wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział 19

Kiedy Trudis wezwała mnie do siebie na ploty (oczywiście nazwała to „poważną rozmową”), wcale nie byłem zaskoczony. Po tym co się ostatnio działo spodziewałem się, że nagle wpadnie i zapragnie zobaczyć się z moją fantastyczną osobą. Miałem tak wielką ochotę po prostu zlać jej problemy i powiedzieć, że mam własne (na przykład niejasną sytuację z moim przyjacielem, do której sam doprowadziłem i którą najwidoczniej widziałem tylko ja), ale jako podrzędny Łowca musiałem się grzecznie stawić, bo inaczej zostałbym brutalnie ukarany.
Cześć, Trudis – rzuciłem na przywitanie, nawet nie kłopocząc się używaniem formalnych zwrotów.
Pani dyrektor spojrzała na mnie srogo z wyraźną chęcią skrytykowania, ale kiedy spostrzegła, że najwidoczniej jestem nie w humorze, po prostu sobie darowała.
Siądziesz? – zaproponowała spokojnie.
Gdy zająłem miejsce, zwróciłem uwagę na to, jak bardzo się tutaj zmieniło. Porządek. Zawsze panował tu porządek. Tym razem Trudis miała zawalone całe biurko jakimś ogromem papierów. Sama również wyglądała na wykończoną. Praca nad spiskiem okazała się być znacznie trudniejsza niż ktokolwiek z nas mógłby podejrzewać. Pewnie jeszcze nic nie odkryli.
Sprawdziliśmy te radary – wyznała.
I jak?
No cóż, wysyłałam mniejsze grupy, żeby to po prostu szybciej zrealizować. Ich jedynym zadaniem było sprawdzenie, czy wampiry znajdują się w tych miejscach, mieli nawet nie wdawać się w walkę. Okazało się, że część była fałszywa. Ktoś zaprogramował nasze komputery, by wskazywały nawet puste miejsca. W rezultacie wiemy, że wampirów wcale nie przybyło. Znaczy pojawiło się kilka nowych gniazd, ale nic ponadto niż moglibyśmy się spodziewać.
Wszystko ściema? I błędy komputerów?
Na to wygląda. Ale przyczyną raczej nie są błędy komputerów. – Trudis zacisnęła zęby. Dievam wymykało się spod kontroli, a to ona sprawowała nad nim władzę. Dla pani dyrektor na pewno oznaczało to zwątpienie w swoje możliwości. Przez krótką chwilę chciałem ją pocieszyć albo powiedzieć coś motywującego, ale na szczęście mi przeszło.
Wiesz, kto za to odpowiada?
Jeszcze nie. Ktokolwiek jest odpowiedzialny za to wszystko, co się dzieje, musiał się bardzo dokładnie do tego przygotowywać, ponieważ wszystkie ślady znikają w miejscach, w których się pojawiają. Obawiam się, że nie wiemy nic, a jak tak dalej pójdzie, to bardzo źle się to dla nas skończy.
Te morderstwa i wampiry... Uważasz, że to jest ze sobą jakoś połączone?
Nie wiem, Max. Choć istnieje pewna teoria, jakoby te znikające i pojawiające się wampiry po prostu odwracały naszą uwagę od głównego zadania, które dopiero teraz się zaczęło.
Zastanowiłem się. To brzmiało naprawdę prawdopodobnie. No i łączyło się w logiczną całość, przez co sprawa z wampirami nie wydawałaby się totalnie bez sensu. Ale co było przyczyną tych morderstw? Po prostu ktoś nas bardzo nienawidził? Brzmi trochę słabo.
I totalnie nic nie wiesz?
Niestety.
W takim razie czym zajmuje się moja siostra i Huke? – zapytałem.
Trudis gwałtownie podniosła się na krześle.
Max! – wykrzyknęła. – Ty nie powinieneś o tym w ogóle wiedzieć.
A jednak wiem. To o co chodzi?
Nie mogę ci powiedzieć.
W ogóle nie rozumiem sensu naszych rozmów, skoro jestem informowany tylko o wybiórczych rzeczach. – warknąłem. – Decydujesz, co jest na tyle nie istotne, że mógłbym o tym wiedzieć, a potem zostawiasz mnie z jakimiś wyrwanymi z kontekstu informacjami. Równie dobrze mógłbym nic nie wiedzieć.
Zmarnowana mina Trudis sprawiła, że poczułem lekkie wyrzuty sumienia, że tak ją zaatakowałem słownie. Miała ciężko, a ja ją tylko dobijałem. Nie ma co, pomocny jestem. Ale z drugiej strony, jeśli naprawdę oczekiwała mojej pomocy, dlaczego nie mówiła mi wszystkiego? Wtedy byłbym znacznie bardziej przydatny.
A co z Eliasem? – zmieniłem temat. – Przesłuchaliście go?
Próbowaliśmy, ale wiesz jak to z wampirami bywa. Elias raz na jakiś czas odzyskiwał swoją ludzką zdolność myślenia, podczas jednego takiego przypadku udało mi się nawet uwolnić.
Uciekł?
Nie. Zabił się.

*

Jak się czujecie po naszym ostatnim treningu? – zapytałem.
Zastanawiałem się wcześniej, czy powinienem w ogóle wspominać tę sprawę, ale uznałem, że muszę. Oni mają być Łowcami, jak ja ich nie wyszkolę, to nikt tego nie zrobi. A skoro jeszcze nie mieli jeszcze kontaktu z wampirami, to należałoby wykorzystać tę sytuację jako lekcję.
Źle się zachowaliśmy, prawda? – Beulah wydała się być skruszona. Większość z nich skuliła się w sobie, najwidoczniej oczekując ode mnie srogiej reprymendy.
Jeśli mam być szczery, nie wiem, jak was ocenić. Jesteście młodzi, macie tylko czternaście lat, to naturalnie, że waszą pierwszą reakcją w chwili zagrożenia jest lęk. Z drugiej strony uczycie się, jak zostać Łowcą, więc powinniście obcować z wampirami i wiedzieć, jak sobie z nimi radzić.
Zostaniemy jakoś ukarani? – zainteresował się Peter. Pamiętam, jak na pierwszych zajęciach Peter był taki pewny siebie, świecie przekonany, że jest najlepszy w grupie i radzi sobie z walką. Trochę w tym prawdy, ponieważ miał naprawdę sporą wprawę, a jednak podczas ataku tych trzech wampirów nie odnalazł w sobie takiego zapału do walki.
Nie, raczej nie. Jednak chciałbym z wami przedyskutować tę sprawę. Okay?
Wszyscy pokiwali głowami, wyraźnie zastanawiając się, co planuję zrobić. Nie miałem konkretnego planu, ale chciałem im pokazać, jak powinni działać. Gdyby czysto teoretycznie wybrali się w ósemkę na misję, czekałaby ich współpraca. Dlaczego więc by ich w ten sposób nie wyszkolić?
Kto się bał, gdy zobaczył, że wampiry są prawdziwe? Śmiało, podnieście rękę.
Nie wiem, czy się wstydzili, ale każdy spróbował się jak najbardziej skryć. Wszyscy unieśli dłonie odrobinę, jakby starając się skupić na sobie jak najmniej mojej uwagi.
Edward, Peter i Luis. Jesteście wampirami, stańcie tutaj. – Wskazałem na miejsce koło okna, gdzie ostatnio pojawiły się te kreatury. – Reszta z was powinna ich pokonać. Jeśli nie macie broni, możecie ją wziąć z pudła, ale nie teraz! – krzyknąłem, gdy zobaczyłem, że część z nich już się tam wybiera. – Dopiero jak chłopcy was zaatakują. W realnym życiu tak się zdarza, że nie macie, czym pokonać wampira. Odpadacie z gry, gdy Edward, Peter albo Luis dotkną ustami jakiegoś odkrytego miejsca na ciele, ale nie gryźcie, dobra? Trzy pierwsze osoby, które odpadną będą potem udawać wampiry. Do roboty.
Wampiry na ogół nie należały do zorganizowanej grupy, planującej atak, dlatego chłopcy od razy natarli na resztę. Ich pierwszym celem, jak zdążyłem zauważyć, było odgrodzenie grupy od broni. Trzeba przyznać, mądre posunięcie.
Wiedziałem, że walka z rówieśnikami będzie dla nich znacznie łatwiejsza, niżby miało się to dziać naprawdę, ale do czegoś trzeba zacząć. Wpadłem na pomysł organizowania takich scenek wczoraj wieczorem i chciałem zacząć od tej najbardziej realnej. Myślałem nawet nad zabraniem ich w teren w przyszłości w celu dokładniejszego poćwiczenia.
Jedyną osobą, która miała przy sobie kołek, był Jean. Zanotowałem w pamięci, żeby ich wszystkich porządnie opieprzyć z góry na dół za niestosowanie się do moich zaleceń. Tymczasem skupiłem się na akcji, która się tutaj odgrywała. Ponieważ trójka chłopców nie miała nic do stracenia (poza życiem, teoretycznie) atakowali resztę znacznie odważniej. Grupa Łowców mimo przewagi radziła sobie jednak źle. Jeden kołek na pięć osób i w dodatku w rękach chłopaka, który odrobinę obawiał się wykonania jakiegoś niebezpieczniejszego ruchu, stawiało ich w słabej sytuacji.
Przyglądałem się z boku, nie komentując ich zachowania, ale zauważyłem, że od czasu do czasu spoglądali w moją stronę, jakby oczekując oceny. Ja jednak dzielnie nic nie mówiłem.
Pierwsza odpadła Marie. Zrobiła odważny ruch i wyrwała się poza szereg, próbując dostać się do skrzyni. Nikt inny nie próbował się tego podjąć, więc należał jej się punkt za sam pomysł, ale wybrała nie najlepszy moment, ponieważ Luis od razy ją złapał i „ugryzł”. Przywołałem ruchem ręki dziewczynę do siebie, żeby nie przeszkadzała reszcie i oglądała ze mną ich zmagania.
Pomysł Marie podłapały Lisha i Misty, ale one znacznie lepiej go zrealizowały. Poczekały na odpowiedni moment i gdy tylko pojawiła się luka, przemknęły między chłopakami. Peter złapał Lishę za łokieć, ale ta sprawnie się wykręciła i złapała w locie kołek rzucony przez Misty. Wykonała gwałtowny ruch, rozpraszając chłopaka, a zaraz potem przyłożyła kołek do jego piersi, w ten sposób go „uśmiercając”. Uśmiechałem się, oglądając tę szybką i sprawną akcję między dziewczynami. Nawet jeśli nie do końca tak to planowały, to szybka współpraca pozwoliła im na pokonanie jednego „wampira”.
Dziewczyny potraktowały poważnie współpracę i podały kołek Beulah, na którą nacierał Edward. Tuż przy niej Jean próbował pokonać Luisa, ale kiedy widziałem jego niepewne ruchy i brak jakiekolwiek podjęcia ryzyka, spodziewałem się, że zaraz padnie. I wcale się nie pomyliłem.
Lisha i Misty dołączyły się do reszty grupy, atakując od tyłu pozostałych dwóch przeciwników. Akurat udało im się pokonać Edwarda, kiedy to Luis „ugryzł” Jeana. Kiedy ostatni „wampir” został na chwilę wolny od razu rzucił się na trzy dziewczyny, ale Lisha pokonała go w pięć sekund i tak zakończyła się pierwsza rozgrywka.
Ładnie – przyznałem.
Dzieciaki ciężko dyszały, więc postanowiłem, że nim zaczniemy kolejną rundę, najpierw omówię z nimi tę, by przy okazji mogli chwilę odsapnąć.
Pierwsza rzecz z mojej strony. Dlaczego nie nosicie kołków przy sobie? Wiecie, że gdyby nie ten problem pewnie byście nawet nie mieli poległych? I mówię tu o grupie Łowców. Jeanowi należy się pochwała za wykonywanie moich zadań. A pozostali lepiej zacznijcie nosić kołki, bo was będę tyrać na zajęciach. Jasne?
Pokiwali niemrawo głowami. Westchnąłem. Nie wyglądało, jakby do nich dotarło.
Marie, choć odpadłaś jako pierwsza, to również jako pierwsza podjęłaś ryzyko. Wybrałaś trochę zły moment, ale gdyby nie ty, pozostali by pewnie tak stali w miejscu w nieskończoność.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało, słysząc moje słowa. Najwyraźniej nie spodziewała się, że zwrócę uwagę na plusy jej działania.
Świetna współpraca Misty i Lishy. Brawo, dziewczyny. Kiedy Lisha została zaatakowana, Misty podjęła mądre działanie i po prostu podała kołek koleżance, skoro ona już dotarła do skrzyni. No i Lisha świetnie sobie poradziła, wykorzystała okazję i pokonała Petera. To była naprawdę super akcja, oglądałem ją z prawdziwą przyjemnością.
Dwie nastolatki wyglądały na mile połechtane i docenione moimi słowami. Dostrzegłem na ich twarzach zadowolenie z samych siebie.
Oczekuję od was wszystkich tego, co zaprezentowały dziewczyny. Postarajcie się w kolejnych rozgrywkach zwrócić uwagę na współpracę, dobra? Poza tym jestem mile zaskoczony tym, jak nieźle wszyscy sobie poradziliście i długo utrzymaliście w walce bez broni czy bez. Możemy zacząć rundę drugą?
A możemy jeszcze chwilę odpocząć? – zapytała Misty.
Skinąłem głową.
Trzy minuty. Nowymi wampirami będzie Misty, Beulah, Marie i Jean. Cztery na cztery może szanse będą bardziej wyrównane.

*

Zmęczony – mruknąłem, rzucając się na łóżko.
Wróciłem po treningu z młodymi od razu do domu. I nawet jeśli wyjątkowo nie udzielałem się za bardzo, ponieważ nie musiałem pokazywać żadnych ruchów w walce, a jedynie komentowałem ich działania i tak chciało mi się spać. Chris śmiał się ze mnie, bo z jakiegoś powodu moje zmęczenie go bawiło.
Jesteś dziwny. Raz rozpiera cię energia niczym dzieciaka z ADHD, a potem po prostu padasz jak balon spuszczony z powietrza.
To normalne. Każdy czasem musi sobie odpocząć. A teraz byłbym rad, jakbyś mi nie przeszkadzał.
Wyganiasz mnie? Z mojego własnego domu? – oburzył się.
Pragnę tylko przypomnieć, że zgodziłeś się, żebym tu zamieszkał. Idź sobie, Chris – zajęczałem.
Jak twoi młodzi? – zmienił temat.
Wyglądało na to, że nie da mi spokoju w najbliższym czasie.
To brzmi, jakbym miał dzieci – odpowiedziałem. – Ale chyba dobrze. Gadałem dziś z Trudis. Elias się zabił, wiesz?
Sam?
Tak. Trzymał się całkiem nieźle, bo od czasu do czasu odzyskiwał samego siebie. Chyba stwierdził, że nie chce być wampirem i po prostu popełnił samobójstwo. Godne podziwu.
Przynajmniej nikt inny nie będzie musiał tego robić – przyznał Chris.
Przewróciłem się na plecy i spojrzałem na niego. Wyglądał jak zwykle, jednak miałem wrażenie, że coś się dzieje. A może byłem przewrażliwiony?
U ciebie w porządku? – zapytałem.
Kiwnął głową i podszedł do łóżka.
Przesuń się.
Zrobiłem Chrisowi trochę miejsca, a on położył się obok mnie również na plecach. Obaj wpatrywaliśmy się w sufit, nic do siebie nie mówiąc. Ta sytuacja przypominała mi o tych wszystkich chwilach, gdy byliśmy jeszcze dzieciakami bez Licencji. Powinniśmy wówczas trenować w sali, a my zawsze kładliśmy się na podłodze i tylko tak leżeliśmy, oglądając sklepienie.
Nie masz czasami takiego poczucia, że jesteśmy strasznie starzy?
Chris wybuchnął śmiechem, a ja ściągnąłem usta, dąsając się. No super. Ja tutaj poruszał poważne, filozoficzne tematy, a on mnie wyśmiewa. Nie ma to jak dobrzy przyjaciele.
Masz dopiero dwadzieścia lat i już dotyka cię kryzys? – zapytał.
To żaden kryzys, ja po prostu lubię dużo myśleć.
I w ten sposób dochodzisz do najdziwniejszych przemyśleń świata.
Wzruszyłem ramionami, ponieważ moje myśli już pędziły w innym kierunku. Czemu ja nie mogłem dać z tym sobie spokoju?! Znów chciałem się go zapytać o ten pocałunek, ale się bałem. Czułem, że wszystko spieprzę. Nawet jeśli w naszej przyjaźni istniały teraz jakieś niedopowiedzenia, to nie było oficjalnej rozbebeszonej kłótni albo czegoś w tym stylu. Nasze problemy pojawiały się tylko w naszych głowach. Warto to niszczyć?
A jak ty radzisz sobie na treningach? – zapytałem.
Całkiem nieźle.
Opowiesz mi o tym?
Jeśli chcesz.
Kiwnąłem głową i obróciłem się na bok, żebym mógł go obserwować. Chris uśmiechnął się delikatnie i przekręcił głowę w moją stronę. Patrzyłem mu w oczy, czekając aż zacznie mówić.
Lepiej odłożyć temat pocałunku na później. Tak jest bezpieczniej.

8 komentarzy:

  1. wiem, że inne rzeczy poza wątkiem Max-Chris są ważne, ale jakoś tak brakuje mi trochę tego. ich relacje są swoją drogą przesłodkie :) a co do tego, że przez pocałunek mają niezręczną sytuację, to aż zbyt dobrze rozumiem, niech Max tego lepiej nie odkłada, bo to najgorsze co można zrobić... niech sobie wszystko wyjaśnią...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No staram się aby wątek romantyczny nie był główną fabułą, dlatego pewnie trochę mi umyka. No cóż, Max w takich sprawach niestety trochę tchórzy...
      Dziękuję bardzo za komentarz :D

      Usuń
    2. to niech lepiej nie tchórzy. ja tchórzyłam jakieś 2 lata :v niech się lepiej ogarnie

      że się starasz, żeby nie był to główny wątek, to widać :) i nie mówię w żadnym razie, że to jest coś na "nie"

      Usuń
    3. Max niestety dopiero zyskuje swoje doświadczenie w tchórzeniu. Ale mogę obiecać, że to nie będą dwa lata.
      Ooo, to dobrze, że widać co chcę osiągnąć :3

      Usuń
  2. Jak zwykle fajnie i ciekawie.
    Szkoda tylko, że tak mało wątku z tą dwójką. No, ale coż, nie można mieć wszystkiego.. :)
    Miło się czyta. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękują bardzo za pozytywną opinię! :D
      No ta dwójka, miejmy nadzieję, dostanie więcej scen już niedługo ;)
      Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego (:

      Usuń
  3. Jak zwykle fajnie i ciekawie.
    Szkoda tylko, że tak mało wątku z tą dwójką. No, ale coż, nie można mieć wszystkiego.. :)
    Miło się czyta. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    trening świetnie, dzięki temu dzieciaki wiele się nauczą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń