Kiedy
Trudis wezwała mnie do siebie na ploty (oczywiście nazwała to
„poważną rozmową”), wcale nie byłem zaskoczony. Po tym co się
ostatnio działo spodziewałem się, że nagle wpadnie i zapragnie
zobaczyć się z moją fantastyczną osobą. Miałem tak wielką
ochotę po prostu zlać jej problemy i powiedzieć, że mam własne
(na przykład niejasną sytuację z moim przyjacielem, do której sam
doprowadziłem i którą najwidoczniej widziałem tylko ja), ale jako
podrzędny Łowca musiałem się grzecznie stawić, bo inaczej
zostałbym brutalnie ukarany.
–
Cześć, Trudis –
rzuciłem na przywitanie, nawet nie kłopocząc się używaniem
formalnych zwrotów.
Pani
dyrektor spojrzała na mnie srogo z wyraźną chęcią skrytykowania,
ale kiedy spostrzegła, że najwidoczniej jestem nie w humorze, po
prostu sobie darowała.
Gdy
zająłem miejsce, zwróciłem uwagę na to, jak bardzo się tutaj
zmieniło. Porządek. Zawsze panował tu porządek. Tym razem Trudis
miała zawalone całe biurko jakimś ogromem papierów. Sama również
wyglądała na wykończoną. Praca nad spiskiem okazała się być
znacznie trudniejsza niż ktokolwiek z nas mógłby podejrzewać.
Pewnie jeszcze nic nie odkryli.
–
Sprawdziliśmy te radary
– wyznała.
– I
jak?
– No
cóż, wysyłałam mniejsze grupy, żeby to po prostu szybciej
zrealizować. Ich jedynym zadaniem było sprawdzenie, czy wampiry
znajdują się w tych miejscach, mieli nawet nie wdawać się w
walkę. Okazało się, że część była fałszywa. Ktoś
zaprogramował nasze komputery, by wskazywały nawet puste miejsca. W
rezultacie wiemy, że wampirów wcale nie przybyło. Znaczy pojawiło
się kilka nowych gniazd, ale nic ponadto niż moglibyśmy się
spodziewać.
–
Wszystko ściema? I błędy
komputerów?
– Na
to wygląda. Ale przyczyną raczej nie są błędy komputerów. –
Trudis zacisnęła zęby. Dievam wymykało się spod kontroli, a to
ona sprawowała nad nim władzę. Dla pani dyrektor na pewno
oznaczało to zwątpienie w swoje możliwości. Przez krótką chwilę
chciałem ją pocieszyć albo powiedzieć coś motywującego, ale na
szczęście mi przeszło.
–
Wiesz, kto za to
odpowiada?
–
Jeszcze nie. Ktokolwiek
jest odpowiedzialny za to wszystko, co się dzieje, musiał się
bardzo dokładnie do tego przygotowywać, ponieważ wszystkie ślady
znikają w miejscach, w których się pojawiają. Obawiam się, że
nie wiemy nic, a jak tak dalej pójdzie, to bardzo źle się to dla
nas skończy.
– Te
morderstwa i wampiry... Uważasz, że to jest ze sobą jakoś
połączone?
– Nie
wiem, Max. Choć istnieje pewna teoria, jakoby te znikające i
pojawiające się wampiry po prostu odwracały naszą uwagę od
głównego zadania, które dopiero teraz się zaczęło.
Zastanowiłem
się. To brzmiało naprawdę prawdopodobnie. No i łączyło się w
logiczną całość, przez co sprawa z wampirami nie wydawałaby się
totalnie bez sensu. Ale co było przyczyną tych morderstw? Po prostu
ktoś nas bardzo nienawidził? Brzmi trochę słabo.
– I
totalnie nic nie wiesz?
–
Niestety.
– W
takim razie czym zajmuje się moja siostra i Huke? – zapytałem.
Trudis
gwałtownie podniosła się na krześle.
– Max!
– wykrzyknęła. – Ty nie powinieneś o tym w ogóle wiedzieć.
– A
jednak wiem. To o co chodzi?
– Nie
mogę ci powiedzieć.
– W
ogóle nie rozumiem sensu naszych rozmów, skoro jestem informowany
tylko o wybiórczych rzeczach. – warknąłem. – Decydujesz, co
jest na tyle nie istotne, że mógłbym o tym wiedzieć, a potem
zostawiasz mnie z jakimiś wyrwanymi z kontekstu informacjami. Równie
dobrze mógłbym nic nie wiedzieć.
Zmarnowana
mina Trudis sprawiła, że poczułem lekkie wyrzuty sumienia, że tak
ją zaatakowałem słownie. Miała ciężko, a ja ją tylko
dobijałem. Nie ma co, pomocny jestem. Ale z drugiej strony, jeśli
naprawdę oczekiwała mojej pomocy, dlaczego nie mówiła mi
wszystkiego? Wtedy byłbym znacznie bardziej przydatny.
– A
co z Eliasem? – zmieniłem temat. – Przesłuchaliście go?
–
Próbowaliśmy, ale wiesz
jak to z wampirami bywa. Elias raz na jakiś czas odzyskiwał swoją
ludzką zdolność myślenia, podczas jednego takiego przypadku udało
mi się nawet uwolnić.
–
Uciekł?
– Nie.
Zabił się.
*
– Jak
się czujecie po naszym ostatnim treningu? – zapytałem.
Zastanawiałem
się wcześniej, czy powinienem w ogóle wspominać tę sprawę, ale
uznałem, że muszę. Oni mają być Łowcami, jak ja ich nie
wyszkolę, to nikt tego nie zrobi. A skoro jeszcze nie mieli jeszcze
kontaktu z wampirami, to należałoby wykorzystać tę sytuację jako
lekcję.
– Źle
się zachowaliśmy, prawda? – Beulah wydała się być skruszona.
Większość z nich skuliła się w sobie, najwidoczniej oczekując
ode mnie srogiej reprymendy.
–
Jeśli mam być szczery,
nie wiem, jak was ocenić. Jesteście młodzi, macie tylko
czternaście lat, to naturalnie, że waszą pierwszą reakcją w
chwili zagrożenia jest lęk. Z drugiej strony uczycie się, jak
zostać Łowcą, więc powinniście obcować z wampirami i wiedzieć,
jak sobie z nimi radzić.
–
Zostaniemy jakoś
ukarani? – zainteresował się Peter. Pamiętam, jak na pierwszych
zajęciach Peter był taki pewny siebie, świecie przekonany, że
jest najlepszy w grupie i radzi sobie z walką. Trochę w tym prawdy,
ponieważ miał naprawdę sporą wprawę, a jednak podczas ataku tych
trzech wampirów nie odnalazł w sobie takiego zapału do walki.
– Nie,
raczej nie. Jednak chciałbym z wami przedyskutować tę sprawę.
Okay?
Wszyscy
pokiwali głowami, wyraźnie zastanawiając się, co planuję zrobić.
Nie miałem konkretnego planu, ale chciałem im pokazać, jak powinni
działać. Gdyby czysto teoretycznie wybrali się w ósemkę na
misję, czekałaby ich współpraca. Dlaczego więc by ich w ten
sposób nie wyszkolić?
– Kto
się bał, gdy zobaczył, że wampiry są prawdziwe? Śmiało,
podnieście rękę.
Nie
wiem, czy się wstydzili, ale każdy spróbował się jak najbardziej
skryć. Wszyscy unieśli dłonie odrobinę, jakby starając się
skupić na sobie jak najmniej mojej uwagi.
–
Edward, Peter i Luis.
Jesteście wampirami, stańcie tutaj. – Wskazałem na miejsce koło
okna, gdzie ostatnio pojawiły się te kreatury. – Reszta z was
powinna ich pokonać. Jeśli nie macie broni, możecie ją wziąć z
pudła, ale nie teraz! – krzyknąłem, gdy zobaczyłem, że część
z nich już się tam wybiera. – Dopiero jak chłopcy was zaatakują.
W realnym życiu tak się zdarza, że nie macie, czym pokonać
wampira. Odpadacie z gry, gdy Edward, Peter albo Luis dotkną ustami
jakiegoś odkrytego miejsca na ciele, ale nie gryźcie, dobra? Trzy
pierwsze osoby, które odpadną będą potem udawać wampiry. Do
roboty.
Wampiry
na ogół nie należały do zorganizowanej grupy, planującej atak,
dlatego chłopcy od razy natarli na resztę. Ich pierwszym celem, jak
zdążyłem zauważyć, było odgrodzenie grupy od broni. Trzeba
przyznać, mądre posunięcie.
Wiedziałem,
że walka z rówieśnikami będzie dla nich znacznie łatwiejsza,
niżby miało się to dziać naprawdę, ale do czegoś trzeba zacząć.
Wpadłem na pomysł organizowania takich scenek wczoraj wieczorem i
chciałem zacząć od tej najbardziej realnej. Myślałem nawet nad
zabraniem ich w teren w przyszłości w celu dokładniejszego
poćwiczenia.
Jedyną
osobą, która miała przy sobie kołek, był Jean. Zanotowałem w
pamięci, żeby ich wszystkich porządnie opieprzyć z góry na dół
za niestosowanie się do moich zaleceń. Tymczasem skupiłem się na
akcji, która się tutaj odgrywała. Ponieważ trójka chłopców nie
miała nic do stracenia (poza życiem, teoretycznie) atakowali resztę
znacznie odważniej. Grupa Łowców mimo przewagi radziła sobie
jednak źle. Jeden kołek na pięć osób i w dodatku w rękach
chłopaka, który odrobinę obawiał się wykonania jakiegoś
niebezpieczniejszego ruchu, stawiało ich w słabej sytuacji.
Przyglądałem
się z boku, nie komentując ich zachowania, ale zauważyłem, że od
czasu do czasu spoglądali w moją stronę, jakby oczekując oceny.
Ja jednak dzielnie nic nie mówiłem.
Pierwsza
odpadła Marie. Zrobiła odważny ruch i wyrwała się poza szereg,
próbując dostać się do skrzyni. Nikt inny nie próbował się
tego podjąć, więc należał jej się punkt za sam pomysł, ale
wybrała nie najlepszy moment, ponieważ Luis od razy ją złapał i
„ugryzł”. Przywołałem ruchem ręki dziewczynę do siebie, żeby
nie przeszkadzała reszcie i oglądała ze mną ich zmagania.
Pomysł
Marie podłapały Lisha i Misty, ale one znacznie lepiej go
zrealizowały. Poczekały na odpowiedni moment i gdy tylko pojawiła
się luka, przemknęły między chłopakami. Peter złapał Lishę za
łokieć, ale ta sprawnie się wykręciła i złapała w locie kołek
rzucony przez Misty. Wykonała gwałtowny ruch, rozpraszając
chłopaka, a zaraz potem przyłożyła kołek do jego piersi, w ten
sposób go „uśmiercając”. Uśmiechałem się, oglądając tę
szybką i sprawną akcję między dziewczynami. Nawet jeśli nie do
końca tak to planowały, to szybka współpraca pozwoliła im na
pokonanie jednego „wampira”.
Dziewczyny
potraktowały poważnie współpracę i podały kołek Beulah, na
którą nacierał Edward. Tuż przy niej Jean próbował pokonać
Luisa, ale kiedy widziałem jego niepewne ruchy i brak jakiekolwiek
podjęcia ryzyka, spodziewałem się, że zaraz padnie. I wcale się
nie pomyliłem.
Lisha
i Misty dołączyły się do reszty grupy, atakując od tyłu
pozostałych dwóch przeciwników. Akurat udało im się pokonać
Edwarda, kiedy to Luis „ugryzł” Jeana. Kiedy ostatni „wampir”
został na chwilę wolny od razu rzucił się na trzy dziewczyny, ale
Lisha pokonała go w pięć sekund i tak zakończyła się pierwsza
rozgrywka.
–
Ładnie – przyznałem.
Dzieciaki
ciężko dyszały, więc postanowiłem, że nim zaczniemy kolejną
rundę, najpierw omówię z nimi tę, by przy okazji mogli chwilę
odsapnąć.
–
Pierwsza rzecz z mojej
strony. Dlaczego nie nosicie kołków przy sobie? Wiecie, że gdyby
nie ten problem pewnie byście nawet nie mieli poległych? I mówię
tu o grupie Łowców. Jeanowi należy się pochwała za wykonywanie
moich zadań. A pozostali lepiej zacznijcie nosić kołki, bo was
będę tyrać na zajęciach. Jasne?
Pokiwali
niemrawo głowami. Westchnąłem. Nie wyglądało, jakby do nich
dotarło.
–
Marie, choć odpadłaś
jako pierwsza, to również jako pierwsza podjęłaś ryzyko.
Wybrałaś trochę zły moment, ale gdyby nie ty, pozostali by pewnie
tak stali w miejscu w nieskończoność.
Dziewczyna
uśmiechnęła się nieśmiało, słysząc moje słowa. Najwyraźniej
nie spodziewała się, że zwrócę uwagę na plusy jej działania.
–
Świetna współpraca
Misty i Lishy. Brawo, dziewczyny. Kiedy Lisha została zaatakowana,
Misty podjęła mądre działanie i po prostu podała kołek
koleżance, skoro ona już dotarła do skrzyni. No i Lisha świetnie
sobie poradziła, wykorzystała okazję i pokonała Petera. To była
naprawdę super akcja, oglądałem ją z prawdziwą przyjemnością.
Dwie
nastolatki wyglądały na mile połechtane i docenione moimi słowami.
Dostrzegłem na ich twarzach zadowolenie z samych siebie.
–
Oczekuję od was
wszystkich tego, co zaprezentowały dziewczyny. Postarajcie się w
kolejnych rozgrywkach zwrócić uwagę na współpracę, dobra? Poza
tym jestem mile zaskoczony tym, jak nieźle wszyscy sobie
poradziliście i długo utrzymaliście w walce bez broni czy bez.
Możemy zacząć rundę drugą?
– A
możemy jeszcze chwilę odpocząć? – zapytała Misty.
Skinąłem
głową.
– Trzy
minuty. Nowymi wampirami będzie Misty, Beulah, Marie i Jean. Cztery
na cztery może szanse będą bardziej wyrównane.
*
–
Zmęczony – mruknąłem,
rzucając się na łóżko.
Wróciłem
po treningu z młodymi od razu do domu. I nawet jeśli wyjątkowo nie
udzielałem się za bardzo, ponieważ nie musiałem pokazywać
żadnych ruchów w walce, a jedynie komentowałem ich działania i
tak chciało mi się spać. Chris śmiał się ze mnie, bo z jakiegoś
powodu moje zmęczenie go bawiło.
–
Jesteś dziwny. Raz
rozpiera cię energia niczym dzieciaka z ADHD, a potem po prostu
padasz jak balon spuszczony z powietrza.
– To
normalne. Każdy czasem musi sobie odpocząć. A teraz byłbym rad,
jakbyś mi nie przeszkadzał.
–
Wyganiasz mnie? Z mojego
własnego domu? – oburzył się.
–
Pragnę tylko
przypomnieć, że zgodziłeś się, żebym tu zamieszkał. Idź
sobie, Chris – zajęczałem.
– Jak
twoi młodzi? – zmienił temat.
Wyglądało
na to, że nie da mi spokoju w najbliższym czasie.
– To
brzmi, jakbym miał dzieci – odpowiedziałem. – Ale chyba dobrze.
Gadałem dziś z Trudis. Elias się zabił, wiesz?
– Sam?
– Tak.
Trzymał się całkiem nieźle, bo od czasu do czasu odzyskiwał
samego siebie. Chyba stwierdził, że nie chce być wampirem i po
prostu popełnił samobójstwo. Godne podziwu.
–
Przynajmniej nikt inny
nie będzie musiał tego robić – przyznał Chris.
Przewróciłem
się na plecy i spojrzałem na niego. Wyglądał jak zwykle, jednak
miałem wrażenie, że coś się dzieje. A może byłem
przewrażliwiony?
– U
ciebie w porządku? – zapytałem.
Kiwnął
głową i podszedł do łóżka.
–
Przesuń się.
Zrobiłem
Chrisowi trochę miejsca, a on położył się obok mnie również na
plecach. Obaj wpatrywaliśmy się w sufit, nic do siebie nie mówiąc.
Ta sytuacja przypominała mi o tych wszystkich chwilach, gdy byliśmy
jeszcze dzieciakami bez Licencji. Powinniśmy wówczas trenować w
sali, a my zawsze kładliśmy się na podłodze i tylko tak
leżeliśmy, oglądając sklepienie.
– Nie
masz czasami takiego poczucia, że jesteśmy strasznie starzy?
Chris
wybuchnął śmiechem, a ja ściągnąłem usta, dąsając się. No
super. Ja tutaj poruszał poważne, filozoficzne tematy, a on mnie
wyśmiewa. Nie ma to jak dobrzy przyjaciele.
– Masz
dopiero dwadzieścia lat i już dotyka cię kryzys? – zapytał.
– To
żaden kryzys, ja po prostu lubię dużo myśleć.
– I
w ten sposób dochodzisz do najdziwniejszych przemyśleń świata.
Wzruszyłem
ramionami, ponieważ moje myśli już pędziły w innym kierunku.
Czemu ja nie mogłem dać z tym sobie spokoju?! Znów chciałem się
go zapytać o ten pocałunek, ale się bałem. Czułem, że wszystko
spieprzę. Nawet jeśli w naszej przyjaźni istniały teraz jakieś
niedopowiedzenia, to nie było oficjalnej rozbebeszonej kłótni albo
czegoś w tym stylu. Nasze problemy pojawiały się tylko w naszych
głowach. Warto to niszczyć?
– A
jak ty radzisz sobie na treningach? – zapytałem.
–
Całkiem nieźle.
–
Opowiesz mi o tym?
–
Jeśli chcesz.
Kiwnąłem
głową i obróciłem się na bok, żebym mógł go obserwować.
Chris uśmiechnął się delikatnie i przekręcił głowę w moją
stronę. Patrzyłem mu w oczy, czekając aż zacznie mówić.
Lepiej
odłożyć temat pocałunku na później. Tak jest bezpieczniej.
wiem, że inne rzeczy poza wątkiem Max-Chris są ważne, ale jakoś tak brakuje mi trochę tego. ich relacje są swoją drogą przesłodkie :) a co do tego, że przez pocałunek mają niezręczną sytuację, to aż zbyt dobrze rozumiem, niech Max tego lepiej nie odkłada, bo to najgorsze co można zrobić... niech sobie wszystko wyjaśnią...
OdpowiedzUsuńNo staram się aby wątek romantyczny nie był główną fabułą, dlatego pewnie trochę mi umyka. No cóż, Max w takich sprawach niestety trochę tchórzy...
UsuńDziękuję bardzo za komentarz :D
to niech lepiej nie tchórzy. ja tchórzyłam jakieś 2 lata :v niech się lepiej ogarnie
Usuńże się starasz, żeby nie był to główny wątek, to widać :) i nie mówię w żadnym razie, że to jest coś na "nie"
Max niestety dopiero zyskuje swoje doświadczenie w tchórzeniu. Ale mogę obiecać, że to nie będą dwa lata.
UsuńOoo, to dobrze, że widać co chcę osiągnąć :3
Jak zwykle fajnie i ciekawie.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że tak mało wątku z tą dwójką. No, ale coż, nie można mieć wszystkiego.. :)
Miło się czyta. <3
Dziękują bardzo za pozytywną opinię! :D
UsuńNo ta dwójka, miejmy nadzieję, dostanie więcej scen już niedługo ;)
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego (:
Jak zwykle fajnie i ciekawie.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że tak mało wątku z tą dwójką. No, ale coż, nie można mieć wszystkiego.. :)
Miło się czyta. <3
Hej,
OdpowiedzUsuńtrening świetnie, dzięki temu dzieciaki wiele się nauczą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia