W
holu stała niska brązowowłosa dziewczyna, rozglądając się
niepewnie dookoła. Ubrana była w kozaczki na niskim obcasie,
granatową spódniczkę i beżową koszulę. Jedną dłonią trzymała
rączkę ogromnej, czarnej walizki, która opierała się o jej lewą
nogę.
Moja
siostra wraz z Nikki od razu się na nią rzuciły, prawie zwalając
dziewczynę z nóg. Potem Chris, Ryan, Huke
i ja podeszliśmy do niej, delikatnie ją przytulając i wręczając
kolorowe baloniki. Łowczyni patrzyła na nas i uśmiechała się
przez łzy szczęścia, a kiedy ujrzała Ryana, jeszcze bardziej
się wyszczerzyła. Chłopak przytulił ją, po
czym namiętnie pocałował, więc wszyscy zgodnie się
obróciliśmy, żeby dać im trochę prywatności.
— O Boże, tak się cieszę, że was wszystkich widzę – załkała
Talia, gdy skończyła czułości ze swoim chłopakiem. Wnioskując z
krzywej miny Ryana, dla niego to było stanowczo za mało.
— Ja też! Tęskniłam za tobą – zapiała Eira.
— Wszyscy za tobą tęskniliśmy – dorzucił Huke, na co moja
bliźniaczka prychnęła cicho. Zgromiłem ją wzrokiem, lecz ona
pozostała niewzruszona.
— Jak Francja? – spytała Nikki.
— To takie śliczne państwo – rozmarzyła się i pochłonęła w
swojej opowieści. Opowiadała o tym, jak wraz ze swoją kuzynką
odwiedziła Paryż oraz Wieżę Eiffla, jak
była na śniadaniu w jakiejś małej, uroczej kawiarence i jadła
croissanty, jak poszła na zakupy, podczas których
kupiła siedem par butów, cztery pary spodni oraz
dwa szaliki, jak poszła na dyskotekę do jakiegoś klubu,
gdzie widziała niesamowicie przystojnego Francuza (na tę
informację Ryan warknął, ale Talia pocałowała go w policzek,
czym chyba go udobruchała), jak wybrała się do galerii sztuki,
w której oglądała normalne, ludzkie (nie wampirze) dzieła
i wiele, wiele innych. Opowiadała chyba przez ponad dwie godziny.
Żeby nie było, nie staliśmy przez cały ten czas w holu. Kiedy
Talia sobie nadawała, spokojnie spacerkiem poszliśmy sobie do
salonu, tam usiedliśmy, słuchaliśmy, a Talia wciąż gadała.
— Wiecie, trochę mi brakowało Dievam – powiedziała na koniec.
— Nam brakowało misji z tobą – dodałem. – I w ogóle misji.
— Nie odbyliście żadnej podczas mojej nieobecności? – zapytała
zszokowana.
Pokręciliśmy
przecząco głowami.
— Dlaczego?
— Dobre pytanie – skrzywiła się Eira.
— Ale będziemy mieli jakąś misję, prawda? Dostaliście materiał?
— Nie. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo – rzucił Huke, zerkając
na mnie wyczekująco. Przed każdą misją, na którą mieliśmy się
wybrać, kapitan grupy (w tym wypadku ja) otrzymywał plik kartek, w
której znajdowały się różne informacje odnoście misji –
liczebność wampirów, położenie ich gniazda, kto tam rządzi i
jakieś inne pierdoły. Już od dawna nie miałem w dłoniach takiego
dokumentu.
— Nic nie mieliśmy – powiedziałem.
— Trudis się tłumaczyła?
— Nie – mruknęła Nikki. – Jak na razie organizuje tylko nic nie
znaczące spotkania o jakimś szajsie, że chcą wprowadzić zmiany w
szkolnictwie, ale nie poruszyła żadnych ważnych tematów. Jak dla
mnie była to strata czasu.
— Nie tylko dla ciebie – dodałem.
— Ciebie tam nie było! – krzyknęła Eira.
— No bo wiedziałem, że to będzie nudne!
— Jesteś śmieszny!
— Przestańcie – uspokoiła nas Talia. – Fajnie, że dopiero co
wracam, a już się coś dzieje, nie będę miała nawet chwili, żeby
odetchnąć.
— To kpina? – spytał Huke, marszcząc brwi.
— Oczywiście, że nie. Co wy sobie wyobrażacie? Jesteśmy Łowcami,
naszym zadaniem jest zabijanie wampirów, a nie chodzenie na jakieś
spotkania i słuchanie o zmianach w systemie szkolnictwa. My
powinniśmy walczyć, a jak dobrze wiecie, wampiry wciąż istnieją.
Musimy się dowiedzieć, dlaczego nie odbywamy żadnych misji,
przecież to nie jest normalne!
— Nie wiem, czy angażowanie się w to jest dobrym pomysłem... –
zaczął Ryan.
— Przymknij się!
— Wróciłaś kilka godzin temu!
— Jakie to ma znaczenie? Wszyscy przecież widzimy, że nie chcą nas
puścić na misje, chcę wiedzieć dlaczego! Max, dobrze by było,
gdybyś dostał się jakoś do gabinetu Trudis i przejrzał wszystkie
papiery, jakie tam są...
— Stop! – po raz kolejny przerwał jej Ryan. – Rozumiem, że chcesz
się w to mieszać i chyba każdy chce, ale nie możemy robić tego w
tym momencie. Zaplanujmy wszystko i zróbmy to porządnie, czyli jak
na Łowców przystało. A to oznacza, że żadnego wymyślania planów
teraz, tutaj, dzisiaj. Myślę, że powinnaś wrócić ze mną do
domu, spędzić ze mną trochę czasu, a potem się spotkamy i
przedyskutujemy tę sprawę. Co sądzicie?
— Popieram – powiedziałem od razu. – Może wpadniecie wszyscy
jutro do nas i wszystko omówimy?
— O której?
— Dziewiętnasta.
— Okay – odparł Ryan. – Zwijamy się, słońce – dodał i złapał
Talię za rękę, a drugą dłonią wziął jej ogromny bagaż.
Patrzyłem za nimi, aż zniknęli nam z pola widzenia.
Spojrzałem
na resztę.
— Rozchodzimy się? Nie mamy tu za wiele... – przerwał mi krzyk
Talii, która nadbiegła nagle w naszą stronę.
— Max!
— Co jest? – zapytałem.
— Słyszałam, że ktoś wpadł ci w oko. Mam nadzieję, że potem
grzecznie mi wszystko wyśpiewasz – powiedziała z uśmiechem. –
No, to tyle. Muszę spadać, Ryan na mnie czeka. Do jutra.
Eira,
Nikki, Huke i Chris wybuchnęli śmiechem, zapewne na widok mojej
miny. Przytkało mnie. Cholera, jak to jest, że wszyscy nagle wiedzą
o moim zauroczeniu? To nie fair! Nigdy więcej, nie zdradzę sekretów
swojej siostrze.
*
Trudis
Ravale przemierzała pewnym krokiem korytarz w prawej części
siedziby z teczką dokumentów pod pachą, kiedy natknęła się na
pierwszego Łowcę. Wiedziała, że to zły znak, nawet jeśli Łowca
tylko się z nią przywitał. Ten korytarz często był pusty, inni
rzadko kiedy go odwiedzali, przeczuwała więc, że niedługo coś
się stanie.
I
stało.
Na
trasie spotkała jeszcze dwóch innych Łowców, nim w końcu ujrzała
Maxa McCarey'a spacerującego sobie swobodnie, lecz to była tylko
gra. Trudis dostrzegła lekkie, niemal niezauważalne napięcie w
jego ruchach.
— Dzień dobry, pani dyrektor – przywitał się spokojnie.
— Witam, panie McCarey. Czy coś się stało?
— Nie, raczej nie, proszę pani. Znaczy... w zasadzie to mam pewną
sprawę – powiedział słodkim głosem.
— Proszę mówić.
— Chodzi o to, że wróciła dziś Talia, zapewne pani o tym wie,
ponieważ dużo osób o tym teraz plotkuje, a poza tym zna pani
zawsze wszystkie terminy. Jesteśmy więc teraz pełną drużyną i
moje pytanie jest, kiedy wybierzemy się na jakąś misję?
— Nie jesteście kompletni.
— Ale nam zawsze brakuje jednej osoby! Po prostu sobie kogoś dobieramy
jednorazowo.
— To może pomyślisz o tym, aby w końcu wziąć kogoś na stałe,
Max? Jak można zwlekać trzy lata?! Jest tak wielu Łowców, którzy
nie należą do żadnej grupy.
— Pomyślę o tym, obiecuję – powiedział szybko. – A kiedy
dostanę dokumenty o misji?
— I tak nigdy ich nie czytasz – zauważyła Trudis.
— Jakie to ma znaczenie? Już od dawna nie byliśmy na misji...
— I w najbliższym czasie nie będziecie. Jakbyś był na spotkaniu,
wiedziałbyś, że wprowadzamy teraz sporo zmian, które zajmują
niemal cały Zarząd, a to oznacza, że nie mamy teraz czasu zajmować
się misjami i wysyłamy tylko niewielką liczbę drużyn. Nim
zdążysz zadać mi kolejne pytanie, McCarey – dodała szybko,
kiedy zobaczyła, że Max otwiera usta, żeby coś powiedzieć. –
Nie, nie możesz nam pomóc. To nie jest sprawa dla osoby takiej jak
ty. Jeśli będziemy potrzebowali od ciebie jakiejś pomocy, na pewno
cię o to poprosimy. Czy chcesz ode mnie jeszcze czegoś?
Łowca
zamyślił się na chwilę, a pani Ravale pomyślała, że może w
końcu da jej spokój i będzie mogła zanieść dokumenty, które
trzymała pod pachą.
— A co z tamtym wampirem? – zapytał Max.
Trudis
westchnęła głośno, zdenerwowana. McCarey czasem doprowadzał ją
do szału. O ile jego siostra była przykładną,
spokojną Łowczynią, o tyle on był nieokrzesany i
nieogarnięty. Do tego potrafił bardzo
długo gadać. Pani dyrektor zaczęła się obawiać, że nigdy nie
skończą mu się te pytania.
— Dziś rano pojawił się sygnał, obserwujemy go.
— A jak się czegoś pani dowie...?
— Poinformuję cię. Na pewno – przerwała twardym głosem. – Teraz
przepraszam, muszę już iść, ponieważ mi się spieszy.
— Do widzenia.
Pani
Ravale ucieszyła się, gdy blondyn zniknął z zasięgu jej wzroku.
Trochę się o niego obawiała, ponieważ on lubił ładować się w
jakieś kłopoty i nie swoje sprawy. Nie chciała, aby zaczął
węszyć obok tej sytuacji z misjami, wolała, żeby jak na razie
wiedziała o tym jak najmniejsza liczba osób. Musiała zabezpieczyć
wszystkie dokumenty i informacje, które udało jej się zdobyć,
ponieważ wiedziała, że Max może włamać się do jej gabinetu.
Oczywiście, gdyby go na tym przyłapała, zostałby surowo ukarany,
ale jeśli nie... Trudis wolała nie myśleć o tym, jak ważne
informacje znalazłyby się w posiadaniu tego Łowcy.
Otrząsając
się z zamyślenia, ruszyła przed siebie szybkim krokiem. Miała
ważną sprawę do załatwienia. Sprawę, z którą nie powinno się
zwlekać.
*
— Czy ciebie też to denerwuje? – zapytałem, uderzając brutalnie w
worek treningowy. Wraz z Chrisem postanowiliśmy zrobić sobie mały
trening, dlatego wybraliśmy się na salę gimnastyczną. Jako że
byliśmy tu jedyni, mogliśmy sobie porozmawiać.
— Raczej po prostu mam to gdzieś – odparł. Stał z boku i
najzwyczajniej w świecie mi się przyglądał. Wcześniej pompował,
ale chyba mu się znudziło. Jeśli chodzi o mnie, to chciałem się
wyładować. Czułem się wściekły.
— Trudis przesadza, jestem najlepszym Łowcą! Nie powinna mnie tak
ignorować.
— Nie ufa ci. Coś jest nie tak, pewnie wie o tym tylko Zarząd.
— Jeśli w ogóle wie, uch – jęknąłem, wykonując kolejny cios.
Chyba trochę krzywo ustawiłem dłoń, przez co poczułem ból w
nadgarstku.
— Ostrożnie – rzekł Chris.
— Nie chcesz ze mną walczyć? – zapytałem.
— Wolę nie, nie chciałbym zostać trupem.
— Bez przesady.
— Wściekły, jesteś okropny – powiedział i usiadł na podłodze.
Rzuciłem
się z pięściami na biedny worek, wciąż go bijąc, nie dając mu
nawet chwili spokoju. Po jakiejś minucie szalonych uderzeń,
wykonałem piękny wykop i opadłem na podłogę koło Chrisa,
wzdychając ciężko.
— Mam dość – mruknąłem, rozkładając się na ziemi.
— Przesadzasz z brutalnością – zauważył mój przyjaciel.
Prychnąłem
cicho. To on znany był z tego, że lubił się znęcać nad
wampirami, nie dając im nawet chwili wytchnienia.
— Jestem zły.
— Wściekły – poprawił mnie.
— Wkurwiony – stwierdziłem.
Chris
również ułożył się na podłodze. Leżeliśmy koło siebie w
ciszy, patrząc na biały, lekko pożółkły
sufit. Zastanawiałem się, jaki temat mogę poruszyć, ponieważ
wolałem gadać, ale zostałem zaskoczony przez mojego przyjaciela.
— Co z tą dziewczyną? – spytał cicho.
— Co ma być?
— Rozmawiałeś z nią?
— Wciąż nie wiem, jak ma na imię – westchnąłem.
— Postaraj się. Lepiej, żebyś nie przegrał tego zakładu.
— Dlaczego? Aż taki jestem odrażający? – zapytałem z udawanym
smutkiem.
— Żebyś wiedział.
Prychnąłem.
— Hej! Może nie jestem jakiś wybitnie mądry, ale to zawsze można
zwalić na kolor włosów. Za to potrafię się bić i nie ma osoby,
która by ze mną wygrała.
— Znam lepszych.
— Wal się. Przynajmniej jestem przystojny.
— To prawda.
Uśmiechnąłem
się lekko.
— Ale mógłbyś być wyższy.
— Cicho, idioto. Wzrostu się nie wybiera.
— Jesteś niższy od swojej siostry – zauważył, odwracając się w
moją stronę. Spojrzałem na niego.
— Nawet mi o tym nie przypominaj – mruknąłem.
— To urocze.
Prychnąłem
po raz kolejny, a Chris zachichotał.
— Idiota – warknąłem.
— Czy ty...? – zaczął, ale przerwał mu głos niesiony przez
radiowęzeł.
— Drodzy Łowcy, mówi pani dyrektor Trudis Ravale. Już dziś na
korytarzach i w salach pojawią się informacje odnośnie kolejnego
spotkania. Odbędzie się ono pojutrze o godzinie dwunastej, tak jak
ostatnio w Sali Spotkań SS numer 3. Obecność obowiązkowa. Pozwolę
sobie wytłumaczyć, co to oznacza. Wszyscy, dosłownie wszyscy,
muszą się na nim zjawić. Tak, pan też, panie McCarey. Dziękuję.
Chris
wybuchnął śmiechem, a ja się skrzywiłem. To jest
niesprawiedliwe, przecież jego też nie było na poprzednim
spotkaniu, dlaczego o nim nie wspomniała?
— Nawet gdybyś nie był najlepszy, wszyscy by wiedzieli, kim jesteś.
— E tam. W każdym razie, myślisz, że jest sens spotykać się jutro?
Może Trudis wytłumaczy, dlaczego nie mamy misji.
— Zrobi to?
— Nie sądzę, ale może powie coś kluczowego?
— Pogadaj z Huke'm. Powiedz, że zaraz po spotkaniu idziemy do was,
zamiast jutro. Ja pójdę do Ryana i Talii.
— Okay.
Odnalezienie
Huke'a było rzeczą banalnie prostą. Lubił się angażować w
wiele spraw, zakładów, wyjść na piwa, dlatego moją pierwszą
myślą było odwiedzenie salonu. Spodziewałem się, że tam go
znajdę i wcale się nie pomyliłem. Siedział wraz z trzema innymi
Łowcami, z którymi głośno o czymś
rozmawiał, ekscytując się wyraźnie oraz
nie zwracając nawet uwagi na to, że mogą komuś przeszkadzać.
Pomyślałem
sobie, że może się wycofam i złapię Huke'a kiedy indziej, bo nie
chciałem rozmawiać z pozostałymi. Nim jednak zdążyłem cokolwiek
zrobić, jeden z nich mnie zawołał. Rozpoznałem w nim Liama
Rockfellera, wysokiego, brązowowłosego Łowcę, który znajdował
się na liście dziesięciu najlepszych na miejscu czwartym. Oprócz
tego posiadał własną drużynę, do której należała Layla
Blackwater – siódma w rankingu Łowczyni, której bardzo nie
lubiłem. I nie byłem jedyną osobą, która nie pałała do niej
sympatią. Większość nie wyrażała się o niej najlepiej. Często
mówili, że to dziwka bądź suka. Że: „jest pieprzoną egoistką,
która myśli tylko o swoim zasranym tyłku”, „puszcza się na
prawo i lewo, żeby tylko coś zdobyć”, „jest pierdoloną
kłamczuchą, która wtyka nos w nieswoje sprawy”, „traktuje
wszystkich gorzej, jakby była królową świata”, „nigdy nie
robi nic bezinteresownie”, „to szmata, której twarzą powinno
się wycierać podłogę”. Nie do końca zgadzałem się z tymi
wszystkimi opiniami, ale większość była jak najbardziej
prawdziwa.
— McCarey, chodź do nas!
Westchnąwszy,
skierowałem się w ich stronę.
— Siema – przywitałem się.
— Ostatnio coś znikasz – powiedział Liam.
Wzruszyłem
ramionami.
— Mam trochę spraw na głowie.
— Pewnie ten nadmiar misji, co? – zakpił Elias Dawes. Również
znajdował się w najlepszej dziesiątce, gdzie
utrzymywał się na miejscu szóstym. Był
postawnym, czarnowłosym mężczyzną, należał do drużyny Liama i
prawie wszyscy plotkowali o tym, że ma romans z Laylą. Nie wiem,
ile jest w tym prawdy.
— Wy też nic nie macie? – zapytałem.
— A ktoś coś w ogóle ma? – rzucił Liam. – Mam wrażenie, że
Ravale sobie z nas kpi.
— Ona mnie wkurwia – powiedziałem wprost. Niewiele osób nie
obawiało się otwarcie obrażać panią dyrektor. Ja na szczęście
się tym nie przejmowałem.
— Stara się być miła. Nawet dzisiaj wytłumaczyła ci, co oznacza
to, że wszyscy muszą stawić się na spotkaniu. Bardzo kulturalnie
zwróciła się do ciebie – stwierdził Huke, a pozostali się
zaśmiali. Miałem ochotę jebnąć go w mordę.
— Zamknij się, idioto – warknąłem. – Przyszedłem tu, żeby ci
przekazać, że nie widzimy się jutro, tylko po spotkaniu u Trudis.
Nara.
Zostawiłem
ich samych, krocząc dumnie przed siebie i ignorując ich śmiechy.
Nabijali się ze mnie, to jasne. Załatwiłbym ich wszystkich naraz,
a oni sobie ze mnie kpili! Co za idioci, powinna ich spotkać kara
boska. A jak nie kara boska, to kara ode mnie. Dużo bardziej
bolesna.
__________
Po raz pierwszy (^^) w historii dodaję zbetowany rozdział. Bardzo bardzo dziękuję Ayo Shima ♥ za to, że chciało Ci się męczyć z tymi moimi błędami :x I mam nadzieję, że dalej wytrzymasz ze mną, z moim tekstem i że będziesz go betować do końca :D
A wszystkich czytelników zapraszam do komentowania i życzę sił na obecny tydzień! (: (ja swój zaczęłam wf'em w poniedziałek rano, a przez bieganie siadło mi kolano ;/)
A wszystkich czytelników zapraszam do komentowania i życzę sił na obecny tydzień! (: (ja swój zaczęłam wf'em w poniedziałek rano, a przez bieganie siadło mi kolano ;/)
Ah, nareszcie przeczytałam to bez oglądania każdego przecinka przez parę minut xd
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co Zarząd ukrywa... I ten moment z "Tak, ty też, panie McCarrey.", nie wiedzieć czemu, kojarzy mi się z Harrym Potterem (O_o)
W ogóle chciałabym zaraz ciąg dalszy. Ty masz taki... em, "luźny" styl. Przyjemnie się go czyta.
Poza tym nie masz pojęcia jak fajnie "czyta się" rozdział przed publikacją (n_n) Dla tego uczucia chciałam zostać betą xd
I tak, jeśli ktokolwiek zauważy jakiś błąd, to wieszać psy na mnie. Laire nie ma nic wspólnego ze wszelkimi błędami obecnymi w rozdziale xd Och, jakie tam męczyć? Tylko jak zobaczyłam jeden akapit, miałam ochotę rzucić to wszystko w cholerę xd Wiesz, o którym mówię.
I tak, wytrzymam z Tobą do końca, chyba że moi nauczyciele wykończą mnie po drodze xd Na razie zapowiada się na to, że będę siedzieć w kącie pokoju i płakać, nie wiedząc czym mam się zająć...
A i teraz tak mi się rzuciło w oczy, chyba powinno być "wyraźnie się ekscytując". Sorka, nie zauważyłam wcześniej.
Jak można z rana wyciągnąć człowieka na bieganie? Toż to nie ludzkie jest...
Weny! Czasu! Znośnej szkoły!
Bisous
Ayośka
(wow... jaki długi, nic nie wnoszący komentarz xd)
Witam.
OdpowiedzUsuńNa poczatku chcialabym zaznaczyc, ze nie potrafie pisac komentarzy :P
Trafilam na Twojego bloga przypadkiem juz kilka dni temu, ale dopiero dzisiaj przeczytalam wszystkie rozdzialy.
Podoba mi sie Twoj styl pisania. Czyta sie je lekko i szybko. Masz dobry pomysl na opowiadanie (a przynajmniej tak mi sie wydaje). Zaciekawilas mnie.
To chyba na tyle. Raczej nie bede komentowac kazdego rozdzialu, ale wiedz, ze bede wchodzic i czytac rozdzialy.
Pozdrawiam, zycze weny i milej nauki :)
~Sialalala
Witam,
OdpowiedzUsuńciekawe o co chodzi dokładnie, co to za ważne dokumenty, może częściowo wytłumaczenie tej całej sytuacji, ech czemu tylko o Maxie wspomniała....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia