Aaron
Nie
bolała mnie głowa, zauważyłem, gdy powoli zaczynała wracać mi
świadomość.
Ścierpła
mi ręka, pomyślałem, kiedy spróbowałem sięgnąć do moich
włosów.
Otworzyłem
lekko oczy, bo kontakt ze światłem skutecznie mi je przymykał.
Spróbowałem zorientować się w sytuacji w jakiej się znalazłem i
naprawdę było mi ciężko sobie przypomnieć. Pierwsza rzecz
potwierdzona, wypiłem wczoraj za dużo. Mojej ręce dopływ krwi
skutecznie blokowała jakaś dziewczyna. To dlatego mi ścierpła ta
ręka, stwierdziłem logicznie. Dziewczyna miała na sobie tylko
bieliznę. Ja zachowałem też spodnie, ale koszulkę gdzieś
straciłem. Druga rzecz potwierdzona, zaliczyłem wczoraj. Ciekawe,
czy rzygałem.
W
momencie, kiedy ta myśl pojawiła się w mojej głowie, mój żołądek
odezwał się, jak na zawołanie. Zerwałem się gwałtownie, nie
przejmując się moją partnerką z poprzedniej nocy i przyłożyłem
dłoń do ust. Chwilę zajęło mi rozeznanie się w sytuacji. Dom
Chloe, dziewczyny Lucasa. Przypomniałem sobie, gdzie jest łazienka
i obrałem nowy cel. Na szczęście była wolna, więc od razu
podbiegłem do kibla i oddałem treść żołądkową.
– Uch
– jęknąłem, gdy torsje trochę się uspokoiły. Myślałem, że
tym razem nie przeholowałem.
Muszę
ograniczyć picie, pomyślałem stanowczo. Obiecywałem to sobie po
każdej imprezie. Jeszcze nie udało mi się tego spełnić.
Chwilę
później znów mnie zerwało, więc nachyliłem się nad ubikacją.
– Aaron?
– Usłyszałem za sobą cichy głos. Chciałem się odwrócić,
żeby sprawdzić, kto to był, choć podejrzewałem, że to Lachlan.
Nie udało mi się jednak upewnić w moich domysłach, ponieważ
jeszcze raz coś odezwało się w moim żołądku i chwilę później
zaliczyłem kolejne zbliżenie z muszlą klozetową.
Poczułem
rękę na moich plecach. Koło mnie przyklęknął blondyn o
niebieskich oczach i gładkiej, młodej twarzy. Lachlan. Zerknąłem
na niego kątem oka, starając nie oddalać się od mojego obecnego
zbiornika na wymioty.
Chłopak
pogłaskał mnie po plecach, a potem przeczesał palcami moje włosy,
odgarniając je na bok, tak aby nie wpadały mi do oczu. Potem podał
mi szklaną szklankę, w której znajdowała się woda.
– Napij
się – powiedział Lachlan.
Sięgnąłem
po naczynie i przepłukałem usta. Dopiero potem wziąłem drugi łyk
i odważyłem się go przełknąć.
– Dzięki
– mruknąłem.
Przyjaźniłem
się z Lachlanem od trzech lat. Byłem od niego o rok starszy, więc
chodziłem do trzynastej klasy, a on – do dwunastej. Poznaliśmy
się w szkole, świeżo po rozpoczęciu mojego jedenastego roku, gdy
pojawili się nowi uczniowie. Lachlan zapadł mi w pamięć kilka
razy na przerwach, gdy chodził po korytarzach ze swoim rówieśnikiem,
Ethanem. Zawsze uśmiechał się promiennie, chętnie pomagał innym
ludziom, uczuł się dobrze i zachowywał nienagannie. Ja też kiedyś
taki byłem. Zanim poszedłem do liceum.
Ponieważ
ja nie czułem się dobrze w tamtym moim poprzednim wcieleniu (i
nigdy nie uśmiechałem się tak dużo jak Lachlan), pomyślałem, że
może powinienem pomóc mu się zmienić. Zaprosiłem go wraz z
Ethanem na jedną z imprez, którą organizowałem razem z Ollie'm i
Lucasem. Chciałem wprowadzić tego uroczego blondaska w świat pełen
szaleństw, jednonocnych przygód, litrów alkoholu i wyzwolenia od
rodziców. Nie wiedziałem jednak, że Lachlan wcale tego nie chciał.
Lubił być tym pozytywnym, zawsze dobrym chłopakiem. Postanowiłem
dać mu spokój.
Potem
pojawił się Ollie z prośbą, abym na następną imprezę też
zaprosił Lachlana. Chyba się polubili, przeciwieństwa się
przyciągają – wredny i miły. (Potem Ollie mi wyznał, że
Lachlan po prostu wpadł mu w oko. Lubił takich chłopaków – o
błękitnych oczach i jasnych blond włosach. Ja też kiedyś mu się
podobałem.) I tak jakoś od imprezy do imprezy zaczęliśmy się
spotykać coraz częściej, a nasza piątka stała się dość
ciasnym gronem. Pomagaliśmy Lucasowi poderwać Chloe, wspieraliśmy
też Ethana, gdy zainteresował się Evie. Lachlan zawsze stawał po
naszej stronie, dzielnie wysłuchiwał, kiedy potrzebowaliśmy się
wygadać i zalewał nas wszystkich pokładami optymizmu, zawsze
poprawiając nam humor. Nie czułem z nim szczególnej więzi,
szczególnie że jego styl bycia bardzo przeczył mojemu podejściu
do życia. Wszystko jednak się zmieniło.
Jak
wiele różnych historii w naszym przypadku punktem początkowym była
impreza. Mieliśmy wszyscy w piątkę iść do klubu, tak
planowaliśmy na początku. Potem jednak odpadł Ethan, bo chciał
spotkać się z Evie. Szybko potem pożegnaliśmy z tego wyjścia
Lucasa, który wybrał Chloe. I została nas trójka – Ollie, Lach
i ja. Ollie odpadł tuż przed samym wyjściem, podobno gorzej się
poczuł. Nie czułem się szczególnie komfortowo, idąc tylko z
Lachlanem, ale on w sumie mnie lubił, a ja nie chciałem odpuszczać
sobie jednej imprezy.
Wówczas
w klubie wywiązała się między nami rozmowa, która poruszyła
temat wiecznie szczęśliwego i zadowolonego z życia Lachlana.
Zauważyłem, że wiele ludzi zazdrości mu takiego podejścia, na co
on się zaskoczył, bo nie wiedział, że ludzie tak go odbierają.
Ja, również zawistny, wytknąłem mu, że nie ma problemów, więc
jego życie musi być idealne. Nie wiedziałem jednak wielu rzeczy.
Chociażby tego, że Lachlan nie lubi rozmawiać o swojej
przeszłości. Nie zezłościł się na mnie, że tak pochopnie go
oceniłem, po prostu powiedział mi prawdę. Od tamtego czasu
staliśmy się sobie naprawdę bliskimi przyjaciółmi. Zawsze mogłem
na niego liczyć, a on mógł na mnie. I chociażby teraz, gdy tylko
zajmował się mną, gdy rzygałem, czułem, że miałem przy sobie
naprawdę dobrą duszę.
– Jak
się czujesz? – zapytał. To było bardzo urocze, że się tak o
mnie martwił.
– Ujdzie
– odparłem, opierając się o ścianę koło kibelka. Torsje mi
odpuściły i poczułem się trochę lepiej, więc zdawało się, że
moja przygoda z muszlą już się zakończyła.
Lachlan
usiadł obok mnie, trzymając dla mnie szklankę, i podciągnął
kolana pod klatkę piersiową.
– Nienawidzę
rzygać – dodałem. – Rzygałeś kiedyś przez picie?
– Nie.
– Blondyn pokręcił głową. – I jakoś nie planuję, jak tak
ciebie oglądam. Boli cię głowa?
– Nie,
jest w porządku.
– To
dobrze.
Pokiwałem
głową. Rozejrzałem się z zaciekawieniem po łazience.
Pomieszczenie było naprawdę duże, ładnie wykafelkowane w kolorach
brązu i beżu. Podejrzewałem, że wzór został zaprojektowany
przez specjalnie wynajęte do tego osoby. Przy jednej ze ścian
wbudowano naprawdę dużą wannę z hydromasażem, a na przeciwnej
ścianie powieszono długie poziome lustro. Pod nim umieszczono blaty
z dwoma umywalkami. Łazienka wyglądała jak typowa łazienka
bogaczy. U mnie w domu też takie były.
– Obudziłem
się koło jakiejś laski – powiedziałem. – Nie pamiętam, jak
się nazywa, ale jak zdążyłem zauważyć, to nie była Aisha.
Wydaje mi się, że wczoraj się z nią szlajałem, a potem chyba się
całowaliśmy. Wiesz, co się z nią potem stało?
Lachlan
pokręcił głową.
– Nie
wiem. Byłem wtedy z Alexem.
– Alexem?
– Bratem
Chloe.
– Ach,
no tak – powiedziałem ze zrozumieniem. Lucas wspomniał nam, że
Chloe w zasadzie organizuje tę imprezę dla swojego brata. Chciała
chyba go trochę rozerwać i zapoznać go z jakimiś nowymi ludźmi.
Najwidoczniej jej się udało, skoro Lachlan spędził z nim trochę
czasu. – Jaki on jest?
– Miły,
nieśmiały, ale dobrze mi się z nim rozmawia.
– Dwa
lata młodszy – dodałem.
– Ja
jestem rok młodszy, a i tak się ze mną zadajesz.
Wzruszyłem
ramionami. Lachlan był bardzo dojrzały jak na swój wiek. Ale Alexa
nie znałem, więc darowałem sobie ocenianie go. Gdyby Chloe się
dowiedziała, że źle mówię o jej bracie, pewnie uszkodziłaby mi
jaja.
– Nieważne
– powiedziałem. Wyciągnąłem Lachlanowi z ręki szklankę i znów
trochę się napiłem. Potem przepłukałem usta, wyplułem do kibla
i spuściłem wodę.
– Już
lepiej? Nie będziesz już wymiotował?
Pokręciłem
się głową. Pierwsze mdłości przeszły, a potem trochę
pogadaliśmy, przez co odciągnąłem moje myśli i poczułem się
pewniej. Zawsze istniało ryzyko, że znów się zbełtam, ale nie
chciałem też tu spędzić całego dnia.
Razem
opuściliśmy łazienkę i zdałem sobie sprawę, że znajdujemy się
w holu na piętrze. W wolnych miejscach pomiędzy drzwiami do pokojów
umieszczono jakieś artystyczne bohomazy, których nie powstydziłby
się żaden zamożny człowiek. U mnie w domu też były podobne.
– Która
jest godzina? – zapytałem z zastanowieniem. Myślałem, że może
spotkamy w salonie jakichś domowników albo inne osoby z imprezy
zbierające się do domu. Tymczasem, faktycznie spotkaliśmy tę
drugą grupę, tylko że wszyscy spali powykładani, gdzie tylko
mogli. Skoro skończyły się wolne miejsca na sofie, ludzie po
prostu położyli się na podłodze. Nie miałem pojęcia, gdzie ja
spałem dokładnie, ale byłem przekonany, że obudziłem się w
łóżku.
– Chwilę
przed dziewiątą.
Uniosłem
brwi.
– Pierwszy
raz tak wcześniej wstałem po imprezie.
– To
musiała być słaba impreza w takim razie.
– Nie,
no co ty. Było fajnie.
– Jak
zawsze – zaśmiał się Lachlan. Oczywiście, miał rację. Jeśli
na imprezie nie wydarzyło się nic szczególnie ciekawego, ale
bawiłem się dobrze, oceniałem je tak samo. Zawsze.
Poszliśmy
do kuchni, żeby przygotować sobie coś do zjedzenia, póki jeszcze
wszyscy nie wstali i można było zrobić to w spokoju. Ponieważ już
kiedyś odwiedziliśmy Chloe, czuliśmy się tutaj w miarę
swobodnie. Lachlan zaczął przygotowywać nam śniadanie, choć ja
akurat planowałem uraczyć się jedynie szklanką wody. Wolałem nie
ryzykować kolejnego biegu o życie do łazienki.
– Pewnie
nie chcesz jeść – powiedział Lachlan.
– Nie
wiem, czy zniosę widok ciebie jedzącego – zażartowałem. Tak
naprawdę nie myślałem, żeby było ze mną aż tak źle, ale Lach
zawsze martwił się trochę za dużo.
Po
śniadaniu chciałem do razu wracać do domu, ale Lachlan stwierdził,
żebym jeszcze odczekał. Jego zdaniem wciąż mnie trzymało, z czym
ja się nie zgadzałem, ale z drugiej strony zawsze cechowałem się
lekkomyślnością. Zaufałem przyjacielowi, więc usiedliśmy w
kuchni przy stole i po prostu sobie rozmawialiśmy przez godzinkę.
Potem w końcu zaczęliśmy się zbierać. Blondyn chciał mnie
jeszcze przekonywać, żeby poczekał dłużej, aż wstanie więcej
osób, ale już naprawdę zaczynało mnie to nudzić.
Przed
domem na podjeździe stało moje srebrne volvo. Rodzice zafundowali
mi je, gdy skończyłem osiemnaście lat. Po otrzymaniu tego prezentu
okropnie się pokłóciliśmy, ponieważ wiedziałem, że kryło się
w tym coś więcej. Oni próbowali mnie przekupić drogim prezentem i
zmusić do podążania drogą wyznaczoną przez nich. Gdy tylko im to
wytknąłem, od razu zaprzeczyli, ale i tak wiedziałem, że kłamali.
Przynajmniej pozwolili mi zachować auto.
Lachlan
wsiadł z lewej strony na miejscu pasażera, a ja zasiadłem za
kierownicą. Zawsze podwoziłem go po imprezach. Chłopak nie miał
prawa jazdy i na razie nie planował robić, ponieważ mieszkał z
ciotką, a jej nie było stać na zakup samochodu dla niego. Nie żeby
Lachlan narzekał, on chyba nigdy nie śmiałby żądać czegokolwiek
od ciotki.
Przejazd
zajął nam nie dłużej niż piętnaście minut, bo o tej godzinie
na szczęście nie było korków. Zaparkowałem pod niewielkim, ale
zadbanym domem jednopiętrowym. Ciotka Lachlana całkiem nieźle
zarabiała, bo miała własne przedsiębiorstwo, ale ostatnio podobno
spadły jej trochę obroty i musiała bezpieczniej podejmować
wszystkie decyzje.
Lachlan
pożegnał się ze mną swoim wyjątkowo optymistycznym uśmiechem i
poprosił, żebym prowadził ostrożnie. Potem mogłem pojechać do
domu.
Podwożenie
Lachlana mógłbym uznać za odrobinę uciążliwe, ponieważ ja
mieszkałem w zupełnie innej części miasta, ale zawracałem sobie
tym głowy. Przyjaźniliśmy się, więc pomagaliśmy sobie nawzajem.
Mój
dom leżał w jednej z tych dzielnic, gdzie każdy sąsiad próbował
przed sąsiadem zaimponować. Moi rodzice akurat pod tym względem
byli całkiem mądrymi ludźmi i nigdy nie przejmowali się
utarczkami z innymi mieszkańcami. Nasz dom został wybudowany tak,
żeby był użyteczny – rozplanowano wszystkie wymagane
pomieszczenia, odpowiednie wielkości – i tak go wybudowano. Z
zewnątrz był bardzo prosty, bez zbędnych ozdób, jak łuki czy
kolumny, biały, dwupiętrowy o szarym, pochyłym dachu. Ogród też
nie był wyjątkowy, po prostu zawsze idealnie przystrzyżona trawka,
a z tyłu znajdowało się parę krzewów i drzew, którym zajmował
się pan Mike, starszy ogrodnik. Przychodził zawsze w poniedziałki
i czwartki, żeby zadbać o rośliny, i zawsze starałem się być
wtedy w domu. Nie po to, żeby go pilnować, bo uważałem go za
naprawdę mądrego człowieka, który w swoim życiu już wiele
przeżył, więc chętnie z nim rozmawiałem.
Wjechałem
do garażu, osobnej budowli stojącej na prawo od domu. Garaż był
zbudowany w tym samym stylu, cechował się prostotą, białymi
ścianami i szarym, pochyłym dachem. Zawsze jednak doceniałem to
miejsce, ponieważ jego wielkość spełniała wszystkie oczekiwania
– mieściły się tam dwa samochody.
Z
niezadowoleniem zauważyłem, że wewnątrz stał też samochód
rodziców. Nie cieszyłem się z tego, ponieważ to oznaczało, że
spotkam ich w domu i zapewne czekała nas kolejna konfrontacja. Jak
ich znałem, od razu rzucą się z mordą o to, że poszedłem na
imprezę, a potem będą mnie zmuszać do rzeczy, którym nie
chciałem robić. Zawsze tak było.
Chciałem
odczekać w samochodzie kilka godzin, ale uznałem to za dziecinne, a
ja przecież byłem już dorosły. Zebrałem się w sobie i poszedłem
do domu. Matka chyba tylko czekała, aż wrócę, że zrobić mi
burę. Starałem się przemknąć niepostrzeżenie przez korytarz,
ale siedziała w kuchni przy otwartych drzwiach, więc od razu mnie
dostrzegła.
– Aaron!
– zawołała. – Nie przywitasz się ze mną?
Zacisnąłem
zęby. Nie przywitasz się ze mną, przedrzeźniałem ją w myślach.
Wszedłem do kuchni, która zawsze była idealnie wysprzątana, tak
jakby nikt z niej nie korzystał. Matka siedziała przy stole
stojącym na środku pomieszczenia i popijała kawę. Blond włosy,
które po nie odziedziczyłem, spięła w luźnego koka, a twarz
delikatnie pomalowała. W zasadzie mimo swojego wieku, nadal była
dość ładną kobietą, pożądaną przez mężczyzn. Jej charakter
jednak był nie do zniesienia.
– Dzień
dobry – powiedziałem.
– Oj
– westchnęła, próbując uśmiechnąć się do mnie ciepło. –
Tak sztywno będziesz się ze mną witać?
Warknąłem.
– Chciałaś,
żebym się przywitał, to się przywitałem. Teraz będziesz
narzekać, że nie z tobą przywitałem inaczej niż chciałaś? Może
następnym razem przywitasz się sama ze sobą w moim imieniu? Będzie
łatwiej!
Ta
kobieta tak strasznie działała mi na nerwy. Gdyby nie to, że wraz
z ojcem zaopatrywała mnie pieniężnie, już dawno bym od niej
uciekł. Z nią naprawdę ciężko się żyło.
– Aaron
– mruknęła, udając wielce zranioną. – Nie podoba mi się to,
że tak się odwracasz ode mnie i od taty.
– A
mi nie podoba się to, że mnie kontrolujecie! – krzyknąłem.
– Przecież
możesz chodzić na imprezy, kiedy chcesz... – powiedziała cicho.
– Tak,
ja sobie pójdę na imprezę, a potem czegoś chcesz w zamian. A jak
nie ty, to ojciec. Albo narzekacie, gdy tylko wrócę, że znowu
gdzieś poszedłem. Z wami nie da się żyć.
– Aaron,
kochanie – powiedziała miękko. Z tej mojej matki to straszna
manipulatorka była. Potrafiła tak silnie grać na czyichś
uczuciach, że zawsze udawało jej się osiągnąć, co tylko sobie
wymarzyła. Kiedyś, jak byłem młodszy, to jej się dawałem. Jedno
słowo powiedziała tym swoim cienkim, skrzywdzonym głosikiem i już
robiłem, co tylko zachciała. Ale z czasem zmądrzałem i dojrzałem,
jaką jest okrutną osobą. Ojciec zresztą nie był lepszy. Oni
oboje wyniszczali mnie od środka od małego i tworzyli idealnego,
posłusznego synalka. Nie spodziewali się, że dostrzegę ich
prawdziwe oblicza i wyłamię się spod ich kontroli. Pewnie gdyby
wiedzieli wcześniej, że to nastąpi, to stworzyliby sobie więcej
takich marionetek. – My z tatą chcemy – kontynuowała matka –
żebyś tylko był szczęśliwy. Nic więcej.
– Więc
nie stawajcie na mojej drodze do szczęścia!
Ona
znów myślała, że tymi ckliwymi tekstami obudzi we mnie jakieś
pokłady miłości w stosunku do niej. Musiałem zachować zimną
krew. Gdybym tylko okazał choć trochę słabości, ona od razu by
to wykorzystała i otruła swoim jadem. Znów stałbym się więźniem
moich rodziców.
– Dobrze,
syneczku, jak tylko chcesz – poddała się, ale to było tylko
chwilowe. Za jakiś czas znów spróbuje. – Nie będziemy ci
dzisiaj z tatą przeszkadzać. Jakbyś jednak chciał, to potem
chętnie zrobię ci coś do jedzenia, dobrze?
Kolejny
raz próbowała udawać tę idealną matkę, która zrobiłaby
wszystko dla swojego syneczka. Jakimś takim banalnym aktem jak
przygotowanie obiadu chciała odegrać rolę, że niby się mną
zajmuje.
– Nic
od ciebie nie chcę! – krzyknąłem. Czasami miałem takie chwile,
w których bardzo chciałem, żeby ona zniknęła. To była jedna z
nich.
Matka
tylko pokiwała potulnie głową, nie odpowiadając już na mój
krzyk. Wydawało mi się, że w końcu do niej dotarło, bo mi
odpuściła. Wziąłem butelkę wody i wyszedłem z kuchni, nie
zwracając na nią uwagi. Popieprzona kobieta.
Wróciłem
do siebie do pokoju, ale tylko po to, żeby wziąć rzeczy na
przebranie. Potem poszedłem do łazienki, żeby wziąć prysznic.
Nigdy do końca nie wiedziałem, co się działo ze mną na tych
wszystkich imprezach, dlatego wolałem się dokładnie umyć. Nie
wspominając już o tym, że pewnie jebało ode mnie rzygami na
kilometr. Wciąż czułem nieprzyjemny posmak w buzi, więc umyłem
też bardzo dokładnie zęby, chcąc pozbyć się tego syfu. Nadal
czułem ogromną nienawiść do czynności, jaką było wymiotowanie,
ale upłynęło już trochę czasu i znów nabierałem ochotę na
jakąś kolejną imprezę, co zapewne znów skończy się tak samo.
Odświeżony,
czułem się znacznie lepiej. Prysznic naprawdę dobrze mi zrobił,
bo ochłonąłem także po napiętym spotkaniu z matką.
W
swoim pokoju, zabrałem się za odrabianie lekcji. Przed wszystkimi
ludźmi pozowałem, że jestem ogromnym nieukiem, który nigdy nic
nie wie i zawsze dostaje szmaty ze sprawdzianów, ale tak naprawdę
tylko udawałem. Na koniec zeszłego roku, jednak z nauczycielek
powiedziała mi, że miałem jedną z najwyższych średni w szkole.
To był ściśle strzeżony sekret. Nawet Ollie i reszta chłopaków
nie wiedzieli, że tak dużo zakuwam. Nie przyznawałem się do tego
ludziom, bo to nie pasowało do mojego wizerunku bad boya, ale
lubiłem się uczyć. Dlatego to robiłem. Poza tym, wiedziałem też,
że jak zachowam jak najlepsze oceny, mimo tych wszystkich imprez, to
rodzice nie będą mieli się czego czepiać. I faktycznie tak było.
Jeszcze kiedyś, w dziesiątej klasie, gdy poznałem Ollie’ego i
Lucasa i zacząłem częściej z nimi wychodzić, próbowali to
ograniczyć, za każdym razem gasiłem ich kolejną dobrą oceną,
którą dostałem ze sprawdzianu. Z tym argumentem nie umieli
dyskutować.
Dlatego
też zacząłem przygotowywać się do szkoły. Czekał mnie
sprawdzian z historii w przyszłym tygodniu, więc rozplanowałem
sobie naukę tematów. Napisałem też wypracowanie na angielski, ale
zrobiłem to trochę na odwal się. Nie zależało mi na samych
maksymalnych ocenach, te prawdę mówiąc trochę mnie wkurzały. Nie
lubiłem być najlepszy, wolałem przeciętność, bo wtedy się nie
wyróżniałem.
Matka
mnie nie okłamała. Ani ona, ani ojciec nie zajrzeli do mnie dzisiaj
do pokoju. Bardzo się cieszyłem, że miałem trochę dnia dla
siebie. Późnym popołudniem poszedłem do kuchni, żeby zjeść
jakiś obiad. W lodówce znalazłem resztki spaghetti przygotowane
przez rodziców, więc odgrzałem sobie makaron w mikrofali. Z
gotowym posiłkiem zaszyłem się u siebie w pokoju. W domu było
zaskakująco cicho i podejrzewałem, że rodzice może gdzieś razem
wyszli. Nie wnikałem w to, a już tym bardziej nie planowałem ich
szukać.
Późnym
wieczorem odezwał się mój telefon. Napis na ekranie głosił, że
to Ollie próbuje się ze mną skontaktować.
– Cześć
– przywitałem się.
– Aaron?
– zapytał.
– Nie,
Bonifacy. Dzwonisz do mnie, to raczej ja odbieram.
– Ach,
pierdol się – warknął Ollie. Ollie generalnie kpił ze
wszystkich ludzi, ale bardzo nie lubił, gdy ktoś kpił z niego.
Lubiłem się z nim czasem podroczyć, ale on w sumie odpłacał mi
się tym samym.
– Dobra,
czego chcesz?
– Jesteś
w domu?
– Tak.
– Mogę
cię odwiedzić? – zapytał.
– Po
co?
– Stęskniłem
się za twoją ohydną mordą – warknął, a ja się zaśmiałem.
Gdy pierwszy raz Ollie rzucił w moją stronę chamskim komentarzem,
nie wiedziałem, jak się zachować. On trochę mnie przerażał, a
trochę imponował mi tym, jak świetnie sobie radził z ludźmi i w
ogóle nie przejmował się ich opinią. Nigdy nie spodziewałbym
się, że mógłbym się z kimś takim zaprzyjaźnić. A jednak.
Potem Ollie pomógł mi się także zmienić i to dzięki niemu
zauważyłem także, jak okropni są moje rodzice i uwolniłem się
spod ich wpływu.
– Pewnie
już jesteś w drodze do mnie – stwierdziłem.
– Jak
ty mnie dobrze znasz. Jestem pod twoim domem, wpuścisz mnie?
Westchnąłem.
Chyba nie miałem innej opcji.
Opuściłem
i poszedłem po Ollie'ego, który czekał za drzwiami. Ollie był
całkiem przystojnym chłopakiem i gdyby nie miał wiecznie takiego
zarozumiałego wyrazu twarzy, pewnie nie mógłby się opędzić od
potencjalnych partnerów. Tak naprawdę swoim stylem bycia zniechęcał
do siebie ludzi, ale zostawali przy nim tylko ci wytrwali i
prawdziwi.
– Co
tam? – zapytałem, gdy Ollie rozbierał się i zostawiał swoje
rzeczy w holu.
– Rzygam
życiem – powiedział, przeczesując ręką swoje brązowe włosy.
– Rzygałeś dzisiaj po imprezie, co?
Pokiwałem
głową i pokierowałem go do mojego pokoju. Na szczęście nie
trafiliśmy na moich rodziców, chyba jednak wyszli. Ollie czuł się
u mnie w domu całkiem swobodnie, więc od razu wyłożył się na
łóżku. Ja usiadłem na krześle od biurka, stojącym przy
przeciwnej ścianie i odwróciłem się w jego stronę. Ollie
przypatrywał mi się swoimi piwnymi ślepiami i trochę czułem się,
jakby mnie skanował.
– Jak
się nazywała ta lasia z wczoraj? Ta, co ją zaliczyłeś.
– Nie
mam pojęcia – odparłem zgodnie z prawdą.
– Masakra,
ale z ciebie gentleman, nawet nie pamiętasz imienia swojej damy.
Uniosłem
kpiąco brew.
– Jak
miał na imię ostatni chłopak, z którym się ruchałeś? –
odparowałem.
– To
było dawno, nikt już tego nie pamięta – powiedział Ollie.
– Myślę,
że gdybyś chciał, to pewnie być kogoś wyrwał.
– Jaka
szkoda, że nie chcę – stwierdził poważnie.
Ollie
był na tym samym roku co ja, ale był rok młodszy. Psychicznie
jednak odbierałem go jako znacznie dojrzalszego. Przede wszystkim to
on pomógł mi wyrwać moją pierwszą dziewczynę na seks, gdy
miałem szesnaście lat. Wiedziałem, że był doświadczony w tych
sprawach, ale nie wiedziałem, jak bardzo. On nigdy nie lubił o tym
rozmawiać, a odkąd był z nami w szkole, robił wszystko, żeby
unikać kontaktów seksualnych z kimkolwiek. Nie miałem pojęcia, co
nim kierowało, ale i tak stałem po jego stronie. Gdy spędzaliśmy
czas w swoim gronie, wiele razy namawialiśmy go z Lucasem, żeby
może spróbował sobie kogoś poderwać, ale nie chciał. Kiedy
jednak jakiś frajer przystawiał się do niego w klubie, zawsze go
broniliśmy.
– Na
pewno znajdziesz tego idealnego – powiedziałem pocieszająco.
Ollie
wywrócił oczami.
– Nikogo
nie szukam. Lubię być sam.
– Twoja
ręka ci wystarcza?
Na
twarz szatyna wpłynął zadziorny uśmiech.
– Nie
tylko ręka, mam też zabawki.
– Uch
– jęknąłem i zasłoniłem twarz dłońmi. On uwielbiał mnie
prowokować. – Nie chcę o tym gadać.
– Słaby
jesteś.
– Źle
mnie wyszkoliłeś.
– Powinienem
dawać jakieś lekcje wychowania seksualnego.
– A
jakie rzeczy już robiłeś? – zapytałem z autentyczną
ciekawością.
– Pokazać
ci? Na tobie? – Uniósł brew. Znowu chciał mnie zawstydzić, ale
tym razem mu na to nie pozwoliłem.
– Zgodziłbym
się, ale nie jesteś w moim typie.
Ollie
machnął ręką i obrócił się na plecy.
– Ale
i tak, to ja tłumaczyłem ci, jak przeruchać chłopaka.
– Nie
musisz mi tego ciągle wytykać.
Jak
byłem młodszy zawsze myślałem, że po prostu podobają mi się
dziewczyny i tyle. Dopiero kiedy zacząłem się spotykać z
dziewczynami i na wielu imprezach przeżyłem wiele jednorazowych
przygód trochę poczułem się znudzony. Idąc tropem mojego
przyjaciela, który lubił chłopaków, pomyślałem, że ja też
mógłbym spróbować. Poprosiłem więc Ollie'ego, aby mi
wytłumaczył co i jak, co okazało się dość przydatne, gdy się
za to zabrałem, ale teraz on lubił mi to wypominać.
– Muszę.
To jest to, co robię.
– Wkurwiasz
innych? – wtrąciłem.
Ollie
skinął głową.
– Pokłóciłem
się z mamą, wiesz – powiedział nagle znacznie ciszej i
spokojniej, poważniej. – Ona jest zła, że ciągle chodzę na te
imprezy. Myśli, że się staczam i nic dobrego ze mnie nie będzie.
– Twoja
mama jest w błędzie. Matki takie są, lubią nam narzucać swoją
wolę – powiedziałem bez żartów. Wiedziałem, że Ollie miał
powód, żeby do mnie przyjść i najwidoczniej właśnie dotarliśmy
do tego powodu.
– Nie
przeraża cię to? – Ollie poderwał się do siadu i spojrzał na
mnie z pełną powagą. – Zaraz skończymy szkołę, zostało nam
kilka miesięcy do egzamin. Koniec głupiego nastoletniego życia,
koniec tych wszystkich imprez i trzeba brać się za poważne życie.
Szukać pracy i robić te inne pierdoły.
– Prędzej
czy później każdego to dotyka – powiedziałem.
– Ale
nie czujesz, że to za szybko? Taki Lachlan i Ethan mają jeszcze
jeden rok, ale nie my. Musimy decydować o naszym życiu i od tego
zależy cała nasza przyszłość. Znaczy, wiem, że w sumie ty się
szkołą tak średnio przejmujesz, ale nie boisz się trochę tych
zmian?
Wzruszyłem
ramionami.
– Mam
bogatych rodziców, nie muszę nic robić.
Ollie
pokiwał głową, trochę zawiedziony, że nie podjąłem tego
tematu. Miałem podobne myśli jak on i trochę się bałem, ale po
co zadręczać się tym tak wcześnie? Nadal zostało nam pół roku
imprezowania, a co się wydarzy potem... to wydarzy się potem. I
trzeba będzie to przyjąć.
Hej,
OdpowiedzUsuńtrochę poznaliśmy chłopaków, Ollie był zainteresowany Lanshamem, ciekawe jak dalej się to potoczy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, trochę poznaliśmy teraz chłopaków, Ollie był zainteresowany Lanshamem, ciekawe co dalej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga