wtorek, 21 marca 2017

Rozdział 1 [Shine, baby!]

Alexander

Sześć miesięcy od rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego, kiedy trwała już lekka lipcowa zima, każdego dnia marzyłem o tym, by jak najszybciej zakończyć swoją obecną szkołę. Niestety, nie licząc końcówki roku obecnego, przede mną jeszcze trzy długie lata. Na początku tak bardzo stresowałem się tym, że nikt mnie nie polubi, bałem się do kogokolwiek zagadać i skończyło się na tym, że nie znalazłem przyjaciół. I już drugi rok z rzędu na prawie każdym przedmiocie siedziałem sam. Na przerwach ukrywałem się w jakimś niewidocznym miejscu i słuchałem muzyki albo czytałem książki. Nocami płakałem cicho w poduszkę, tak aby nie usłyszała tego moja siostra. Dla niej wersja była taka, że mam znajomych, ale myślę, że i tak wiedziała, jaka jest prawda. Smutne to moje życie.
Dzisiaj byłem jedyną osobą, która miała napisany esej na angielski. Pani zadała nam go z dnia na dzień, a wczoraj podobna była jakaś fantastyczna impreza organizowana przez kogoś ze starszych klas i wszyscy na nią poszli, olewając angielski. Wszyscy z wyjątkiem mnie. Bo ja nie miałem przyjaciół, a co za tym idzie, nie miałem zaproszenia.

Przynajmniej zrobiłeś zadanie domowe, nie dostaniesz szmaty, pomyślałem, próbując się jakoś pocieszyć. Nie działało. Co, nawiasem mówiąc, nie powinno być żadnym szokiem, ponieważ wychodzę z założenia, że ludziom bardziej zależy na posiadaniu znajomych niż na dobrych ocenach. Przynajmniej tym w moim wieku. Towarzystwo, w jakim się obracasz, jest wyznacznikiem poziomu twojej „fajności”. A przyjaciele dbają o twoje dobre samopoczucie psychiczne.
Zająłem miejsce z tyłu sali, starając się zwracać na siebie jak najmniej uwagi. Nie wyszło jednak tak, jak planowałem, ponieważ pani pochwaliła mnie na forum klasy, gdy okazało się, że jako jedyny jestem przygotowany. Reszta grupy była na mnie bardzo wściekła, ponieważ próbowali wkręcić panią, że zadała ten esej na za tydzień. Przeze mnie się to nie udało. Czułem, że zirytowani chłopacy będą chcieli dorwać mnie na przerwie i namoczyć moją głowę w kiblu. Przeżyłem to już dwa razy i nie należało to do przyjemnych, wręcz przeciwnie było bardzo upokarzające i bolała mnie od tego szyja. I za każdym razem się popłakałem.
Dostrzegłem te nieprzyjemne i wrogie spojrzenia pochodzące od kolegów siedzących niedaleko mnie i miałem ochotę uciekać. Stanowczo była to postawa godna niejednego tchórza, ale wolałem być za takiego uznawany niż kolejny raz oberwać od jakichś popularnych kolesi.
Gdy nauczycielka odwróciła się przodem do tablicy, a tyłem do nas, poczułem, jak jakiś chłopak rzucił we mnie kulką papieru. Niechętnie odwróciłem się w stronę, z której nadszedł atak, i mój wzrok padł na jakiegoś blondyna. Ze zgrozą uświadomiłem sobie, że był to Charles, czyli ten chłopak, który przytrzymywał za każdym razem moją głowę w kiblu, gdy reszta go dopingowała. Wiedziałem, że jeśli teraz też się na mnie wściekł i chciał mi zrobić krzywdę, to czekała mnie bolesna kara.
Lamusie! Co to miało być? – warknął.
Czy udawanie, że nie wiedziałem, czego mógł ode mnie chcieć, to dobry pomysł?
Ale co? – zapytałem nieśmiało mimo wszystko.
Gówno. – Otrzymałem bardzo konkretną i elokwentną odpowiedź. – Lepiej żebyś na mnie czekał po lekcjach na boisku, bo jak nie, to jutro ostrzej się policzymy.
Przełknąłem ślinę przerażony i pokiwałem szybko głową. Znowu mnie to czekało. Próbowałem pocieszać się tym, że skoro chciał, abyśmy spotkali się na zewnątrz, to raczej nie planował zafundować mi kąpieli w kiblu.
Po skończonej lekcji blondyn nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Mógłbym teraz uciec do domu i niczym się nie przejmować, ale czy naprawdę chciałem ryzykować? W końcu chłopak powiedział, że jak go dzisiaj zleję, to jutro będę miał dużo gorzej. Poza tym musiałbym się jakoś wytłumaczyć siostrze z tych wagarów, a ona ostatnio już za dużo podejrzewała.
Przez pozostałe lekcje siedziałem struty, zastanawiając się, jaka opcja będzie dla mnie najlepsza. Nie chciałem od nikogo oberwać kiedykolwiek, ale jeśli dzisiaj dostałbym słabiej niż w inny dzień to lepiej. Istniała też wersja, że jak dzisiaj zwieję, to Charles po prostu o mnie zapomni i mi odpuści. Miałem świadomość, że byłem tylko nic nie znaczącym frajerem, ale już tyle razy oberwałem od blondyna, że w sumie mógł już mnie pamiętać.
Po pozostałych lekcjach ręce trzęsły mi się tak bardzo, jakbym chorował na jakieś trząski. Poszedłem do szatni po moje rzeczy i, oddychając ciężko, skierowałem się na boisko. Nie wiedziałem, czemu w ogóle łudziłem się nadzieją, że może Charles o mnie zapomni, skoro z oddali widziałem już go z kolegami. Było ich około dziesięciu osób, więc miałem nadzieję, że nie rzucą się na mnie wszyscy razem.
Och, proszę! Przyszedł nasz pieseczek! – zawołał Charles, gdy tylko mnie dojrzał.
Bałem się tego, co może się stać, więc nawet nie odważyłem się odezwać.
Blondyn i jego banda stanęli naprzeciwko mnie i przypatrywali mi się z szyderczymi uśmiechami. Przełknąłem ślinę, zastanawiając się, czy może jednak powinienem próbować uciec.
Nawet nie przywitasz się z kolegami? – zapytał jakiś rudzielec, którego nie kojarzyłem.
Wzruszyłem ramionami.
Miło, że przyszedłeś. My nie będziemy musieli ganiać cię jutro po całej budzie, a ciebie mniej dzisiaj zaboli – powiedział Charles. Podał swój plecak jakiemuś innemu chłopakowi, a potem ściągnął kurtkę i rzucił ją na ziemię.
Cofnąłem się o krok, widząc, że chłopak zbliża się do mnie.
Słuchaj, no, pizdusiu – warknął, łapiąc mnie za ubrania z przodu i przyciągając do siebie. – Na przyszłość pamiętaj, żeby nie wchodzić w sprawy pomiędzy nami a nauczycielami. Przez ciebie cała grupa ma wypracowanie w plecy. Następnym razem po prostu morda w kubeł, jasne?
Pokiwałem szybko głową, starając się nie podpaść mu jeszcze bardziej.
Cieszę się, że się rozumiemy.
Potem Charles odepchnął mnie od siebie tak szybko, że nie udało mi się utrzymać równowagi. Upadłem na ziemię, wydając z siebie jęk bólu w momencie, gdy mój tyłek zetknął się z twardym podłożem.
Mam nadzieję, że zapamiętasz moje słowa, cioto – powiedział Charles, odwracając się w stronę swoich kumpli. – Co myślicie, chłopaki? Zapamięta?
Mógłbyś mu to trochę lepiej utrwalić – zawołał ktoś inny.
Wedle życzenia – mruknął blondyn, na powrót skupiając się na mojej osobie.
Nie miałem odwagi wstać z ziemi, ale usiadłem chwilę wcześniej, bo czułem się dzięki temu mniej bezbronny. Nie trwało to jednak długo, bo Charles nachylił się nade mną i jego twarz wyglądała tak strasznie, że aż skuliłem się w sobie.
Zapamiętasz to do końca życia – wycedził, a potem wymierzył mi z pięści.
W momencie zderzenia, usłyszałem głośne chrupnięcie, a Charles przeklął głośno. Chyba uszkodził sobie rękę, co tylko bardziej go rozwścieczyło. Splunął obok mnie i drugą ręką pchnął mnie, żebym bardziej się odsłonił. Ponieważ w ogóle nie umiałem się bronić, w zasadzie pozwalałem mu, by zrobił ze mną, co chciał. Nie spodziewałem się jednak, że kopnie mnie w brzuch. Zabolało jak cholera, a z moich ust wyrwał się zduszony jęk. Charlesowi i jego kumplom chyba to wystarczyło. Chłopak nachylił się nad moich uchem i wyszeptał kilka naprawdę nieprzyjemnych gróźb, przeplatając je przekleństwami. Potem poklepał mnie jeszcze po policzku, w który mnie wcześniej uderzył, więc skwasiłem się. Reszta jego kumpli zaczęła się zbierać i wraz z nimi odszedł też Charles, który na pożegnanie nie omieszkał mnie obrazić mnie ostatni raz. Brzuch bolał mnie trochę, ale czułem, że gorzej jest z moją twarzą. Miejsce uderzenia, czyli policzek i nos, pulsowało nieprzyjemnie, a poza tym zdawało mi się, że chyba trochę krwi ściekło mi do ust.
Podniosłem się do klęczek, kiedy poczułem wibrację telefonu w kieszeni mojej kurtki. Wyciągnąłem go i zobaczyłem na ekranie, że Chloe próbuje się ze mną skontaktować.
Halo? – odezwałem się.
Alex? Wracasz do domu? – Usłyszałem głos siostry.
Tak, tak. Zaraz. A co jest?
Gdzie jesteś teraz?
W szkole. A co jest? – powtórzyłem.
Miałem wrażenie, że Chloe drugi raz zleje moje pytanie, ale jednak odezwała się:
Lucas u mnie jest i chcemy zamówić pizzę. Myślę, że nawet zdążysz przyjechać przed dostawą. Chcesz jakąś?
Nie, dzięki – odmówiłem.
Na pewno?
Tak.
No, dobra. Do zoba w domu! – zakończyła i rozłączyła się.
Zablokowałem telefon i spojrzałem w moje odbicie w czarnym ekranie. Miałem rację. Z nosa aż do ust pociekło mi trochę krwi. Na szczęście nie zdążyła jeszcze zaschnąć, więc wyjąłem chusteczkę z mojego plecaka i przetarłem nią twarz. Pewnie nadal zostało mi trochę śladów, ale z pewnością wyglądałem trochę lepiej.
No dobra, czas wstać – powiedziałem, cicho do siebie.
Podniosłem się i rozejrzałem dookoła, sprawdzając, czy nie zostały gdzieś jakieś moje rzeczy. Wszystko miałem przy sobie, więc powoli zacząłem iść w kierunku wyjścia ze szkoły. Ten dzień był zły. Chciałem znów znaleźć się w moim pokoju, rzucić na łóżko i zapomnieć o tym okropnym w świecie, w którym nikt mnie nie lubił. Zachciało mi się płakać, kiedy dotarło do mnie, że czekała mnie jeszcze przejażdżka autobusem i spacer do domu z przystanku.
Los nie miał mnie dzisiaj w swojej opiece, bo uciekł mi jeden autobus i potem musiałem czekać na następny pół godziny.
Kiedy przyjechał następny autobus, wszedłem do środka. Z radością zająłem jakieś wolne miejsce z tyłu i skuliłem się na nim, starając się zwracać na siebie jak najmniej uwagi. Wolałem, żeby nikt inny już się do mnie dzisiaj nie przyczepiał. Jazda autobusem przebiegała mi całkiem spokojnie do czasu, aż trzy przystanki od mojego domu do środka weszła grupa staruszek. Wszystkie te panie były bardzo zmęczone i bolały je nóżki, więc stanęły koło miejsc zajętych przez młode osoby (jak np. ja) i zaczęły o tym informować rzeczywistość. Emerytka, która stanęła obok mnie, miała jednak w sobie trochę przyzwoitości i po prostu uśmiechnęła się w moją stronę. Wywołała we mnie poczucie sympatii i moje serce momentalnie zmiękło.
Wytrzymam trzy przystanki, pomyślałem, wstając z miejsce i ustępując je tej miłej pani, która grzecznie podziękowała i znów obdarzyła mnie swoim uśmiechem. Stanowczo byłem zbyt miękki i łatwo dawałem sobą manipulować.
Trzy przystanki później odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu mogłem opuścić pojazd.
Spacer uliczkami na moim osiedlu zajął mi około dziesięć minut, zanim w końcu dojrzałem mój duży dom. Mieszkałem w rejonie dla bogaczy, gdzie znajdowały się jedynie domki jednorodzinne, które były ostoją dla tych wszystkich sztucznie idealnych rodzin. Nasz dom został pomalowany na bardzo jasny żółty kolor, co dobrze komponowało się z szarym dachem oraz białymi dopełnieniami w postaci ram okiennych i drzwi wejściowych oraz garażowych. Cały teren posesji zabezpieczał czarny metalowy płot, a do środka można było wejść jedynie przez bramkę dla ludzi zamykaną na klucz lub bramę wjazdową dla samochodów.
Dom miał dwa poziomy – na dole znajdowała się część otwarta, gdzie najczęściej zapraszało się gości, a na górze były pokoje mieszkalne, między innymi mój i mojej siostry.
Wszedłem do środka domu i znalazłem się w przedsionku, który prowadził do salonu. Całe wnętrze domu zostało zaprojektowane przez zatrudnionych przez rodziców dekoratorów, więc wszystkie elementy były idealnie dobrane i dopasowane. Ściany pomalowano na jasne odcienie żółci i beżu, a meble również były jasne, przez co wnętrze wydawało się bardzo przestronne.
Spodziewałem się, że spotkam w salonie moją siostrę i wcale się nie pomyliłem. Gdy tylko wszedłem głębiej do domu, usłyszałem jej głos przeplatany z głosem jej chłopaka, Lucasa. Lucas był naprawdę miłym i spoko facetem i choć należałem do nieśmiałych osób, to udało mi się z nim parę razy na spokojnie porozmawiać. Chloe była z Lucasem już od ponad roku i całkiem nieźle się dobrali, mimo tego że moja siostra cały czas narzekała na najlepszego przyjaciela Lucasa. Mówiła mi, że nie polubili się od pierwszego spotkania.
Alex, to ty? – zawołała Chloe, gdy usłyszała, jak poruszam się po domu.
Tak – odkrzyknąłem.
Zajrzałem do salonu, który był dużym pomieszczeniem, gdzie znajdowały się białe sofy, a pomiędzy nimi niski stolik. Naprzeciwko na ścianie powieszony został telewizor plazmowy, a pod nim ustawiono komody. Na ścianach wisiały jakieś obrazy, które chyba miały ocieplać wnętrze, ale ja nie znosiłem tych bohomazów.
Na jednej z sof siedziała moja siostra, przytulona do boku swojego chłopaka. Chloe farbowała swoje włosy na czerwono, a oprócz tego od dłuższego czasu filcowała je też w dredy, więc sięgały jej już do połowy pleców. Jedynie grzywkę pozostawiła rozpuszczoną i zawsze ją prostowała. Oczy mieliśmy takie same – niewielkie i brązowe, ale Chloe zawsze podkreślała je kreską i mocnym makijażem.
Lucas był wyższy od mojej siostry (i ode mnie też). Swoje czarne włosy przykrywał czapkami zwanymi full cap, które dość często podkradała mu Chloe. Chłopak miał bardzo jasną, mleczną karnację, a jego idealną twarz nigdy nie pokrywała nawet jedna krosta. W uszach umieścił niewielkie tunele, co mi osobiście średnio się podobało, ale ponieważ nie były jeszcze takie duże, to całkiem mu pasowały. Mogłem zrozumieć, czemu moja siostra na niego poleciała. Ja też bym na niego poleciał.
Cześć – przywitałem się, udając, że akurat masuję policzek. W rzeczywistości starałem się po prostu zasłonić ślad, który pozostawił po sobie Charles. Nie chciałem, żeby Chloe niepotrzebnie się tym martwiła.
Siema – odparł Lucas. – Co tam, młody?
Lucas przeprowadził się tutaj z Australii, więc jego akcent często wyróżniał go na tle innych osób, choć teraz akurat nie udało mi się go wyłapać. A szkoda, był całkiem uroczy. Czasem gdy zostawałem zupełnie sam w domu, próbowałem go naśladować, ale nigdy bym się do tego nikomu nie przyznał.
Ach, no, dobrze – wymruczałem. – Nie będę wam przeszkadzać, pójdę do siebie.
Ulotniłem się tak szybko, jak tylko mogłem. Pewnie odebrali moje zachowanie jako trochę niegrzeczne, ale wiedziałem, że Chloe i tak mnie wytłumaczy tym, że byłem bardzo nieśmiałym chłopakiem.
Z radością powitałem znajome, szare ściany mojego pokoju. Lubiłem mój pokój, a moim ulubionym elementem było lustro na jednej ze ścian poprowadzone od samego sufitu aż do podłogi. Porównywałem je z takim z sali tanecznej, tylko że moje było znacznie węższe i używałem go do czegoś innego. Całe wnętrze wyglądało dość ekskluzywnie, ponieważ zostało zaprojektowane przez jednego z dekoratorów zatrudnionych przez rodziców. Wszystkie meble miały kolor jasnego, brzozowego drewna, a pościel na łóżku była pod kolor do ścian.
Choć nie miałem tutaj na ścianach żadnych plakatów zespołów czy też przystojnych aktorów ani masy ramek ze zdjęciami poukładanych na komodach, to jednak bardzo dobrze się tutaj czułem. Ktoś postronny mógłby odbierać ten pokój jako smutny, w którym jeszcze nikt nie zdążył się zadomowić, ale dla mnie wszystko było idealne.
Stanąłem przed lustrem, więc znajdowałem się tyłem do drzwi wejściowych i nawet bym nie zauważył, gdyby ktoś wszedł do środka. Przyjrzałem się mojemu odbiciu i zauważyłem na prawym policzku czerwony ślad, ale nie tak duży, jak się spodziewałem. Z kolei od nosa do ust ciągnął się pasek resztek krwi, teraz już przyschnięty.
Niechętnie podniosłem moją za dużą bluzę z kapturem w górę, żeby przyjrzeć się także mojemu brzuchowi. Czułem lekki ból w miejscu, gdzie kopnął mnie Charles i spodziewałem się, że może to źle wyglądać. Byłem jednak w błędzie, brzuch tylko odrobinę się zaczerwienił i podejrzewałem, że mógł mi się tu robić siniak, ale nic więcej. Delikatnie dotknąłem tego miejsca i zauważyłem, że było trochę cieplejsze niż reszta skóry. Uznałem, że przydałaby mi się maść, aby posmarować te siniaki, żeby szybciej się goiły.
W domu były dwie łazienki – jedna na górze, a druga na dole, więc nie musiałem się obawiać, że wpadnę na Chloe bądź Lucasa. Najpierw przemyłem wodą twarz, aby pozbyć się resztek krwi. Potem w szafce nad umywalką znalazłem maść, więc wróciłem do pokoju, aby posmarować zranienie. Nie był to miły proces, szczególnie że przy każdym dotknięciu się krzywiłem, ale chłód maści działał kojąco i jakoś udało mi się z tym uporać. Potem uznałem, że lepiej zrealizować początkowy plan, więc wszedłem do łóżka, przykryłem się kołdrą pod samą szyję i zwinąłem w kłębek. Już kilka minut później zasnąłem.

*

Gdy się obudziłem, musiało być już późno, ponieważ zza moich okien zaglądał księżyc.
Na telefonie sprawdziłem godzinę. Dwudziesta. Nie chciało mi się brać za szkołę, więc tylko zajrzałem do zeszytów, żeby sprawdzić, jak wiele powinienem zrobić. Uznałem, że jak nie zrobię paru zadań z matmy, to świat się nie zawali. Sięgnąłem za to po jakąś sztukę Szekspira, bo czułem prawdziwą ochotę, by trochę porecytować.
Moje hobby odkryłem kilka lat temu i wówczas zamówiłem do mojego pokoju do lustro. Od małego dzieciaka lubiłem udawać różne postaci i wkręcałem obcych ludzi, opowiadając im niestworzone historie, ale dopiero gdy poszedłem do szkoły, uświadomiłem sobie, co to tak naprawdę oznacza. Kochałem grać. Marzyłem o tym, by w przyszłości zostać aktorem, dlatego w nowej szkole od razu zainteresowałem się zajęciami teatralnymi. Niestety trochę wstydziłem się, by dołączyć do grupy aktorskiej, ale wiele razy zaglądałem do sali teatralnej i pomagałem sprzątać rekwizyty, a czasem przygotowywać dekoracje. Mimo wszystko rozwijałem swoje hobby, ale po prostu robiłem to w domu. Brałem jakąś sztukę i ćwiczyłem recytowanie przed lustrem. Grałem i równocześnie byłem swoim widzem. Próbowałem przekonać samego siebie, że historia, którą opowiadałem była prawdziwa. Chciałem któregoś dnia stanąć na scenie albo na planie filmowym. Wiedziałem, że z moją nieśmiałością może być mi trochę ciężko, ale próbowałem z tym walczyć.
Przeczytałem wiele różnych sztuk i wcielałem się w wiele bohaterów, ale stanowczo moim ulubieńcem był Szekspir. Dzisiaj obudziłem się z myślą, że czas, by przypomnieć sobie monologi Hamleta, więc sięgnąłem po książkę, otworzyłem w odpowiednim miejscu i stanąłem przed lustrem. Ta obita twarz utrudni mi zadanie, pomyślałem. W aktorstwie chodziło o przekazywanie emocji za pomocą mowy ciała oraz mimiki twarzy. To drugie stanowczo miałem ograniczone w tej sytuacji.
Nie zdążyłem nawet powiedzieć słowa „być”, gdy rozległo się pukanie do mojego pokoju. Odwróciłem się szybko i narzuciłem sobie na głowę kaptur, by zakryć mój policzek. Chwilę później w drzwiach stanęła Chloe. Nigdy w zasadzie nie czekała na pozwolenie, by wejść. Pukała chyba jedynie po to, by mnie poinformować, że zaraz wejdzie.
Co robisz? – zapytała, wchodząc do środka i zajmując miejsce na łóżku.
Miałem właśnie ćwiczyć – powiedziałem i uniosłem sztukę do góry na dowód moich słów. Chloe była jedyną osobą, która wiedziała o moim hobby. Możliwe, że Lucas też wiedział, jeśli mu o tym powiedziała.
W kapturze? – zapytała zaskoczona. – W kogo się wcielasz? Nocnego dresa czy przestępcę?
Hamleta.
Chloe zaśmiała się.
Rozumiem, że jakaś nowoczesna wersja.
Tak jakby – stwierdziłem. – Lucas już poszedł?
Tak – powiedziała Chloe kwaśno. Nie wyglądała na zadowoloną.
Coś się stało?
Siostra westchnęła, opuszczając ramiona.
Wiesz, cholera, znowu ten Ollie. – Ollie to najlepszy przyjaciel Lucasa i najlepszy wróg Chloe. – Nie powinnam być o niego zazdrosna, ale oni spędzają ze sobą masę czasu. Gdy tylko Ollie do niego zadzwoni, bo coś się stało, to Lucas z wywalonym jęzorem do niego biegnie. Nie jest jego pieprzonym chłopcem na posyłki.
Może po prostu się o niego martwi. Mówiłaś, że to jego bliski przyjaciel, to oczywiste, że się przejmuje – powiedziałem, starając się być obiektywny.
I wybiera jego ponad spotkanie ze mną? Miał zostać na noc i jak zwykle dupa blada.
Ech, nie wiem, jak jest naprawdę, no... Ale wiesz, gdybyś ty zadzwoniła do Lucasa, że coś się stało, to też od razu by do ciebie przyleciał i olałby spotkanie z kolegami, gdyby to było coś ważnego.
Chloe obserwowała mnie przez chwilę, nic nie mówiąc, aż w końcu skapitulowała i przyznała mi rację. Wiedziałem, że ciężko jest jej się na to zgodzić, bo darła koty z Ollie'm, odkąd tylko go poznała, więc on z zasady był zły. Na ogół stawałem po jej stronie i śmiałem się z wszystkich jej opowieści, w których go obrażała, ale tak naprawdę nigdy go nie poznałem, więc nie wyrobiłem sobie prawdziwej opinii na jego temat.
Żeby nie było, on nadal mnie wkurwia – zastrzegła Chloe.
Wiem – zgodziłem się. – Ty go pewnie też.
Myśli, że jak jest w wyższej klasie, to niby jest mądrzejszy.
I znów to samo. Wiedziałem, że Chloe bardzo bolało to, że była od niego dwie klasy niżej, szczególnie że Ollie zawsze jej dokuczał z tego powodu. Oboje mieli po osiemnaście lat, ale Ollie poszedł rok wcześniej do szkoły, a potem moja siostra nie zdała w dziesiątej klasie i tak oto różnica pomiędzy nimi urosła. Nie żeby Chloe jakoś bardzo zależało na nauce, ale po prostu nie lubiła być gorsza konkretnie od Ollie'ego.
Jak minął ci dzień dzisiaj w szkole? – zapytała.
W porządku – skłamałem. Zawsze mówiłem to samo, choć Chloe i tak znała prawdę.
Siostra wstała, podeszła do mnie i i opuściła mój kaptur na plecy. Nawet się przed tym nie broniłem. Prędzej czy później zauważyłaby to limo.
Dlaczego ty się w ogóle przed tym nie bronisz? – Chloe dotknęła delikatnie siniaka, ale skrzywiłem się i odsunąłem, gdy tylko poczułem ból.
Nie chcę... robić problemów – powiedziałem. – Znudzi im się.
Mam poprosić Lucasa, żeby się tym zajął?
Nie! – wykrzyknąłem. – Będzie tylko gorzej, a za jakiś czas na pewno im się znudzi. Przez ostatnie dwa miesiące w ogóle się mnie nie czepiali, ale dzisiaj wyjątkowo im podpadłem. Jak wszystko pójdzie dobrze, to niedługo znów o mnie zapomną.
Jak chcesz, Alex. Jeśli zmienisz zdanie, to po prostu powiedz.
Raczej nie.
Chloe skinęła głową.
Zastanawiałam się... Chciałam zrobić tutaj imprezę. Wiesz, moje laski, kumple Lucasa i jacyś inni ludzie ze szkoły. Byłoby fajnie, a rodziców i tak nie ma, więc szkoda nie wykorzystać czasem takiej okazji.
Nic im nie powiem – zapewniłem od razu.
Siostra wywróciła oczami i cmoknęła ze zirytowaniem. Chyba nie doceniła mojego żartu.
Wiem, że im nie powiesz. Raczej chodzi mi o to, czy w ogóle weźmiesz udział. Byłoby fajnie, jakbyś się do nas dołączył i spędził z nami trochę czasu. Poznałbyś grupę, moglibyśmy obrażać razem Ollie'ego.
Zawahałem się. Chciałem chodzić na imprezy, tak jak inne osoby w moim wieku, ale raczej nie czułbym się dobrze w towarzystwie parę lat starszych ode mnie znajomych Chloe. Ona i jej ekipa dość często razem imprezowali, więc na pewno byli zaprawieni w piciu i ogółem wiedzieli, jak zachować się na domówce. Ja nie miałem żadnego doświadczenia, bo nigdy nikt mnie nie zapraszał, a z moją nieśmiałością pewnie i tak siedziałbym tylko sam w rogu jak kołek albo, co gorsza, ośmieszyłbym się w obecności tych wszystkich osób.
Chyba nie mam na to ochoty – mruknąłem.
No co ty, Alex? – oburzyła się Chloe. – Masz okazję poznać jakiś nowych ludzi, a ty będziesz tego unikać?
Chloe, ja... Wiesz, że nie czuję się dobrze wśród ludzi. Możecie sobie zrobić imprezę, ja po prostu posiedzę sobie w pokoju. Nie będzie mi to w żaden sposób przeszkadzać.
Alex, nie dramatyzuj.
Naprawdę nie chcę.
No dobra. – Chloe poddała się. – Ale jak zmienisz zdanie, to jesteś mile widziany na dole. Jeszcze ci potem powiem, kiedy dokładnie odbędzie się ta nasza popijawa. Bo wiesz, szykuj się, że będzie sporo alkoholu. I chyba potem podskoczymy z Lucasem do sąsiadów, żeby ich ostrzec, że może być trochę głośno przez muzykę.
A jak ktoś zadzwoni do rodziców?
To powiemy, że rodzice wiedzą – odparła pewnie Chloe. – Tak jakby mieli się nagle pojawić, akurat wtedy gdy zapraszamy grupkę znajomych – zakpiła.
Ech, okay – zgodziłem się trochę niepewnie.
Jak coś to biorę wszystko na siebie. W każdym razie, ucieszyłabym się, gdybyś do nas dołączył. Masz jeszcze parę dni, żeby się zastanowić.
Aha, okay. Pomyślę – dodałem po to, żeby ją zbyć.
Chloe w końcu zostawiła mnie samego, więc mogłem w spokoju wrócić do sztuki. Nim jednak się za to zabrałem, zerknąłem jeszcze raz na mój brzuch, gdzie pojawił się już siniak. Wzdychając, nałożyłem kolejną warstwę kremu, bo ta poprzednia starła mi się podczas snu.
Gdy znów stanąłem przed lustrem i spojrzałem w swoje odbicie, odechciało mi się wszystkiego. Nie chciałem wcielać się w postacie Mistrza Szekspira, najlepszego pisarza wszech czasów, kiedy tak bardzo byłem świadomy tego, że jestem zwyczajnie samotny.


_____
Witajcie w nowym opowiadaniu! Wiem, że niewiele się tutaj wydarzyło (jak zawsze w pierwszych rozdziałach u mnie xD), ale i tak mam nadzieję, że to opowiadanie przypadnie Wam do gustu. Serio, bo jak nie, to się wynudzicie na tegorocznym Maratonie Kwietniowym xD
Wszelkie opinie mile widziane :)

4 komentarze:

  1. Trafiłam przypadkiem i widzę, że zostanę tutaj na dłużej XD.

    Może nie wydarzyło się dużo, ale poznaliśmy chociaż trochę głównego bohatera, który nie ma łatwego życia. Samotność w szkole jest straszna. Dobrze, że chociaż ma kochającą siostrę. Mam nadzieję, że pozna kogoś, kto sprawi, że jego życie stanie się weselsze.

    Czekam na dalszy ciąg XD.

    Ze swojej strony życzę dużo weny XD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że przypadło Ci do gustu ;)
      Cóż ten pierwszy rozdział to faktycznie taki krótki wstęp, ale potem już raczej więcej będzie się działo.
      Ciąg dalszy na pewno w kwietniu! :D
      Dziękuję bardzo ♥

      Usuń
  2. Hej,
    świetne się zapowiada to opowiadanie, biedny Alex samotność to straszna rzecz, nauczyciele nic nie zauważają? może Olli zainteresuje się Alexem... już yo widzę oczami wyobraźni... impreza, Alex się nie pojawia, ale do jego pokoju zagląda Olli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    rewelacyjnie się zapowiada... ojć biedny Alex samotność to jest straszna rzecz, ale chyaa niebawem to siębzmieni... nauczyciele nie zauważają niczego niepokojącego? a może to właśnie Olli zainteresuje się Alexem... widzę to tak... impreza, Alex się nie pojawia, ale nagle do jego pokoju zagląda Olli... i zaczynają rozmawiać, okazuje się że mają podobne zainteresowania, i coraz częściej można ich razem spotkać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń