Następnego
dnia rano obudziłem się z czymś w stylu mentalnego kaca. Naprawdę
było mi przykro, że tak opieprzyłem Eirę poprzedniego dnia i
zamierzałem ją przeprosić. Okay, wciąż uważałem, iż
przesadziła tą swoją wścibskością, ale ona zawsze taka była. A
poza tym, rozumiem to, że się martwi i przejmuje. Pierwszy raz
poważnie się zadurzyłem, więc się przejmuje oraz nie chce, żebym
to zepsuł. Ja też nie chcę tego zepsuć.
Powolnie
podniosłem się z łóżka i wybrałem do łazienki, żeby spędzić
tam zacne trzy kwadranse na pielęgnowaniu własnego ciała.
Nie
miałem zamiaru spieszyć się z przepraszaniem mojej siostrzyczki,
bo potem jeszcze pomyśli, że zawsze będzie miała nade mną taką
władzę. Co jak co, ale to ja jestem facetem w tym domu i to ona
powinna się słuchać mnie. No dobra, przesadzam.
Schodząc
po schodach, usłyszałem głos mojej siostry dochodzący z kuchni.
Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się z kim może rozmawiać, ale i
tak postanowiłem tam iść, nie przejmując się, czy będę
przeszkadzać. Miałem ochotę na herbatkę.
- …
takie słodkie. Gdyby się bardziej postarał miałby Livę bez
problemu!
Co?
Kto
miałby Livę?
Zatrzymałem
się tuż przed drzwiami i ukryłem za ścianą. Muszę się
dowiedzieć, o co chodzi.
-
Może on po prostu potrzebuje... no nie wiem, wsparcia? – Czy to
był głos Nikki? To dość prawdopodobne, ponieważ Eira i Nikki
często spędzały czas, plotkując między sobą.
- Jak
próbuję mu pomóc, to zawsze się irytuje – odparła moja
siostra.
- Co
jeśli się tego wstydzi? Wydaje mi się, że do Maxa zawsze trzeba
podchodzić specjalnie delikatnie. Może i się mylę, ale z tego co
zaobserwowałam, to całkiem łatwo go zranić. Zresztą, co ja tam
będę mówić. To twój brat.
Mówią
o mnie! I Livie! Kuźwa, czy one nie mają innych tematów?
-
Taak, mam wrażenie, że on się trochę chowa za tą maską
najlepszego i niezwyciężonego Łowcy.
Dość
tego!
-
Gdzieś mnie nie ma i od razu wszyscy mnie obgadują. To niemiłe –
rzuciłem, wchodząc do kuchni. Od razu skierowałem się do
czajnika, żeby nastawić wodę na herbatę.
-
Podsłuchiwałeś nas? – zirytowała się Eira.
- Nie
wiem, czy podsłuchiwaniem można nazwać to, że jak tu szedłem
usłyszałem fragment waszej rozmowy. Nawiasem mówiąc, była to
rozmowa o mnie! Czy wam wszystkim na mózg padło? Dajcie mi wreszcie
spokój! Rozumiem, że jestem bardzo wyjątkowy i wszyscy bardzo
chcecie interesować się moim życiem, ale bez przesady!
-
Nasza rozmowa zeszła na ciebie tylko... na chwilę – próbowała
usprawiedliwiać się Nikki.
- No
pewnie – warknąłem, nalewając gorącą wodę do kubka.
- O
co ty w zasadzie jesteś zły? Przecież lubisz, jak ludzie się tobą
interesują – prychnęła Eira.
-
Nie, nie lubię! – krzyknąłem. – A wy gadałyście o mnie i
Livie! Wszyscy to robią!
- No,
wiesz... Pierwszy raz się w kimś zakochałeś – zauważyła
Nikki.
- Nie
zakochałem się – podkreśliłem, cedząc słowa. Upiłem łyk
gorącej herbaty, parząc sobie język i rzuciłem: – Mam was dość.
***
Zacięcie
uderzałem pięściami w worek treningowy już od godziny. Chciałem
trochę odpocząć od zewnętrznego świata, wyładowując swoje
emocje na biednym, nic nie winnym, przyrządzie do ćwiczeń. Nie da
się zaprzeczyć - byłem wkurwiony. Obudziłem się z wesołym
humorem oraz z dobrymi intencjami, które wyparowały wraz z Eirą i
jej pomysłami, polegającymi na wciąganiu wszystkich w moje
problemy sercowe.
Prawdę
mówiąc, moim pierwszym pomysłem na uspokojenie się było
bieganie. Nawet spędziłem trochę czasu na tym zajęciu, ale potem
przypomniałem sobie, że jestem umówiony na trening z Livą.
Stwierdziłem więc, iż udam się na salę i przy okazji już się
rozgrzeję. Po co marnować czas na innych zajęciach? To mi się na
pewno przyda. Nie żeby bieganie było jakieś bezwartościowe, ale
cóż... mniej wartościowe na pewno. Uciekanie przed wampirami to
nie zadanie dla Łowcy.
-
Chciałabym tak umieć – usłyszałem delikatny głos.
Odwróciłem
się i ujrzałem niską Łowczynię, przypominającą elfa.
Uśmiechnąłem się do niej, po czym wzruszyłem ramionami.
- To
nic trudnego. Spróbujesz? – zapytałem, odsuwając się od worka.
- Nie
jestem dobra w takich rzeczach – mruknęła.
- To
nawet lepiej, jeśli poćwiczysz. Walka wręcz bardzo się przydaje z
wampirami.
Skrzywiła
się nieznacznie.
-
Byłeś kiedyś blisko z wampirem? – zapytała.
- Nie
uznaję związków z tymi kreaturami – odparłem z uśmiechem.
-
Och, ja... – zarumieniła się. Wyglądała naprawdę słodko z
zielonymi włosami i czerwonymi policzkami. – Trochę źle się
wypowiedziałam. Stałeś kiedyś tak blisko wampira, że byłbyś w
stanie ocenić, jaki ma kolor oczu?
Miałem
wrażenie, że w jej pytaniu wciąż coś nie gra, ale zdecydowałem,
iż nie będę się czepiał, skoro zrozumiałem, o co jej chodzi.
- No
pewnie.
- I
jakie to uczucie?
Zmarszczyłem
brwi.
-
Normalne chyba. Znaczy wiesz, wampiry wyglądają prawie jak ludzie,
więc aż tak bardzo się nie odczuwa tego, że ma się kontakt z
wampirem. Ale w głowie i tak raczej zostają myśli, że musisz tego
kogoś zabić. Nie miałaś nigdy kontaktu z wampirami?
Pokręciła
przecząco głową.
-
Drużyny, z którymi byłam na misjach raczej nie traktowały mnie
poważnie – mruknęła cicho. – Ale to wcale nie znaczy, że
jestem taka beznadziejna! – dodała szybko, wyraźnie zestresowana.
– Ja mam jakieś umiejętności. Gdybym ich nie miała, nie
zdałabym na Licencję.
- Z
nami będziesz mogła się wykazać – powiedziałem z uśmiechem.
-
Więc... nadal chcesz mnie zabrać?
-
Jasne. To że inni byli głupi i nie potrafili cię docenić, to
wcale nie oznacza, że ja też taki jestem. No, ale nie możemy się
skupiać tylko na rozmowach. Jeśli serio chcemy potrenować,
wypadałoby wziąć się do roboty.
-
Ach, no... No, tak!
-
Wiesz, zawsze możemy spotkać się innym razem i po prostu
porozmawiać. Raczej mam dużo czasu wolnego. W każdym razie,
ostatnio miałem.
-
Naprawdę chciałbyś? – Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
Chyba nie ma zbyt dużej wiary w siebie.
- No
pewnie. Ale pogadamy o tym później. Trening sam się nie
zrealizuje.
Liva
uniosła brew, przyglądając mi się z zastanowieniem.
-
Trening... sam się nie... zrealizuje? – powtórzyła, nadając
mojemu zdaniu intonację pytającą.
-
Ech, dziwnie to brzmi – westchnąłem.
- No
trochę – potwierdziła. – To co mam zrobić na początek?
-
Jesteś rozgrzana?
Pokręciła
przecząco głową.
- To
pobiegaj. Pięć kółek.
I tak
rozpoczął się nasz pierwszy wspólny trening. Tylko we dwoje.
Zachowanie
Livy było bardzo słodkie, ponieważ dużo się rumieniła.
Wyglądało na to, że trochę się mną stresowała. Przynajmniej ja
się już nie stresowałem, bo gdyby tak było, to raczej nie
zrealizowalibyśmy za wiele rzeczy.
W
każdym razie, zaczęliśmy od spokojniejszych i mniej wymagających
zadań. Byłem trochę zmęczony moim wcześniejszym, gwałtownym
napadem na worek, a jeśli chciałem trenować potem z Livą bardziej
intensywnie, potrzebowałem odsapnąć chwilę.
-
Jest coś w czym czujesz się słabo? – zapytałem.
- No,
walka wręcz nie jest moją mocną stroną.
Stwierdziłem,
że lepiej skupić się na tym, z czym radzi sobie gorzej. Jeśli się
podszkoli, nie będzie miała już z niczym problemów. Zadawałem
jej kolejne zadania siłowe. Chodziło mi o to, by wykorzystywała
głównie moc swoich drobnych rąk. Jak się okazało, potrzebowała
na nie jeszcze sporo różnych ćwiczeń, bo chyba zaniedbała trochę
tę część ciała. Nie skomentowałem jednak jej problemów z
wykonaniem niektórych, czasem bardzo prostych, poleceń, ponieważ
nie chciałem jej dołować. Powoli zaczęło do mnie docierać,
dlaczego tak jej się podobało moje boksowanie.
Gdy
wyglądała na zmęczoną, a jej próby nie przynosiły żadnego
efektu, postanowiłem zmienić część ciała. Na dziś wymęczyła
swoje ręce wystarczająco.
- Jak
stoisz z wykopami? – zapytałem.
-
Emm, nie wiem.
- To
pokaż.
I
pokazała. Na szczęście nie było aż tak źle. Prawdę mówiąc,
zepsuła tylko pierwsze cztery, potem radziła sobie bardzo dobrze.
Domyślam się, że jej błędy wynikały trochę z tego, iż to mnie
prezentowała swoje umiejętności, a jak powszechnie wiadomo,
zawstydzam sporo osób. W szczególności tych, którzy wcześniej
mnie nie znałli, przykład: Liva i moja grupa treningowa.
Zadawałem
właśnie Livie kolejne ćwiczenie, kiedy drzwi od sali treningowej
się otworzyły, a do środka spokojnym krokiem wszedł Chris.
Wspominałem coś wcześniej o treningu tylko we dwoje? Nie ma mowy.
Musi mnie ktoś szpiegować, ponieważ wszyscy wkoło chcą wiedzieć,
jak sobie radzę ze swoją pierwszą miłością.
- I
jak sobie radzicie, moi niscy pracusiowie? – zapytał, uśmiechając
się nazbyt słodko.
Prychnąłem,
słysząc komentarz odnośnie naszego wzrostu.
- Oj,
Maxiu, Maxiu. Przyszedłem was pooglądać. Mogę, prawda?
-
Oczywiście, skarbie – odparłem, naśladując jego przesłodzony
ton.
-
Zatem nie przeszkadzajcie sobie – powiedział i usiadł pod ścianą,
uważnie nas obserwując.
Liva
wyglądała na zawstydzoną, zaistniałą sytuacją, ale dzielnie
walczyła i starała się nie dać po sobie tego poznać. Walecznie
wykonywała kolejne ćwiczenia, jakby nic się nie stało.
Ja
natomiast myślałem tylko o tym, w jaki sposób ukarać Chrisa za
to, że tak brutalnie nam przerwał. Moim pierwszym pomysłem było
strzelić mu po prostu w pysk, ale stwierdziłem, iż nie będzie to
wystarczająco kreatywna kara. Tak więc wyłączyłem się trochę
ze świata zewnętrznego. I trwałem w takim wyłączeniu do momentu,
aż Liva przez przypadek nie przywaliła mi w szczękę. Poleciałem
do tyłu, zaliczając jeszcze bolesne zderzenie z podłogą.
- O
mój Boże, przepraszam! – wykrzyknęła Łowczyni, pochylając się
nade mną. – Ja nie chciałam.
-
Wyluzuj, nic się nie stało. Masz naprawdę mocny wykop –
stwierdziłem.
- Ale
cela słabego – rzucił Chris.
Przyjrzałem
mu się uważnie, nie do końca rozumiejąc. Chris załapał, że nie
ogarniam, bo westchnął teatralnie i wytłumaczył:
-
Celowała w worek, a trafiła w ciebie.
-
Och...
-
Przepraszam. Nie chciałam.
-
Spoko – powiedziałem, podnosząc się z podłogi. – Nic się nie
stało, ale chyba zakończymy trening na dziś.
-
Przepraszam, przepraszam – zapiszczała zawstydzona.
-
Wyluzuj, takie rzeczy się zdarzają – odparłem z uśmiechem. –
Spotkamy się w inny dzień, potrenujemy... Jeszcze nie raz mi
przyłożysz.
- Emm
– mruknęła Liva, po raz kolejny się rumieniąc. Może
niepotrzebnie dołożyłem to jeszcze jedno zdanie. – To, ja chyba
będę lecieć. Przepraszam.
- Nie
przejmuj się. Do niedługo.
Zielonowłosa
pożegnała się, po czym opuściła salę treningową. Stałem w
miejscu i nie poruszałem się, wpatrując się tępo w drzwi, przez
które wyszła na zewnątrz, dopóki Chris nie pstryknął mi przed
oczami. Zamrugałem gwałtownie kilka razy i spojrzałem na niego z
urazą.
- A
jakbym oślepł?! – wykrzyknąłem.
- Od
głupoty jeszcze się nie ślepnie – stwierdził Chris.
-
Jesteś wredny! – powiedziałem i zacząłem się kierować w
stronę wyjścia.
-
Bywa. To co, nie przetrzepiesz mi tyłka? Jesteśmy na sali
treningowej, masz świetną okazję...
-
Może innym razem. A teraz rusz się w końcu, spadamy stąd.
***
Można
by pomyśleć, że to dzień jak co dzień. Niby nic się nie
zmieniło. Dievam jest tam, gdzie było. Wszystkie ściany „żyją
i mają się dobrze”. Ja wraz z Chrisem spacerujemy sobie spokojnie
po Siedzibie. Żaden Łowca nie przygląda nam się dziwnie, jakbyśmy
coś zmalowali... A jednak! Coś nieprawdopodobnego musiało się
zdarzyć. I zdarzyło. Oczywiście, pomijając to, że w końcu
umówiłem się z dziewczyną, która bardzo mi się podoba.
Otóż
to, sytuacja zaczęła się bardzo spokojnie. Po prostu szliśmy i na
końcu korytarza zauważyliśmy Laylę. Złotowłosa najwyraźniej
również nas zauważyła, ponieważ uśmiechnęła się przymilnie,
pomachała, po czym zaczęła kierować w naszą stronę. Z trudem
powstrzymałem Chrisa przed ucieczką. On najwyraźniej nie chciał
mieć z nią nic wspólnego. Cóż, ja też, ale te treningi musiały
wszystko spieprzyć.
-
Cześć, Max – przywitała się, zupełnie ignorując mojego
przyjaciela. Może to nawet lepiej.
- Hej
– mruknąłem.
-
Wciąż jesteśmy umówieni, tak?
- Aha
– potwierdziłem. – Od naszego poprzedniego spotkania niewiele
się zmieniło.
- A
szkoda.
Zmarszczyłem
brwi, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
- Och
– westchnęła. – Mógłbyś na przykład kopnąć go w dupę –
stwierdziła, wskazując na mojego przyjaciela. Chris tylko prychnął
w odpowiedzi i odszedł z wysoko uniesioną głową. Nie zareagował,
nawet jak go zawołałem.
-
Layla... Mogłabyś sobie odpuścić.
- To
zwykły pedał.
- I
mój najlepszy przyjaciel. Co byś zrobiła, gdybym ja był gejem?
Łowczyni
zacisnęła usta w wąską kreskę i nic nie powiedziała.
-
Słuchaj, możesz go sobie skrycie nienawidzić. Możesz nienawidzić
mnie i każdego innego na tym świecie, ale jeśli będziesz obrażać
przy mnie kogoś, kto jest dla mnie ważny, najzwyczajniej w świecie
ci wpierdolę.
Odszedłem,
zostawiając ją samą z szokiem wymalowanym na twarzy. Wkurzyła
mnie. Ta dziwka zawsze mnie wkurza, ale dziś to sobie wyjątkowo
nagrabiła. Przez nią Chris sobie poszedł. I teraz nie mogę go
znaleźć!
Na
szczęście, udało mi się natknąć na kogoś innego. Po prostu
marzyłem o tym, by spotkać panią dyrektor. Mam nadzieję, że
wyczuwacie tę ironię.
Chciałem
zignorować panią Ravale, więc opuściłem głowę i wpatrywałem
sie w swoje buty z nadzieją, że mnie nie rozpozna. Jak mówi
przysłowie - nadzieja matką głupich (na przykład takich
blondynów, jak ja) i nie minęła nawet jedna minuta, gdy
usłyszałem:
- Max
McCarey. Właśnie pana szukałam.
-
Dzień dobry, pani dyrektor – odparłem potulnie, skinąwszy
uprzednio głową.
-
Chyba masz coś, co należy do mnie.
-
Mam? – zapytałem głupio.
-
Tak. O ile dobrze pamiętam, umowa była taka, że mi to zwrócisz.
- Nie
wiem, o czym pani mówi.
-
T331. Jaśniej na umyśle?
-
Och!
No
tak, zupełnie o tym zapomniałem. Najpierw Trudis wszystko mi
wytłumaczyła, potem dowiedziałem się, że w końcu mamy misję, a
oprócz tego treningi z Livą oraz młodocianymi
i jeszcze ta tajemnicza sprawa z Eliasen. Ogrom tylu spraw na raz sprawił, iż z głowy zaczęły umykać mi inne, mniej istotne sprawy. A co jeśli będę miał sklerozę?
i jeszcze ta tajemnicza sprawa z Eliasen. Ogrom tylu spraw na raz sprawił, iż z głowy zaczęły umykać mi inne, mniej istotne sprawy. A co jeśli będę miał sklerozę?
- To
kiedy dostanę z powrotem swoją własność? – zapytała pani
dyrektor.
-
Emm... jutro?
-
Dobra odpowiedź.
-
Przepraszam, ja tylko...
-
Zapomniałeś? Lepiej nie zapomnij o swojej randce z Łowczynią
Knightely. Nie wypada.
- Co?
Byłem
w szoku. Przecież dopiero co umówiłem się z Livą. Jak to
możliwe, że Trudis już o tym wie? Czy wszyscy wiedzą? Jak to
jest, że wszystkie plotki o mnie rozchodzą się po Dievam z
prędkością światła?
-
Skąd pani w ogóle o tym wie? – zapytałem.
-
Czekam na T331 do jutra, Max. Albo inaczej się policzymy –
powiedziała pani Ravale, zupełnie ignorując moje pytanie. Super.
***
Zupełnie
jak się spodziewałem - o mojej przyszłej randce wiedzieli wszyscy.
Dosłownie. Kiedy tylko napotykałem po drodze jakiegoś Łowcę, ten
od razu się pytał, kiedy i gdzie to będzie, czy się stresuję,
czy już coś zaplanowałem, czy już się całowaliśmy oraz wiele,
wiele innych. Miałem tego po dziurki w nosie i przez cały czas
zastanawiałem się, jak to się w ogóle rozeszło. Jedynymi
osobami, które o tym wiedziały, byłem ja, Liva oraz Chris. Nie
sądzę, aby szesnastolatka komukolwiek o tym powiedziała. Jeśli
natomiast chodzi o Chrisa... cóż, on też raczej nie. Podejrzewam,
że mógłby co najwyżej o tej sprawie opowiedzieć mojej siostrze
albo Nikki, ale nie sądzę, aby rozpowiedział to każdemu dookoła.
A
skoro już jesteśmy przy Chrisie – choć obszedłem Dievam chyba
ze cztery razy, to nigdzie go nie znalazłem. No dobra, przyznaję
się, nie byłem wszędzie, ale odwiedziłem te miejsca, do których
zwykł chodzić. Zacząłem podejrzewać, że olał na dziś
Organizację i postanowił wrócić do domu. Po około
dziesięciominutowym rozważaniu, stwierdziłem, iż mój dom też na
mnie czeka.
Jak
się okazało, wraz moim ukochanym domkiem czekała również moja
siostrzyczka. Wyglądała na lekko zirytowaną i robiła jakieś
trucizny w kuchni, więc zdecydowałem, że nie będę jej
przeszkadzał. Chciałem cicho przemknąć do siebie do pokoju, co
minęło się z celem, gdy przez przypadek zderzyłem się z szafką
stojącą w przedpokoju, przez co narobiłem niezłego rabanu. Ma się
tę grację.
Chwilę
później stała przede mną przerażona Eira, w prawej dłoni
trzymając łyżkę, z której ściekało coś czerwonego. Czyżby
gotowała trupa, a to ślady krwi?
-
Max! Co się stało?
-
Tylko małe zderzenie – odparłem z uśmiechem.
-
Uważaj na siebie, niezguło.
-
Dobra, dobra.
-
Wszystko dobrze?
Potwierdziłem
skinieniem głowy.
-
Chodź, zjemy obiad.
- Nie
mam ochoty.
- Ty
nigdy nie masz ochoty! Chodź, zrobiłam spaghetti. Właśnie
mieszałam sos, kiedy tak nagle narobiłeś hałasu.
- To
wyjaśnia tę czerwoną ciecz.
- A
co ty sobie myślałeś? Że dostałam okres?
- Co
takiego?
W
ogóle nie wiem, po co ja zadaję jeszcze takie pytania. Dzisiejszy
dzień jest tak szalony, że w sumie powinienem spodziewać się
wszystkiego. A jednak, mojej siostrze udało się mnie zaskoczyć.
-
Powinnam ci wytłumaczyć, czym jest okres? No, dobra. Inaczej
nazywany też miesiączką...
-
Skończ! – przerwałem jej. – Naprawdę, nie chcę o tym słuchać.
-
Jesteś ignorantem. Co jeśli twoja dziewczyna dostanie okresu? Jak
się zachowasz, jak nawet nie będziesz wiedział, co to oznacza?
-
Chyba powinienem zainwestować w faceta...
-
Oho! Zawsze wiedziałam, że jesteś gejem.
- Nie
jestem gejem!
-
Chwilę temu...
- To
był żart!
- No,
dobra, wierzę ci. Szczególnie, że Nikki do mnie dzwoniła jakąś
niecałą godzinkę temu z najnowszymi wieściami.
-
Jakimi wieściami? – zapytałem, powoli przeczuwając, do czego
zmierza.
-
Randka z Livą, braciszku! Już wszystko, wszystko wiem. Jeśli
potrzebujesz pomocy w zaplanowaniu tego niesamowitego wydarzenia, to
wiedz, że możesz na mnie liczyć. Jestem gotowa poświęcić swoje
dnie i noce na to, żebyś mógł być szczęśliwy z wybranką
swojego serca...
Kurwa
mać, to naprawdę rozeszło się do wszystkich.
-
Skończ z tym pieprzeniem, Eira.
- Co
takiego?
- Po
prostu się zamknij i wróć do garów.
-
Jakim prawem się tak do mnie odzywasz?!
-
Prawem brata!
- Nie
ma takiego prawa!
- Po
prostu nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, bo przez przypadek możesz
go stracić.
- Czy
ty mi grozisz?
Wzruszyłem
ramionami i odpaliłem sobie papierosa. Chciałem zignorować tę
wredną szuję, bo naprawdę miałem już dość emocji na dziś, a
nie chciałem jej zrobić krzywdy, ale ona sama postanowiła się
napatoczyć.
-
Zgaś to świństwo!
Spojrzałem
na mojego papierosa.
- O
tym mówisz?
-
Tak, o tym! Nie będziesz się truć takimi śmieciami.
-
Wolę to od ciebie. Zresztą, każdy by wolał.
- Co,
proszę?!
- To
co słyszałaś! Wkurwiasz mnie! Jesteś...!
- Ty
niewdzięczny pojebańcu! Staram się ci pomóc!
- Do
dupy sobie wsadź taką pomoc! Poza tym, ja nie potrzebuję pomocy!
- Jak
to nie?! Max, ty nie potrafisz kochać ludzi! Jesteś jak
bezuczuciowa szmaciana lalka! Można by cię pieprznąć w kąt, a
nikt by nie odczuł straty!
Jak
bardzo wściekły i bezuczuciowy bym nie był, nie mogłem zaprzeczyć
– zabolało. Eira tak dużo kłóciła się z Huke'm, że nabrała
wprawy w potyczkach słownych, przez co wiedziała, gdzie uderzyć,
żeby komuś dopiec. Nawet jeśli ludzie mieli różne czułe punkty,
to ona dostrzegała je bez problemu.
-
Wiesz, co? Pierdol się! – Pokazałem jej fuck'a i wybiegłem z
domu. Na zewnątrz zastała mnie bardzo miła niespodzianka – lało
jak z cebra.
Cóż,
pogoda idealnie odzwierciedlała mój nastrój. Chciało mi się
płakać. Nie wiedziałem, czy Eira naprawdę myśli tak, jak
powiedziała. Podejrzewałem, że to tylko wina wściekłości, ale
to bez znaczenia, skoro ja tak myślałem.
Dopiero
po chwili uświadomiłem sobie, że jednak płaczę. Naprawdę
myślałem, że to tylko deszcz, bo raczej rzadko jestem w tak
okropnym stanie, żeby się od razu poryczeć. A tu proszę, takie
zaskoczenie.
Spróbowałem
zaśmiać się z własnej głupoty, ale z mojego gardła wydobył się
tylko jakiś nieudolny charkot.
Kręciłem
się po okolicy, unikając ludzi, przez około trzy godziny, aż w
końcu zastał mnie mrok. Nie chciałem wracać na noc do domu.
Przydałaby mi się jakaś inna kwatera, gdzie zostanę przyjęty bez
zadawania pytań. I pieniędzy. Kieszenie miałem zupełnie puste,
zostawiłem nawet fajki i telefon.
Jest
taka jedna osoba, na którą zawsze mogę liczyć. Chris.
Na
szczęście do jego domu nie miałem tak daleko. Jednak gdy tam
dotarłem, byłem cały mokry. W zasadzie zmokłem już wcześniej.
Dom
Chrisa był duży, o wiele większy od mojego i Eiry. Cała posesja
została ogrodzona czarnym płotem. Pchnąłem pokaźną furtkę, ale
okazała się zamknięta. Zadzwoniłem domofonem i cierpliwie
czekałem na odzew. A potem zadzwoniłem drugi. Później trzeci. I
czwarty. Aż w końcu usłyszałem wredne warknięcie:
-
Kto, do kurwy?
- Max
– mruknąłem.
-
Max?
- Aha
– potwierdziłem.
-
Mamy jakąś misję, czy coś?
-
Nie, przychodzę w bardziej przyziemnej sprawie.
- Czy
to jest ważne?
-
Proszę.
Usłyszałem
ciche brzęczenie, więc pchnąłem furtkę i tym razem udało mi się
pójść dalej. Gdy tylko dotarłem pod drzwi, te uchyliły się
gwałtownie, a Chris stojący w przejściu odezwał się:
-
Kurwa, co się dzie...?! – urwał i przyjrzał mi się. –
Wyglądasz okropnie.
Westchnąłem
ciężko. Jakbym nie zdawał sobie z tego sprawy, naprawdę.
-
Mogę wejść?
_____
Nowy najdłuższy rozdział, brawa dla mnie XD Wiem, że długo to trwało, nie mam nic na obronę.
/spojler od autorki/ już niedługo coś gejowskiego aaa *-* /koniec spojleru/
W następnym rozdziale będzie się działo. Nie wiem, kiedy on będzie. Mam nadzieję, że dam radę jeszcze w marcu, ale róznie to bywa...
Za opóźnienia przeprasza Ayo. Tydzień trzymałem rozdział, a i tak pewnie coś mi uciekło...
OdpowiedzUsuńJa wiedziałem, że nadchodzi gejoza!
Weeeenyyyy!
Mrr nie umiem się doczekać następnych rozdziałów. Ja chcę Yaoi ! Hah no nic, rozdział jak zwykle boski. Po nim cieszę się, że moje rodzeństwo już dawno wyjechało... Pozdrawiam i weny:)
OdpowiedzUsuńCześć jestem Akari i dziś trafiłam na twojego bloga i muszę przyznać iż podoba mi się twój styl pisania. A także pomysł na całą fabułę bloga: niesamowity. Bardzo spodobała mi się postać Chrisa, który nie ukrywa tego kim jest, no bo niewielu ludzi otwarcie mówi że jest gejem lub lesbijką.... Nie mogę się doczekać następnego rozdziału oraz chce zaprosić na mojego bloga http://unlock-you-heart.blogspot.com/ mam nadzieje iż ci się spodoba :)
OdpowiedzUsuńNo nie mów że kończysz w takim momencie dziewczyno! A tak się wciągnęłam! Ehhh. Mam nadzieję że sie sprężysz! XD Życzę Wen!
OdpowiedzUsuńZapraszam na 1. rozdział opowiadania Kakuzu x Hidan (Naruto) :3
OdpowiedzUsuńdaten-shi-yaoi.blogspot.com
Świetny rozdział, choć przerwałaś w złym momencie T_T. Czuję niedosyt.
OdpowiedzUsuńNiestety przyznaję że postać Livy mnie denerwuje, ale nie przejmuj się! Większość damskich postaci w książkach/mangach/fanfikach/opowiadaniach mnie niesamowicie wkurza.
Czekam na następny rozdział i pozdrawiam cieplusio,
~Rin.
Zapraszam na 2. rozdział opowiadania "Nieśmiertelni" :3
OdpowiedzUsuńdaten-shi-yaoi.blogspot.com
Ej, w takim momencie?! Czekam na kolejny rozdział !
OdpowiedzUsuńZapraszam na trzeci rozdział "Nieśmiertelnych"
OdpowiedzUsuńhttp://daten-shi-yaoi.blogspot.com/2015/04/niesmiertelni-rozdzia-iii_7.html
Hej, kiedy kolejny rozdział? Ja chcę więcej! Nie wcale nie popędzam... Hah weny ;)
OdpowiedzUsuńPołowa rozdziału już istnieje. Druga niestety idzie mi bardzo powoli, więc szczerze mówiąc nie mam pojęcia, kiedy coś opublikuję ;/
UsuńCzekamy z niecierpliwością :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńtrening i się umówili, ciekawe jakim cudem chwile po tym wie o wszystkim Trudis jak i inni, ciekawe gdzie zniknął Chris..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Świetne opowiadanie! Trafiłam na twojego bloga przypadkiem i jestem pod wrażeniem ^^ Hym, widzę, że rozdział został dodany dość dawno, ale mam nadzieję, że to nie koniec ^^''
OdpowiedzUsuńPrzy okazji... Zapraszam na mojego nowego bloga! :3 http://innocence-of-sleep.blogspot.com/
Zapraszam na piąty rozdział opowiadania "Nieśmiertelni" - Kakuzu x Hidan.
OdpowiedzUsuńhttp://daten-shi-yaoi.blogspot.com/2015/06/niesmiertelni-rozdzia-v.html