Chris
przepuścił mnie i pozwolił wejść do środka, od razu zamykając
za mną drzwi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że przed moim
przyjściem musiał być bardzo, bardzo zajęty, ponieważ ubrany był
tylko w bokserki. Cóż, moje przypuszczenia potwierdziły się po
chwili, gdy spostrzegłem schodzącego po schodach jakiegoś młodego,
brązowowłosego chłopaka, ubranego zupełnie tak samo jak Chris.
Chyba im w czymś przeszkodziłem. Ups.
Chris
podrapał się z zażenowaniem po karku.
— Co
tak długo? Co się dzieje?
— Nic,
co by dotyczyło ciebie, Brett. Poza tym, że powinieneś sobie
pójść.
— Co
takiego? – zapytał zaskoczony brązowowłosy.
— Głuchy
jesteś? Opuść mój dom. Natychmiast.
— Emm,
Chris nie musisz... – próbowałem się wtrącić.
— Przymknij
się. To nie twoja sprawa. A ty – zwrócił się do młodego
chłopaka – wynocha.
— Spławiasz
mnie tylko dlatego, że on tu przyszedł?
— Cóż...
Tak. A teraz zabieraj stąd swoje cztery litery.
— On
jest ważniejszy ode mnie?
— Tak.
— Ale
on jest blondynem! Mówiłeś, że nie lubisz blondynów.
Chris
wywrócił oczami.
— To
nie ma nic do rzeczy. A teraz idź się ubrać i wypieprzaj. Albo cię
wyrzucę tak, jak jesteś ubrany teraz. I w dupie mam, że na
zewnątrz leje.
Do
Bretta chyba w końcu dotarło, że powinien się jak najszybciej
zwijać. Mi z kolei było głupio, że przyszedłem tu w takim
momencie i im przerwałem. Spojrzałem na Chrisa, wyglądał na
zdenerwowanego. Ale chyba nie był zły na mnie, bo gdy usłyszeliśmy
trzaśnięcie drzwiami, które pozostawił po sobie Brett,
powiedział:
— Co
za mała szuja.
— Przepraszam
– mruknąłem.
— To
nie twoja wina. Nie przejmuj się.
— Nie
chciałem ci przeszkadzać.
— Wyglądasz
okropnie. Napijesz się herbatki? – zapytał, patrząc mi
intensywnie w oczy.
Wzruszyłem
ramionami.
— A
chcesz się przebrać w coś suchego? Idź pod prysznic, zaraz ci coś
przyniosę. – dodał, nie oczekując mojej odpowiedzi.
Wygonił
mnie do łazienki, a sam gdzieś zniknął w czeluściach swojego
domu. Nim sobie poszedł, poprosił mnie jeszcze, bym się nie
zamykał. Nie zrobiłem tego i wszedłem pod prysznic. Ciepła woda
bębniła o moje plecy, a ja zacząłem zastanawiać się nad życiem
i innymi dziwnymi sprawami. Ludzie mówią, że najwięcej pomysłów
powstaje podczas kąpieli, to chyba prawda.
Nie
wiem, ile czasu spędziłem pod prysznicem, ale kiedy w końcu
opuściłem kabinę, cała łazienka była zaparowana. Miałem
problem z dostrzeżeniem własnych rąk. No, dobra, przesadzam. Ale i
tak zacząłem się martwić, czy z moim szczęściem, nie przewrócę
się i wywinę jakiegoś teatralnego orła. Na szczęście, nic
takiego się nie stało i dotarłem bezpiecznie do umywalki, obok
której stała mała komoda. Dostrzegłem na niej szare dresy i jakąś
czarną koszulkę.
Po
założeniu przygotowanych przez Chrisa ubrań, udałem się do
kuchni, bo przeczuwałem, że tam go znajdę. Nie pomyliłem się.
Stał oparty o blat i tępo patrzył przed siebie. Nie umknęło
mojej uwadze, że się ubrał. Wyglądał również na bardzo
zamyślonego, chyba nawet mnie nie zauważył.
— Chris?
Na
pewno mnie nie zauważył. Po czym to poznałem? Podskoczył
gwałtownie. I rzucił we mnie nożem. W ostatniej chwili się
uchyliłem, inaczej oberwałbym w oko.
— Przepraszam
– powiedział. – Zamyśliłem się troszeczkę.
— Właśnie
widzę. – Wyciągnąłem nóż ze ściany i oddałem go Chrisowi.
— Napijesz
się herbaty? – zapytał. – Zaproponowałbym ci kawę, ale to
chyba trochę za późna pora.
— Nie
kłopocz się.
— Usiądź
przy stole – powiedział twardo i nastawił wodę. Popatrzył na
mnie takim wzrokiem, że jednak wykonałem jego polecenie. – Co się
stało?
— Nic
takiego.
— Przyszedłeś w środku nocy.
— Tak,
wiem, przepraszam. Nie powinienem był cię nachodzić. Po prostu...
Pokłóciłem się z Eirą.
— Wy
często się kłócicie.
— No,
tak... Tylko...
Przerwał
mi dźwięk czajnika oznajmiający, ze woda już się zagotowała.
Chris zalał dwa przygotowane wcześniej kubki i postawił przede mną
jeden z nich. Drugi wziął w ręce i usiadł naprzeciwko, uważnie
mnie obserwując.
— Kontynuuj.
Westchnąłem.
— Ja...
To było poważne.
— To
znaczy?
— Powiedzieliśmy
sobie trochę niemiłych rzeczy. Ona... – Spuściłem głowę. –
Ona stwierdziła, że jakbym zniknął, to... to nie miałoby
znaczenia. Dla nikogo.
— Max?
— Hm?
– mruknąłem, przyglądając się zawartości mojego kubka.
— Spójrz
na mnie.
Podniosłem
wzrok. W jego oczach dostrzegłem tę charakterystyczną troskę.
Chris może i był egocentrycznym, wrednym dupkiem, ale wiedziałem,
że troszczył się o innych. Potrafiłem to zauważyć w jego
oczach. Patrzył tak na Nikki, moją siostrę, Talię i inne osoby,
ale na mnie...? Prawie nigdy. To było aż dziwne uczucie wiedzieć,
że o mnie myśli, że się martwi. Dziwne, ale miłe równocześnie.
— Wiesz,
że ona tak nie myśli? – zapytał. – Może i powiedziała coś
takiego w złości, ale gdyby coś ci się działo, rzuciłaby
wszystko i poleciała pomóc. Jesteś jej bratem bliźniakiem. Więzi,
która jest pomiędzy wami, nie da się przerwać.
Wzruszyłem
ramionami. Miał rację, ale... Takie słowa bolą.
— Poza
tym, nie ona jedna zrobiłaby dla ciebie wszystko. Masz nas, twoich
przyjaciół, zawsze jesteśmy z tobą, cokolwiek głupiego byś nie
wymyślił.
— Wiem.
— Nie
przejmuj się tym, Max. Ty i Eira się pogodzicie. I jeszcze nie raz
pokłócicie. Kto wie, może za kilka dni znów przylecisz do mnie w
środku nocy?
Uśmiechnąłem
się lekko. Humor znacząco mi się poprawił.
— Masz
rację. Może następnym razem, jak otworzysz mi drzwi, będziesz
nago? – zapytałem, przypatrując się mu. Miałem nadzieję, że
wprawię go w zakłopotanie, ale chyba się pomyliłem, bo nawet się
nie zarumienił. Popatrzył na mnie za to kpiąco i powiedział:
— Psują
ci się teksty. Chyba powinieneś iść spać, może się
zresetujesz?
Prychnąłem.
— Chodź,
pokażę ci twoje lokum.
— Mam
nadzieję, że masz satynową pościel.
— Niestety
nie. Ale nie musisz się martwić, nawet gdybym miał, to bym ci nie
dał. Potrafisz zepsuć wszystko.
Ponieważ
nie wymyśliłem na to żadnej dobrej riposty, wzruszyłem ramionami.
Chris chyba miał rację, potrzebuję snu. Gdy jestem zmęczony, mój
mózg nie podsuwa mi żadnych mądrych tekstów.
***
Obudziłem
się, wyczuwając okropny ból dupy i pleców. Byłem przekonany, że
zasnąłem w miękkim łóżeczku w domu Chrisa, a tu taki szok. Po
rozeznaniu się w sytuacji dotarło do mnie, że ja faktycznie spałem
w tym łóżku. Oczywiście, dopóki nie zleciałem z niego na
podłogę. Ciekawe, czy zrobiłem jakiś hałas, który mógłby
ściągnąć tu sąsiadów mojego najlepszego przyjaciela.
Rozejrzałem
się po pokoju. Był przestronny i przejrzysty; przez duże okno
wpadało światło słoneczne. Przy jednej ścianie stało duże
łóżko z niebieską pościelą, a naprzeciwko biurko i duża szafa.
Coś mi tu nie pasowało. Czułem się bardzo dziwnie i miałem złe
przeczucia. A co najgorsze, nic nie słyszałem. To nie tak, że
nagle przez noc ogłuchłem, tu po prostu było zupełnie cicho,
jakby drzwi, okna i ściany były dźwiękoszczelne.
Postanowiłem,
że poszukam Chrisa i najwyżej go o to zapytam. Choć nie sądzę,
aby mogło mieć to jakiś związek z wampirami. Jakby się tu
znalazły, od razu bym je wyczuł.
Przyjaciela
znalazłem na dole w kuchni. Był w pełni ubrany i wyszykowany do
wyjścia. Jak zwykle wyglądał nienagannie. Ciekawe, czy jak śpi,
to też jest taki perfekcyjny? Po jego zachowaniu wywnioskowałem, że
przygotowywał śniadanie. Robił to z dużą wprawą, więc i
kucharzem pewnie jest idealnym. Żadnych wad.
— Dlaczego
u ciebie w domu jest tak cicho? – zapytałem.
— Taka
okolica – odpowiedział, nie odwracając się do mnie.
— Nie
dzwoni ci od tego w uszach?
— Nie,
przyzwyczaiłem się. Poza tym, mam podręczną gadułę, czyli
ciebie.
— Miło,
że jestem przydatny – powiedziałem, siadając przy stole.
Chris
odwrócił się, spojrzał na mnie na chwilę i wrócił do swojej
wcześniej czynności, znów stając od mnie tyłem. Po chwili
zapytał:
— Jak
ci się spało?
— Całkiem
nieźle. No, może poza incydentem, w którym wypadłem z łóżka.
— Ciapa
zawsze pozostanie ciapą.
Nie
odpowiedziałem na tę zaczepkę i zapadła między nami niezręczna
cisza. Choć czułem się niepewnie w zaistniałej sytuacji, nie
kwapiłem się, żeby ją przerwać. Ale Chris tak.
— To
co chcesz na śniadanie?
— Nic
– odparłem. Tradycyjnie, nie miałem ochoty na jedzenie.
Przyjaciel
odwrócił się i spojrzał na mnie zmrużonymi oczami.
— Masz
jedyną i niepowtarzalną okazję, aby przetestować mnie w kuchni. I
odmawiasz?
— Wolałbym
przetestować cię w łóżku – rzuciłem kpiąco.
Chris
prychnął.
— Może
innym razem.
— Ach,
no tak, jak mogłem zapomnieć? – powiedziałem i westchnąłem
teatralnie. – Przecież ty nie lubisz blondynów. – stwierdziłem,
przypominając sobie wczorajsze słowa Bretta.
— Daj
sobie spokój, to nie jest zabawne. – odparł czarnowłosy. W jego
głosie wyczułem lekkie zbulwersowanie.
— A
prawdziwe? – zapytałem.
— Co?
— Nie
lubisz blondynów. To prawda?
— Prawda
– potwierdził.
— A
co ze mną?
— No,
właśnie o ciebie chodzi. Kiedy spotykam jakichś niskich
blondynków, którzy mają do tego zielone oczy jak ty, to bardzo
przypominają mi ciebie. A to tak, jakbym miał przelecieć własnego
brata, ohyda. Dlatego unikam takich typów.
— Jestem
jedynym zielonookim blondynem w twoim życiu.
— Tak
– odpowiedział, mimo że to nie było pytanie.
— To
słodkie.
— Nie
wątpię. To co chcesz na śniadanie?
Zaskoczyła
mnie nagła zmiana tematu, ale i tak odmówiłem.
— Nic,
dziękuję.
— Nic?
Max, puknij się w łeb, musisz coś zjeść! Chyba że znowu
odwalasz z tymi humorkami i twierdzisz, że nie czujesz głodu.
Trafiłem?
Wzruszyłem
ramionami.
— Max,
to głupie. I podchodzi pod anoreksję.
— Ale
nie jestem anorektykiem. Wampiry by mnie zgniotły, gdybym był.
— Zapewne
tak. A jeśli nie zaczniesz jeść, to kiedyś na pewno to zrobią.
Wydaje mi się, że rozumiem twój problem. Po prostu przeszkadza ci,
jak musisz mieć coś w buzi, prawda? Bez znaczenia czy to jest
płynne, czy ciało stałe. Liczy się tylko, żebyś nie musiał
trzymać tego w buzi.
Zmarszczyłem
brwi, rozważając jego teorię. Nie, nie miał racji. To nawet brzmi
głupio.
— Mylisz
się.
— Wiedziałem,
że będziesz zaprzeczać! To znaczy, że cię rozszyfrowałem. O
rany, musisz mieć problemy z całowaniem. – rzucił tym tekstem
tak nagle, że mnie zaciekawił.
— Co?
Czemu?
— To
oczywiste. Jak ktoś wsunie ci język do ust, od razu źle się
czujesz.
— Wcale
nie! – zbulwersowałem się.
— Wcale
tak. Pewnie dlatego tak długo zwlekałeś ze związkami i
miłościami. Martwisz się tym, że będziesz musiał się dużo
całować, a przecież tego nie lubisz. Nie jesteś w dobry, przez te
swoje problemy.
I
nagle coś do mnie dotarło. On mnie podpuszcza! Mówi to wszystko
specjalnie, żeby mnie tylko sprowokować do kłótni. Cóż, skoro
taki ma cel, to może powinienem pomóc mu go osiągnąć? Ale z
drugiej strony, kłótnie są złe. Jakieś inne propozycje?
Wstałem
z krzesła i podszedłem do Chrisa.
— Nie
masz racji.
— Rozumiem,
że wstydzisz się przyznać... – zaczął, ale mu przerwałem.
— Mogę
ci udowodnić.
— Jak?
– Uniósł brew, przyglądając mi się uważnie. Chyba zaczął
wyczuwać podstęp.
— Oddaj
– powiedziałem.
— Co?
— Oddaj.
A
potem nachyliłem się do niego i go pocałowałem.
Na
początku tylko delikatnie zetknąłem nasze usta, a gdy Chris nie
zareagował, naparłem mocniej. Nie miałem pojęcia, czego mogę się
po nim spodziewać, ale ryzykowałem, żeby mu udowodnić swoją
rację.
Gdy
musnąłem językiem jego wargi, w końcu się poruszył. Chyba
zrozumiał, o co mi chodzi, bo mnie nie odepchnął, wręcz
przeciwnie – przyciągnął mnie bliżej siebie. Poczułem, jak
przejmuje kontrolę nad pocałunkiem, a już chwilę później
bezwstydnie penetrował moje usta językiem. Nie żeby mi to
przeszkadzało; chciałem go do tego sprowokować.
Całowaliśmy
się chyba przez godzinę. Prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia.
Pocałunek był tak przyjemny, że aż straciłem rachubę czasu.
Nigdy nie sądziłem, że taki incydent z mężczyzną może na mnie
w jakiś sposób podziałać. Nie chciałem przerywać moich
pieszczot z Chrisem, a wnioskując po tym, jak mocno mnie trzymał –
on chyba też nie. To było takie miłe, poprzytulać się trochę,
pocałować, nie przejmować spiskami w Dievam. To uczucie tak bardzo
mi się spodobało, że z chwili na chwilę zatracałem się w nim
coraz bardziej i bardziej, i bardziej.
A
potem zadzwonił telefon.
Nie
minęło nawet pięć sekund, a my zdążyliśmy odskoczyć od siebie
gwałtownie. Chris już trzymał przy uchu komórkę i zaczynał
rozmowę. Przyjemność i rozleniwienie powoli ze mnie ulatywało. A
gdy Chris powiedział: "Max, Trudis chce z tobą rozmawiać"
i podał mi telefon, wszystkie dobre uczucia sprzed chwili zniknęły.
Zupełnie jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.
— Halo?
– zacząłem niepewnie.
— McCarey
– warknęła pani dyrektor. – Próbuję się do ciebie dodzwonić
już od cholernych dwudziestu minut! Co się dzieje?
— Zapodziałem
komórkę...
— Macie
nagłą misję, Max. Musisz zebrać całą drużynę i stawić się w
Organizacji na lotnisku, helikopter już na was czeka. Jeśli nie
wyrobicie się w czterdzieści dwie minuty, poniesiesz ostre
konsekwencje swojego spóźnienia.
— Co?
– zapytałem głupio. Słowa pani Ravale zupełnie do mnie nie
docierały.
— To,
co słyszysz. Aha, cała drużyna oznacza osiem osób. Życzę
powodzenia.
— Co?
– powtórzyłem jak kompletny idiota.
— Max.
Nagła misja. Osiem osób. Helikopter. Czterdzieści minut. – Po
tych słowach się rozłączyła.
Westchnąłem
ciężko i podałem aparat Chrisowi. Przyjaciel spojrzał na mnie
czujnie, zmrużył oczy i zapytał:
— Co
się dzieje?
— Mamy
nagłą misję.
— Co?
Ale jak to? Przecież mamy niedługo...
— Nie
wiem, o co chodzi. Trudis chce, żeby drużyna zebrała się za
czterdzieści minut.
— Kto
będzie ósmy?
— Chcę
zaproponować to Livie. Masz w holu telefon stacjonarny, prawda?
Chris
potwierdził skinieniem głowy.
— Powiadomię
Livę, Nikki i Huke'a. Ty zadzwoń do reszty.
— Mam
dzwonić do Eiry? – Wiedziałem, że zada to pytanie.
— Nie
wymieniłem jej, więc tak – odparłem cicho. – Lepiej się
pospiesz, nie mamy dużo czasu.
***
Dodzwonienie
się do wszystkich w tak krótkim czasie nie było łatwe. A
szczególnym wyzwaniem dla mnie okazało się namówienie Livy do
wzięcia udziału w misji. To nie tak, że nie chciała, bo chciała,
i to bardzo, po prostu się stresowała. Do naszej zaplanowanej misji
miała jeszcze trochę czasu, żeby się przygotować, a do tej
nagłej – nie. Powiedziała mi z wielką trudnością, że boi się
spróbować, bo nie chce czegoś zepsuć, a jest niedoświadczona i
tym podobne. Ale gdzie indziej miałaby zdobyć doświadczenie jak
nie na misji? Jej niepewność była urocza, ale stawiała mnie w
trochę trudnej sytuacji. Na szczęście, szesnastolatka dała się
przekonać i obiecała, że stawi się pod Dievam o czasie.
Kilka
minut przed końcem czasu spotkaliśmy się całą drużyną przed
Organizacją. Gdy "sprawdziłem obecność", władowaliśmy
się do środka. Na polu startowym koło przygotowanego dla nas
helikoptera stała Trudis z zegarkiem w ręku. Zapewne odliczała
cenne sekundy z nadzieją, że się spóźnimy i będzie mogła nas
ukarać, a tymczasem udało nam się ją zaskoczyć.
— No,
no, no, panie McCarey. Zaskoczył mnie pan. – powiedziała, patrząc
na mnie z krzywym uśmieszkiem. – Oto dokumenty o waszej misji. –
Podała mi papiery. – Pilot zaraz do was przyjdzie. Życzę udanych
łowów – dodała na zakończenie i odeszła.
Spojrzałem
na Chrisa; był dziwnie cichy. Co prawda, on zawsze się tak
zachowywał, ale jednak coś mi nie pasowało. A może to ja się
niepokoiłem? To pewnie wina tego... pocałunku? Nie, to bez sensu.
Ja się przecież nie przejmuję takimi sprawami.
— Chcesz
to przejrzeć może? – zapytałem go, wskazując na papiery.
— Cwany
jesteś. Zanieś swojej siostrze, Max.
— Haha
– zakpiłem. – Nie.
— Będziesz
się na nią fochał jak jakiś przedszkolak?
— Tak.
Zauważyłem
mężczyznę idącego w naszą stronę. Był ubrany w specjalny
kostium, toteż podejrzewałem, że to nasz dzisiejszy pilot. Gdy
podszedł bliżej i miałem okazję lepiej mu się przyjrzeć, zdałem
sobie sprawę, że go znam. Może nie do końca znam, ale go kojarzę.
— Chris
– zacząłem, zwracając na siebie uwagę przyjaciela. – Czy to
jest Brett? – zapytałem. Byłem niemal w stu procentach pewny, że
odpowiedź będzie twierdząca, ale wolałem się upewnić. Gdy
widziałem tego faceta dziś w nocy, myślałem, że to zwykły gej,
którego Chris wyrwał sobie na mieście. Nigdy bym nie pomyślał,
że może być Łowcą.
Chris
zmarszczył brwi, przyglądając się pilotowi. Gdy na jego usta
wpłynął zadziorny uśmieszek, już wiedziałem.
— Tak,
ale nic nie mów. Nie jest jawny – ostrzegł mnie przyjaciel.
— A
ty coś zrobisz?
— Nie
będę mu psuł dnia. Chyba.
Uśmiechnąłem
się pod nosem.
***
Podróż
minęła nam całkiem spokojnie. Oczywiście, biorąc pod uwagę
fakt, że Łowcy mogą odczytywać definicję wyrazu „spokojny”
trochę inaczej niż normalni ludzie.
W
trakcie lotu, udało mi się namówić Chrisa, by przeczytał te
nudne papiery, a potem wszystko w skrócie opowiedział całej
drużynie. Jak się okazało, gdzieś w lesie zaczęło się tworzyć
zupełnie nowe gniazdo, składające się z garstki dwudziestu świeżo
przemienionych wampirów. Bułka z masłem. Niestety, nie dla
wszystkich.
Liva
może i się zgodziła, ale nadal stresowała. Na szczęście, udało
nam się ją trochę uspokoić. Szczególnie dobrze docierały do
niej słowa Nikki, pewnie dlatego, że znały się dłużej.
Ustaliliśmy
niewielką strategię, jak napadniemy na gniazdo. Zdecydowaliśmy, że
wampirów jest tak mało, że możemy się podzielić na cztery
dwuosobowe grupy i zajść ich ze wszystkich kierunków. Mój pomysł
na początku spotkał się ze sprzeciwem Talii i Ryana, ale szybko
zmienili zdanie. Para jednak od razu zastrzegła, że chce być
razem. Livę przydzieliliśmy do Nikki, bo z nią czuła się
najpewniej. Potem Chris powiedział, że chce iść ze mną, więc
mojej siostrze został Huke. Oboje się skrzywili na myśl, że będą
musieli razem współpracować, ale zachowali się profesjonalnie i
komentarze pozostawili dla siebie.
Gdy
opuszczaliśmy helikopter, zostawiliśmy krótkie polecenia dla
pilota, a potem odeszliśmy w las.
Byłem
już gotowy skręcić w swoją stronę i po prostu odejść z
Chrisem, ignorując pozostałych, ale coś mnie tknęło.
Przystanąłem na chwilę i zastanowiłem się. Czy naprawdę jestem
taki okropnie bezuczuciowy za jakiego mnie mają? Chyba nie.
— Eira!
– zawołałem, bo moja siostra odeszła już kawałek. Blondynka
odwróciła się i popatrzyła na mnie zaciekawiona. – Uważaj na
siebie.
A
potem, nie czekając na odpowiedź, poszedłem w swoją stronę.
***
Miałem
wrażenie, że cisza, która jest między nami, bardzo nam obu ciąży.
To nie tak, że czytam w myślach Chrisa czy coś takiego, ale ja to
po prostu czułem.
On chciał coś powiedzieć. Z jakiegoś powodu nawet nie próbował
podjąć rozmowy. Wiedziałem, że z reguły jest cichy, że odzywa
się, bo ja tego wymagam, ale to przecież nie oznaczało, że nie
wolno mu mówić nic od siebie.
— Co
jest? – zapytałem, bo już nie mogłem tego znieść.
Chris
spojrzał na mnie i zmrużył oczy.
— Eira
– odparł tylko.
— Co
z nią? Zmieniasz dla niej orientację?
Przyjaciel
wywrócił oczami, westchnął teatralnie i zaczął tłumaczyć:
— "Uważaj
na siebie". Tak do niej powiedziałeś. To było takie
dramatyczne – zakpił, przeciągając głoski.
— Już
nie mogę rozmawiać ze swoją siostrą?
— Oczywiście,
że możesz.
— W
zasadzie o co ci chodzi? – zapytałem, nie do końca rozumiejąc.
— Bawisz
mnie.
— Jest...
— Padnij!
Nagły
krzyk Chrisa był dla mnie zaskoczeniem, ale wykonałem polecenie bez
zawahania. Zorientowanie się w sytuacji zajęło mi mniej niż
sekundę. Za mną skradał się jakiś wampir, którego dostrzegł
mój przyjaciel. Udało mu się również go unieszkodliwić.
Podniosłem
się z ziemi i rozejrzałem.
— Myślisz,
że wampiry odkryły nasz podstęp? – zapytałem. – Już wiedzą,
że idziemy na nich napaść?
— Nie
sądzę. To raczej jakieś głupie gniazdo.
Wznowiliśmy
naszą podróż, ale teraz byliśmy bardziej skupieni. Nie
prowadziliśmy już pogawędek na jakieś błahe tematy. Zamiast tego
wyostrzyliśmy wszystkie zmysły, żeby nie umknęły nam nawet
najmniejsze szczegóły.
Szliśmy
około minutę, gdy znów coś się wydarzyło. Tym razem nie
spotkaliśmy wampira, lecz usłyszeliśmy głośny krzyk. Obaj
zamarliśmy. Byłem pewien, że znam ten głos.
Talia.
Popatrzyłem
na Chrisa, a on w tym samym momencie spojrzał na mnie. Nie potrzeba
było żadnych słów, oboje podjęliśmy tę samą decyzję.
Puściliśmy się biegiem przez las w kierunku źródła dźwięku.
Nie
zwracałem uwagi na nic, co się działo wokół mnie. Ostre gałęzie
smyrały mnie po rękach i twarzy, pozostawiając po sobie rany, ale
ja nawet nie odczuwałem bólu. Moje myśli zakrzątała teraz tylko
Talia. Co się stało? Czy jest ranna? Czy Ryan z nią jest?
Zaatakowały ich wampiry? A może to co innego? Nadal są w
niebezpieczeństwie? Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogło
im się coś stać.
A
potem rozległ się kolejny krzyk. Tym razem bliżej nas.
Przyspieszyłem jeszcze bardziej, choć czułem, że wykorzystuję
moc moich nóg całkowicie i nie dam rady już więcej wykrzesać.
Nie zważałem na to. Coś się stało i musiałem biec tam, pomóc.
Z chwili na chwilę bałem się coraz bardziej. A wyglądało na to,
że Talii nigdzie tu nie ma. Chris biegł obok mnie, dotrzymując mi
tempa bez problemu. Chyba nawet mógłby biec szybciej.
— Talia!
– zawołałem.
— Ryan?!
– krzyknął donośnie Chris.
Żadnej
odpowiedzi.
— Ryan,
do cholery!
— Max?
Pomocy!
Usłyszeliśmy
jego krzyk i na nowo poczułem zastrzyk adrenaliny, który pozwolił
na zwiększenie tempa. Rozglądałem się w poszukiwaniu Łowcy, ale
między drzewami niewiele było widać. Aż nagle dostrzegłem jakieś
poruszające się, ciemne coś.
— Chris!
Wampiry! – Pokazałem mu miejsce, gdzie dostrzegłem ruch i obaj
skierowaliśmy się w tamtą stronę.
Wyjąłem
kołek zza pasa, a gdy byłem bliżej, rzuciłem go prosto w jakiegoś
wampira. Nie trafiłem w serce, ale udało mi się go zranić, co
dało mi przewagę. Okropna kreatura dostrzegła mnie i rzuciła się
w moją stronę, ale jej atak okazał się być nieudany, bo wampir
tylko się dla mnie wystawił i bez problemu przebiłem go szpadą.
Szary popiół zawirował wokół mojej broni. Odwróciłem się i
zobaczyłem Chrisa walczącego z trzema wampirami naraz, a obok
leżała Talia. Ryan stal tuż przed nią i odpierał wszystkie
wampirze ataki. Wyglądało na to, że uwzięły się na niego.
Pewnie chciały się pożywić z Talii, bo była teraz nieprzytomna i
nie mogła się bronić.
Podbiegłem
do nich i przedziurawiłem jakiegoś wampira, który chciał od tyłu
zaatakować Chrisa. Dołączyłem się do walki z Ryanem, bo wokół
niego kręciło się najwięcej potworów. Jak to się stało, że
wszystkie się tu zgromadziły? W tym gnieździe miało być ze
dwadzieścia sztuk i ponad połowa była tutaj.
Oceniłem
zaistniałą sytuację i dotarło do mnie, że wampiry mają
przewagę. Nawet nie chodziło o to, że jest ich więcej od nas, bo
dość łatwo udawało mi się je ukatrupić, ale problem był z tym,
że to głównie one atakowały. Nasze działania to sama defensywa,
co stawiało nas w złym położeniu.
Chyba
nadszedł ten niespodziewany moment, w którym Max McCarey powinien
się poddać. Ha. Dobre sobie.
Wstąpiłem
w pełny łowiecki tryb, wytężyłem wszystkie zmysły i wyjąłem
lewą szpadę. Gwałtownym, ciągłym ruchem pozbawiłem głowy trzy
wampiry. Wówczas Chris posiekał kolejnego, co chyba zmotywowało
Ryana, który rzucił kołek idealnie w serce jednego z potworów.
Nagle spomiędzy drzew wyleciała strzała, trafiając następnego.
Po chwili z tego samego miejsca wyłonili się Huke i Eira. Wygrana
była po naszej stronie.
Uporawszy
się z wszystkimi wampirami, poszliśmy sprawdzić, co z Talią,
która chyba nie miała się najlepiej. Razem z siostrą ustaliliśmy,
że ona, Huke i Ryan zajmą się jego dziewczyną i zabiorą ją do
samolotu, a ja z Chrisem poszukamy Nikki i Livy i rozprawimy się z
pozostałymi krwiopijcami.
Znalezienie
dziewczyn okazało się trudniejsze niż się spodziewałem. Całkiem
nieźle się kamuflowały, bo nigdzie nie trafiliśmy na żaden ich
ślad.
— A
jeśli coś im się stało? – usłyszałem nagle.
— Nie
pieprz.
— Popatrz
na to racjonalnie...
— Chris,
lepiej ty popatrz racjonalnie. To są dobre Łowczynie...
— Przejąłbyś
się? – przerwał mi. – Gdyby coś się stało Livie, została
ranna czy coś, przejąłbyś się?
Wzruszyłem
ramionami.
— Nie
wiem, chyba tak.
— Przecież
w ogóle jej nie znasz. Nic o niej nie wiesz – powiedział twardo.
— Jeszcze.
Chris
westchnął ciężko, a ja zacząłem się zastanawiać, o co w ogóle
chodziło w tej krótkiej dyskusji. Ona nic nie wniosła do naszego
życia. Na początku rozmawialiśmy o zamartwianiu i coś w tym
guście, ale potem Chris zapytał o Livę i wszystko stało się
dziwne. On brzmiał trochę, jakby był zły. Czy wkurza go to, że
się tak zachowuję? Że jeszcze nie zaprosiłem Livy na randkę? Że
się z tym tak pierdolę jakby od tego zależało czyjeś życie?
— Spójrz.
– Głos przyjaciela przerwał moje rozmyślania. Podążyłem
wzrokiem za jego dłonią. Oparł ją o brzozę, a palcami powoli
przejechał po poziomym nacięciu.
— To
może być ślad po bacie? – zapytał.
Przyjrzałem
się chwilę. Nie znałem się dobrze na tej broni, ale to, co
zaproponował Chris, było prawdopodobne.
— Może
– odparłem zatem.
— Chodźmy
tędy – powiedział, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc w
wybranym przez siebie kierunku.
— Chris?
Auć, puść.
Spróbowałem
się wyrwać, ale jego uścisk był stalowy. Oczywiście, mógłbym
wykręcić rękę i uwolnić się bez problemu, uszkadzając mu bark
przy okazji. Stwierdziłem jednak, że skoro jesteśmy na misji, a on
jest moim sojusznikiem, to lepiej nie robić mu krzywdy. Ale nadal
mnie bolało. Jak tak dalej pójdzie, jutro będę miał w tym
miejscu siniaki, niczym jakaś niedoszła ofiara gwałtu.
— No,
złap mnie za rękę – wypaliłem.
Moje
słowa zaskoczyły mnie tak mocno ja jego, bo zatrzymał się
gwałtownie, a jego uścisk zelżał. W końcu. Wykorzystałem tę
okazję, żeby się uwolnić.
— Co
ty pieprzysz? – zapytał Chris.
Kurde.
Może jeszcze mam mu tłumaczyć, o co chodzi? No, bez przesady. Na
szczęście zostałem uratowany przez Nikki i Livę, które
nadchodziły z naprzeciwka i machały do nas.
— Dziewczyny
– zwróciłem się do Chrisa i kiwnąłem na nie głową, żeby
odwrócić jego uwagę od mojego kretyńskiego tekstu.
Przyjaciel
w odpowiedzi tylko skinął głową. Czułem, że cały czas
przygląda mi się uważnie, ale nic nie mówił, bo Łowczynie były
już blisko. Zignorowałem jego wzrok i uśmiechnąłem się do Livy,
a ta nieśmiało odpowiedziała na mój gest.
— Spotkałyście
coś? – zapytał Chris.
— Zabiłyśmy
cztery sztuki. A jak u was? – odparła Nikki.
— Spotkaliśmy
kilka w lesie – powiedziałem. – Wyglądało to tak, jakby
zebrały się wszystkie w jednym miejscu na żer z Łowców.
— Ale
wszyscy są cali?
Nagła
cisza, która zapadła między nami była wystarczającą
odpowiedzią.
— Kto?
— Talia.
Ale spokojnie, reszta się nią zajmuje, poszliśmy tylko was szukać.
Chcieliśmy jeszcze się szybko przejść po lesie i wyeliminować
ewentualne zagrożenie, a potem się zbieramy do Siedziby.
Dziewczyny
przystały na ten pomysł i ruszyły przodem, a my zabezpieczaliśmy
tyły. Szliśmy żwawym tempem po wcześniej wyznaczonej trasie,
rozglądając się przy okazji. Nikt z nas nic nie mówił, teraz
najważniejsze było dokończenie wyznaczonego zadania.
Szliśmy
już około pięciu minut i nie spotkaliśmy nikogo, toteż
stwierdziłem, że mogę sobie trochę odpuścić to rozglądanie się
po lesie i skierowałem swój wzrok na Livę. Zastanawiałem się,
jak sobie poradzi na swojej pierwszej poważnej misji i chyba szło
jej całkiem nieźle. Jej krok był pewny, na nadgarstku miała
zawiązany bat, tak by mogła go użyć w każdej chwili i wyglądała,
jakby nic nie mogło jej rozproszyć. Godne podziwu.
Popatrzyłem
na Nikki; ona również obserwowała młodszą Łowczynię. Chyba
czuła się za nią trochę odpowiedzialna i podczas tej misji
odgrywała dla niej rolę mentora. A może tak bardzo się ze sobą
zżyły, że Nikki troszczyła się o nią jak o młodszą siostrę?
Przeszliśmy
się po kilku miejscach, gdzie najbardziej prawdopodobne było
spotkanie wampira, jednak na żadnego nie natrafiliśmy i
zdecydowaliśmy w końcu, że czas się zbierać. Jako, że wszyscy
byliśmy świetnymi obserwatorami, nie mieliśmy problemu z
odnalezieniem drogi powrotnej do helikoptera. Pozostali już tam na
nas czekali. Wdrapaliśmy się do środka i maszyna od razu
wystartowała, a Nikki z kolei poleciała się dowiedzieć, co z
Talią. Razem z nią poszedł też Chris, a ja usiadłem gdzieś na
uboczu i czekałem aż wrócą. Liva patrzyła przez chwilę na mnie
niepewnie, aż w końcu usiadła obok mnie i zaczęła (sama z
siebie!) luźną rozmowę.
Po
chwili wrócili Nikki i Chris i przysiedli się do nas.
Fioletowowłosa poinformowała nas, że Talia trzyma się nieźle, a
jej obrażenia są mniejsze niż się spodziewali i nie ma się, o co
martwić. Odetchnąłem z ulgą i pozwoliłem swoim myślom popłynąć
w nieznanych kierunkach. Przez cały czas jednak czułem, że mam
cichego obserwatora – Chrisa.
___
Rozdział niesprawdzony, mój beta jest chory i na wyjeździe. Zdrowia i miłej zabawy! Jak kiedyś wrócisz, mam nadzieję, sprawdzisz xD
Przepraszam, że tyle mnie nie było. Mam nadzieję, że niektórym z Was chciało się tyle czekać na kontynuację. Nie mam nic na usprawiedliwienie, po prostu leniwa jestem. Ale zbieram dupę, bo są wakacje i nie mogę sobie pozwolić na takie opieprzanie. Jeszcze raz przepraszam. I dziękuję tym, którzy ze mną zostali.
Do następnego! (miejmy nadzieję, już niedługo xd)
Pierwsza! Trofeum moje ᕙ(`▽´)ᕗ Sorka, nie mogłam się powstrzymać ;-)
OdpowiedzUsuńMój pierwszy komentarz na tym blogu. Stresuję się :D
Zaczynając od początku. Obserwuje Twojego bloga już od ładnych paru miesięcy, więc gdy dzisiaj zobaczyłam na spisie, że dodałaś nowy rozdział serducho momentalnie zabiło mi szybciej. Ciesze się z tego, że nie porzuciłaś pisania. Twój blog jest jednym z moich ulubionych i z niecierpliwością wyczekuje nowe rozdziały.
Sposób w jaki piszesz jest dla mnie taki prosty i naturalny. Nie ma nic na siłę. Czyta się bardzo płynnie.
Fabułę kocham a postacie wręcz wielbię. Historia rozwija się wolno a nie szybko z czego się cieszę. Lubię widzieć jak relacje miedzy postaciami rozwijają się, a sami bohaterzy robią w swoim kierunku podchody. Motyw z wampirami bardzo przypada mi do gustu. Dodatkowo wygląd postaci utożsamiam z tymi z Pandora Hearts, więc wielki plus!
Chcę więcej paringu Chris&Max, toteż Liva nie ma tu (nie)stety dla ciebie miejsca :D Nie no, żartuje. Ale i tak chcę więcej gejozy!
Co do rozdziału nie zauważyłam jakiś błędów, lecz cóż jestem kiepska w te klocki :p Pierwszy kiss! Zaspokoiłaś mnie trochę po tych miesiącach oczekiwania.
Wobec tego życzę dużo weny i wytrwałości. Miło spędzonych wakacji, abyś miała dużo inspiracji.
Buziaczki i do następnego (>‿♥)
Cieszę się, że się ujawniłaś ;) Nie powiem, Twój komentarz bardzo podniósł mnie na duchu, bo już się bałam, że przez tę przerwę wszyscy porzucili mojego bloga </3 (nie żebym na to nie zasłużyła xd).
UsuńMam ochotę rzucić wszystko i lecieć pisać. Hehe, może to zrobię xd
Dziękuję bardzo za miłe słowa, pozdrawiam serdecznie i również życzę miłych wakacji ;)
kochaana :3 i Ty się pytasz, czy ja bym czekała na Twoje opowiadanie?
OdpowiedzUsuńTo tak jakby spytać rybę, czy oddycha pod wodą. Tak, wiem, słabe porównanie. Ale! Na nowy rozdział mogłabym czekać do śmierci ^w^ więcej gejozy! więcej, więcej, więcej!!! Więcej Chrisa i Maxa ;3
mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybciutko, bo ten jak najbardziej zaspokoił moją żądzę krwi. Mam nadzieję, że niedługo coś wstawisz ♥
~ Linna
Bardzo mi miło, że podoba Ci się moje opowiadanie :D Powiem Ci, że rozważałam to porównanie przez pięć minut i nie załapałam... xD Ale to wina tego, że jestem mentalną blondynką (nie mam nic do blondynek!).
UsuńJa też mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się już niedługo i mam ochotę zabrać się za pisanie, ale z drugiej strony, do obejrzenia tyle serialów... ;/ Zobaczymy jak wyjdzie xd
Pozdrawiam serdecznie i miłych wakacji! :)
Moja pierwsza myśl brzmiała mniej więcej tak: "Boże, ty żyjesz!".
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem co mam pisać, ale mam wrażenie, że Gwiazdka przyszła wcześniej! Z wielkim uśmiechem zabrałam się za czytanie. :D
No i mimo, że tyle się naczekałam to miałam na co. W końcu pojawiło się więcej wątku homo i na szczęście nie jest to nic na siłę. Temat płynnie pojawił się i podsycił moją ciekawość. No, bo co będzie dalej? Max w końcu będzie musiał pogadać z Chrisem...
Strasznie spodobał mi się pocałunek. Max ciekawie podszedł do zaczepki Chrisa. Jednak nawet brat z bratem nie pocałuje się, więc robi się coraz bardziej interesująco. :D
Chcę więcej i więcej... Oczywiście więcej gejowskich momentów!
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
Pozdrawiam i życzę dużo weny,
Malina
http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/
http://pieknie-zlamany.blogspot.com/
Witam,
OdpowiedzUsuńdroga autorko, przychodzę z pytaniem czy żyjesz, nawet nie ma od Ciebie żadnej informacji...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Żyję, rozdział świeżo dodany i krótka informacja też jest ;)
UsuńPozdrawiam! :)
Tak beta nieobecny i pisze na telefonie krótko i zwięźle.
OdpowiedzUsuńJA KURWA WIEDZIAŁEM, ŻE SIĘ POCAŁUJĄ!
Wenki~
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały, ten pocałunek, coś mi się wydaje, ze teraz Chris nie wie jak rozumieć to wydarzenie, a tra akcja z wampirami.....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia