdziału... Ale udało się. W końcu! Moja wena po prostu postanowiła zrobić sobie przerwę i w związku z tym ten rozdział jakościowo jest dużo gorszy... Albo przynajmniej jego druga część ;/
Nie mam pojęcia, kiedy dam kolejny rozdział. Jeszcze go nawet nie zaczęłam. Chyba że liczyć moje marne próby, które powstały na fizyce XDD
On nie jest gorszy jakościowo... A jak jest, to ja chcę tak pisać xd
OdpowiedzUsuńMówiłem kiedyś, że przewiduję co będzie dalej, nee? Teraz nie mam bladego pojęcia jak to się dalej potoczy.
Jestem ciekaw co takiego zrobi fanclub Maxa i tego co się teraz dzieje z wampirami. Może jakiś tajemny pakt ludzko-wampirzy? Albo jakaś dziwna mutacjach w Dzieciach Nocy? Ciekawe...
Fajnie masz jak możesz pisać na lekcjach, mnie złapaliby od razu, mają sokoli wzrok xd
Czasu i żeby ta wstrętna wena zaczęła współpracować!
Ayośka
Zabrałam się dzisiaj za czytanie i pochłonęłam wszystko za jednym tchem! :3 Bardzo mnie zaciekawiło i oczywiście możesz mnie wpisać na listę stałych czytelniczek :D Jedynie co mnie irytowało to (we wcześniejszych rozdziałach) za dużo opisu miejsc, ale tak to jestem zadowolona, że się do tego zabrałam. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i oczywiście dodaje do obserwowanych. ;)
Hej,
OdpowiedzUsuńha Max ma swój fanklubu, ciekawe co jest w tej teczce, aby o niej przez przypadek nie zapomnieli wychodząc z tego archiwum…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia