- Max
McCarey? – usłyszałem, gdy szedłem do Sali treningowej. Za około
pół godziny miał rozpocząć się mój pierwszy trening z młodymi.
Nie powiem, trochę się stresowałem.
Rozejrzałem
się w poszukiwaniu źródła głosu i dostrzegłem młodą, na oko
siedemnastoletnią Łowczynię, która wyglądała bardzo niepewnie,
a w dłoniach trzymała jakieś papiery. Jej chwyt wyglądał bardzo
delikatnie, tak jakby bała się, że może uszkodzić dokumenty.
-
Tak? – zapytałem, podchodząc do niej.
-
Zostałam poproszona, aby ci to przekazać – powiedziała cicho;
ewidentnie była speszona. – To są informacje odnośnie misji.
Podziękowałem,
biorąc od niej papiery i odszedłem szybko. Nie pozwoliłem jej
nawet nic do mnie powiedzieć, więc jeśli miała mi jeszcze coś
przekazać, to ma problem. Nie chciałem być niemiły, po prostu nie
miałem teraz chęci na jakieś rozkazy, przekazy i inne głupie
rzeczy tego typu.
Wyjąłem
z kieszeni komórkę, po czym napisałem szybkiego esemesa do Chrisa
o treści:
„Przyjdź
do mnie po treningu. Misja.”
Udałem
się do Sali treningowej. Nikogo tam jeszcze nie było. Nie żeby
ktokolwiek mógł tam być, ponieważ oprócz pani dyrektor tylko ja
posiadałem klucz do drzwi. Tak jakby odkąd dostałem moją grupę
uczniaków, dostałem również własną salę. Z jednej strony to
fajne, ale z drugiej... wcale nie chce mi się prowadzić tych
treningów. Ja jestem Łowcą! Moim zadaniem jest zabijać wampiry, a
nie uczyć innych, jak to się robi.
Sala
miała kwadratowy kształt. Przy każdej ścianie stały niskie
ławeczki, a po prawej stronie znajdowały się drzwi, które
prowadziły do składziku z bronią. Na przeciwko magazynu było duże
okno, a na parapecie pod nim dostrzegłem leżący plik kartek. No
super, znów trzeba coś czytać. Przyjrzałem się dokładnie, choć
niezbyt chętnie, temu czemuś i odkryłem, że są to papiery z
wynikami testów sprawnościowych osób należących do mojej grupy
treningowej. Świetnie.
Nie
potrzebuję tego, pomyślałem, prychając i odrzuciłem to
badziewie z powrotem na parapet. Obok odłożyłem dokumenty o misji.
Usiadłem
na ławeczce i czekałem. Punktualnie o czasie rozległo się
pukanie. Tradycyjnym „proszę” wyraziłem pozwolenie na wejście
do środka. Ósemka dzieciuchów władowała się niepewnie do
pomieszczenia, rozglądając się dookoła. Zachowywali się trochę
jak Liva na wspólnym treningu. W końcu ustawili się spokojnie, a
ich wzrok padł na mnie. Wszyscy wytrzeszczyli oczy, jakiś chłopak
głośno wciągnął powietrze, a niska dziewczyna pisnęła głośno:
„O mój Boże, Max McCarey!”, za co oberwała od innej w ramię.
Wywróciłem
oczami i wstałem.
-
Witam was, nazywam się Max McCarey. Mogę wiedzieć, skąd bierze
się wasze zdziwienie? Wydaje mi się, że grupy miały zostać
poinformowane z kim będą trenowały, czy z wami było inaczej?
Popatrzyli
na siebie, niepewni czy mogą się odezwać. Pewnie wydałem im się
trochę sztywny, ale na pierwszych zajęciach trzeba wprowadzić
dyscyplinę. Nie mogłem pozwolić, by banda nastolatków wlazła mi
na głowę.
-
Zostaliśmy poinformowani – odezwała się w końcu jakaś
dziewczyna. To była ta, która wcześniej uderzyła w ramię swoją
niską koleżankę. – Po prostu wciąż nie do końca w to
wierzyliśmy. Czemu ktoś taki jak pan miałby trenować naszą
grupę?
-
Taaak – odparłem, przeciągając głoskę. – Mnie też to trochę
zastanawia, ale tak zdecydowała pani dyrektor, więc nie miałem nic
do gadania. I będziemy musieli razem trenować przez... ile? Dwa
lata? Ktoś z was w ogóle wie, ile to ma trwać?
Pokręcili
przecząco głowami, lekko przestraszeni.
- No
dobra, nie wiem, jak to wygląda u innych, ale ja nie chcę was na
razie jakoś męczyć. To wasz pierwszy trening, ja nic o was nie
wiem, a wy nic o mnie. Poza tym, nie przejrzałem jeszcze nawet tych
dokumentów o was i waszych zdolnościach, bo dopiero dziś do mnie
dotarły i nic nie przygotowałem. Pomyślałem sobie, że wy się
przedstawicie, powiecie coś o sobie i jeśli macie jakieś pytania,
to je zadacie, a potem wszyscy się rozejdziemy. Co sądzicie?
Nikt
nie raczył mi jednak odpowiedzieć. Z chwili na chwilę wyglądali
na coraz bardziej przerażonych. No bez przesady, czy byłem aż tak
straszny?
- Nie
bójcie się mnie, przecież was nie zjem – powiedziałem, ale nie
wyglądali na pewniejszych siebie.
Przyjrzałem
się im, a oni zapewne poczuli się, jakby byli pod rentgenem. Cóż,
mieli tak się poczuć. Czas ich czegoś nauczyć, bo zachowują się
jak banda niedorozwojów.
-
Jak masz na imię? – zawróciłem się do dziewczyny, która jako
jedyna dotychczas się odezwała.
-
Lisha – mruknęła.
Uśmiechnąłem
się do niej pokrzepiająco, a potem poważnie spojrzałem na resztę.
-
Pani dyrektor – zacząłem – powiedziała do mnie tak: dostaniesz
do wytrenowania grupę czternastolatków, którzy planują zdawać na
Licencję. Wiecie, co oznacza zdanie na Licencję?
Grupa
pokiwała niepewnie głowami.
-
Zadałem pytanie i chciałbym usłyszeć odpowiedź. Usłyszeć –
podkreśliłem. – Zatem ponawiam pytanie, czy wiecie, co oznacza
zdanie na Licencję?
- Tak
– usłyszałem cichy pomruk. Wygląda na to, że jest jakiś
postęp.
-
Wszyscy dążycie do tego, aby w przyszłości, już niedalekiej,
zostać Łowcami. Za jakiś czas, każdy z was podejdzie do
najważniejszego testu w życiu, a potem zostaniecie wysłani na
misje. Waszym zadaniem będzie bronić niewinne i nieświadome
ludzkie dusze, które bardzo często lękają się ciemności. Wy
macie zapewnić im bezpieczeństwo, musicie wykazać się siłą i
odwagą. Nie możecie się bać. Wiecie, że jesteście grupą
zaawansowaną? Myślę, że każdy z was zaliczyłby bezbłędnie
większą część zadań, które należy wykonać na teście na
Licencję, a co poniektórzy są już gotowi na walkę z wampirami,
bo mają odpowiednie umiejętności. Kto z was myśli, że dałby
radę? Podnieście ręce, ale tak szczerze. I nie wstydźcie się,
nie ma nic złego ani egoistycznego w świadomości posiadania
jakichś zdolności.
Przyglądałem
się im, aż w końcu kilka osób podniosło ręce. Dokładniej,
cztery osoby, nie było wśród nich Lishy. Poczekałem jeszcze
chwilę, ale kiedy nic się nie zmieniło, znów się odezwałem:
- Nie
chcę niszczyć waszych marzeń, ale jesteście w błędzie. Nikt z
was nie dałby sobie rady. No, może poza tobą – dodałem,
wskazując na Lishę – ale ty nie podniosłaś ręki. Gdybyście
zauważyli wampira, sparaliżowałby was strach. I nie mówię tego
na podstawie jakichś przypadków moich znajomych czy swojego
własnego. Ja stwierdzam to, patrząc na was i obserwując wasze
zachowanie. Boicie się mnie, a ja jestem Łowcą. Łowcy są
rodziną, my sobie pomagamy. Jestem ostatnią osobą, której
powinniście się obawiać. Od samego początku naszego spotkania
odezwała się tylko Lisha, a pozostali patrzą przerażeni i nie
wiedzą, co ze sobą zrobić. Kiedy zadaję wam pytanie, możecie
jawnie i głośno wyrazić swoją opinię. Mamy wolność słowa,
nikt nie może was oceniać! Macie prawo do własnych przekonań. Ja
takowe posiadam i one bardzo często gryzą się z prawami Łowców,
ale mam to gdzieś i otwarcie o tym mówię. Wiecie dlaczego?
Zrobiłem
przerwę, przyglądając się im. Znów cisza.
- Bo
się nie boję. Rozumiem, że możecie unikać spotkania z wampirami,
macie tylko czternaście lat, ale, pamiętajcie, mówcie swobodnie.
Wyglądali
na jeszcze bardziej przerażeni niż na samym początku. Zerkali na
mnie z lekkim przestrachem i nikt nie kwapił się, aby cokolwiek
powiedzieć. No i po co ja się produkowałem z tą cała przemową?
- Czy
ktoś z was chciałby coś powiedzieć? – zapytałem. Może teraz
będzie im łatwiej.
Rękę
podniosła niska dziewczyna stojąca obok Lishy.
-
Przedstaw się i masz głos.
-
Emm... Nazywam się Misty Parker. Na początku chcę tylko wspomnieć,
że nie próbuję nikogo bronić ani nawet usprawiedliwiać swojego
zachowania. Zestresowałam się, kiedy pana zobaczyłam. Zrozumiałam
teraz, że nie powinnam, ale myślę też, że nie zdaje pan sobie
sprawy z tego, jak wiele osób ma pana za swojego idola. Każdy
chciałby z panem porozmawiać, zamienić kilka słów...
-
Dlaczego zamilkliście w takim razie? Gdybym ja spotkał osobę,
którą zawsze chciałem poznać, porozmawiałbym z nią.
- To
ten stres...
-
Stres, stres – zakpiłem. – A jeśli to by było nasze jedyne
spotkanie, żałowalibyście potem utraconej okazji? Jesteście
Łowcami, nie możecie pozwalać sobie na takie zachowanie...
- Nie
chcę pana poprawiać – wtrąciła delikatnie Lisha – ale w
zasadzie nie jesteśmy jeszcze Łowcami.
Prychnąłem.
- Nie
wiem, czego oni was dotychczas nauczyli, ale pragnę was uświadomić,
że ja zamierzam was traktować jak grupę pełnoprawnych i
dojrzałych Łowców. Jeśli wszyscy będziemy dla siebie równi,
będzie nam łatwiej współpracować. A poza tym, moim zdaniem
zasługujecie na to miano. Czy ktoś z was się ze mną nie zgadza?
Nie jesteście wystarczająco dobrzy, by się tak nazywać?
-
Jesteśmy – powiedziało kilka osób równocześnie. Zabrzmieli na
urażonych, to dobrze. Może w końcu coś do nich dotrze i będą
walczyć o swoje.
- Z
tego co widzę to przed nami jeszcze długa droga. Musicie się sporo
nauczyć, ale to innym razem. Dzisiaj się poznamy. Każdy z was się
przedstawi i powie kilka słów o sobie. Lisha, zacznij.
Starałem
się uważnie wysłuchać każdej osoby po kolei. Miałem wrażenie,
iż trochę próbują mi zaimponować, a żeby nie poczuli, że
totalnie ich zlewam, zadawałem im jakieś pytania o szczegóły,
zachęcając do mówienia. W końcu wszyscy się rozgadali i chcieli
jak najlepiej przedstawić swoją osobę. Tak naprawdę niewiele z
tego wynosiłem. Miałem problemy z zapamiętaniem ich imion, a co
dopiero jakie jest ich hobby. A było ich tylko ośmioro!
Po
około pięćdziesięciu minutach mozolnych rozmów zapamiętałem
tylko nieznaczące fakty z życia moich podopiecznych. Na szczęścia
imiona zagnieździły się jakoś w mojej głowie, ale o nazwiskach
nawet nie myślałem.
Najwięcej
faktów wyciągnąłem z przemowy Lishy i Misty, ponieważ obie
mówiły jako pierwsze. Obie powiedziały, że się ze sobą
przyjaźnią oraz z chłopakiem, który również należał do tej
grupy i miał na imię Edward, bodajże. Zapamiętałem tego chłopaka
jako bardzo nieśmiałego, gdyż ze wszystkich osób wyjawił
najmniej informacji. Nie starał się zwrócić mojej uwagi i był
wyraźnie speszony, w przeciwieństwie do Petera, który opowiadał o
swoich niezwykłych wyczynach oraz osiągnięciach w walce. Mówił,
że zostanie Łowcą jest jego przeznaczeniem i totalnie się temu
poświęca. Zamierzałem go sprawdzić, na przykład na najbliższym
treningu.
Oprócz
tej czwórki były jeszcze dwie dziewczyny oraz dwóch chłopaków.
Jedyny przypadek, gdzie zapamiętałem nazwisko to Luis Churchill.
Nie wiem skąd to się wzięło, ale jego nazwisko kojarzyło mi się
z jakimś popularnym Brytyjczykiem, który miał jakiś związek z
pierwszą albo drugą wojną światową. Więcej o tym chłopaku nie
umiałbym powiedzieć.
Była
również Beulah, której imię bardzo mi się spodobało. Wspomniała
coś, że umie surfować i nawet to do niej pasowało, ponieważ była
brązowowłosą mulatką, co z kolei kojarzyło mi się z mocną
opalenizną od spędzania nadmiaru czasu na słońcu.
Pozostała
dwójka – Marie i Jean – mówiła jako ostatnia, toteż
jakiekolwiek informacje o nich uciekły, nim zdążyłem się w ogóle
zorientować. Było mi trochę głupio, że oni się tutaj tak
produkują, by jak najlepiej się przedstawić, a ja nawet tego nie
zapamiętałem, ale co miałem zrobić? To za duża wiedza do
przyswojenia jak na jeden raz.
- To
co teraz? – zapytała Misty, gdy wszyscy już skończyli.
-
Cóż, pozostało nam trochę czasu, więc opcje są dwie. Albo
kończymy dziś wcześniej, albo możecie mi zadać jeszcze jakieś
pytania, jeśli macie.
-
Może pan opowie coś o sobie – zasugerowała nieśmiało Marie.
- Ja?
Chcecie tego słuchać?
Można
było się spodziewać, iż wszyscy pokiwają głową z wyraźnym
oczekiwaniem. No jasne, że chcieli, jestem przecież najlepszym
Łowcą na świecie.
-
Nazywam się Max McCarey – zacząłem – ale to chyba już wiecie.
Mam siostrę bliźniaczkę, Eirę. Pewnie ją kojarzycie. Hmm...
posiadam bardzo dużo różnych rodzajów broni, te szczególnie dla
mnie ważne z reguły otrzymują imiona, żebym mógł się z nimi
utożsamiać. Jestem też Botanikiem, Medykiem i Chemikiem.
-
Naprawdę? – wykrzyknęło kilka osób.
- No
pewnie. Zastanawia mnie, jak to się stało, że tak mało osób o
tym wie.
-
Powie pan coś jeszcze? – zapytała Misty.
-
Hmm... Nie lubię jeść.
-
Jest pan anorektykiem?!
Kurde.
Mogłem jednak tego nie mówić.
-
Nie. To trochę skomplikowana sprawa. Lepiej zachowajcie to dla
siebie, nie chcę plotek. No dobra, to na dzisiaj koniec, ponieważ,
prawdę mówiąc, już mi się nie chce. Widzimy się niebawem, a
teraz wynocha z sali – zakończyłem z uśmiechem. Chyba znów
trochę się mnie przestraszyli, bo wyszli jak najszybciej.
Zostałem
sam, czekając na Chrisa. Chciałem z nim porozmawiać o tej misji i
trochę też o pierwszym treningu. Ciekawiło mnie, jak to u niego
wypadło, bo u mnie... cóż, dziwnie. W ogóle się nie
przygotowałem. W sumie nie miałem, jak się przygotować, ponieważ
wszystkie informacje dotarły do mnie dzisiaj.
Sięgnąłem
po dokumenty o grupie i zacząłem przeglądać spokojnie kartki.
Wiele z tego, to były wyniki jakichś testów, które zdawali przed
podziałem do grup. Większość miała niższe osiągnięcia z
części teoretycznej niż praktycznej. Skoro byli zaawansowaną
grupą, to dość logiczne.
- Też
dostałeś informacje o grupie dopiero dzisiaj? – usłyszałem głos
spod drzwi.
Spojrzałem
w tamtym kierunku, dzięki czemu dostrzegłem wysoką Łowczynię o
długich, bujnych, złotych włosach i dużych, brązowych oczach.
Wyglądała bardzo pewnie oraz dumnie, a mi na myśl od razu przyszło
słowo „dziwka”. Panie i panowie, oto znienawidzona przeze mnie
Layla Blackwater. Co ta suka w ogóle tu robiła?
-
Cześć, Max – przywitała się.
- Hej
– odparłem. – Coś się stało?
-
Właściwie to tak. Nie wiem, czy wiesz, choć powinieneś, ale mamy
razem te treningi w sobotę.
-
Aaa, no tak – mruknąłem. Czułem, że mój koszmar właśnie się
zaczyna.
-
Chciałam porozmawiać z tobą na ten temat. Dobrze by było, żeby
te zajęcia wychodziły jakoś spójnie z tym, co robimy na
prywatnych treningach. Powinniśmy przedyskutować nasz plan tego, co
wprowadzimy w grupie i w jakiej to będzie kolejności...
-
Chcesz to zrobić teraz? Wiesz, ja nawet nie zapoznałem się z tym –
powiedziałem, unosząc wszystkie papiery – i nic jeszcze nie
zaplanowałem. Może spotkamy się w jakiś dzień, gdy będziemy
więcej wiedzieć i wszystko to obgadamy?
Nie
miałbym żadnych problemów z tym, żeby zaimprowizować albo
wstępnie zaplanować plan zajęć, a potem dopasować go z tym
Layli, ale po prostu nie miałem ochoty spędzać z nią teraz czasu.
Zaskoczyła mnie swoją wizytą i wolałem na następny raz móc się
przygotować do tego emocjonalnie. Może nawet nie będę miał
ochoty popełniać samobójstwa, spędzając z nią czas?
-
Masz rację. Co powiesz na piątek, koło dwunastej? Pójdziemy do
miasta do jakiejś kawiarni i wszystko na spokojnie ustalimy.
-
Dobra.
Nie
dobra. Nie miałem ochoty spędzać z nią mojego piąteczka, ale
chyba musiałem się poświęcić. A teraz czas na kolejne
poświęcenie.
Sięgnąłem
do tylnej kieszeni spodni, wyjąłem komórkę i wystawiłem ją w
jej stronę, mówiąc:
-
Wpisz mi swój numer.
Layla
ujęła w dłonie z długimi pazurami mój telefon i wpatrzyła się
w ekran. W tym momencie gwałtownie otworzyły się drzwi, w których
stanął Chris. Już miał coś powiedzieć, gdy jego wzrok zatrzymał
się na Łowczyni. Mimika jego twarzy automatycznie zmieniła się w
szok.
Złotowłosa
zerknęła przez ramię. Gdy spostrzegła, że nagłym gościem jest
Chris, skrzywiła się nieznacznie. Oddała mi komórkę, a potem
odwróciła się do mojego przyjaciela i powiedziała:
-
Wypada najpierw zapukać.
Wywróciłem
oczami. Ona nie zapukała.
- Nie
jestem zdziwiona, że wchodzisz tu jak jakiś niewychowany zwierz.
Nie miał, kto cię wychować...
- Co
ty tu w ogóle robisz? – warknął Chris.
- Ja
mam prawo przebywać na terenie Dievam. W przeciwieństwie do ciebie.
Pedałów powinno się tępić, zupełnie jak wampiry.
Chris
zaczerwienił się ze złości, a ja uchyliłem usta zszokowany. Nie
miałem pojęcia, że Layla jest homofobem. Poza tym, ona to ma
tupet. Obrażać przy mnie mojego przyjaciela! Wredna dziwka.
-
Myślę, że powinnaś już iść – zwróciłem się do niej.
- No
pewnie – uśmiechnęła się miło – ale na twoim miejscu
zastanowiłabym się poważnie, czy aby na pewno chcę się zadawać
z kimś takim – kiwnęła głową na Chrisa. Spojrzała na niego,
znów się skwasiła i powiedziała: – Pewnie wali sobie konia,
myśląc o tobie.
-
Co?! – wykrzyknął Chris.
- Idź
już – powiedziałem twardo. Nie chciałem, żeby zaczęli się tu
bić, bo potem to ja miałbym największe problemy.
-
Tak, tak, idę – mruknęła Layla, uśmiechając się do mnie
słodko. – Do piątku, Max.
Gdy
tylko opuściła salę, Chris warknął wściekle i uderzył pięścią
w ścianę. Auć.
- Co
za... – zaczął mój przyjaciel, ale przerwał mu dźwięk
otwieranych drzwi. Naszym oczom po raz kolejny ukazała się
Blackwater. Co ona tu znowu chciała?
-
Właśnie, Max, zapomniałabym. Słyszałam, że się zakochałeś.
Musisz przedstawić mnie swojej wybrance. To pa – i już jej nie
było.
-
Suka! Pierdolona suka! Jak ja jej nienawidzę! Zajebałbym ją
siekierą albo spalił na stosie, byleby była martwa! – krzyczał
Chris.
-
Uspokój się – powiedziałem, kładąc mu rękę na ramieniu. Tak
naprawdę również byłem bardzo zirytowany i z trudem
powstrzymywałem się przed wybuchem. – Nie przejmuj się tą
zdzirą. Nie warto.
-
Jakim prawem ona w ogóle sugerowała takie rzeczy?!
-
Prawem dziwki – odparłem, wzruszając ramionami. – Nie myśl o
tym, serio. Mamy ważniejsze sprawy na głowie, jak na przykład
misja.
Chris
uniósł gwałtownie głowę i popatrzył na mnie.
- Co
wiesz?
-
Nic, dopiero dziś dostałem papiery. Nawet ich nie przejrzałem.
-
Pokaż.
Usiedliśmy
koło siebie na ławce, przeglądając dokumenty. W zasadzie więcej
przeglądał Chris, ja tylko zaglądałem mu od czasu do czasu przez
ramię, kpiąc z jego zainteresowania tymi śmieciami. Na ogół
byłem tak leniwy, że po prostu rzucałem te informacje w kąt, w
ogóle się nimi nie interesując. Czasem czytała to moja siostra.
Niekiedy – Chris. Czasem – Nikki. Ja – prawie nigdy.
Tym
razem stwierdziłem, że nie będę aż takim ignorantem i
wyłapywałem jakieś pojedyncze dane. Odkryłem, że musimy wykurzyć
jakieś gniazdo, do którego należało około trzydziestu wampirów.
Nic trudnego. Grupa mieszkała w lesie, osiedlili się w jakiejś
opuszczonej leśniczówce i okolicach. Najprawdopodobniej zrobili tam
remont, aby chronić się przed słońcem. Hmm, gdybyśmy zaatakowali
ich w ciągu dnia...
Potrząsnąłem
głową, odganiając od siebie te myśli. Wiedziałem, że w głębi
mojej głowy powstaje już plan, jak ich pokonać. Starałem się
przestać. Naprawdę wolałbym działać spontanicznie. Albo chociaż
zachować sobie przyjemność planowania walki na inny czas.
Gdy
Chris skończył przeglądać papiery, zapytałem go, jak minął mu
pierwszy trening. Przyznał, że całkiem w porządku, opowiedział
trochę o zdolnościach swojej grupy i powiedział, iż w sumie za
wiele nie zrobili, bo przez brak wcześniejszych informacji nie miał
jak się przygotować. Zupełnie jak ja. Potem spróbowałem
delikatnie zapytać go, czy ktoś miał problem z jego orientacją,
ale on tylko spojrzał na mnie kpiąco i zignorował moje pytanie.
W
końcu stwierdziliśmy, że skoro jesteśmy wolni, to wypadałoby
wrócić do domu, więc ruszyliśmy swoje tyłki. Przechadzając się
przez Siedzibę, ja opowiedziałem mu co nieco o moim pierwszym
treningu. Gdy przyznałem, że mam problemy z zapamiętaniem imion i
nazwisk, Chris mnie wyśmiał, ale kiedy zapytałem go, czy on już
zapamiętał swoją grupę, tylko wzruszył ramionami. Pieprzony
hipokryta.
-
Twoja dziewczyna – usłyszałem nagle.
- Co?
-
Liva. Idź się z nią umów – rzucił Chris. Zanim zdążyłem
cokolwiek zrobić, on już zniknął.
Dostrzegłem
szesnastolatkę, która szła powoli i samotnie tym samym korytarzem
co ja. Westchnąłem cicho, przeklinając w myślach mojego
przyjaciela, po czym zawołałem ją. Zielonowłosa zatrzymała się
gwałtownie i uniosła wzrok, a gdy spostrzegła, że to ja ją
wołam, jej oczy wyraźnie się rozszerzyły.
- Hej
– powiedziała niepewnie, podchodząc do mnie.
-
Emm, no, hej. Chciałem się zapytać, czy nie zechciałabyś ze mną
potrenować w jakiś dzień?
-
Potrenować? – powtórzyła, patrząc na mnie tępo.
- No,
tak. Przed misją. Właśnie dostałem dziś dane i w ogóle... –
mruknąłem. Poczułem, że zaczynam się rumienić. Cholera.
- Ty
tak na serio?
-
Eee... Tak.
-
Och, fajnie. Możemy razem potrenować.
-
Kiedy masz czas?
-
Nawet jutro...
-
Okay, to jutro. Tam, gdzie ostatnio. Dwunasta?
-
Dobra.
- To
do jutra – powiedziałem na zakończenie i uciekłem. Czemu ja się
tak stresuję przy każdym spotkaniu? Ona wyraźnie też się
przejmowała. Ech...
*
Gdy
tylko przekroczyłem próg domu, od razu doskoczyła do mnie Eira z
tym swoim uśmieszkiem w stylu: "ja wszystko wiem". Okazało
się, iż wiedziała wszystko. Chris oczywiście obdzwonił
wszystkich dookoła i opowiedział, że spotkałem się dziś
przypadkowo z Livą na korytarzu. A potem rzekomo zaczęliśmy się
ze sobą migdalić, po czym w końcu umówiliśmy się na prawdziwą
randkę. Co, jak wiadomo, było tylko wymysłem Chrisa, który chyba
cierpiał na brak własnego życia miłosnego. Zapewne nikt mu
ostatnio nie dał. Albo on nie dał nikomu. Nieważne.
W
każdym razie, Eira przez dobrą godzinę wypytywała mnie o
wszystkie szczegóły. Najpierw o moją przyszłą randkę.
Tradycyjne pytania. Gdzie ją zabierzesz? Kiedy to będzie? Co
będziecie robić? Odprowadzisz ją na koniec do domu? Dasz buziaka
na dobranoc? O czym porozmawiacie? Przyniesiesz jej kwiatka?
Przefarbujesz dla niej włosy na jakiś szalony kolor?
Lista
tych pytań najwyraźniej nie miała końca, więc przerwałem mojej
siostrze i warknąłem, że umówiliśmy się tylko na trening. Na tę
rewelację Eira się skrzywiła. Wyglądała na bardzo niezadowoloną.
Powiedziała nawet, iż na pierwszej randce nie wypada walczyć.
Fuknąłem na nią, że to nie randka i w końcu odpuściła sobie
ten temat. Przypomniało jej się, niestety, iż Chris wspominał o
jakimś migdaleniu, przez co rozpoczęła się seria pytań. Jak było
i inne głupoty.
Na
sam koniec byłem już tak zdenerwowany tym wszystkim, co się dzieje
wokół mnie, że opierdzieliłem swoją siostrę, żeby zajęła się
w końcu życiem miłosnym, które jest nawet w gorszej kondycji niż
to moje. Bardzo się obraziła na ten komentarz i z miną dumnej
paniusi oświadczyła, że tak bardzo się przejmuje, bo nie chce,
żebym coś zjebał. Co z kolei zirytowało mnie, więc bezsensownie
na nią pokrzyczałem i rzuciłem, żeby mi nie przeszkadzała.
Udałem się do swojego pokoju, wypaliłem trzy papierosy, po czym
najzwyczajniej w świecie poszedłem spać, by odpocząć od tego
domu wariatów.
__________
Miał być w styczniu i jest w styczniu! xD
No, dobra. Przepraszam. Wiem, że długo to trwało, ale cóż... Moja wena bez ostrzeżenia spakowała manatki i wyjechała na wakacje na Hawaje, a co w tym najgorsze, nawet nie wzięła mnie ze sobą! Na szczęście już wróciła i wygląda na to, że jest wypoczęta, bo ostatnio sporo napisałam (: Ale to wcale nie znaczy, że wiem, kiedy pojawi się 11 rozdział xd
Z dobrych wieści – jest to najdłuższy rozdział w opowiadaniu (z tych co powstały dotychczas).
Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie aż tak bardzo źli. Jeszcze raz Was przepraszam ;)
Buziole ;**
Nominowałem Cię do Liebster Award. Więcej informacji: http://yaoi-stories-by-ayo.blogspot.com/2015/02/normal-0-21-false-false-false-pl-ja-x.html
OdpowiedzUsuńUh, byłam pewna, że komentowałam wcześniejszy rozdział! A ostatnio patrzę w komentarze i nie widzę w nich swojego... Ale lepiej późno niż wcale! Dawno nie dawałaś o sobie znać i już się bałam, że zostawiłaś bloga.
OdpowiedzUsuńKomentarz zostawiłam gdzieś pod trzecim rozdziałem, chociaż przeczytałam wszystko w jeden dzień, no cóż. Skleroza nie boli. W każdym razie - mam wrażenie, że z każdym rozdziałem czyta się przyjemniej. Nie to, że wcześniej czytało się źle i niedobrze – wydaje mi się jednak, że im dalej w czasie, tym coraz bardziej wyrabia Ci się styl.
Czekam z niecierpliwością na wątek homoseksualny. Max i Chris muszą być razem, zdecydowanie. Swoją drogą postać wyżej wymienionego Chrisa budzi we mnie sympatię, choć nie potrafię podać powodu. Albo może jakaś seks przygoda z wampirem? Tyle możliwości, tyle domysłów i otwartych wątków historii, że z niecierpliwością czekałam na rozdział 10, tak samo jak teraz będę czekać na kolejny.
Zastanawiam się, jak to będzie - albo Liva okaże się facetem i Max będzie podróżował z nią do cudownej krainy tęczy, albo Max będzie jednak z Chrisem... i chyba wolałabym tę drugą opcję. Jakoś oni mi tak bardzo do siebie pasują. Nie wiem czemu, po prostu.
OdpowiedzUsuńUh, dzisiaj będzie krótko, bo choruję i wgl nie powinnam męczyć mózgu, ale nie mogłam zostawić tak rozdziału bez słowa. A rozdział mi się oczywiście podobał, choć chciałabym, żeby wreszcie się pojawiły jakieś jałojcowe wątki, no...
Weny~!
Zapraszam na notkę z informacją :3
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńdopiero co tutaj trafiłam, przeczytałam zaledwie kawałek rozdziału, ale już wiem, że tutaj zostane na dłużej, jednak teraz postanowiłam dać znać o nowej czytelniczce.... wspaniale piszesz, pomysły są dobre
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam,
OdpowiedzUsuńtak cała grupka przestraszona, ta dziewucha mnie wkurza, Chris, Chris mógłby powrócić do tego tematu, który wtedy nie dokończył...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia