Wyobraźcie
sobie taką sytuację. Jesteście zmęczeni po misji, po zabijaniu
wampirów, po chodzeniu po lesie i ogółem po wszystkim. Nie macie
siły zupełnie na nic, więc zaczynacie ignorować świat, czekając
aż dotrzecie bezpiecznie do domu, żeby móc rzucić się na łóżko.
W moich realiach ta wizja była jak najbardziej fałszywa.
Byłem
zmęczony. Stanowczo byłem zmęczony. Ale nie byłem w moim łóżku.
Nie było mnie nawet w moim domu. Siedziałem natomiast w Sali
treningowej wraz z moją grupą i mieliśmy „trening”.
Gdy
tylko helikopter wylądował w Siedzibie Dievam, Trudis od razu się
do nas pofatygowała. Po względnych grzecznościach i pytaniach, jak
przebiegła misja, kazała mi lecieć na trening, bo moja grupa na
mnie czekała. Była zła, że się spóźniłem i stwierdziła, że
nic tego nie usprawiedliwia. No naprawdę?
Tak
więc siedziałem w Sali treningowej z grupą ośmiu
czternastolatków. Ponieważ mój mózg przypominał jednak bardziej
galaretę niż mózg, nie prowadziłem normalnego treningu.
Usiedliśmy sobie wszyscy w kółeczku na podłodze, a ja opowiadałem
im co nieco o misjach. Przysypiałem chwilami, więc ostatecznie
dałem im prawo zarządzania tą rozmową i po prostu zadawali mi
jakieś pytania, a ja odpowiadałem na te, które nie miały
skomplikowanej budowy i udało mi się zrozumieć.
We
wnętrzu mojej głowy odbijała się taka myśl, że chyba jeszcze
nigdy nie byłem aż tak zmęczony. To nie prawda. Podczas walki
występuje bardzo przydatny skok adrenaliny, ale zaraz po zakończonej
misji wszelkie siły mnie opuszczały i myślałem tylko o spaniu.
Tak jest zawsze.
— Ile
najdłużej się pan leczył po misji? – zapytał któryś z moich
podopiecznych. Nie zarejestrowałem, kto to był. Czy to w ogóle
istotne?
— Nie
pamiętam, coś z tydzień – mruknąłem nieprzytomnie.
—
Dlaczego
nie pójdzie pan odpocząć, skoro jest pan tak zmęczony?
Dobre
pytanie.
— Pani
Ravale kazała mi się wami zająć. Szczota jej w dupę.
Wśród
moich uczniów rozległ się jęk oburzenia. Chyba nie do końca
podobało im się, jak wyrażam się o pani dyrektor. Ciołki z nich,
przecież to ja ją obrażam, to nie ich wina.
— A
gdybyśmy tak sobie poszli, a innym powiedzieli, że trening się
odbył?
— Nie
sądzę, żeby to... – Moje słowa przerwało potężne ziewnięcie.
Czułem
się tak bardzo zmęczony, że nawet nie próbowałem się już
powstrzymywać od zaśnięcia. Nie obchodziło mnie to, że
powinienem prowadzić trening, nie obchodziło mnie to, że Trudis
będzie zła. Słyszałem, że ktoś coś mówił, ale to też mnie
nie obchodziło. Zamknąłem oczy z myślą, że tak mi będzie
łatwiej, a potem już tylko odpłynąłem...
***
— Max?
Jak się czujesz?
Co
się dzieje?, to była moja pierwsza myśl. A potem otworzyłem oczy
i podniosłem się gwałtownie, co zakończyło się bardzo
nieprzyjemnym zderzeniem.
— Auć
– mruknąłem, masując czoło.
Rozejrzałem
się i dostrzegłem mojego przyjaciela.
—
Chris, hm, przepraszam.
— W
porządku – odparł. – Jak się czujesz? Już lepiej?
— W
zasadzie co się stało? – zapytałem, a myślami próbowałem
przebić się przez czarną ścianę, która blokowała mi moje
wspomnienia.
—
Zemdlałeś
na swoim treningu – powiedział spokojnie. – Trudis chciała,
żeby cię zawieźć do szpitala, ale wtedy twoja siostra
wspaniałomyślnie przypomniała, że nie przepadasz za takimi
miejscami. Wówczas zjawiłem się ja z moja złotą propozycją, bym
zabrał cię do siebie i wszyscy się zgodzili.
Wszystko
powoli zaczęło wracać do mojej głowy. Moja grupa. Ich pytania.
Moje wymruczane odpowiedzi. Obraza Trudis.
— Och.
Moja siostra mnie nie chciała?
—
Chciała.
Powiedzmy, że się z nią o ciebie kłóciłem. Ale jak chcesz, mogę
cię zawieźć do domu.
— Miłe
z twojej strony. Nie trzeba. Hm, Chris, ja wcale nie zemdlałem.
Przyjaciel
zmarszczył brwi, ewidentnie zaskoczony moimi słowami. Dopiero teraz
spostrzegłem, że cały czas siedział na podłodze koło mojego
łóżka. Nawiasem mówiąc, znajdowałem się w pokoju, w którym
spędziłem wcześniejszą noc. To prawie tak jakbym dostał go na
własność.
— Jak
to?
— Po
prostu byłem bardzo zmęczony i pozwoliłem sobie zasnąć.
—
Serio?
Pokiwałem
twierdząco głową.
— Ale
że niby misja cię tak wymęczyła?
—
Jeszcze
nigdy nie byłem aż tak wyczerpany, naprawdę. Nie wiem, co się
stało.
—
Jesteś
jakiś chory czy coś?
— Nie,
nie sądzę – odparłem. – To chyba... jakieś skoki adrenaliny
czy coś. Dużo się wydarzyło w krótkim czasie – powiedziałem.
Po mojej głowie skakały cztery główne wydarzenia. Kłótnia z
Eirą, moje załamanie, pocałunek z Chrisem i misja.
Przyjaciel
pokiwał głową ze zrozumieniem. Przez chwilę miałem wrażenie, że
zajrzał w moje myśli, żeby wiedzieć, co tak na mnie wpłynęło.
Czy pocałunek
tak na mnie wpłynął?
— Mogę
coś dla ciebie zrobić? – zapytał. To urocze, że się mną
przejął.
Pokręciłem
głową i uśmiechnąłem się delikatnie.
— Nie,
dziękuję. I tak muszę się zbierać. Jestem dzisiaj umówiony z
Laylą – skrzywiłem się.
Oczy
Chrisa rozszerzyły się gwałtownie.
— Och,
cholera! Odwołaj to. Lepiej żebyś nie ryzykował swojego zdrowia.
Mieliście się przygotować na wspólny trening? – Pokiwałem
głową. – No to niestety tego nie zrobicie. Jesteś dobry w
improwizacji, ona jest Łowczynią, też powinna.
— Nie
ekscytuj się tak – zaśmiałem się.
— Po
prostu się martwię. Myślisz, że spotkanie z taką szmatą poprawi
twoje samopoczucie?
—
Jesteś
niemożliwy – powiedziałem. – Z jakiegoś powodu jednak się z
tobą zgadzam, muszę to odwołać. – Uśmiechnąłem się. – Ale
i tak powinienem się zbierać. Na wieczór umówiłem się z Livą.
Chris
popatrzył na mnie, skrzywił się i powiedział coś, czego zupełnie
się nie spodziewałem:
—
Odpuść
sobie to jedno spotkanie. Po prostu odpocznij dzisiaj.
Zmarszczyłem
brwi.
—
Przecież...
Ciągle mówisz, że muszę ją wyrwać.
— Ale
jesteś zmęczony – powiedział twardo.
— Już
nie. Wyspałem się – zauważyłem.
Chris
zacisnął mocno szczęki.
— Jak
tam sobie chcesz – rzucił chłodno i wyszedł z pokoju. To tyle
jeśli chodzi o urocze zamartwianie.
***
Jak
ustaliłem wcześniej z Chrisem (zanim się na mnie obraził z nikomu
nieznanego powodu), odwołałem spotkanie z Laylą. Zrobiłem to
przez telefon, by ograniczyć moje kontakty z nią do minimum. Bardzo
ją przepraszałem, co było tylko pustymi słowami, bo wcale nie
żałowałem. Ona z kolei brzmiała na smutną, ale wyrozumiale
przyznała, że słyszała o tym, co się stało na moim treningu i
nie chce mnie męczyć. Dodała, że chciała nawet do mnie dzwonić,
czy nasze spotkanie jest aktualne, ale ją uprzedziłem.
Potem
zadzwoniłem do Livy. I ona też mi powiedziała, że dotarła do
niej informacja o moim omdleniu (tsa, omdleniu) i nie była pewna,
czy powinniśmy się spotykać. Cały czas coś tam mruczała, że
powinienem się wyleczyć, ale zapewniłem ją, że dobrze się
czuję. Tak więc o godzinie osiemnastej czekałem na nią przy
galerii w centrum miasta.
Nie
spóźniła się. Była dwie minuty po czasie, ale to żadne
spóźnienie. Trochę mnie to zaskoczyło, bo czy dziewczyny nie
spóźniają się zawsze na pierwszą randkę? Pytanie tylko, czy to
była randka? Umówiliśmy się do kawiarni na kawę i ciastko, bo
Liva wcześniej przyznała, bardzo się przy tym rumieniąc, że
chciałaby mnie poznać trochę bliżej. Nie tylko w sferze
łowieckiej. Ucieszyłem się, ale może powinienem wprost zapytać,
czy pójdzie ze mną na randkę? Cholera, w tych sprawach byłem zbyt
zielony. Chris mówił, że on nie ma takich problemów. Że przy
facetach nie trzeba być subtelnym i delikatnym. Że mówi się
wprost i wszystko jest jasne. W tym momencie mu zazdrościłem i
zacząłem się zastanawiać, czy może lepiej nie zmienić
orientacji.
—
To...
jak się czujesz? – zapytała Liva.
Siedzieliśmy
już w kawiarni, przy stoliku dla dwóch osób. Zamówienie
złożyliśmy chwilę temu i teraz czekaliśmy na jego zrealizowanie.
Na początku zapadłą między nami niepewna cisza, aż w końcu
zielonowłosa postanowiła ją przerwać. Nawet się nie zarumieniła,
chyba robiła postępy ze swoją nieśmiałością.
—
Już
lepiej – powiedziałem. – A jak tam u ciebie? Powiedz mi, jak
wrażenia po twojej pierwszej poważnej misji.
Liva
się wyszczerzyła.
— Było
fantastycznie! – przyznała cała podekscytowana. – Jak się
podzieliliśmy, na początku bardzo się stresowałam. Ale Nikki od
razu to zauważyła i mnie pocieszyła. Powiedziała kilka
motywujących rzeczy i od razu poczułam się lepiej. Byłam
wniebowzięta, gdy miałam okazję użyć mojego batu, wiesz, tak
porządnie. I nawet udało mi się... – przerwała na chwilę, bo
podeszła kelnerka i postawiła przed nami nasze zamówienie – dwa
serniki, latte macchiato dla niej i cappuccino dla mnie. – No,
udało mi się zabić jednego wampira – wyznała szeptem, a w jej
oczach dostrzegłem tańczące ogniki radości.
Wow,
ale się rozgadała.
— To
super – pochwaliłem ją. – Cieszę się, że ci się podobało.
— No,
ja też! Powoli zdobywam coraz większe doświadczenie, mam nadzieję,
że inni zaczną mnie traktować poważniej. To żenujące, że już
niedługo będę mieć siedemnaście lat, a tak jakby odbyłam
dopiero pierwszą misję.
— O
ile dobrze pamiętam, zgodziłaś się wziąć udział w tej naszej
planowanej. Już za kilka dni twoja druga misja. Czy rezygnujesz?
—
Nigdy
w życiu! Nie mogę się doczekać. Ale to chyba będzie trochę
dłuższe, prawda? Bo lecimy dalej, czy coś takiego. Nikki
wspominała, że będzie też więcej wampirów...
— Może
nam zająć trochę więcej czasu, ale tylko ze względu na
położenie. Gniazdo ma podobną wielkość, nie musisz się
przejmować.
— To
świetnie! A wiesz, co z Talią?
Zaskoczyła
mnie. To, jak manewrowała między tematami, jak składnie się
wypowiadała, już bez żadnego lęku i stresu, najzwyczajniej w
świecie mnie zaskoczyła. Wyglądało na to, że ta misja dodała
jej wiele pewności siebie.
— Emm,
nie wiem. Ale chyba nie było z nią tak źle, kiedy ją zgarnęli.
— A
no nie. Ale myślałam, że coś więcej może wiesz.
Pokręciłem
głową.
— Ach!
– wykrzyknęła, a na jej twarzy pojawiło się olśnienie. –
Przepraszam, zupełnie zapomniałam, że ty też się nie najlepiej
czułeś. Skąd miałbyś wiedzieć, co się działo?
To
ona prowadziła tę konwersację. A ja po prostu byłem nieistotnym
uczestnikiem.
— No
tak – mruknąłem. – Liva, jak się czujesz?
— Co?
– Wyglądała na zaskoczoną moim pytaniem. – Mi nic przecież
nie było.
—
Wiem.
Ale tak psychicznie, jak się czujesz?
— Och.
Ja... rewelacyjnie, no. Wszystko powoli się układa. Może trochę
przedwcześnie się cieszę i zapeszam moją niedaleką przyszłość,
ale nie potrafię inaczej.
Zaśmiałem
się.
—
Bzdury.
Liva
uśmiechnęła się do mnie uroczo.
Gdy
zeszliśmy na bardziej ogólne tematy i odpuściliśmy sobie wampiry,
misje, Łowców i Organizację, Liva też trochę przystopowała.
Stała się odrobinę bardziej nieśmiała, chwilami niechętnie
wypowiadała swoją opinię na jakieś tematy, jakby bała się, że
mi się to nie spodoba. Ale i tak zachowywała się zupełnie
inaczej. Zdarzyło jej się powiedzieć kilka razy takie rzeczy, że
niemalże zwaliło mnie z nóg, a ja już nie mogłem doczekać się,
jak opowiem Chrisowi o tym spotkaniu. Chciałem podzielić się z nim
moimi spostrzeżeniami na temat jej totalnej zmiany i poinformować
go, że miałem randkę z Livą i nie musi się już martwić. O ile
to była randka.
No
właśnie, byłem bardzo ciekawy reakcji Chrisa. Wiem, że wcześniej
trochę się martwił, ale z drugiej strony, prawie-randka z Livą to
takie osiągnięcie, że na pewno zechce usłyszeć jakieś
szczegóły. A potem, może nawet mnie pochwali.
Kiedy
zaczęło się robić już naprawdę późno, zaczęliśmy się
zbierać. Opuściliśmy kawiarnię i skierowaliśmy się do autobusu.
Czasami brakowało mi samochodu, ale zdarzało się to tak rzadko, że
nie chciało mi się robić prawa jazdy. Ale teraz przydałoby się
auto, chociażby po to, żeby zaimponować Livie. No cóż.
Obiecałem
jej, że ją odprowadzę, mimo że ona z początku nie chciała się
zgodzić. Powiedziała, że powinienem wracać do swoich spraw i nią
się nie przejmować, więc wówczas ja popukałem ją delikatnie po
głowie i zapewniłem, że po pierwsze, mam czas i po drugie, mam
ochotę ją odprowadzić. Nie chciałem sugerować, że może jej się
stać krzywda lub ktoś ją zaatakuje, bo była przecież Łowczynią.
Chyba by się na mnie obraziła.
Na
koniec naszego spotkania delikatnie ją przytuliłem, bo nie chciałem
jej przestraszyć, i obiecałem, że jeszcze kiedyś się spotkamy w
celach towarzyskich. Liva uśmiechała się i wyznała, że już nie
może się doczekać.
Skierowałem
się na autobus, by dojechać do Chrisa. Nareszcie.
***
Elias
westchnął ciężko i zapukał. Po usłyszeniu cichego „proszę”,
wszedł do środka pokoju. Wewnątrz było ciemno, okna najwidoczniej
– pozasłaniane, a żadne światło – niezapalone. Łowca stał w
miejscu i, korzystając z promieni wpadających z zewnątrz, próbował
rozróżnić jakieś kształty. Nie trwało to jednak długo, gdyż
usłyszał ponaglający i zirytowany głos:
—
Zamknij te pieprzone
drzwi.
Tak
też zrobił. I wtedy zapanowała zupełna ciemność. Elias
zamrugał, ale nic to nie dało, czuł się jak kompletny ślepiec.
—
Powiedz
mi, jak się ma nasz cel.
—
Ostatnio
zachowywał się niepewnie i podejrzliwie, ale przeszło mu i wrócił
do swoich normalnych, codziennych czynności. Wygląda na
wyluzowanego.
— Nie
zdradziłeś się? Nie był wobec ciebie ostatnio podejrzliwy?
Elias
pokręcił głową w odpowiedzi, lecz po chwili dotarło do niego, że
w tym mroku niemożliwe jest dostrzeżenie jakichkolwiek gestów.
— Nie
– odparł szybko, by cisza nie trwała zbyt długo.
— To
świetnie. Wiesz, co masz zrobić?
— Tak.
—
Wiesz jak?
— Tak.
– Łowca potwierdził kolejny raz.
—
Wiesz kiedy?
—
Wciąż
czekam na tę informację. – Elias tak naprawdę cieszył się, że
jeszcze nie wiedział, kiedy ma to
zrobić. Wolał nie myśleć o tym, jakie będzie miał kłopoty, gdy
wszystko wyjdzie na jaw. Jakiś miesiąc temu zaczął poważnie
żałować, że wplątał się w tę sprawę, ale teraz nie mógł
się już wycofać bez poniesienia okrutnych konsekwencji.
—
Teraz się dowiesz. –
Łowca jęknął w duchu, mimo że przeczuwał, iż to dziś pozna
ostatni, najistotniejszy szczegół. – Termin twojego zadania
przypada na jutro.
***
To
nie tak, że miałem dylemat. Bo nie miałem.
Kiedy
po skończonej randce z Livą, wracałem już do domu, to nawet się
nie zawahałem, gdy skierowałem się do Chrisa. Problemem było to,
że im więcej nad tym rozmyślałem, tym bardziej obawiałem się,
czy pozwoli mi u siebie zostać. Nie chciałem mu się zwalać na
głowę, miał wiele swoich spraw, nie potrzebował, bym dokładał
mu swoich. Po prostu tak bardzo wzdragałem się przed pójściem do
Eiry, rozmawianiem z nią i wyjaśnianiem tych wszystkich
niedopowiedzeń i kłótni między nami.
Byłem
już w istotnym momencie mojej trasy i musiałem podjąć decyzję,
gdzie konkretnie chciałem iść, ponieważ nie zamierzałem
zawracać.
Westchnąłem
ciężko. Może jednak miałem dylemat.
Już
zaczynałem rozważać, czy nie rozrysować sobie drzewka
decyzyjnego, gdy poczułem wibrację telefonu. Bez zastanowienia
wyciągnąłem go z kieszeni, zahaczając nim przez przypadek o
szlufkę. Siła szarpnięcia spowodowała, że wysunął mi się z
dłoni i zaliczył, zapewne bardzo przyjemne, spotkanie z asfaltem.
Serio?
Podniosłem
aparat z wielką nadzieją, że szklany ekran nadal jest w jednym
kawałku, ale oczywiście się przeliczyłem. Pieprzony iPhone.
Naprawdę, poza ładnym wyglądem, nie ma w nim żadnych pozytywów.
Jeśli przestał mi działać, to tym razem kupię szajsunga. Może
okaże się bardziej trwały.
Włączyłem
telefon i, na szczęście, ta funkcja nadal działała bez zarzutu.
Przejrzałem szybko kilka podstawowych aplikacji i wyglądało na to,
że poza szkodą ekranu, wszystko inne jest w porządku.
Postanowiłem
w końcu odczytać tego nieszczęsnego smsa, sprawcę całego
kłopotu. Nadawcą był Chris, a treść brzmiała: „czekam na
ciebie, łamago”. W ten sposób podjąłem decyzję. I poszedłem
do przyjaciela.
Jakiś
kwadrans później Chris otworzył mi drzwi (kompletnie ubrany,
niestety) i powitał mnie słowami:
—
Wygrałeś
zakład?
— Co?
– zapytałem głupio.
—
Zakład.
Randka. Liva. I inne sprawy.
— Ach,
to – jęknąłem. – No, chyba wygrałem.
— Uuu.
I co? – Uśmiechnął się. – Opowiadaj wszystko. Znaczy,
najpierw chodźmy do salonu, napijemy się herbaty.
— A
ciasteczka zjemy?
—
Jeśli
chcesz.
— Jak
jakieś plotkary – stwierdziłem, bo nagle poczułem, że
zachowujemy się jak typowe baby.
— No,
chodź, chodź. – Zniecierpliwiony Chris zignorował moją
wcześniejszą wypowiedź, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc do
wnętrza domu. Przez głowę przemknęła mi taka myśl, że w tym
momencie mój przyjaciel zachował się jak taki rasowy pedał, z
których ludzie się natrząsają.
—
Jesteś
słodki – powiedziałem.
Chris
spojrzał na mnie z ciekawością i uniósł brew,
—
Próbujesz
mnie poderwać? Bo jeśli tak zarywałeś do Livy, to nic dziwnego,
że tak słabo szedł ci jakikolwiek progres.
—
Dobra,
dobra. Daj mi spokój.
—
Dlaczego
jestem słodki?
Uśmiechnąłem
się kpiąco.
— Po
prostu zachowałeś się jak taka ciota i to wydało mi się na swój
sposób słodkie.
—
Czuję się odrobinę
zażenowany. Przenieśmy się do salonu, weź ciastka z tej szafki po
twojej lewej stronie. Są w takim fioletowym opakowaniu na najniższej
półce, więc sięgniesz bez problemu. A ja zaniosę herbatę.
Nawet
nie zarejestrowałem, kiedy zagotował wodę i przygotował nam
ciepły napój. Czy ja naprawdę byłem aż tak rozkojarzony po
randce z Livą? A może to Chris mnie rozpraszał i sprawa tego
niewyjaśnionego pocałunku? O dziwo, on zachowywał się zupełnie
normalnie.
Zajrzałem
do szafki i wyciągnąłem z niej ciasteczka, o których mówił
Chris. Po przyjrzeniu się opakowaniu, stwierdziłem jednak, że tak
naprawdę są to pierniczki. A to wstrętny kłamca.
Poszedłem
do salonu. W samym centrum stał stół ze szklanym blatem, a obok
niego dwie sofy. Na jednej z nich siedział mój przyjaciel i
przyglądał mi się uważnie, gdy skierowałem się, by zająć
miejsce naprzeciwko. Ta intensywność jego wzroku powoli zaczynała
mnie przerażać, więc odchrząknąłem z nadzieją, że może coś
powie.
Chris
odwrócił wzrok (no nareszcie!) i sięgnął po swój kubek z
herbatą. Odłożyłem pierniczki na stół i przyglądałem mu się.
Miałem nadzieję, że poczuje się choć trochę tak niezręcznie
jak ja. Trochę się jednak przeliczyłem, bo wyglądało na to, że
ani trochę go to nie rusza.
—
Opowiedz mi o tej randce
– odezwał się.
Naprawdę
nie czułem się przekonany, czy aby na pewno chcę o tym mówić,
ale skoro już tu siedziałem, a jego to wyraźnie interesowało...
Wyglądało na to, że muszę się odrobinę dla niego poświęcić.
Tak więc zacząłem opowiadać. Z początku mówiłem raczej
ogólnikowo, ale Chris ciągle dopytywał się o jakieś szczegóły,
toteż prędzej czy później wszystko wychodziło na jaw. W moich
zeznaniach nie umknęło mi nawet to, jak bardzo Liva się
ekscytowała tą całą misją. Podkreśliłem, że, gdy o tym
opowiadała, wydawała się być zupełnie inną osobą. Wspomniałem,
że rozmawialiśmy również o innych rzeczach, a Chris kazał mi
wymienić każdy temat, który poruszyliśmy. Wymieniłem więc
kilka, bo przecież nie byłem w stanie odtworzyć tego wszystkiego w
pamięci.
— A
na koniec odprowadziłem ją pod dom i przyjechałem prosto do ciebie
– zakończyłem moją wypowiedź.
—
Tylko tyle?
—
Tylko? Chyba aż.
— Co
ty za bzdury opowiadasz. Co się działo, jak się żegnaliście?
Uniosłem
brwi. O co mu chodzi?
— No,
luźno rzuciliśmy, że jeszcze się spotkamy – odparłem
niepewnie.
— I
już?
—
Przytuliłem ją i sobie
poszedłem.
—
Żadnego buziaka?! –
wykrzyknął.
— To
była dopiero pierwsza randka... – wydukałem.
— A
gdzie tam! Nie było buziaka, nie było randki. Jezu Chryste, Max,
tobie to się chyba nigdzie nie spieszy, co? Jak tak dalej pójdzie,
to prędzej ja ją wyrwę.
—
Wcale nie! –
zaprotestowałem.
—
Wcale tak! Albo, co
gorsza, nie wyrwę Livy, tylko ciebie. Jakby nie patrzeć nadal nie
wygrałeś tego zakładu, co oznacza, że idziemy na randkę. No i
już raz się całowaliśmy. Poza tym wygląda na to, że zostajesz u
mnie na noc już drugi raz z rzędu, a to prawie tak, jakbyś
planował tu zamieszkać. Jesteśmy naprawdę na bardzo dobrej
drodze, żeby zostać parą.
Przyglądałem
mu się i analizowałem jego słowa. Zaskoczył mnie. Wiedziałem, że
żartował, ale wspomnienie tego pocałunku jakby to była normalna
sprawa totalnie mnie zaskoczyło. Spodziewałem się raczej, że
wyniknie z tego jakaś większa sprawa, poważne rozmowy, a on po
prostu sobie z tego żartował. Nie żeby to cokolwiek znaczyło.
—
Czekam na oświadczyny –
odpowiedziałem z uśmiechałem.
— To
będziesz czekał do usranej śmierci, bo nie mam zamiaru brać
ślubu. A już szczególnie z tobą.
Zaśmiałem
się, mimo że trochę mnie zaskoczył swoimi słowami. Znaczy tym
pierwszym zdaniem, bo spodziewałem się jakiegoś chamskiego
komentarza w moją stronę.
— A
z innym facetem? – zapytałem poważnie. Nawet zmieniłem mój ton
głosu, by dostać normalną odpowiedź bez sarkazmu.
—
Nigdy w życiu –
powiedział. Popatrzyłem na niego, poszukując na jego twarzy
jakichś oznak żartu. Wyglądało na to, że jednak mówi totalnie
serio.
—
Dlaczego?
— Oj,
Max. Myślałem, że wiesz. Przecież ja czekam tylko na ciebie.
___
Jakiś
nowy rekord jeśli chodzi o przerwę między rozdziałami xD
Opowiem
zabawną historię. Pamiętam jak był grudzień 14 roku. Siedziałam
sobie wtedy w pokoju, pisałam PRP. Planowałm też jak dodać
rozdziały i ile mam czasu na napisanie, tak aby ostatni rozdział
jaki opublikuję w 14 roku to rozdział 13. Nieźle mi poszło xD
14
rozdział będę starać się napisać do końca grudnia. Ale nic nie
obiecuję hahah xd
Zapraszam
Was też na bloga znajomej! Jestem u niej betą xD BANG
BANG. Będzie się działo w tym "Totalnym chaosie"!
Miłego
dnia! :)
Coś długo czekaliśmy ale było warto. ;) Jak byś się zabrała i pisała regularniej, no to zyskałabyś na pewno wielu czytelników. Pomysł na serio ciekawy. Dobrze, że znalazłam twojego bloga niedawno. Nie musiałam czekać aż tyle. :* Niby widziałam datę, że tak dawno ale tak się zainteresowałam... no i przeczytałam. Super rozdział. Czekam na następne zajebiste notki! <3
OdpowiedzUsuńAwww :*
OdpowiedzUsuńTo było słodkie!
Uchyl mua rąbka tajemnicy tajemnej, i przelej na mnie swe plany zamiarowane!
Proooooszę!
Niech yaoi między Max' iem a Chris' em pojawi się nie długo!
I niechaj Maxiu będzie UKE, a Chrisiu, SEME. ^.^
♥
Pozdrawiam serdecznie,
Życzę weny
Oraz
Czekam na następny rozdział.
•Wstaw za niedługooooo•
Aww. *.*
OdpowiedzUsuńTo jest takie słodkie... <3
Max i Chris rozwalają system swoją zajebistością. :) (sr za przekleństwa, ale nie wiem jak inaczej wyrazić mój zachwyt)
Opowiadanie cudowne i czekam na dalszą część. :D
Życzę weny w pisaniu. ;)
Jezu, to takie piękne ; n ; Taki dobry ship~ Rozumiem, że ciężko jest pisać regularnie, jak ma się szkołę i jeszcze inne dodatkowe zajęcia. Ale kończyć w takim momencie D:
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział, mam nadzieję że uda Ci się dodać w grudniu, bo tożto cudowne jest ; u ;
Dużo weny życzę i oczywiście - czekam na następne! (PS nie obrażę się jeśli będzie więcej Chrisa i Maxa, nie to że coś, prawda )
Kończę trójkę i jestem zachwycona. Niedługo skomentuję całość. Ech, ten Chris, uwielbiam sceny z nim. Trzymaj się, powodzenia.
OdpowiedzUsuń____________
cordragon.blogspot.com
Witam,
OdpowiedzUsuńochocho Chris jest bardzo zazdrosny, i tak, tak teraz to oni idą na rankę, bo to nie była randka...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia