Alexander
Sześć
miesięcy od rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego, kiedy trwała już
lekka lipcowa zima, każdego dnia marzyłem o tym, by jak najszybciej
zakończyć swoją obecną szkołę. Niestety, nie licząc końcówki
roku obecnego, przede mną jeszcze trzy długie lata. Na początku
tak bardzo stresowałem się tym, że nikt mnie nie polubi, bałem
się do kogokolwiek zagadać i skończyło się na tym, że nie
znalazłem przyjaciół. I już drugi rok z rzędu na prawie każdym
przedmiocie siedziałem sam. Na przerwach ukrywałem się w jakimś
niewidocznym miejscu i słuchałem muzyki albo czytałem książki.
Nocami płakałem cicho w poduszkę, tak aby nie usłyszała tego
moja siostra. Dla niej wersja była taka, że mam znajomych, ale
myślę, że i tak wiedziała, jaka jest prawda. Smutne to moje
życie.
Dzisiaj
byłem jedyną osobą, która miała napisany esej na angielski. Pani
zadała nam go z dnia na dzień, a wczoraj podobna była jakaś
fantastyczna impreza organizowana przez kogoś ze starszych klas i
wszyscy na nią poszli, olewając angielski. Wszyscy z wyjątkiem
mnie. Bo ja nie miałem przyjaciół, a co za tym idzie, nie miałem
zaproszenia.
Przynajmniej
zrobiłeś zadanie domowe, nie dostaniesz szmaty, pomyślałem,
próbując się jakoś pocieszyć. Nie działało. Co, nawiasem
mówiąc, nie powinno być żadnym szokiem, ponieważ wychodzę z
założenia, że ludziom bardziej zależy na posiadaniu znajomych niż
na dobrych ocenach. Przynajmniej tym w moim wieku. Towarzystwo, w
jakim się obracasz, jest wyznacznikiem poziomu twojej „fajności”.
A przyjaciele dbają o twoje dobre samopoczucie psychiczne.
Zająłem
miejsce z tyłu sali, starając się zwracać na siebie jak najmniej
uwagi. Nie wyszło jednak tak, jak planowałem, ponieważ pani
pochwaliła mnie na forum klasy, gdy okazało się, że jako jedyny
jestem przygotowany. Reszta grupy była na mnie bardzo wściekła,
ponieważ próbowali wkręcić panią, że zadała ten esej na za
tydzień. Przeze mnie się to nie udało. Czułem, że zirytowani
chłopacy będą chcieli dorwać mnie na przerwie i namoczyć moją
głowę w kiblu. Przeżyłem to już dwa razy i nie należało to do
przyjemnych, wręcz przeciwnie było bardzo upokarzające i bolała
mnie od tego szyja. I za każdym razem się popłakałem.
Dostrzegłem
te nieprzyjemne i wrogie spojrzenia pochodzące od kolegów
siedzących niedaleko mnie i miałem ochotę uciekać. Stanowczo była
to postawa godna niejednego tchórza, ale wolałem być za takiego
uznawany niż kolejny raz oberwać od jakichś popularnych kolesi.
Gdy
nauczycielka odwróciła się przodem do tablicy, a tyłem do nas,
poczułem, jak jakiś chłopak rzucił we mnie kulką papieru.
Niechętnie odwróciłem się w stronę, z której nadszedł atak, i
mój wzrok padł na jakiegoś blondyna. Ze zgrozą uświadomiłem
sobie, że był to Charles, czyli ten chłopak, który przytrzymywał
za każdym razem moją głowę w kiblu, gdy reszta go dopingowała.
Wiedziałem, że jeśli teraz też się na mnie wściekł i chciał
mi zrobić krzywdę, to czekała mnie bolesna kara.
– Lamusie!
Co to miało być? – warknął.
Czy
udawanie, że nie wiedziałem, czego mógł ode mnie chcieć, to
dobry pomysł?
– Ale
co? – zapytałem nieśmiało mimo wszystko.
– Gówno.
– Otrzymałem bardzo konkretną i elokwentną odpowiedź. –
Lepiej żebyś na mnie czekał po lekcjach na boisku, bo jak nie, to
jutro ostrzej się policzymy.
Przełknąłem
ślinę przerażony i pokiwałem szybko głową. Znowu mnie to
czekało. Próbowałem pocieszać się tym, że skoro chciał, abyśmy
spotkali się na zewnątrz, to raczej nie planował zafundować mi
kąpieli w kiblu.
Po
skończonej lekcji blondyn nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Mógłbym
teraz uciec do domu i niczym się nie przejmować, ale czy naprawdę
chciałem ryzykować? W końcu chłopak powiedział, że jak go
dzisiaj zleję, to jutro będę miał dużo gorzej. Poza tym
musiałbym się jakoś wytłumaczyć siostrze z tych wagarów, a ona
ostatnio już za dużo podejrzewała.
Przez
pozostałe lekcje siedziałem struty, zastanawiając się, jaka opcja
będzie dla mnie najlepsza. Nie chciałem od nikogo oberwać
kiedykolwiek, ale jeśli dzisiaj dostałbym słabiej niż w inny
dzień to lepiej. Istniała też wersja, że jak dzisiaj zwieję, to
Charles po prostu o mnie zapomni i mi odpuści. Miałem świadomość,
że byłem tylko nic nie znaczącym frajerem, ale już tyle razy
oberwałem od blondyna, że w sumie mógł już mnie pamiętać.
Po
pozostałych lekcjach ręce trzęsły mi się tak bardzo, jakbym
chorował na jakieś trząski. Poszedłem do szatni po moje rzeczy i,
oddychając ciężko, skierowałem się na boisko. Nie wiedziałem,
czemu w ogóle łudziłem się nadzieją, że może Charles o mnie
zapomni, skoro z oddali widziałem już go z kolegami. Było ich
około dziesięciu osób, więc miałem nadzieję, że nie rzucą się
na mnie wszyscy razem.
– Och,
proszę! Przyszedł nasz pieseczek! – zawołał Charles, gdy tylko
mnie dojrzał.
Bałem
się tego, co może się stać, więc nawet nie odważyłem się
odezwać.
Blondyn
i jego banda stanęli naprzeciwko mnie i przypatrywali mi się z
szyderczymi uśmiechami. Przełknąłem ślinę, zastanawiając się,
czy może jednak powinienem próbować uciec.
– Nawet
nie przywitasz się z kolegami? – zapytał jakiś rudzielec,
którego nie kojarzyłem.
Wzruszyłem
ramionami.
– Miło,
że przyszedłeś. My nie będziemy musieli ganiać cię jutro po
całej budzie, a ciebie mniej dzisiaj zaboli – powiedział Charles.
Podał swój plecak jakiemuś innemu chłopakowi, a potem ściągnął
kurtkę i rzucił ją na ziemię.
Cofnąłem
się o krok, widząc, że chłopak zbliża się do mnie.
– Słuchaj,
no, pizdusiu – warknął, łapiąc mnie za ubrania z przodu i
przyciągając do siebie. – Na przyszłość pamiętaj, żeby nie
wchodzić w sprawy pomiędzy nami a nauczycielami. Przez ciebie cała
grupa ma wypracowanie w plecy. Następnym razem po prostu morda w
kubeł, jasne?
Pokiwałem
szybko głową, starając się nie podpaść mu jeszcze bardziej.
– Cieszę
się, że się rozumiemy.
Potem
Charles odepchnął mnie od siebie tak szybko, że nie udało mi się
utrzymać równowagi. Upadłem na ziemię, wydając z siebie jęk
bólu w momencie, gdy mój tyłek zetknął się z twardym podłożem.
– Mam
nadzieję, że zapamiętasz moje słowa, cioto – powiedział
Charles, odwracając się w stronę swoich kumpli. – Co myślicie,
chłopaki? Zapamięta?
– Mógłbyś
mu to trochę lepiej utrwalić – zawołał ktoś inny.
– Wedle
życzenia – mruknął blondyn, na powrót skupiając się na mojej
osobie.
Nie
miałem odwagi wstać z ziemi, ale usiadłem chwilę wcześniej, bo
czułem się dzięki temu mniej bezbronny. Nie trwało to jednak
długo, bo Charles nachylił się nade mną i jego twarz wyglądała
tak strasznie, że aż skuliłem się w sobie.
– Zapamiętasz
to do końca życia – wycedził, a potem wymierzył mi z pięści.
W
momencie zderzenia, usłyszałem głośne chrupnięcie, a Charles
przeklął głośno. Chyba uszkodził sobie rękę, co tylko bardziej
go rozwścieczyło. Splunął obok mnie i drugą ręką pchnął
mnie, żebym bardziej się odsłonił. Ponieważ w ogóle nie umiałem
się bronić, w zasadzie pozwalałem mu, by zrobił ze mną, co
chciał. Nie spodziewałem się jednak, że kopnie mnie w brzuch.
Zabolało jak cholera, a z moich ust wyrwał się zduszony jęk.
Charlesowi i jego kumplom chyba to wystarczyło. Chłopak nachylił
się nad moich uchem i wyszeptał kilka naprawdę nieprzyjemnych
gróźb, przeplatając je przekleństwami. Potem poklepał mnie
jeszcze po policzku, w który mnie wcześniej uderzył, więc
skwasiłem się. Reszta jego kumpli zaczęła się zbierać i wraz z
nimi odszedł też Charles, który na pożegnanie nie omieszkał mnie
obrazić mnie ostatni raz. Brzuch bolał mnie trochę, ale czułem,
że gorzej jest z moją twarzą. Miejsce uderzenia, czyli policzek i
nos, pulsowało nieprzyjemnie, a poza tym zdawało mi się, że chyba
trochę krwi ściekło mi do ust.
Podniosłem
się do klęczek, kiedy poczułem wibrację telefonu w kieszeni mojej
kurtki. Wyciągnąłem go i zobaczyłem na ekranie, że Chloe próbuje
się ze mną skontaktować.
– Halo?
– odezwałem się.
– Alex?
Wracasz do domu? – Usłyszałem głos siostry.
– Tak,
tak. Zaraz. A co jest?
– Gdzie
jesteś teraz?
– W
szkole. A co jest? – powtórzyłem.
Miałem
wrażenie, że Chloe drugi raz zleje moje pytanie, ale jednak
odezwała się:
– Lucas
u mnie jest i chcemy zamówić pizzę. Myślę, że nawet zdążysz
przyjechać przed dostawą. Chcesz jakąś?
– Nie,
dzięki – odmówiłem.
– Na
pewno?
– Tak.
– No,
dobra. Do zoba w domu! – zakończyła i rozłączyła się.
Zablokowałem
telefon i spojrzałem w moje odbicie w czarnym ekranie. Miałem
rację. Z nosa aż do ust pociekło mi trochę krwi. Na szczęście
nie zdążyła jeszcze zaschnąć, więc wyjąłem chusteczkę z
mojego plecaka i przetarłem nią twarz. Pewnie nadal zostało mi
trochę śladów, ale z pewnością wyglądałem trochę lepiej.
– No
dobra, czas wstać – powiedziałem, cicho do siebie.
Podniosłem
się i rozejrzałem dookoła, sprawdzając, czy nie zostały gdzieś
jakieś moje rzeczy. Wszystko miałem przy sobie, więc powoli
zacząłem iść w kierunku wyjścia ze szkoły. Ten dzień był zły.
Chciałem znów znaleźć się w moim pokoju, rzucić na łóżko i
zapomnieć o tym okropnym w świecie, w którym nikt mnie nie lubił.
Zachciało mi się płakać, kiedy dotarło do mnie, że czekała
mnie jeszcze przejażdżka autobusem i spacer do domu z przystanku.
Los
nie miał mnie dzisiaj w swojej opiece, bo uciekł mi jeden autobus i
potem musiałem czekać na następny pół godziny.
Kiedy
przyjechał następny autobus, wszedłem do środka. Z radością
zająłem jakieś wolne miejsce z tyłu i skuliłem się na nim,
starając się zwracać na siebie jak najmniej uwagi. Wolałem, żeby
nikt inny już się do mnie dzisiaj nie przyczepiał. Jazda autobusem
przebiegała mi całkiem spokojnie do czasu, aż trzy przystanki od
mojego domu do środka weszła grupa staruszek. Wszystkie te panie
były bardzo zmęczone i bolały je nóżki, więc stanęły koło
miejsc zajętych przez młode osoby (jak np. ja) i zaczęły o tym
informować rzeczywistość. Emerytka, która stanęła obok mnie,
miała jednak w sobie trochę przyzwoitości i po prostu uśmiechnęła
się w moją stronę. Wywołała we mnie poczucie sympatii i moje
serce momentalnie zmiękło.
Wytrzymam
trzy przystanki, pomyślałem, wstając z miejsce i ustępując je
tej miłej pani, która grzecznie podziękowała i znów obdarzyła
mnie swoim uśmiechem. Stanowczo byłem zbyt miękki i łatwo dawałem
sobą manipulować.
Trzy
przystanki później odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu mogłem
opuścić pojazd.
Spacer
uliczkami na moim osiedlu zajął mi około dziesięć minut, zanim w
końcu dojrzałem mój duży dom. Mieszkałem w rejonie dla bogaczy,
gdzie znajdowały się jedynie domki jednorodzinne, które były
ostoją dla tych wszystkich sztucznie idealnych rodzin. Nasz dom
został pomalowany na bardzo jasny żółty kolor, co dobrze
komponowało się z szarym dachem oraz białymi dopełnieniami w
postaci ram okiennych i drzwi wejściowych oraz garażowych. Cały
teren posesji zabezpieczał czarny metalowy płot, a do środka można
było wejść jedynie przez bramkę dla ludzi zamykaną na klucz lub
bramę wjazdową dla samochodów.
Dom
miał dwa poziomy – na dole znajdowała się część otwarta,
gdzie najczęściej zapraszało się gości, a na górze były pokoje
mieszkalne, między innymi mój i mojej siostry.
Wszedłem
do środka domu i znalazłem się w przedsionku, który prowadził do
salonu. Całe wnętrze domu zostało zaprojektowane przez
zatrudnionych przez rodziców dekoratorów, więc wszystkie elementy
były idealnie dobrane i dopasowane. Ściany pomalowano na jasne
odcienie żółci i beżu, a meble również były jasne, przez co
wnętrze wydawało się bardzo przestronne.
Spodziewałem
się, że spotkam w salonie moją siostrę i wcale się nie
pomyliłem. Gdy tylko wszedłem głębiej do domu, usłyszałem jej
głos przeplatany z głosem jej chłopaka, Lucasa. Lucas był
naprawdę miłym i spoko facetem i choć należałem do nieśmiałych
osób, to udało mi się z nim parę razy na spokojnie porozmawiać.
Chloe była z Lucasem już od ponad roku i całkiem nieźle się
dobrali, mimo tego że moja siostra cały czas narzekała na
najlepszego przyjaciela Lucasa. Mówiła mi, że nie polubili się od
pierwszego spotkania.
– Alex,
to ty? – zawołała Chloe, gdy usłyszała, jak poruszam się po
domu.
– Tak
– odkrzyknąłem.
Zajrzałem
do salonu, który był dużym pomieszczeniem, gdzie znajdowały się
białe sofy, a pomiędzy nimi niski stolik. Naprzeciwko na ścianie
powieszony został telewizor plazmowy, a pod nim ustawiono komody. Na
ścianach wisiały jakieś obrazy, które chyba miały ocieplać
wnętrze, ale ja nie znosiłem tych bohomazów.
Na
jednej z sof siedziała moja siostra, przytulona do boku swojego
chłopaka. Chloe farbowała swoje włosy na czerwono, a oprócz tego
od dłuższego czasu filcowała je też w dredy, więc sięgały jej
już do połowy pleców. Jedynie grzywkę pozostawiła rozpuszczoną
i zawsze ją prostowała. Oczy mieliśmy takie same – niewielkie i
brązowe, ale Chloe zawsze podkreślała je kreską i mocnym
makijażem.
Lucas
był wyższy od mojej siostry (i ode mnie też). Swoje czarne włosy
przykrywał czapkami zwanymi full cap, które dość często
podkradała mu Chloe. Chłopak miał bardzo jasną, mleczną
karnację, a jego idealną twarz nigdy nie pokrywała nawet jedna
krosta. W uszach umieścił niewielkie tunele, co mi osobiście
średnio się podobało, ale ponieważ nie były jeszcze takie duże,
to całkiem mu pasowały. Mogłem zrozumieć, czemu moja siostra na
niego poleciała. Ja też bym na niego poleciał.
– Cześć
– przywitałem się, udając, że akurat masuję policzek. W
rzeczywistości starałem się po prostu zasłonić ślad, który
pozostawił po sobie Charles. Nie chciałem, żeby Chloe
niepotrzebnie się tym martwiła.
– Siema
– odparł Lucas. – Co tam, młody?
Lucas
przeprowadził się tutaj z Australii, więc jego akcent często
wyróżniał go na tle innych osób, choć teraz akurat nie udało mi
się go wyłapać. A szkoda, był całkiem uroczy. Czasem gdy
zostawałem zupełnie sam w domu, próbowałem go naśladować, ale
nigdy bym się do tego nikomu nie przyznał.
– Ach,
no, dobrze – wymruczałem. – Nie będę wam przeszkadzać, pójdę
do siebie.
Ulotniłem
się tak szybko, jak tylko mogłem. Pewnie odebrali moje zachowanie
jako trochę niegrzeczne, ale wiedziałem, że Chloe i tak mnie
wytłumaczy tym, że byłem bardzo nieśmiałym chłopakiem.
Z
radością powitałem znajome, szare ściany mojego pokoju. Lubiłem
mój pokój, a moim ulubionym elementem było lustro na jednej ze
ścian poprowadzone od samego sufitu aż do podłogi. Porównywałem
je z takim z sali tanecznej, tylko że moje było znacznie węższe i
używałem go do czegoś innego. Całe wnętrze wyglądało dość
ekskluzywnie, ponieważ zostało zaprojektowane przez jednego z
dekoratorów zatrudnionych przez rodziców. Wszystkie meble miały
kolor jasnego, brzozowego drewna, a pościel na łóżku była pod
kolor do ścian.
Choć
nie miałem tutaj na ścianach żadnych plakatów zespołów czy też
przystojnych aktorów ani masy ramek ze zdjęciami poukładanych na
komodach, to jednak bardzo dobrze się tutaj czułem. Ktoś postronny
mógłby odbierać ten pokój jako smutny, w którym jeszcze nikt nie
zdążył się zadomowić, ale dla mnie wszystko było idealne.
Stanąłem
przed lustrem, więc znajdowałem się tyłem do drzwi wejściowych i
nawet bym nie zauważył, gdyby ktoś wszedł do środka. Przyjrzałem
się mojemu odbiciu i zauważyłem na prawym policzku czerwony ślad,
ale nie tak duży, jak się spodziewałem. Z kolei od nosa do ust
ciągnął się pasek resztek krwi, teraz już przyschnięty.
Niechętnie
podniosłem moją za dużą bluzę z kapturem w górę, żeby
przyjrzeć się także mojemu brzuchowi. Czułem lekki ból w
miejscu, gdzie kopnął mnie Charles i spodziewałem się, że może
to źle wyglądać. Byłem jednak w błędzie, brzuch tylko odrobinę
się zaczerwienił i podejrzewałem, że mógł mi się tu robić
siniak, ale nic więcej. Delikatnie dotknąłem tego miejsca i
zauważyłem, że było trochę cieplejsze niż reszta skóry.
Uznałem, że przydałaby mi się maść, aby posmarować te siniaki,
żeby szybciej się goiły.
W
domu były dwie łazienki – jedna na górze, a druga na dole, więc
nie musiałem się obawiać, że wpadnę na Chloe bądź Lucasa.
Najpierw przemyłem wodą twarz, aby pozbyć się resztek krwi. Potem
w szafce nad umywalką znalazłem maść, więc wróciłem do pokoju,
aby posmarować zranienie. Nie był to miły proces, szczególnie że
przy każdym dotknięciu się krzywiłem, ale chłód maści działał
kojąco i jakoś udało mi się z tym uporać. Potem uznałem, że
lepiej zrealizować początkowy plan, więc wszedłem do łóżka,
przykryłem się kołdrą pod samą szyję i zwinąłem w kłębek.
Już kilka minut później zasnąłem.
*
Gdy
się obudziłem, musiało być już późno, ponieważ zza moich
okien zaglądał księżyc.
Na
telefonie sprawdziłem godzinę. Dwudziesta. Nie chciało mi się
brać za szkołę, więc tylko zajrzałem do zeszytów, żeby
sprawdzić, jak wiele powinienem zrobić. Uznałem, że jak nie
zrobię paru zadań z matmy, to świat się nie zawali. Sięgnąłem
za to po jakąś sztukę Szekspira, bo czułem prawdziwą ochotę, by
trochę porecytować.
Moje
hobby odkryłem kilka lat temu i wówczas zamówiłem do mojego
pokoju do lustro. Od małego dzieciaka lubiłem udawać różne
postaci i wkręcałem obcych ludzi, opowiadając im niestworzone
historie, ale dopiero gdy poszedłem do szkoły, uświadomiłem
sobie, co to tak naprawdę oznacza. Kochałem grać. Marzyłem o tym,
by w przyszłości zostać aktorem, dlatego w nowej szkole od razu
zainteresowałem się zajęciami teatralnymi. Niestety trochę
wstydziłem się, by dołączyć do grupy aktorskiej, ale wiele razy
zaglądałem do sali teatralnej i pomagałem sprzątać rekwizyty, a
czasem przygotowywać dekoracje. Mimo wszystko rozwijałem swoje
hobby, ale po prostu robiłem to w domu. Brałem jakąś sztukę i
ćwiczyłem recytowanie przed lustrem. Grałem i równocześnie byłem
swoim widzem. Próbowałem przekonać samego siebie, że historia,
którą opowiadałem była prawdziwa. Chciałem któregoś dnia
stanąć na scenie albo na planie filmowym. Wiedziałem, że z moją
nieśmiałością może być mi trochę ciężko, ale próbowałem z
tym walczyć.
Przeczytałem
wiele różnych sztuk i wcielałem się w wiele bohaterów, ale
stanowczo moim ulubieńcem był Szekspir. Dzisiaj obudziłem się z
myślą, że czas, by przypomnieć sobie monologi Hamleta, więc
sięgnąłem po książkę, otworzyłem w odpowiednim miejscu i
stanąłem przed lustrem. Ta obita twarz utrudni mi zadanie,
pomyślałem. W aktorstwie chodziło o przekazywanie emocji za pomocą
mowy ciała oraz mimiki twarzy. To drugie stanowczo miałem
ograniczone w tej sytuacji.
Nie
zdążyłem nawet powiedzieć słowa „być”, gdy rozległo się
pukanie do mojego pokoju. Odwróciłem się szybko i narzuciłem
sobie na głowę kaptur, by zakryć mój policzek. Chwilę później
w drzwiach stanęła Chloe. Nigdy w zasadzie nie czekała na
pozwolenie, by wejść. Pukała chyba jedynie po to, by mnie
poinformować, że zaraz wejdzie.
– Co
robisz? – zapytała, wchodząc do środka i zajmując miejsce na
łóżku.
– Miałem
właśnie ćwiczyć – powiedziałem i uniosłem sztukę do góry na
dowód moich słów. Chloe była jedyną osobą, która wiedziała o
moim hobby. Możliwe, że Lucas też wiedział, jeśli mu o tym
powiedziała.
– W
kapturze? – zapytała zaskoczona. – W kogo się wcielasz? Nocnego
dresa czy przestępcę?
– Hamleta.
Chloe
zaśmiała się.
– Rozumiem,
że jakaś nowoczesna wersja.
– Tak
jakby – stwierdziłem. – Lucas już poszedł?
– Tak
– powiedziała Chloe kwaśno. Nie wyglądała na zadowoloną.
– Coś
się stało?
Siostra
westchnęła, opuszczając ramiona.
– Wiesz,
cholera, znowu ten Ollie. – Ollie to najlepszy przyjaciel Lucasa i
najlepszy wróg Chloe. – Nie powinnam być o niego zazdrosna, ale
oni spędzają ze sobą masę czasu. Gdy tylko Ollie do niego
zadzwoni, bo coś się stało, to Lucas z wywalonym jęzorem do niego
biegnie. Nie jest jego pieprzonym chłopcem na posyłki.
– Może
po prostu się o niego martwi. Mówiłaś, że to jego bliski
przyjaciel, to oczywiste, że się przejmuje – powiedziałem,
starając się być obiektywny.
– I
wybiera jego ponad spotkanie ze mną? Miał zostać na noc i jak
zwykle dupa blada.
– Ech,
nie wiem, jak jest naprawdę, no... Ale wiesz, gdybyś ty zadzwoniła
do Lucasa, że coś się stało, to też od razu by do ciebie
przyleciał i olałby spotkanie z kolegami, gdyby to było coś
ważnego.
Chloe
obserwowała mnie przez chwilę, nic nie mówiąc, aż w końcu
skapitulowała i przyznała mi rację. Wiedziałem, że ciężko jest
jej się na to zgodzić, bo darła koty z Ollie'm, odkąd tylko go
poznała, więc on z zasady był zły. Na ogół stawałem po jej
stronie i śmiałem się z wszystkich jej opowieści, w których go
obrażała, ale tak naprawdę nigdy go nie poznałem, więc nie
wyrobiłem sobie prawdziwej opinii na jego temat.
– Żeby
nie było, on nadal mnie wkurwia – zastrzegła Chloe.
– Wiem
– zgodziłem się. – Ty go pewnie też.
– Myśli,
że jak jest w wyższej klasie, to niby jest mądrzejszy.
I
znów to samo. Wiedziałem, że Chloe bardzo bolało to, że była od
niego dwie klasy niżej, szczególnie że Ollie zawsze jej dokuczał
z tego powodu. Oboje mieli po osiemnaście lat, ale Ollie poszedł
rok wcześniej do szkoły, a potem moja siostra nie zdała w
dziesiątej klasie i tak oto różnica pomiędzy nimi urosła. Nie
żeby Chloe jakoś bardzo zależało na nauce, ale po prostu nie
lubiła być gorsza konkretnie od Ollie'ego.
– Jak
minął ci dzień dzisiaj w szkole? – zapytała.
– W
porządku – skłamałem. Zawsze mówiłem to samo, choć Chloe i
tak znała prawdę.
Siostra
wstała, podeszła do mnie i i opuściła mój kaptur na plecy. Nawet
się przed tym nie broniłem. Prędzej czy później zauważyłaby to
limo.
– Dlaczego
ty się w ogóle przed tym nie bronisz? – Chloe dotknęła
delikatnie siniaka, ale skrzywiłem się i odsunąłem, gdy tylko
poczułem ból.
– Nie
chcę... robić problemów – powiedziałem. – Znudzi im się.
– Mam
poprosić Lucasa, żeby się tym zajął?
– Nie!
– wykrzyknąłem. – Będzie tylko gorzej, a za jakiś czas na
pewno im się znudzi. Przez ostatnie dwa miesiące w ogóle się mnie
nie czepiali, ale dzisiaj wyjątkowo im podpadłem. Jak wszystko
pójdzie dobrze, to niedługo znów o mnie zapomną.
– Jak
chcesz, Alex. Jeśli zmienisz zdanie, to po prostu powiedz.
– Raczej
nie.
Chloe
skinęła głową.
– Zastanawiałam
się... Chciałam zrobić tutaj imprezę. Wiesz, moje laski, kumple
Lucasa i jacyś inni ludzie ze szkoły. Byłoby fajnie, a rodziców i
tak nie ma, więc szkoda nie wykorzystać czasem takiej okazji.
– Nic
im nie powiem – zapewniłem od razu.
Siostra
wywróciła oczami i cmoknęła ze zirytowaniem. Chyba nie doceniła
mojego żartu.
– Wiem,
że im nie powiesz. Raczej chodzi mi o to, czy w ogóle weźmiesz
udział. Byłoby fajnie, jakbyś się do nas dołączył i spędził
z nami trochę czasu. Poznałbyś grupę, moglibyśmy obrażać razem
Ollie'ego.
Zawahałem
się. Chciałem chodzić na imprezy, tak jak inne osoby w moim wieku,
ale raczej nie czułbym się dobrze w towarzystwie parę lat
starszych ode mnie znajomych Chloe. Ona i jej ekipa dość często
razem imprezowali, więc na pewno byli zaprawieni w piciu i ogółem
wiedzieli, jak zachować się na domówce. Ja nie miałem żadnego
doświadczenia, bo nigdy nikt mnie nie zapraszał, a z moją
nieśmiałością pewnie i tak siedziałbym tylko sam w rogu jak
kołek albo, co gorsza, ośmieszyłbym się w obecności tych
wszystkich osób.
– Chyba
nie mam na to ochoty – mruknąłem.
– No
co ty, Alex? – oburzyła się Chloe. – Masz okazję poznać jakiś
nowych ludzi, a ty będziesz tego unikać?
– Chloe,
ja... Wiesz, że nie czuję się dobrze wśród ludzi. Możecie sobie
zrobić imprezę, ja po prostu posiedzę sobie w pokoju. Nie będzie
mi to w żaden sposób przeszkadzać.
– Alex,
nie dramatyzuj.
– Naprawdę
nie chcę.
– No
dobra. – Chloe poddała się. – Ale jak zmienisz zdanie, to
jesteś mile widziany na dole. Jeszcze ci potem powiem, kiedy
dokładnie odbędzie się ta nasza popijawa. Bo wiesz, szykuj się,
że będzie sporo alkoholu. I chyba potem podskoczymy z Lucasem do
sąsiadów, żeby ich ostrzec, że może być trochę głośno przez
muzykę.
– A
jak ktoś zadzwoni do rodziców?
– To
powiemy, że rodzice wiedzą – odparła pewnie Chloe. – Tak jakby
mieli się nagle pojawić, akurat wtedy gdy zapraszamy grupkę
znajomych – zakpiła.
– Ech,
okay – zgodziłem się trochę niepewnie.
– Jak
coś to biorę wszystko na siebie. W każdym razie, ucieszyłabym
się, gdybyś do nas dołączył. Masz jeszcze parę dni, żeby się
zastanowić.
– Aha,
okay. Pomyślę – dodałem po to, żeby ją zbyć.
Chloe
w końcu zostawiła mnie samego, więc mogłem w spokoju wrócić do
sztuki. Nim jednak się za to zabrałem, zerknąłem jeszcze raz na
mój brzuch, gdzie pojawił się już siniak. Wzdychając, nałożyłem
kolejną warstwę kremu, bo ta poprzednia starła mi się podczas
snu.
Gdy
znów stanąłem przed lustrem i spojrzałem w swoje odbicie,
odechciało mi się wszystkiego. Nie chciałem wcielać się w
postacie Mistrza Szekspira, najlepszego pisarza wszech czasów, kiedy
tak bardzo byłem świadomy tego, że jestem zwyczajnie samotny.
_____
Witajcie w nowym opowiadaniu! Wiem, że niewiele się tutaj wydarzyło (jak zawsze w pierwszych rozdziałach u mnie xD), ale i tak mam nadzieję, że to opowiadanie przypadnie Wam do gustu. Serio, bo jak nie, to się wynudzicie na tegorocznym Maratonie Kwietniowym xD
Wszelkie opinie mile widziane :)
Trafiłam przypadkiem i widzę, że zostanę tutaj na dłużej XD.
OdpowiedzUsuńMoże nie wydarzyło się dużo, ale poznaliśmy chociaż trochę głównego bohatera, który nie ma łatwego życia. Samotność w szkole jest straszna. Dobrze, że chociaż ma kochającą siostrę. Mam nadzieję, że pozna kogoś, kto sprawi, że jego życie stanie się weselsze.
Czekam na dalszy ciąg XD.
Ze swojej strony życzę dużo weny XD.
Cieszę się, że przypadło Ci do gustu ;)
UsuńCóż ten pierwszy rozdział to faktycznie taki krótki wstęp, ale potem już raczej więcej będzie się działo.
Ciąg dalszy na pewno w kwietniu! :D
Dziękuję bardzo ♥
Hej,
OdpowiedzUsuńświetne się zapowiada to opowiadanie, biedny Alex samotność to straszna rzecz, nauczyciele nic nie zauważają? może Olli zainteresuje się Alexem... już yo widzę oczami wyobraźni... impreza, Alex się nie pojawia, ale do jego pokoju zagląda Olli...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrewelacyjnie się zapowiada... ojć biedny Alex samotność to jest straszna rzecz, ale chyaa niebawem to siębzmieni... nauczyciele nie zauważają niczego niepokojącego? a może to właśnie Olli zainteresuje się Alexem... widzę to tak... impreza, Alex się nie pojawia, ale nagle do jego pokoju zagląda Olli... i zaczynają rozmawiać, okazuje się że mają podobne zainteresowania, i coraz częściej można ich razem spotkać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga