UWAGA!
Jeżeli tytuł tego posta
coś Wam mówi, to dobrze.
Jeśli pamiętacie starego
one-shota Nie wytrzymam, to
bardzo mnie to cieszy. Historia dwóch chłopaków tam przedstawiona
jest rozwinięta i dość skomplikowana, ale nigdy nie chciałam
pisać jej w formie opowiadania. W zasadzie nigdy nie chciałam jej
pisać, jedynie tamten jeden one-shot jakoś kiedyś się wyrwał z
czeluści mojego umysłu i nawet nie został szczególnie
dopracowany. Ostatnio jednak natchnęło mnie i zaczęłam pisać
jeszcze jedną historię dla tamtych chłopaków i myślę, że
chciałabym ją Wam opublikować. Idąc tym tropem, pomyślałam, że
mogłabym stworzyć z ich historii coś w rodzaju kolekcji
one-shotów. Przemyślałam sprawę, spodobał mi się ten pomysł i
zamierzam wcielić go w życie. Żeby jednak moje sumienie było
czyste, postanowiłam poprawić i dopracować tego pierwszego
one-shota z tej serii (między innymi usunąć te okropne
przekleństwa z początku, bleh). Starego tekstu nie usuwam, jakby
ktoś chciał do niego wrócić, niemniej jednak ten nowy jest
bardziej aktualny. Nie żeby te teksty różniły się jakoś
znacząco.
Tymczasem
kolekcję one-shotów zatytułowałam jak w poście: MK
tbz. Wszystkie teksty z tej
serii zostaną oznaczone na początku tymi pięcioma literkami i
znajdziecie je w dziale z one-shotami (nie przewiduję dla nich
osobnej strony, no chyba że bardzo się rozrosną).
A
teraz możecie już śmiało czytać ☺
_____
Było
ciemno. Cholernie ciemno. Jak ja nie znosiłem takiej ciemnicy! Ech,
tak naprawdę to byłem nocnym markiem i potrafiłem zarywać całe
nocki, by poczytać albo po prostu poleżeć i pomyśleć. Gdy byłem
młodszy, zamykałem się w pokoju i zasłaniałem okna roletami, a
potem spędzałem dnie w ciemności, jak jakiś wampir. Nie lubiłem
jednak, kiedy późno wieczorem musiałem wychodzić z domu, bo było
ciemno. Ciemność odpowiadała mi tylko wtedy, jak mogłem zaszyć
się w domu.
Poza
tym wszystkim, miałem dzisiaj okropny humor. Wściekłość wylewała
się ze mnie przez uszy. No bo, żeby cztery autobusy kolejno się
zepsuły?! Powrót do domu zajął mi ponad dwie godziny. I jeszcze
czterdzieści minut czekania na głupią przesiadkę. Mam gdzieś to
miasto i tę przeklętą komunikację miejską, która nie może
działać normalnie.
Wziąłem
kilka głębokich wdechów. Musiałem się uspokoić. MUSIAŁEM.
Dzisiaj paczką umówiliśmy się na popijawę w klubie, także będę
mógł się odstresować. I schlany zacząć gadać jakieś pierdoły
na swoje miasto. Ale teraz najważniejsze było zachowanie spokoju.
Nie chciałem stresować swojego serduszka. Nie, nie choruję na wady
serca! Mam na myśli swojego ukochanego. Ja i Kacper jesteśmy ze
sobą ponad trzy lata. Tak, jestem gejem. Czy możemy pominąć ten
moment, kiedy wszyscy macie ochotę mnie obrazić i zniszczyć? Po
pierwsze, i tak mam w głębokim poważaniu wasze słowa. Po drugie,
mamy trochę mało czasu.
Zakreśliłbym
pokrótce historię naszego związku, ale... Nie da się pokrótce.
Poważnie. Bo żeby wytłumaczyć chociażby jeden element, jak na
przykład to, iż na nadgarstkach mam bandaże, a pod bandażami
ogromne rany zrobione żyletą, to już muszę opowiadać co najmniej
cztery inne historyjki. Także... Ja i Kacper zaczęliśmy chodzić w
gimnazjum. Pierwszej gimnazjum. Wiem, co myślicie. Tak, wielka
miłość dzieciaków. Otóż to, nieprawda. Sytuacja ta jest jednak
w pewien sposób skomplikowana.
W
każdym razie, Kacper z początku był jedynym, który znał moje
problemy, jak na przykład problem
z języczkiem.
W podstawówce, za każdym razem, gdy pytali o ów przykład,
przejeżdżali językiem po górnej wardze. Taa, fajnie miałem, nie?
Nie, to nie było fajnie. Szczególnie, że chodziło o to, iż nie
radziłem sobie z językiem polskim. Nie przedmiotem. Po prostu
miałem tendencję do przestawiania się na język węgierski.
Kolejny raz, za długo by tłumaczyć.
Wracając
do mojego chłopaka. Rzecz jasna, on jest tym uroczym w naszym
związku. Moja perełka czasem bardzo, bardzo się wszystkim
zamartwia (a mną to już szczególnie), toteż wolałem ukryć to,
że wkurzyły mnie autobusy. To akurat chyba najgłupszy powód. Mnie
raczej łatwo zdenerwować. Ale on nie narzeka. To się liczy.
– Maciek! – wykrzyknęła Berenika i rzuciła mi się w ramiona,
gdy tylko przekroczyłem drzwi klubu. Dziewczyna miała wyjątkowo
nietypową urodę jak na realia polskie. Była dość wysoka i
kształtna. Zawsze ubierała się w taki sposób, żeby podkreślić
swoje atuty, to znaczy wydatne piersi i krągłe biodra. Najbardziej
charakteryzowała ją ciemniejsza karnacja. Berenika nie należała
do typowych mulatek, a jednak jej skóra zawsze miała ładny,
opalony odcień. Co ciekawe, reszta jej rodzeństwa była blada jak
ściany. Całość dopełniały brązowe, kręcone włosy do połowy
pleców i czekoladowe oczy.
–
Nareszcie jesteś! Baliśmy się, że może znów będziesz miał
jakieś głupie pomysły i nie przyjdziesz – kontynuowała.
– Pff! – prychnąłem.
Przyjaciółka
poprowadziła mnie do stolika, przy którym siedziała niewielka
grupka ludzi. Tradycyjnie, ja byłem ostatni. A teraz zgadnijcie,
koło kogo usiadłem. Taa, to jasne. Cmoknąłem go delikatnie w
usta.
Mój
Kacperek też miał nietypową urodę. Przede wszystkim był dość
niskim chłopakiem o bladej skórze nigdy nie łapiącej opalenizny.
Idealny kontrast stanowiły krótko ścięte czarne włosy i duże,
ciemne oczy przypominające węgielki. Jego pełne czerwone usta
zawsze wyglądały, jakby były wyszminkowane, a tak naprawdę Kacper
nie używał takich specyfików – w przeciwieństwie do mnie.
– Maciek – odezwała się Diana, urocza blondynka z mojej klasy,
humana. – To co w zasadzie masz pod tymi bandażami?
– Zapewne jakąś ranę – prychnęła Berenika. Ta dziewczyna
znała całą historię. I wiedziała też, że nie lubię opowiadać,
jak doszło do tego, że zrobiłem sobie na rękach to, co zrobiłem.
– A to przez kogoś? – kontynuowała swoje Diana. Diana była
naprawdę miłą osobą i moją jedyną bliższą przyjaciółką z
klasy. W zasadzie bardzo stroniłem od ludzi i gdy ktoś za bardzo
się do mnie zbliżał, to na ogół rezygnowałem z tej relacji.
Dianie jednak udało się jakoś do mnie dotrzeć i choć znaliśmy
się dość krótko, to lubiłem jej towarzystwo. Jedynym jej
problemem była ciekawość kierowana nadmierną troską.
Przy
stoliku zapanowała niezręczna cisza. Kacper spuścił wzrok, a ja
ująłem delikatnie jego dłoń, przekazując, by nie myślał o tym,
o czym myślał. Bo wiecie, to tak jakby przez niego. Nie żebym ja
tak uważał, ale on tak sądził. Niestety.
Doszło
między nami do całkiem ostrej kłótni jakiś czas temu, kiedy to
on zdecydował się wydać prawdziwy powód, dla którego ze mną
gadał. Chciał poznać moją mamę. (Moja mama była popularną
sławą.) I wiecie, co? Wyznał mi to po trzech latach związku.
Zirytowałem się, ale tylko przez chwilę. Potem było mi smutno...
A potem pogadałem z nim i próbowałem przywrócić nasz związek.
On mnie zranił i nie chciał do mnie wrócić, czaicie? Powiedział,
że nie zasługuje na moje przebaczenie. Prawie mu wtedy przygrzałem
w tę zdolną główkę. Powiedziałem tak: „Nie było, co
przebaczać. Takie rzeczy się zdarzają”. Patrzył na mnie jak na
kretyna. Co miałem zrobić? Kochałem tego głupka. Poza tym,
przyśnił mi się też wtedy mój tato i mówił mi naprawdę
dziwne, lecz mądre rzeczy.
– Coś podać? – Poratowała nas kelnerka.
Zamówiliśmy
sporo piwa. Prawdę mówiąc, bardzo sporo. Nie minęło nawet pół
godziny, a Kacper siedział na moich kolanach, a reszta paczki (która
została przy stoliku, a nie wywiało ją na parkiet) mogła
podziwiać, jak wygląda pocałunek pary gejów. Chociaż, nie różnił
się on prawie niczym od normalnego. Wyjątkiem są osoby, które
biorą w nim udział.
– Kacper – odezwał się Michał.
Wywróciłem
oczami. Nie przerywa się w takim momencie!
– Tak?
– Zatańczysz ze mną?
Z
trudem powstrzymałem wybuch śmiechu. O ile mi się to udało, o
tyle inni przy stoliku pozwolili sobie na chwilę radości. Ja
jedynie się uśmiechnąłem. Kacper rzucił mi pytające spojrzenie
„o pozwolenie”.
– Nem
probléma
– powiedziałem.
– I co nie będziesz zazdrosny, gdy inny chłopak wyrywa ci
chłopaka? – zapytała Berenika.
– Jest taka potrzeba?
– No raczej, że tak! Ja bym na twoim miejscu nie pozwalała na
takie rzeczy...
– Wtedy wyjdę na zaborczego. Bez przesady, Berenika, Kacper może
i jest moją własnością, ale nie jest na jakichś ograniczonych
prawach. Może robić, co mu się żywnie podoba.
– A ty masz to w dupie?
– Jak wszystko – uśmiechnąłem się. Z tego słynąłem. Bardzo
często powtarzałem teksty w stylu: „olewam to”, „mam to w
dupie” oraz (tu, proszę, bez skojarzeń!) „zwisa mi to”.
Mój
chłopak nachylił się nad moim uchem i szepnął jedno słówko.
– Örökre.
Potem
zniknął z Michałem w tłumie tańczących. Kacper nie znał
węgierskiego, ale kilka słówek wyłapał ode mnie. Głównie te,
które kierowałem do niego albo często powtarzałem. Jak na
przykład: nem, igen,
czy jól.
To takie banały – nie, tak, dobrze.
– W ogóle o niego nie walczysz – warknęła Berenika. – Jak on
ma się czuć kochany?
– Skoro znasz historyjkę szczęścia i nieszczęścia, to dlaczego
nie widzisz naszej miłości?
– Ja ją widzę pomiędzy wami. I ze strony Kacpra. Nie od ciebie.
– Przynajmniej on ją widzi.
– Jesteś pewien?
– Tak.
Nie.
Co
jeśli Berenika ma rację? Może źle okazuję swoje uczucia? Może w
ogóle ich nie pokazuję i Kacper ma mnie dość? Bo przecież...
Każdy chce wiedzieć i czuć, że jest kochany. Wyznawanie i
pokazywanie uczuć jest chyba dla mnie za trudne.
Berenika
była jedną z niewielu osób, która naprawdę umiała przemówić
do mojego rozsądku. Gdyby ktokolwiek inny rzucił w moją stronę
taką uwagę, pewnie puściłbym ją mimo uszy, ale takie słowa z
jej strony bardzo na mnie oddziaływały.
– Idę do toalety – rzuciłem.
Toalety
były okropne. Obskurne! Fee, ohyda. Jak na to patrzyłem rzygać mi
się chciało. Pomijając fakt, że wszystko było pomazane
markerami, a na ścianach było jakieś słabe graffiti, to panował
tu syf. Po podłodze walały się setki papierów. W kątach leżały
pogniłe resztki jedzenia, a do tego jebało jak cholera. Na lustrze
były takie mazie, że nie sposób zobaczyć własne odbicie. Z
obrzydzeniem odkręciłem jeden z kranów. Wyleciała czys... po
prostu woda. Ni to brudna, ni czysta. Zamoczyłem dłonie. Opłukałem
je delikatnie i długo. Przez chwilę rozważałem też ochlapanie
sobie twarzy, aby trochę się uspokoić, ale nie chciałem rozmazać
sobie makijażu.
Po
kilku minutach opuściłem toaletę i udałem się do odpowiedniego
stolika. Berenika i Kacper byli bardzo pochłonięci rozmową, toteż
gdy stanąłem za nimi, nie zauważyli mnie. Mogłem spokojnie sobie
posłuchać, na jaki temat rozmawiają.
– … nie robi – dokończyła dziewczyna. Był to najwyraźniej
całkiem długi wywód.
– Tylko ci się wydaje. Ty widzisz jedynie to, co robimy, gdy
jesteśmy przy ludziach. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, że sam na
sam coś takiego wygląda zupełnie inaczej. Maciek – gadali o
mnie? – okazuje swoje uczucia. I to w cudowny sposób. Ja nie czuję
się zaniedbywany, nic z tych rzeczy. Może tego nie widać, ale on
jest romantykiem.
Jestem
romantykiem? Nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Ale chyba on
wie coś takiego najlepiej... Moje zdanie zdanie chyba podzielała
Berenika, bo najpierw wybuchła śmiechem, ale potem się uspokoiła
i uśmiechnęła.
– Pozwolił ci tak po prostu tańczyć z Michałem! Nie bał się,
że może się coś stać...
– Sugerujesz, że mógłbym go zdradzić?
– Och, to nie tak! To jasne, że nie. Wy jesteście takie słodkie
zakochańce. Cute,
love and forever. Tylko
według mnie, on powinien choć trochę przejąć się taką sprawą.
Ja nie mówię o zabranianiu wszystkiego, ale...
– Berenika, skoro tego nie zrobił to znaczy, że nie poczuł
potrzeby.
– Ale...
– Mogę się dołączyć do rozmowy? – zapytałem, nachylając
się pomiędzy nimi.
Usiadłem
naprzeciwko. Dziewczyna zapytała szeptem mojego chłopaka:
– Myślisz, że słyszał naszą rozmowę?
– To Maciek – odparł Kacper na głos. – Oczywiście, że
słyszał.
– Słyszałem – poparłem. – Słuchaj, Berenika, naprawdę
rozumiem to, że zawsze interesował cię nasz związek i chciałabyś
tego forever.
No i sama byś nam napisała scenariusz, a propos wszystkiego. Co,
gdzie, kiedy i inne takie pierdoły. Ale Kacper ma rację. Nie byłem
zazdrosny, bo nie czułem takiej potrzeby. Znaczy, może ciut
zazdrosny byłem. W każdym razie, ufam Kacprowi. On może robić, co
chce. Ja nie mam na to wpływu.
– Skoro jesteś taki olewczy, on może nie wiedzieć, co do niego
czujesz!
– Wiesz, że bardziej cenię sobie węgierski od polskiego.
Szeretem.
Sprawdź
sobie na Google Tłumaczu, co to oznacza.
– Że go kochasz – powiedziała. – Znam to słowo.
Zmarszczyłem
brwi. To trochę dziwne, że zna jakieś randomowe słowa po
węgiersku. Ale okay.
– No właśnie – odparłem. Kątem oka zauważyłem, że moja
perełka zaczerwieniła się nieznacznie. Słodkie.
– Odpuszczę, ale powiedz mi jedno. Jak długo wytrzymasz bez
Kacpra?
Rozważałem,
czy jej nie wyśmiać. No bo co to w ogóle za pytanie? Moim skromnym
zdaniem, odpowiedź jest oczywista, skoro szeretem.
Uśmiechnąłem się delikatnie, ująłem dłoń mojego chłopaka i
ucałowałem koniuszki palców. Potem odezwałem się.
– Bez Kacpra? Nie wytrzymam.
Örökre.
Ach, aż z ciekawości przeczytałam poprzednią wersję jeszcze raz. I muszę stwierdzić, że faktycznie, ta wersja jest lepsza 😂 serio, kocham wszystkie Twoje postacie, po każdym rozdziale/szocie mi się śnią 😍 dziewczyno, czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńxx
~ Karolina
Nie żeby jakoś wiele się zmieniło xD Ale cieszę się, że widać poprawę ;)
UsuńAle tak serio śnią? Trochę przerażające >.< xD
dziękuję za opinię ♥
Świetny rozdział. Mam nadzieję, że będzie więcej ich historii <3 aż się zainteresowalam węgierskim xd
OdpowiedzUsuńJesli chodzi o nich to pomysłów mam masę, tylko czasu brak xD Węgierski polecam, piękny język ♥
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak, o tak jeszcze piękniej od poprzedniej wersji, trzeba mieć zaufanie do drugiej strony, gdyby zabraniał Kacper czułby się stlamszony...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńoch słodko, w końcu powiedział co oznacza to słowo, i tak zostaje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, bardzo słodko, powiedział co oznacza to słowo, i tak, tak zostaje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga